2 lutego minie kolejna rocznica urodzin Ayn Rand. Miałem z tej okazji napisać kilka słów o autorce Atlas Shrugged (Atlas zbuntowany). Ale skoro wspomniał o Niej w swoim komentarzu Pan Zbyszek Karkuszewski, to już teraz kilka słów na jej temat, bo rzeczywiście warto sięgnąć po jej książki. Kilka ukazało się nawet w Polsce [Hymn (Anthem), Źródło (The Fountainhead), Cnota egoizmu (The Virtue of Selfishness), Powrót człowieka pierwotnego (The Return of the Primitive), Atlas Zbuntowany (Atlas Shrugged]
Ayn Rand urodziła się w roku 1905 w Petersburgu. Po rewolucji bolszewickiej uciekła z Rosji do Stanów Zjednoczonych gdzie, nauczona przykrym doświadczeniem swojej własnej ojczyzny, zaczęła bronić ideologii indywidualistycznej.
Jej zdaniem, nieuniknioną konsekwencją prawa człowieka do życia jest prawo do samoobrony. Zastosowanie przemocy fizycznej, nawet w celach odwetowych, nie może jednak zależeć od uznania pojedynczych obywateli. Nie sposób żyć w stanie ciągłego zagrożenia użyciem siły przez któregoś z sąsiadów, bez względu na to, czy kieruje się on zasadami sprawiedliwości, ignorancją, czy złą wolą; czy jego intencje są dobre, czy złe. Użycie przemocy przeciw jednemu człowiekowi nie może być pozostawione arbitralnej decyzji drugiego człowieka. Ludzie potrzebują instytucji, której mogliby powierzyć zadanie obrony swoich praw według kodeksu obiektywnych zasad. Tą instytucją jest właśnie rząd. Musi on być jednak w działaniach swych ograniczony. Przecież przestępcy wszędzie i zawsze stanowili znikomą mniejszość. Krzywdy, jakie wyrządzili rodzajowi ludzkiemu, są minimalne w porównaniu do zbrodni popełnionych przez władze państwowe. Rząd stanowi potencjalne zagrożenie dla praw człowieka, gdyż ma monopol na stosowanie przymusu. Fundamentalna różnica między działaniem prywatnym i rządowym, sprowadza się więc do tego, że działania rządowe muszą być ściśle zdefiniowane i mieścić się w wyznaczonych granicach. Podczas gdy jednostka ma swobodę wyboru czynienia wszystkiego, co nie jest zabronione, urzędnik administracji państwowej nie może uczynić niczego, poza tym co jest prawnie dozwolone. Ograniczony w ten sposób rząd jest społeczeństwu bezwzględnie potrzebny, dla zagwarantowania odpowiedniej obrony przed przemocą.
Zdaniem Rand, znak dolara to najlepszy symbol wolnej gospodarki, a leseferyzm ekonomiczny, to jedyny system kompatybilny z wolnością człowieka. Opiera się on na „etyce egoizmu”, na przekonaniu, że każdy najlepiej wie, co jest dla niego dobre i jak postępować, aby osiągnąć wybrane przez siebie cele. Egoizm wcale nie jest synonimem zła, jak usilnie przekonują różni „postępowi działacze społeczni”. Według podręcznikowej definicji „egoizm” to „troska o własny interes”. Definicja ta nie zawiera oceny moralnej, nie podpowiada, czy troska o swój interes jest dobra, czy zła, nie przesądza też o tym, co stanowi rzeczywisty interes danej jednostki. Współcześni „altruiści” ogłaszają światu, że każde działanie podjęte w interesie innych jest dobre, a każda akcja dla własnych korzyści – zła. W ten sposób przemysłowiec robiący majątek i gangster rabujący bank są zaklasyfikowani do tej samej, a przynajmniej podobnej, kategorii. Stąd już tylko krok do uznania jakiegoś dyktatora za wzór cnót, ponieważ niewyobrażalne okrucieństwa, jakich się dopuścił, miały na celu dobro ludu, a nie jego własne. Tymczasem zło w bandytyzmie nie polega na tym, że bandzior kieruje się własnym interesem, lecz na tym, co uważa on za swój interes.
