Murray N. Rothbard “Społeczność bez państwa” (fragmenty)

Próbując naszkicować, jak mogłaby funkcjonować pomyślnie “społeczność bez państwa ” – tj. społeczność anarchistyczna – chciałbym najpierw odeprzeć dwie powszechne, acz błędne krytyki tego podejścia. Pierwszą z nich jest zarzut, że zakładając utrzymywanie takich obronnych lub ochronnych usług, jak sądy, policja, czy nawet samo prawo, przemycam po prostu do społeczności państwo w innej formie i, że dlatego system, który zarówno analizuję jak i bronię, nie jest “naprawdę” anarchizmem. Ten rodzaj krytyki może tylko wplątać nas w niekończące się i jałowe spory językowe. Niech więc powiem z początku, jak definiuję państwo – jako instytucję, która posiada jedną lub obie (prawie zawsze obie) z następujących własności:

1) zdobywa swój dochód przez fizyczny przymus znany jako “podatek”;

2) zapewnia i zazwyczaj przymusowo monopolizuje zaopatrzenie w usługi obronne (policje i sądy) na ustalonym terytorium.

Instytucja nie posiadająca żadnej z tych dwu własności nie jest i nie może być, zgodnie z moją definicją, państwem. Z drugiej strony, definiuję społeczność anarchistyczną jako społeczność, w której nie ma żadnej legalnej możliwości przymusowej agresji przeciwko osobie lub majątkowi jakiejś jednostki. Anarchiści przeciwstawiają się państwu, ponieważ jego istota tkwi właśnie w takiej agresji, np. konfiskowaniu prywatnego majątku w drodze podatków, przymusowym wykluczaniu innych dostarczycieli usług obronnych na swym terytorium, oraz wszystkich innych grabieżach i przymusach, które są budowane na tych bliźniaczych ogniskach zamachów na prawa jednostki. (…)

Drugą krytyką, jaką chciałbym odeprzeć przed rozpoczęciem głównej części artykułu, jest powszechny zarzut, iż anarchiści “zakładają, że wszyscy ludzie są dobrzy”, i że bez państwa nie będą popełniane żadne przestępstwa. Mówiąc w skrócie – że anarchizm zakłada, iż z obaleniem państwa wyłoni się Nowy Anarchistyczny Człowiek, współdziałający, ludzki i życzliwy, tak, że żaden problem przestępczości nie będzie już plagą społeczności. Przyznaję, że nie rozumiem podstaw tego zarzutu. Cokolwiek twierdzą inne szkoły anarchizmu – i nie wierzę, że one są otwarte na ten zarzut – ja na pewno nie podzielam tego poglądu. Zakładam jedynie na podstawie wielu obserwacji, że ludzkość jest mieszanką dobrych i złych – z tendencjami do współdziałania i tendencjami przestępczymi. (…)

Dalej: w głębokim sensie, żaden system społeczny, anarchistyczny czy państwowy, nie może działać w ogóle, o ile większość ludzi nie jest “dobra” w znaczeniu, że nie są oni wszyscy zdeterminowani w napadaniu i rabowaniu swoich sąsiadów. Jeżeli każdy będzie tak usposobiony, żadna ilość ochrony, czy to państwowej czy to prywatnej nie zdoła zapobiec chaosowi. Ponadto, im więcej ludzi jest usposobionych pokojowo i nie dokonuje agresji na swoich sąsiadów, tym bardziej udanie będzie działać jakikolwiek system społeczny i tym mniejsze środki będą oddane na ochronę policyjną. Anarchistyczny pogląd utrzymuje, że przy danej “naturze człowieka”, przy danym stopniu dobroci i złości w jakimś danym momencie, anarchizm będzie maksymalizował sposobności dla dobra i minimalizował kanały dla zła. Reszta zależy od wartości stosowanych przez indywidualnych członków społeczności. (…)

