Od kilku dni jesteśmy świadkami zamieszek bezwzględnie przetaczających się przez ulice Londynu, zmiatających po drodze wszystko co tylko da się rozkruszyć bejsbolowym kijem albo unieść na plecach. Pod naporem rwącego potoku młodych Europejczyków – tolerancyjnych, nowoczesnych ludzi w kapturach i słuchawkach Apple w uszach – natychmiastowej dewastacji ulegają wystawy sklepowe, samochody lądują na dachach (na razie własnych), a kosze na śmieci stają w płomieniach. Praworządni obywatele, zdając sobie sprawę z beznadziei własnego położenia, co sił w nogach uciekają do bezpieczniejszych dzielnic. Sytuacja ta utrzymuje się od paru dobrych dni i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie miała zostać zażegnana. Pytanie, które mimowolnie się tutaj nasuwa brzmi – „Gdzie jest policja?”
Cała ta sytuacja jest doskonałą okazją do przypomnienia sobie paru podstawowych reguł rządzących rynkiem. Nie tylko rynkiem ochrony, ale rynkiem w ogóle. Wszak wiemy, że prawa ekonomii są uniwersalne. W równym stopniu dotyczą białoruskiego PGRu, amerykańskiej korporacji, jak i sklepu monopolowego za rogiem. Problemem jest tylko to, że istnieją instytucje, które bezlitosne działanie rynku łagodzą. Tak samo jak sterta poduszek łagodzi prawo grawitacji a akwalung ludzkie nieprzystosowanie do przebywania pod wodą. W ekonomii są to: monopole, dotacje i różne inne formy centralnie nadawanych przywilejów, gwarantujące danemu przedsiębiorstwu godny byt niezależnie od tego co i jak produkuje. Znacznie upraszczając i skacząc w przód – produkcja bezpieczeństwa przez państwowego monopolistę jest dokładnie tak samo niewydajna i gospodarczo niekorzystna, co każdy inny państwowy monopol i subsydiowana przez państwo forma działalności – czy to publiczny system oświaty czy państwowa poczta na przykład.
Już w 1849 roku Gustave de Molinari, wybitny belgijski ekonomista, a zarazem jeden z pierwszych teoretyków anarchokapitalizmu (jeśli nie liczyć amerykańskich anarchoindywidualistów to chyba nawet pierwszy), zauważył, że:
„W interesie konsumenta leży to, by praca służąca zaspokajaniu jego potrzeb , a także wymiana dóbr odbywały się w sposób wolny. Wolność handlu i wolność pracy to czynniki najmocniej wpływające na obniżenie ceny [a zarazem wzrost jakości]. Stosując tą zasadę do produkcji bezpieczeństwa dochodzimy do wniosku, że w interesie wszystkich konsumentów leży, by produkcja ta odbywała się w środowisku konkurencji”.
Molinari dodaje też, że: „Albo jest to logiczne i prawdziwe, albo zasady na których opiera się ekonomia jako nauka, są błędne”.
Kontynuując, gdy dochód przedsiębiorstwa nie jest uzależniony od poziomu satysfakcji konsumentów, owe przedsiębiorstwo traci wszelką motywację do poprawy jakości oferowanych usług. Pieniądze płyną tak czy siak, a konkurencji przecież brak. Po co więc bawić się w innowacje? Po co silić się na bycie skutecznym? Taka jest teoria, jak wygląda praktyka – widzimy to teraz w Londynie. Brytyjska policja, świadoma zagrożeń czyhających na ulicy, woli się nie wychylać. Przecież niczym nie ryzykuje. Klientów nie straci, bo jest monopolistą. Kontraktów też nie, bo przecież każda jej umowa to klasyczny przykład „propozycji nie do odrzucenia”.