Moralność to nie konkurs zachcianek, a wolność to nie licencja na zabijanie. Bezwzględnie niemoralne jest natomiast zerwanie więzi między działającym, a uzyskującym korzyści z efektów tego działania, co prowadzi do poświęcenia jednych na rzecz innych.
Jedynym ograniczeniem wolności człowieka, może być taki sam zakres wolności drugiego człowieka, a nie konieczność zaspakajania czyichś, nawet najbardziej słusznych, elementarnych potrzeb.
W żadnym razie podmiotem uprawnionym do nakładania na kogoś obowiązku pomocy innym nie może być rząd. Jest on tylko arbitrem w konfliktach powstających pomiędzy jednostkami, a arbitraż jego oparty jest na powszechnie znanych, zobiektywizowanych prawach. Niedopuszczalna jest natomiast żadna interwencja rządu w stosunki społeczne i gospodarcze w celu ich „poprawy”. Kiedy raz uzna się rząd za dostawcę bezpłatnych usług, to wkrótce zacznie on sam powiększać ich zakres, stając się instytucją wszechobecną, ingerującą w coraz więcej sfer ludzkiego życia.
Kolektywistyczni tyrani, nie ważąc się otwarcie wystąpić przeciwko wolności i prawom człowieka, robią to w sposób zakamuflowany. Jak w sferze materialnej dokonywana przez państwo grabież przybiera postać inflacji, tak w sferze politycznej odebranie ludziom wolności dokonuje się poprzez inflację ich praw. Cała sztuczka polega na sprytnym przerzuceniu pojęcia praw człowieka ze sfery politycznej w dziedzinę ekonomii. Mówiąc o prawie do pracy, nauki, czy opieki zdrowotnej pomija się pytanie kto za to zapłaci. Prawo nie może obiecywać człowiekowi dóbr materialnych, które mają być wytworzone przez innych ludzi. Może jedynie zapewnić każdemu swobodę zdobywania pożądanych dóbr własnym wysiłkiem.
W tym kontekście Rand zwracała uwagę na precyzyjność Ojców Założycieli, którzy sformułowali prawo „dążenia do szczęścia”, nie zaś prawo „do szczęścia”. Każdy może podejmować działania zmierzające do zrealizowania swoich zamierzeń, szanując takie same prawa innych ludzi. Nie znaczy to jednak, że ktoś inny musi go uszczęśliwiać. Prawo do życia oznacza wolność podejmowania działań zmierzających do utrzymania się z własnej pracy i nie obiecuje nikomu, że inni będą łożyć na jego utrzymanie. Prawo własności oznacza wolność jej zdobywania, posiadania i rozporządzania nią i nie zapewnia, że ktoś musi coś nam podarować. Wolność słowa oznacza, że człowiek ma prawo wyrażania poglądów bez obawy przed represjami. Nie oznacza jednak, że inni muszą udostępnić mu salę wykładową, stację radiową lub drukarnię. W amerykańskiej Karcie Praw czytamy: „Kongres nie będzie stanowił żadnych praw/…/ ograniczających wolność słowa, czy wolność prasy…” Nie ma tam jednak ani słowa o tym, by obywatele fundowali mikrofon zwolennikowi ich zagłady, czy też, by Kongres mógł ustanowić prawa nakładające na nich taki obowiązek.
Najbardziej nawet pożądany cel społeczny nie może być realizowany bez względu na środki, których trzeba użyć dla jego osiągnięcia. Podejmując działanie, nie można pozostawić w zasięgu wzroku jedynie pragnienia. Liczba osób obdarowanych przedmiotami pochodzącymi z kradzieży nie zmienia przecież jej natury. Trzeba więc brać pod uwagę moralną wartość i konsekwencje stosowanych metod. Co więcej, każde działanie z zakresu inżynierii społecznej przypomina mauzoleum – nie zawsze ze względu na kształt, ale zawsze ze względu na ogromne koszty realizacji. Jest to kolejny powód, by pozostawić samym ludziom troskę o ich własny byt.