Anarchista jest zazwyczaj w niekorzystnej sytuacji, próbując przewidzieć formę przyszłego anarchistycznego społeczeństwa. Jest tak dlatego, że niemożliwym jest przewidzieć dobrowolne porozumienia społeczne na wolnym rynku, wliczając w to zaopatrzenie w dobra i usługi. (…) Anarchizm opowiada się za rozkładem państwa w porozumieniach społecznych i rynkowych, a te porozumienia są daleko bardziej elastyczne i trudniej przewidywalne niż instytucje polityczne. Co najwyżej możemy zrobić, to zaoferować wyraźne nici przewodnie i perspektywy co do formy projektowanej anarchistycznej społeczności. (…)

Zajmijmy się teraz problemem, w jaki sposób spory – w szczególności dotyczące przypuszczalnych gwałtów na osobie i majątku – miałyby być rozwiązywane w społeczności anarchistycznej. Przede wszystkim wiadomo, że wszystkie spory wymagają dwóch stron: powoda, przypuszczalnie ofiary przestępstwa (…) i oskarżonego, przypuszczalnie agresora. W wielu przypadkach złamania umowy, oczywiście, każda z dwóch stron, twierdząca, że druga jest winna, jest powodem i oskarżonym.

Ważną sprawą, o której należy pamiętać jest to, że jakakolwiek społeczność, czy to państwowa czy to anarchistyczna, musi mieć jakiś sposób rozwiązywania sporów tak, by osiągał w sobie większościową zgodę. Nie byłoby żadnej potrzeby sądów czy rozjemców, jeżeli każdy byłby wszechwiedzący i natychmiastowo wiedział, które osoby są winne jakiejś zbrodni lub pogwałcenia umowy. Ponieważ jednak nikt z nas nie jest wszechwiedzący, musi istnieć jakaś metoda decydowania kto jest przestępcą, która to metoda uzyska legitymację; krótko mówiąc, czyja decyzja będzie akceptowana przez zdecydowaną większość społeczeństwa.

Po pierwsze, spór może być rozwiązany dobrowolnie przez same strony, bez pomocy lub z pomocą trzeciego mediatora. Nie pozostawia to żadnego problemu i będzie automatycznie akceptowane przez większość społeczności. Jest to akceptowane nawet teraz, a co dopiero w społeczności przepojonej anarchistycznymi wartościami pokojowej współpracy i porozumienia. Po drugie strony, nie będące w stanie zawrzeć porozumienia mogą zdecydować poddać się dobrowolnie decyzji rozjemcy. Tu uzgodnienie może powstać albo po powstaniu sporu, albo przewidziane wcześniej w pierwotnej umowie. Co więcej, nie jest wówczas żadnym problemem uzyskanie legitymacji dla takiego załatwienia sporu. Nawet w obecnej, państwowej erze, notoryczna nieskuteczność, przymusowe i nieporęczne procedury politycznie działających rządowych sądów prowadzą do zwiększania się liczby obywateli zwracających się, dla szybkości i harmonijnego rozstrzygania sporów, do dobrowolnego i biegłego arbitrażu. (…)

Można zarzucić, że arbitraż działa skutecznie jedynie dlatego, że sądy wymuszają wyroki rozjemcy. Wooldrige wskazuje jednak, że arbitraż był niewymuszalny w amerykańskich sądach do roku 1920, ale nie przeszkadzało to dobrowolnemu rozjemstwu być skutecznym i rozwijać się w USA oraz Anglii. Wskazuje ponadto skuteczne funkcjonowanie sądów kupieckich w średniowieczu, sadów, które rozwinęły skutecznie instytucje prawa kupieckiego. Żadne z tych sądów nie miały władzy wymuszania. Mógł dodać jeszcze prywatne sądy spedytorów, które w podobny sposób rozwinęły instytucję prawa morskiego.