Alternatywą wobec takiego stanu rzeczy – zresztą jak dla każdej formy niewolnictwa – jest po prostu wolność. W tym konkretnym przypadku wolny rynek produkcji bezpieczeństwa.
no i co?
pierdolniesz sobie produkcję bezpieczeństwa w jaki niby to sposób?
że masz 10 sąsiadów i tylko 1 chce się składać na produkcję bezpieczeństwa, a reszta uzna że chuj, bo nie ma sensu się na to składać?
narzucisz tym 9 żeby przestrzegali Twoich zasad własności?
zakładając że jednak narzucisz :), to do tego jak wyegzekwujesz? opłacisz ich a oni potem powiedzą że chuj Cię jebał, bo oni uważają że dobrze się wywiązali z zapewniania bezpieczeństwa ale nie dali rady, bo 1 na 9 to nie idzie wiele uratować.
gdzie się udasz? do prywatnego sądu? a co jak 10 ludzi powoła 10 różnych alternatywncyh sądów, prokuratur, i adwokatów? który ma wygrać?
przecież jak ma być „w wolności”, to znaczy się, że ja mogę sobie powołać swój wymiar sprawiedliwości, a Ty swój. i możemy to zrobić na tym samym „wspólnym terenie”.
jeśli chcesz uwspólnić zasady budujesz nowe państwo, podlegające tym samym monopolistycznym regułom co teraz. chyba nie chodzi Ci o monopol instytucji, ale reguł, prawda?
bo monopol instytucji też jest w „wolności” Twojej zapewniony, silniejsza konkurencja wyprze słabszą, a silniejsi sponsorzy zapanują nad słabszymi.
jeśli ma podlegać różnym regułom w zależności od punktu widzenia kogoś w Wolności, to jeden uzna za zasadne zajebać coś ze sklepu, a drugi nie uzna za zasadne.
jeden poda do sądu jednego, a drugi poda do drugiego.
prędzej rozumiem już pierdolenie następującej treści:
zajebali, towary, bo nie czuli bezpośredniego związku ich z posiadaczami, a nie czuli bo towary należały do sieci sklepów, koncernów handlowych, bo sklepikarze to kapitaliści, a ci są utożsamiani z klasą posiadającą, bo nie czują bezpośredniego związku własności z człowiekiem, bo to nie Libertarianizm. ten System ma samych pośredników, ludź więc nie wie że okradając kogoś, okrada kogoś, ale myśli że okrada pośrednika, bo pośrednik ma towar czyjś, a jeśli pośrednik ma czyjś to sam ma więc jest bogaty, bardziej niż ten biedny, to ten biedny może mieć to co ma ten bogaty. to ten biedny wie że ten bogaty pośrednik to ma kredyty, ubezpieczony jest od szkód, bo pośrednicy go dotują, to on nie zbiednieje. to tego bogatego można okraść. gdyby nie było Państwa, i Pośredników (banków, ubezpieczycieli, i innych policjantów czyli funkcyjnych podtrzymujących system – np kapitalizm), to rzecz byłaby albo wspólna albo utożsamiana z ludziem którego okradnięcie miałoby wymiar bardziej bezpośredni. dlaczego ludzie kradli ze sklepów a nie z domów prywatnych? dlatego że był to pośrednik.
zlikwidować Państwo – zlikwidować Pośrednika, ale likwidacja Pośrednika to też likwidacja wszystkich którzy robią COŚ ZA KOGOŚ.
tak więc żeby nie być okradzionym musisz być Samowystarczający. jeśli coś jest tylko Twoje, i niczyje inne, bo pasuje to do stanu posiadania sąsiadów, i można to utożsamić z czymś co posiada przeciętny człowiek, bądź przedmiotem osobistym pewnie mało kto Ci coś zajebie.
jeśli jednak deponujesz jakieś pieniądze (pośrednik) w banku (pośrednik) i ochraniasz ochroniarzami (pośrednik) na „wolnym rynku” nie dziw się że ludzie nie czują między nimi a Tobą żadnego związku.