W propagowaniu tych poglądów Rand wykazywała bezkompromisową konsekwencję. Twierdziła, że nie może być żadnego paktu pomiędzy dobrem i złem. W czasach, gdy ekstremizm stał się synonimem zła, bez względu na treść sprawy, do której się odnosił, Rand wyróżniała się ekstremizmem w walce z etatyzmem i kolektywizmem, nie idąc na żadne w tym względzie ustępstwa. Zwolennikom kompromisów zarzucała popełnianie błędu „kradzionego pojęcia”. Jeżeli bowiem nie ma bieli ani czerni, to nie może być również szarości, stanowiącej mieszaninę bieli i czerni. Zanim więc określi się coś jako szare, trzeba wiedzieć co jest białe, a co czarne. W dziedzinie moralności oznacza to konieczność rozgraniczenia dobra i zła. Kiedy zaś rozgraniczenie takie zostanie już dokonane, dlaczego decydować się na coś pośredniego, skoro wiemy co jest dobre? Kult moralnej szarości nie wygrałby w otwartej walce przeciwko moralności. Przedstawia się więc negację moralności jako wyższy rodzaj cnoty. Kompromis polega na pogodzeniu sprzecznych żądań, poprzez wzajemne ustępstwa. Można, na przykład, targować się o cenę kupowanego towaru. Nie może natomiast być kompromisu pomiędzy właścicielem i złodziejem. Nie może być kompromisu w dziedzinie zasad fundamentalnych. Cóż bowiem moglibyśmy uznać za kompromis pomiędzy życiem i śmiercią, prawdą i kłamstwem, dobrem i złem?
Znamienne, że większość książek Rand to eseje i powieści, będące mieszaniną sensacji, polityki i popularnej filozofii życiowej, a nie traktaty naukowe. Stanowi to jednak ich główną zaletę. Tam bowiem, gdzie autorka stara się o naukową filozoficzność swych tekstów, jej myśl staje się zdecydowanie mniej jasna – pisze w przedmowie do polskiego wydania Cnoty egoizmu Janusz Korwin-Mikke. Chociaż trzy główne powieści Rand osiągnęły łączny nakład ponad dwunastu milionów egzemplarzy, to próżno szukać jej nazwiska w podręcznikach literatury. Z pewnością nie brak walorów artystycznych jest powodem tego przemilczenia, lecz niechęć autorów tych podręczników do zasad, które Rand głosiła. Nawet część konserwatystów wydała wojnę jej poglądom, chociaż bardziej od samych poglądów raziła ich radykalna forma, w jakiej były one podane. Whittaker Chambers twierdził, że zapatrywania Rand są karykaturalne i zbyt prymitywne, a mimo pozornie skrajnego indywidualizmu, wykazują tendencje poddania społeczeństwa totalnej kontroli elit. Swą krytykę Chambers zatytułował, parafrazując Orwella, Big Sister Is Waching You.
Robert Gwiazdowski
9 styczeń 2007 r.
***
Tekst był wcześniej opublikowany na blogu Roberta Gwiazdowskiego
Nie do konca rozumiem pozytywny stosunek autora do egoizmu…
Probuje pan udowodnic iz egoizm jako taki,sam z siebie wcale nie jest zly,ze zly staje sie dopiero kiedy razem z nim zaistnieja inne czynniki nazwijmy to „modyfikujace”…tymczasem egoizm wlasnie sam z siebie,z definicji jest moze nie tyle zly co powiedzmy:”niebezpieczny”….znaczy inaczej:jest zly z zasady ale jesli dojdzie do wystapienia pewnych czynnikow to zly byc przestaje…sam z siebie oznacza troske tylko i wylacznie o swoja osobe,bez wzgled na interes innych….
wiesz moim zdaniem to chodzi o nieco szerszą definicje egoizmu – nie tą obiegową która jest niestety nacechowana negatywnie. Zobacz nawet altruista w zasadzie postępuje egoistycznie – to że komuś pomaga sprawia mu tę altruistyczną przyjemność – nie oczekuje niczego poza tym że mógł komus pomóc a co za tym idzie „nakarmić” właściwie swój egoizm. Cokolwiek robimy jest umotywowane takim szerokopojętym egoizmem – zawsze każdy nasz czyn jest dążeniem do samozaspokojenia – i chyba o to chodzić aby nie robić z tego jakiegoś tabu. I jak już to wiemy o sobie to możemy dalej sobie zastanawiać się co sprawia że jedni ten egoizm zamieniają w coś złego a inni w coś dobrego…
Quatryk: wg.mnie pojecie egoizmu definiuje tylko i wylacznie postawe obliczona na uzyskanie korzysci…i nic wiecej..czyli,ze postawa czysto egoistyczna(nie urozmaicona zadnymi innymi czynnikami) oznacza tylko i wylacznie dazenie do osiagniecia korzysci bez wzgledu na wszystko…
Nie wiem czy masz racje z tym altruizmem…dla mnie egoizm to pojecie ,ktore okresla tylko pewien specyficzny rodzaj troski o siebie…tzn.tylko o siebie.
Quatryk: albo inaczej….egoizm oznacza nie tylko dazenie do sprawienia sobie przyjemnosci ale tez troske o swoje interesy..owszem mozna przyjac ,ze dazenie do sprawienia sobie przyjemnosci to tez w jakims tam sensie troska o swoje interesy…ale na potrzeby dyskusjo przyjmijmy ,ze przyjemnosc to jedno a interes to drugie….koniec koncow na jedno wyjdzie a gadac bedzie latwiej….
Jesli wiec (slusznie) zakladamy ,ze egoizm to troska tak o swoj interes jak dazenie do zrobienia sobie dobrze to jak zdefiniujemy postawe przyjecia ,ktorej efektem bedzie sprawienie sobie przyjemnosci przy jednoczesnym zaszkodzeniu swoim interesom…
dajmy na to:mam dziewczyne,kocham ja ponad wszsytko,w jakis tam sposob zostaje postawiony przed dylemtatem,ktore z nas ma umrzec…bez wachania wskazuje na siebie….
czy wedlug ciebie takie postepowanie moznaby nazwac egoistycznym?
ale to ciekawy temat jest….pomysle se troche o tym..
widzisz właśnie problem jest w tej definicji. Najbardziej płytka to ta która traktuje interes i egoizm na gruncie czysto materialnym, Ją odrzućmy zupełnie.
Dalej dochodzimy do tego co napisałeś: interes może być tez niematerialny i tu możemy się zacząć zastanawiać – dążenie do uzyskania jakich korzyści nazywamy egoizmem a jakie altruizmem. Mi się wydaje że własnie Rand przyjmuje takie stanowisko że cokolwiek robisz wynika z egoistycznych pobudek – czyli działasz dlatego że uważasz że jest to najlepsze dla ciebie. I tu dochodzimy do pojęć pierwotnych – właśnie do rozgraniczania dobra i zła, i do tego obiektywizmu. Bo nie koniecznie dwóch ludzi może uważać jeden i ten sam czyn w takich samych okolicznościach za dobry dla siebie, ergo pojęcie dobra i zła w stosunku do swojej osoby traktowane są subiektywne. Ale to nie oznacza że te pojęcia nie są obiektywne. W danym momencie musimy wybrać czy to co jest obiektywnym pojęciem dobra jest też dobrem dla nas samych. I nie jest kwestią egoizmu wybieranie subiektywnego dobra gdy obiektywnie rzecz biorąc coś jest złe – ale egoizmem jest samo dokonanie wyboru. Inaczej rzecz biorąc sam wybór jest konsekwencją tego co uważamy za swój interes w danym momencie i nie ma on nic wspólnego z obiektywnym pojmowaniem dobra i zła. Egoizm dopiero gdy łączymy to subiektywne postrzeganie z obiektywizmem możemy oceniać w kategoriach dobra i zła.
Jeszcze inaczej mówiąc – to czy oddasz życie za swoją dziewczynę czy poświęcisz się za nią zawsze będzie konsekwencją twojego egoistycznego wyboru – jedno bądź drugie będziesz uważał za słuszne. Co obiektywnie będzie dobre a co złe to zupełnie inna kwestia.
Quatryk:Jak dla mnie to mieszasz watki.Ale po kolei.Mylisz egoizm z indywidualnym,wlasnym systemem wartosci,negujesz istnienie czegos takiego jak swiadome dzialanie na wlasna szkode,starasz sie dowiesc ,ze czyny obiektywnie szkodzace wlasnemu interesowi czlowiek podejmuje tylko dlatego ,ze mu sie klepki we lbie poprzestawialy -chwilowo albo na stale.
zaraz reszta rzecz jasna…tylko musze sie chwilke zastanowic
ehh dobra…na razie kapituluje…ale wrocimy do tego.
po prostu trocha sie musialbym ja nad tym pozastanawiac….