Jak wówczas owe prywatne, “anarchistyczne” i dobrowolne sądy zapewniały przyjęcie ich decyzji? Przez metodę społecznego ostracyzmu i przez odmowę dalszego handlowania z kupcem, który popełnił wykroczenie. Ta metoda dobrowolnego “wymuszania” okazywała się rzeczywiście wysoko skuteczną. (…)

Można też zauważyć, że nowoczesna technologia czyni nawet bardziej wykonywalnym gromadzenie i szerzenie informacji o wskaźnikach zaufania ludzi i wzmiankach o przestrzeganiu czy też łamaniu przez nich umów lub ugód rozjemczych. Przypuszczalnie społeczność anarchistyczna dopilnowała by rozwoju takiego szerzenia się danych i w ten sposób ułatwiła ostracyzm lub bojkot ludzi łamiących umowy i arbitraż.

Jak rozjemcy byliby wybierani w społeczności anarchistycznej? W ten sam sposób w jaki są wybierani obecnie i jak byli wybierani w czasie ściśle dobrowolnych arbitraży: rozjemcy z najlepszą reputacją, jeżeli chodzi o biegłość i uczciwość, byliby wybierani na rynku przez różne strony w sporach. Jak w innych procesach rynkowych, rozjemcy z najlepszym notowaniem w rozstrzyganiu sporów doczekają się zysku – zwiększenia się ilości spraw , zaś ci z kiepskimi notowaniami nie będą dłużej cieszyć się klientami i będą się musieli przenieść do innej branży. Trzeba tu podkreślić, że strony w sporze będą odszukiwały rozjemców z najlepszą reputacją zarówno pod względem fachowości, jak i bezstronności, a nieudolni stronniczy rozjemcy będą prędko musieli znaleźć inne zajęcie. (…) Przypuszczalnie najtrudniejszym do utrzymania argumentem za rządowym rozstrzyganiem sporów jest twierdzenie, że rządowi sędziowie są bardziej bezstronni, ponieważ działają poza rynkiem i w związku z tym nie otrzymują żadnych korzyści. (…) Rządowi sędziowie są zazwyczaj skłaniani do bycia stronniczymi – faworyzującymi rząd, od którego otrzymują pieniądze i władzę! Z drugiej strony, rozjemca, który świadczy swoje usługi na wolnym rynku wie, że musi być tak skrupulatnie uczciwy, sprawiedliwy i bezstronny, jak to tylko możliwe, albo żadna ze stron nie kupi jego usług do rozstrzygnięcia sporu. (…)

Ale co ze szkodami lub przestępstwami polegającymi na agresji, które nie były przewidziane żadną umową? Lub załóżmy, że łamiąc kontrakt przeciwstawi się wyrokowi arbitrażu. Czy ostracyzm jest wystarczający? (…)

W szerokim sensie, usługi obronne składają się ze straży lub policji, które używają siły w obronie osoby i majątku przed atakiem, i sędziów lub sądów, których rola polega na używaniu społecznie akceptowanych procedur zarówno do określania, kto jest przestępcą czy szkodnikiem, jak i do narzucenia sądowych wyroków, takich jak odszkodowanie lub dotrzymanie umowy. Na wolnym rynku jest możliwych wiele scenariuszy stosunków między prywatnymi sądami i policjami; mogą one być na przykład “pionowo zintegrowane”, lub też ich usługi mogą być świadczone przez odrębne firmy. Dodatkowo, jak się wydaje, jest prawdopodobne, że usługi policyjne będą świadczone przez towarzystwa ubezpieczeniowe, prowadzące dla swoich klientów ubezpieczenia od przestępstw. W takim przypadku towarzystwa ubezpieczeniowe będą spłacać ofiary przestępstw oraz łamania umów i wyroków arbitrażowych, a następnie ścigać agresorów w sądach celem wynagrodzenia sobie strat. Jest to naturalny rynkowy związek pomiędzy towarzystwami ubezpieczeniowymi i usługami obronnymi, ponieważ towarzystwa te ponosiłyby mniejsze koszty proporcjonalnie do tego, w jakim stopniu byłyby zdolne utrzymać na niskim poziomie wskaźnik przestępczości.

Sądy mogą pobierać opłaty za swoje usługi od przegranych w sprawach stron, zobowiązanych do opłacenia kosztów sądowych, albo ponadto utrzymywać się z miesięcznych lub rocznych składek swoich klientów, którymi mogą być albo jednostki, albo policyjne czy ubezpieczeniowe agencje. Przypuśćmy np., że Smith jest stroną pokrzywdzoną – albo dlatego, że został napadnięty lub obrabowany, albo też dlatego, że przychylny dlań wyrok arbitrażu nie był honorowany. Smith sądzi, że Jones jest stroną winną przestępstwa. Smith idzie do Sądu A, którego jest klientem, i wnosi skargę przeciw Jonesowi. W moim przekonaniu cechą anarchistycznej społeczności jest to, że żaden człowiek nie może legalnie zmuszać do niczego nikogo, kto nie jest skazanym przestępcą, ponieważ byłaby to agresja przeciwko niewinnej ludzkiej osobie lub jej majątkowi. Zatem Sąd A może jedynie raczej zachęcić niż wezwać Jonesa do stawienia się na rozprawę. Oczywiście, jeśliby Jones nie zechciał stanąć przed sądem lub przysłać przedstawiciela, jego strona w sprawie nie będzie przesłuchiwana. Toczy się rozprawa Jonesa. Przypuśćmy, że Sąd A uznał Jonesa niewinnym. W moim rozumieniu, częścią powszechnie akceptowanego porządku prawnego anarchistycznej społeczności (którym zajmiemy się dalej poniżej) jest to, że sprawa musi się zakończyć, chyba że Smith może udowodnić zarzuty pospolitej niekompetencji lub stronniczości sądu.

Przypuśćmy teraz, że Sąd A uznał Jonesa winnym. Jones może zaakceptować werdykt, ponieważ jest klientem tego samego sądu, ponieważ wie, że jest winny lub też z różnorakich innych powodów. W tym przypadku Sąd A przystępuje do wykonania wyroku przeciw Jonesowi. (…) Ale przypuśćmy na odwrót, że Jones odrzuci decyzję; pójdzie następnie do swojego sądu, Sądu B, i sprawa będzie tam powtórnie rozpatrywana. Przypuśćmy, że Sąd B również uzna Jonesa winnym. Wówczas, jak mi się wydaje, akceptowany kodeks prawny społeczności anarchistycznej zapewni zakończenie tej sprawy; obie strony wypowiedziały swoje zdanie w sądach, które każda z nich wybrała, i decyzja o winie jest jednomyślna.

Rozpatrzmy jednak najtrudniejszy przypadek: Sąd B uznaje Jonesa niewinnym. Dwa sądy, każdy popierany przez jedną z dwóch stron, podzieliły się w swoich werdyktach .W takim przypadku sądy przedstawiają sprawę do sądu apelacyjnego lub rozjemcy, który je uzgodni. Nie wydaje się to być żadną istotną trudnością. Jak w przypadku umów arbitrażowych, wydaje się być bardzo prawdopodobnym, że różne prywatne sądy społeczności będą miały zawarte wcześniejsze porozumienia w kwestii przedstawiania swoich sporów określonemu sądowi apelacyjnemu. Jak będzie się wybierać sędziów apelacyjnych? Znowu, jak w przypadku rozjemców lub sędziów pierwszego stopnia, będą oni wybierani na wolnym rynku dla swojego doświadczenia i reputacji pod względem biegłości, uczciwości i prawości. (…) Istotą rzeczy jest tu to, że nie ma żadnej potrzeby istnienia prawnie ustanowionego lub zinstytucjonalizowanego pojedynczego, monopolistycznego systemu sądów apelacyjnych, jaki utrzymują obecnie państwa. (…)

Żadna społeczność nie może mieć nieograniczonej apelacji sądowej, gdyż w takim przypadku w ogóle nie byłoby żadnego sensu w posiadaniu sędziów lub sądów. Dlatego każda społeczność, czy to państwowa, czy to anarchistyczna, będzie musiała mieć jakiś społecznie akceptowany moment przerywający rozprawy i apelację. Moją sugestią jest reguła, że porozumienie jakichkolwiek dwóch sądów będzie rozstrzygające. “Dwóch” nie jest terminem arbitralnym, ponieważ odzwierciedla on fakt, że przy jakimkolwiek przypuszczalnym przestępstwie lub sporze w sprawie umowy są dwie strony powód i oskarżony.

Jeśli sądy są upoważnione do narzucania decyzji stronom winnym, czy nie wprowadza to na powrót państwa w innej formie i tym samym neguje anarchizm? Nie; na początku tego artykułu jasno zdefiniowałem anarchizm w taki sposób, który nie przekreśla używania siły obronnej-siły w obronie osoby i majątku-przez prywatnie utrzymywane agencje. Tak samo nie jest wprowadzeniem na powrót państwa pozwalanie ludziom używać siły w samoobronie przed agresją lub wynajmować do tej obrony straże czy agencje policyjne. (…)

Czym jest problem Hatfielda i McCoy’a? Przypuśćmy, że Hatfield zabija McCoy’a i że dziedzic McCoy’a (…) decyduje odwzajemnić się sam. Ponieważ w anarchizmie nie może być żadnego przymuszania osoby nie będącej przestępcą, McCoy miałby całkowite prawo tak zrobić. Nikt nie może być zmuszony do wniesienia swojej sprawy do sądu. Rzeczywiście, ponieważ prawo wynajmowania policji lub sądów wypływa z prawa samoobrony przeciw agresji, ustanawianie takiego przymusu byłoby czymś niekonsekwentnym i stałoby w sprzeczności z podstawowymi założeniami wolnej społeczności.

Przypuśćmy wobec tego, że żyjący McCoy znajduje Hatfielda, którego uważa za winnego, i zabija go w odwecie. Co wtedy? To jest koniec, prócz tego, że McCoy być może musi się martwić zarzutami wniesionymi przeciw niemu przez żyjącymi Hatfielda. Trzeba tu podkreślić, że zgodnie z prawem społeczności anarchistycznej bazującej na obronie przeciw agresji, sądy nie byłyby w stanie wystąpić przeciw McCoy’owi, jeśli faktycznie zabił on Hatfielda słusznie. Jego problem pojawiłby się, jeśli sądy stwierdziłyby, że popełnił on ciężką omyłkę i zabił niewłaściwego człowieka; w tym przypadku, na odwrót – to on zostałby uznany winnym morderstwa. Niewątpliwie w większości przypadków jednostki życzyłyby sobie zapobiegać takim problemom przez kierowanie swojej sprawy do sądu i tym samym uzyskanie społecznej akceptowalności dla swojej obronnej zemsty – nie dla aktu zemsty, ale po to, by poprawnie rozstrzygnąć kto może być w danym przypadku przestępcą. Celem procesu sądowego jest faktycznie znalezienie sposobu powszechnego porozumienia co do tego, kto w dany przypadku może być przestępcą lub winnym złamania umowy. (…)

Czy nie będzie możliwości istnienia prywatnego sądu, który mógłby stać się przekupny i nieuczciwy, lub prywatnych sił policyjnych, które stałyby się przestępcami i wydzierałyby pieniądze przymusem? Oczywiście taki przypadek może wystąpić przy danych skłonnościach ludzkiej natury. Anarchizm nie jest moralnym panaceum. Ale ważną rzeczą jest to, że istnienie sił rynkowych zmniejsza możliwość wystąpienia takiego przypadku, zwłaszcza w porównaniu ze społecznością, w której istnieje państwo. Przede wszystkim tak sędziowie, jak i rozjemcy, będą prosperować na rynku proporcjonalnie do swej reputacji pod względem umiejętności i bezstronności. Po drugie, na wolnym rynku istnieją ważne hamulce i przeciwwagi, sprzeciwiające się przekupnym sądom lub przestępczym siłom policyjnym. Mianowicie, istnieją tu konkurencyjne sady i agencje policyjne, do których poszkodowani mogą zwracać się po zadośćuczynienie. Jeśli “Prudential Police Agency” zaczęłaby postępować bezprawnie i wymuszałaby dochód od swych ofiar, te ostatnie miałyby możliwość zwrócenia się do “Mutual” lub “Equitable Police Agency” po ochronę i do wniesienia skargi przeciw “Prudentialowi”. To są autentyczne “hamulce i przeciwwagi” wolnego rynku, autentyczne w porównaniu z fałszywymi i przeciwwagami systemu państwowego, gdzie “równoważące” działania są w rękach jednego monopolistycznego rządu. Rzeczywiście przy danym monopolu państwa na “usługi obronne”, cóż powstrzyma go od używania swoich monopolistycznych kanałów przymusu w celu wymuszania pieniędzy od społeczeństwa? (…) Faktycznie państwo ustanawia łatwy, legalny kanał dla przestępstwa i agresji, ponieważ jego istotą jest właśnie przestępstwo złodziejstwa podatkowego i przymusowy monopol na “ochronę”. To państwo mówi: “Płać nam za twoją ochronę, bo inaczej…” W świetle (…) działań państwa, groźba “reketu” wyłaniająca się z jednej lub więcej agencji policyjnych jest relatywnie naprawdę mała. (…)

Wewnątrz obozu anarchistycznego toczył się wielki spór o to, czy prywatne sądy musiałyby być związane podstawowym, wspólnym kodeksem prawnym. Pomysłową próbą było opracowanie systemu, gdzie prawa lub kryteria postępowania decyzyjnego sądów różniłyby się całkowicie między jednym sądem a drugim. Ale w moim przekonaniu wszyscy musieliby obstawać przy podstawowym kodeksie prawnym, w szczególności w zakresie agresji przeciw osobie i majątkowi, w celu spełnienia naszej definicji anarchizmu jako systemu, który nie dostarcza żadnego legalnego usprawiedliwienia dla takiej agresji. (…) Inaczej sądy mogłyby legalnie zgadzać się na kodeks, który sankcjonuje taką agresję w różnych przypadkach i który w tej mierze gwałciłby definicję anarchizmu oraz wprowadzał w społeczność jeśli nie państwo, to obcy element państwowości lub zalegalizowanej agresji. (…)

Są inne problemy podstawowe kodeksu prawnego, których nie mam tu czasu rozpatrywać: np. definicja uzasadnionych tytułów własności lub kwestia sprawiedliwego karania skazanych przestępców – chociaż ten ostatni problem istnieje oczywiście także w państwowych systemach prawnych. Podstawową kwestią jednak jest to, że państwo nie jest potrzebne do ustalania zasad prawnych lub ich opracowania: w rzeczywistości większość prawa zwyczajowego, prawa kupieckiego, prawa morskiego i prawa prywatnego rozwinęła się w ogólności poza państwem, w wyniku działalności sędziów nie tworzących prawa, ale ustalających je na podstawie uzgodnionych zasad wyprowadzonych albo ze zwyczaju, albo z rozsądku. Myśl, że państwo jest potrzebne do tworzenia prawa, jest tak samo mitem jak to, że jest potrzebne do dostarczania usług pocztowych lub policyjnych.

Zostało tu powiedziane dostatecznie dużo, aby pokazać, że anarchistyczny system rozstrzygania sporów byłby zarówno zdolny do życia, jak i samoutrzymujący się: raz przyjęty mógłby działać i trwać bez końca. Jak dojść do tego systemu jest oczywiście odrębnym problemem, ale na pewno będzie rzeczą co najmniej nieprawdopodobną, żeby się to zdarzyło, jeśli ludzie nie będą przekonani o realności jego wprowadzenia – krótko mówiąc, przekonani, że państwo nie jest złem koniecznym.
***
Artykul opublikowany pierwotnie na Stronie domowej Włodzimierza Gogłozy

One thought on “Murray N. Rothbard “Społeczność bez państwa” (fragmenty)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *