Stefan Blankertz „Poza lewicą i prawicą: Libertariańskie motto tak aktualne, jak nigdy dotąd”

Ku czci
Murray N. Rothbarda
„Mr. Libertarian“,
1926-1995.

Kiedy najwięksi zwolennicy etatyzmu dmą w trąby, propagandowo nawołując do wielkiego ataku na kapitalizm, a socjaldemokratów, którzy pragną nieco ograniczyć rozrost państwa, obraźliwie określają jako „neoliberałami”, płowieje profil niektórych zwolenników wolności i wolnego głoszenia swoich poglądów, którzy skłaniają się „ku prawicy”, pozornie tylko pozostając w opozycji „do lewicy”.

Przy pomocy czterech ważnych zagadnień, chciałbym pokazać jak bardzo aktualna jest jasna i wyraźna zasada libertariańska „poza prawicą i lewicą”.

1. Kiedy państwa prowadzą wojnę, „nie chwytać się żadnej partii!”

Wojna jest „ultima ratio” (ostatnim argumentem) państwa, aby wymusić „solidarność”. Teoretycznie jest to stwierdzenie zupełnie jasne dla każdego zwolennika wolności. Ale w gorączce codziennego boju umyka to łatwo z pola widzenia.
Szybko podano rękę USA, które wmaszerowało do Iraku, mając na uwadze „mniejsze zło”. To była pozycja „prawicy”. Głoszono również opinię, iż Saddam Hussein „nie jest aż taki zły”. To była opinia „lewicy” – czasami jednak również prawicowych radykałów.
Uważam, iż zwolennicy wolności powinni opowiedzieć się za tym, że Saddam musi odejść. Ale nie powinni opowiadać się za interwencją państwową.
Takie stanowisko lubią piętnować konstruktorzy presji solidarnościowej po obu stronach, definiując je jako „utopijne”, „nierealne” albo też „nieżyciowe”.
Odpowiadamy, iż utopijna, nierealna i nieżyciowa jest władza z pierwowzorem wszystkich władz, chcąca zwalczyć państwo. Dotyczy to zarówno działań USA tak samo jak rzekomego „oporu”. W ten sam sposób obowiązuje to w relacji do postępowania Rosji wobec czeczeńskich separatystów jak i samych separatystów, którzy w przypadku wątpliwości chętniej eliminują swoje mniejszości, odstępców i odmieńców bądź też inne niemiłe im osoby, niż wspólnie walczyć przeciwko państwu.

2. Podczas krytykowania państwa socjalnego nie mylić ofiar ze sprawcami!

Bezrobocie oraz nędza „produkowane” są przez interwencjonistyczną politykę gospodarczą państwa. Czasami jednak zwolennik wolności uznaje za łatwiejsze i prostsze, pogodzenie się z ogólnym biadoleniem prawicowców, ale w międzyczasie i lewicowych etatystów, w sprawie „naciągaczy na pomoc socjalną” , wskazując na powiązania ekonomiczne.
Wspieranie bezrobotnych jest świadczeniem ubezpieczeniowym. Chodzi wprawdzie o wymuszone świadczenie ubezpieczeniowe, ale nikt w żaden sposób nie może go legalnie odrzucić. Pomoc socjalna oznacza przekupienie ofiar polityki państwowej, powodując zachowania pasywne i brak przedsiębiorczości.
Zwolennik wolności, który osoby otrzymujące pomoc socjalną nazywa „naciągaczem” powinien zadać sobie pytanie, czy on sam na przykład nie pobiera zasiłku na dziecko, nie wysyła swoich dzieci na studia na uczelnie państwowe, nie korzysta z publicznych, państwowych dróg i jeszcze więcej?
Społeczeństwo etatystyczne zbudowane jest w taki sposób, iż nie może dalej żyć i funkcjonować bez roszczenia sobie praw do jakichkolwiek świadczeń państwowych.
W takim kontekście wszyscy jesteśmy „naciągaczami”. Granica walki przebiega niejako „ w nas”, a nie pomiędzy nami i tymi „innymi”.

3. Podczas debaty ekologicznej respektować decyzje rynkowe!

Ponieważ politycznie poprawna świadomość dotycząca zagadnień związanych ze środowiskiem ucieleśnia się aktualnie najczęściej w wymuszonych działaniach państwowych – takich jak: zakaz palenia papierosów, selekcjonowanie śmieci i odpadów, obowiązek znakowania, odrzucenie genetycznie modyfikowanych produktów, ochrona klimatu – wśród zwolenników wolności modne stało się wykorzystywanie naukowych oświadczeń ekologów jako ogólnych ideologii etatystów. W wyniku tego uzależniamy się od stanu nauki. Ale występują również liberalne i demokratyczne rozwiązania, niezależnie od tego czy ten bądź inny model klimatu został określony jako prawidłowy, obojętnie czy dotyczy to tej bądź innej prognozy w sprawie rezerw paliw kopalnych, bądź też czy modyfikowane genetycznie rośliny stwarzają zagrożenie dla zdrowia, czy też nie.
Jeżeli zaczyna brakować jakiegoś surowca, wtedy drożeje on – i rynek zaczyna się troszczyć i starać o alternatywy. Jeżeli ludzie są sceptyczni w odniesieniu do żywności z genetycznie modyfikowanych roślin, wtedy nie będą jej konsumować i tym samym taki rynek zniknie. Kto kupuje tylko żywność z „gospodarstw ekologicznych”, nie jest wrogiem, ale przyjacielem i zwolennikiem gospodarki rynkowej. Ale kto popiera wspierane przez państwo elektrownie atomowe, nie jest przyjacielem, ale wrogiem gospodarki rynkowej.

4. Prawa do swobodnego wyrażania myśli bronić jak prawa własności!

Wolność wyrażania myśli nie będzie zagrożona, jeżeli „prawicowi” – bądź też „lewicowi” – politycy nie otrzymają dostępu „do mediów” i „przez media” nie będą szkalowani.
Jest prawem każdej rozgłośni radiowej i telewizyjnej oraz każdej gazety odrzucenie partnerów do konwersacji bądź przeprowadzenia wywiadu czy też relacjonowanie „partyjne” bądź „jednostronne”. To właśnie państwowy przymus do zredukowanej bądź rozbudowanej „partyjności” jest wrażliwym ograniczeniem wolności wyrażania myśli, nie mniejszym zresztą niż cenzura, albo zakaz publikowania określonych opinii.
Zwolennicy wolności nie żądają, aby media były otwarte „dla wszystkich” i relacjonowały „obiektywnie”, ale aby nie było żadnych państwowych – bądź też „publiczno-prawnych”, czyli pośrednio państwowych mediów.

tekst opublikowano na www.ef-magazin.de
Tłumaczenie: Anna Muszkieta-Buszka

40 thoughts on “Stefan Blankertz „Poza lewicą i prawicą: Libertariańskie motto tak aktualne, jak nigdy dotąd”

  1. Ciężko mi w to uwierzyć, ale zgadzam się z Timurem w całej rozciagłości ; >

  2. Szczególnie dotyczyło to wątku mylenia ofiar ze sprawcami.
    ale innych wątków tyż.

  3. Ja osobiście nie spotkałem się z takim głupimi argumentami dotyczącymi mylenia sprawców z ofiarami. Szczególnie, że mam/miałem do czynienia ze środowiskiem konlibowym. Nawet największy polski konlib (JKM) tak nie pisze.

  4. Widzę że albo zauważasz to co CHCESz zauważać Kamilu albo też nieuważnie czytasz blog JKM.

  5. A może warto byłoby tu rozróżnić. Jeżeli korzystamy z tego, co i tak zostało nam odebrane, to w porządku. Ale jeśli głosujemy na SLD, bo jesteśmy emerytami albo nauczycielami, to stajemy się częścią systemu tyranii status quo. Jeśli niektórzy konlibowie nie czynią czasem tego rozróżnienia, to chyba dla potrzeb formy wypowiedzi. Ale trzeba przyznać, że w praktyce nie ma to takiego dużego znaczenia, bo rzadko kto widzi tą granicę, co najwyżej sami konlibowie i libertarianie. Tak więc można powiedzieć, że skupienie na otrzymywaniu pomocy od państwa jest szkodliwe – bo często staje się to po prostu stylem życia.

    Może niektórzy libertarianie wyobrażają sobie podtrzymanie istnienia pomocy społecznej w ramach dobrowolnej współpracy. Ale skoro to by miało być możliwe, to dlaczego nie robią tego już teraz? Niektórzy chyba nawet próbują.

    To wszystko zaczyna się w naszym umyśle, gdzie decydujemy, na czym opieramy naszą życiową aktywność. Co jest strategią naszego działania: czy dobrowolna współpraca, czy przemoc. Gdy już poweźmiemy jakąś strategię życiową, możemy trafić różnie: zostać prezydentem, kieszonkowcem albo „samotną matką”. Ale reguła jest jedna. Nie chcemy SAMI zasłużyć na lepsze życie.

  6. „A może warto byłoby tu rozróżnić. Jeżeli korzystamy z tego, co i tak zostało nam odebrane, to w porządku. Ale jeśli głosujemy na SLD, bo jesteśmy emerytami albo nauczycielami, to stajemy się częścią systemu tyranii status quo.”

    Bardzo często Prości Ludzie są WPYCHANI w ramiona SLD przez takich oszołomów jak Korwin Mikke i wielu innych prawaków arystokratów.
    Może nie na blogu ale na wiecach wyborczych nieraz się Korwinusowi zdarzało wywrzaskiwać, że będzie rozstrzeliwał i wieszał pracowników budżetówki, jako te pijawki zyjące ze ZRABOWANEGO!
    No to ludzie MAJĄ PRAWO się BAĆ i z tego strachu wpadają w ramiona SLD, którego tak prywatnie wcale nie kochają.

    „Jeśli niektórzy konlibowie nie czynią czasem tego rozróżnienia, to chyba dla potrzeb formy wypowiedzi. ”

    I bardzo na tym tracą nie tylko oni ale z automatu cały ruch libertariański też.

    „Ale trzeba przyznać, że w praktyce nie ma to takiego dużego znaczenia, bo rzadko kto widzi tą granicę, co najwyżej sami konlibowie i libertarianie.”

    W praktyce ma to KOLOSALNE znaczenie. Zwykli ludzie nie wychowani na żadnej Ayn Rand czy innym Rothbrandzie słuchając Korwinusa mają wrażenie słuchania Hitlera, Kaliguli albo kogoś w tym rodzaju.

    Sam znałem pewnego konliba-arystokratę, co uważał za SWOJĄ ZASŁUGĘ że całe życie był płatnikiem netto. Już jako dziecko nie korzystał bowiem z komunikacji miejskiej, tylko był wożony do szkoły ( niedotowaną! ) limuzyną. A dzieciaki co dojeżdzały do szkoły tramwajem ( jego zdaniem! ) powinny do końca życia pokutowac za to, że korzystały ze zrabowanego.
    Wszak komunikacja miejska jest dotowana z podatków.

    I to jest właśnie klasyczny przykład nieodróżniania ofiar od sprawców.
    Gdyby panował ustrój wolnościowy, nie wykluczone że i rodziców tych „tramwajowych” dzieci też byloby stać na auto. Że już nie wspomnę o tym, że ten konlib-łachudra osiągnałby w życiu niewiele, bo w warunkach silniejszej konkurencji, z jego „błagorodia” wynikałoby o wiele wiele mniej niż teraz wynika.

    „Tak więc można powiedzieć, że skupienie na otrzymywaniu pomocy od państwa jest szkodliwe – bo często staje się to po prostu stylem życia.”

    Tylko dlaczego Wy z uporem maniaka nie zauważacie, że ten styl życia wynika z KONIECZNOŚCI a nie z wyboru ?!!
    Jeszcze rok temu w firmie gdzie pracuję i gdzie był kłopot z pracownikami ( historyczne czasy sprzed kryzysu ) zrobiono eksperyment z przeszkoleniem i zatrudnieniem byłych PGR-usów.
    wielu z nich było bezrobotnych od 10 lat i dłużej.
    Co się okazało?
    Że po wstępnej selekcji odpadło nieco ponad 40 procent, a pozostałe prawie 60% zostało niezłymi a nawet cenionymi pracownikami. Teraz ci co zostali naprawdę NIEŹLE sobie radzą.
    Bo DOSTALI SZANSĘ od ŻYCIA.
    Powiem nieskromnie, że to ja byłem współpomysłodawcą tej inicjatywy i wcale nie załuję.

    „Może niektórzy libertarianie wyobrażają sobie podtrzymanie istnienia pomocy społecznej w ramach dobrowolnej współpracy. Ale skoro to by miało być możliwe, to dlaczego nie robią tego już teraz? Niektórzy chyba nawet próbują.”

    Dobre pytanie!

    „To wszystko zaczyna się w naszym umyśle, gdzie decydujemy, na czym opieramy naszą życiową aktywność. Co jest strategią naszego działania: czy dobrowolna współpraca, czy przemoc.”

    Nie zgadzam się do końca z taką argumentacją. To musiał pisać ktoś naprawdę „dobrze urodzony” i oderwany od REALNEGO życia.

    „Gdy już poweźmiemy jakąś strategię życiową, możemy trafić różnie: zostać prezydentem, kieszonkowcem albo “samotną matką”. Ale reguła jest jedna. Nie chcemy SAMI zasłużyć na lepsze życie.”

    J/W

  7. Może i jestem dobrze urodzony, ale nie aż tak dobrze.

    Można nazwać korzystanie z socjalu koniecznością, ale jest w tym jednak nutka hipokryzji. Co jest konieczne? Czy ktoś kogokolwiek zmusza do tego, żeby zaspokajać jakiekolwiek potrzeby? W najbardziej podstawowym zakresie zmusza nas do tego nasze ciało – tak rozumiana konieczność jest jasna. Ale mimo wszystko były i są nadal na świecie miejsca, gdzie umiera się z głodu. Konieczność więc nie zawsze jest możliwa do zrealizowania. Ale powiedzmy, że pojawia się wtedy, kiedy jest możliwość przeżycia. Powiedzmy, że bardziej moralne jest skorzystanie z socjalu niż śmierć głodowa. Nawet kościół mówi, że podobno kradzież z głodu nie jest grzechem. Ale co innego to, a co innego wyższe potrzeby, które możemy zaspokajać w najróżniejszej formie i ilości. I w rozmaitej konfiguracji relacji z innymi. Skoro tak, to pojawia się pytanie, jakie relacje są najlepsze. I libertarianom wydaje się, że najlepsza jest dobrowolna współpraca. Niektórzy jednak, z rożnych względów, decydują się na stosowanie przemocy. W jakim sensie jest to konieczne? Co nas zmusza do zaspokajania potrzeb innych niż cielesne? Nasz umysł. Chcemy coś mieć dlatego, że mają to też inni. Tkwiąc w zbyt dużej biedzie czulibyśmy się bardzo źle. Ale to jest subiektywne. I nie dotyczy tylko wartości materialnych. Dlaczego człowiek, który wygrał w totolotka, zaczyna „inwestować” w jakieś podejrzane sposoby i wszystko traci? Dlaczego politycy ciągle chcą zarabiać najwięcej, czyż nie zauważają, że mniejsza ilość pieniędzy też by im wystarczyła? Nie, bo pojawiają się wyższe potrzeby: przynależność, uznanie. Chcemy jak najwięcej i jak najszybciej, w takich granicach, jakie wyznaczają możliwości, nie moralność. Można powiedzieć, że politykowi łatwiej byłoby zrezygnować z części swojej pensji, niż samotnej matce. Czy rzeczywiście? Większe są możliwości, ale też większa presja społeczna, większe zaczadzenie umysłu materializmem, głębsza demoralizacja. Nie podejrzewajmy bogaczy o to, że im by było łatwiej, nie posądzajmy też o to biednych. Bo to jest myślenie spiskowe. Pojmowanie w ten sposób spraw społecznych prowadzi do agresji w słowach lub czynach.

    Co najwyżej mogę dodać tyle, że zła sytuacja materialna nie jest spowodowana wyłącznie bieżącymi decyzjami, ale również przeszłymi. Samotna matka może żałować, że kiedyś się puszczała, albo że wybrała męża, który ją zostawił, ale w tej chwili nie zrobi z tym nic. Ale może przestrzegać inne kobiety. Na co raczej nie ma miejsca w naszym społeczeństwie.

    Podobnie z byłymi pracownikami PGR. Kto im kazał wierzyć socjalistycznej propagandzie namawiającej do zatrudniania się tam? Czy nie można było zdroworozsądkowo pomyśleć, że to wkrótce upadnie i trzeba sobie zawczasu zorganizować pewniejszy byt? Jesteśmy zakładnikami naszej przeszłości. Ale jeśli nie będziemy wyciągać z niej wniosków, przyszłość może być jeszcze bardziej mroczna.

    Poza tym, dawanie szans nie musi dotyczyć tylko biednych. Ludzie bogaci również bywają nieszczęśliwi, tylko ich nieszczęście jest bardziej subtelne. Dotyczy braku możliwości zaspokojenia wyższych potrzeb, które równie silnie dają o sobie znać. Również związanych z pomaganiem słabszym. Najlepszym dowodem na to, jak bardzo tego ludziom brakuje, są coroczne ogromne sukcesy Owsiaka, który przecież nie robi nic wielkiego, a niektórzy udowadniają, że jego działalność nie ma z ekonomicznego punktu widzenia wielkiego sensu. Ale to nie ma żadnego znaczenia dla jego fanów. Dla nich liczy się to, że mogą poczuć się komuś potrzebni. To podróż w krainę fantazji, ale zawsze lepsza, niż narkotyczna. Mimo, że, z czego trzeba sobie zdać sprawę, kupowanie narkotyków też przynosi korzyści biedakom z Afganistanu.

  8. Mój dobry kolega z liceum właśnie oświadczył, że chce zapisać się do PO, by jako poseł wieść 'fajne życie’ kosztem podatników.
    Jak mu to z głowy wybić? Warto?

  9. Czy jego argumentacja jest czysto cyniczna? Bo zdaje się, że politycy często nie oszukują wcale, oni naprawdę wierzą w słuszność swoich działań.

  10. Na pewno jesteś dobrze urodzony Karollu bo nie masz za grosz zrozumienia sytuacji w ktorej znajduje się większośc z nas.

    „Można nazwać korzystanie z socjalu koniecznością, ale jest w tym jednak nutka hipokryzji. Co jest konieczne? Czy ktoś kogokolwiek zmusza do tego, żeby zaspokajać jakiekolwiek potrzeby? W najbardziej podstawowym zakresie zmusza nas do tego nasze ciało – tak rozumiana konieczność jest jasna. Ale mimo wszystko były i są nadal na świecie miejsca, gdzie umiera się z głodu. Konieczność więc nie zawsze jest możliwa do zrealizowania. Ale powiedzmy, że pojawia się wtedy, kiedy jest możliwość przeżycia. Powiedzmy, że bardziej moralne jest skorzystanie z socjalu niż śmierć głodowa. Nawet kościół mówi, że podobno kradzież z głodu nie jest grzechem.”

    Spory postęp jak na konlibowe myślenie.

    „Dlaczego człowiek, który wygrał w totolotka, zaczyna “inwestować” w jakieś podejrzane sposoby i wszystko traci?”

    Bo nie pochodząc z możnego rodu nie ma odpowiedniej WIEDZY która to wiedza jest jak na razie zarezerwowana dla możnych i dobrze urodzonych.
    A poza tym nie każdy totkowicz bawi się w inwestora. Wielu po prostu robi lokaty a fakt wygranej stara się ukrywać nawet przed najbliższymi. I ci raczej wygrywają ale zaraz znowu konlibowie będą warczeć że kapitał tego totkowicza pracuje mało efektywnie.

    Tak to już jest. Tylko to jest słuszne co jest po WASZEJ myśli. Własną dumę i własne zabobony nazywacie LOGIKĄ!

    „Dlaczego politycy ciągle chcą zarabiać najwięcej, czyż nie zauważają, że mniejsza ilość pieniędzy też by im wystarczyła?”

    A to akurat proste. Potrzebują więcej i więcej, by stać się Nową Arystokracją. No i by mieć na adwokatów i łapówki dla Wszystkich Swiętych gdy im się noga powinie.

    „Co najwyżej mogę dodać tyle, że zła sytuacja materialna nie jest spowodowana wyłącznie bieżącymi decyzjami, ale również przeszłymi. Samotna matka może żałować, że kiedyś się puszczała, albo że wybrała męża, który ją zostawił, ale w tej chwili nie zrobi z tym nic. Ale może przestrzegać inne kobiety. Na co raczej nie ma miejsca w naszym społeczeństwie.”

    Tylko w jednym przypadku się zgodzę. Jeśli puszczała się z kimś takim jak Ty Karollu to fakt – sama jest sobie winna.

    „Podobnie z byłymi pracownikami PGR. Kto im kazał wierzyć socjalistycznej propagandzie namawiającej do zatrudniania się tam?”

    Ile Ty masz lat Karollu? Pewnie kiedy ja szarpałem się z zomolami, to żeś koszulę w zębach nosił i na księdza Zorro wołał!

    Wiesz w jakich okolicznościach PGR-y powstawały? I skąd się wzieli tamtejsi ludzie?

    „Czy nie można było zdroworozsądkowo pomyśleć, że to wkrótce upadnie i trzeba sobie zawczasu zorganizować pewniejszy byt? Jesteśmy zakładnikami naszej przeszłości. Ale jeśli nie będziemy wyciągać z niej wniosków, przyszłość może być jeszcze bardziej mroczna.”

    Życzę Panu 10 letniego pobytu w łagrze. I setki rózeg co tydzień na goły tyłek. Przecież co nas nie zabije to nas wzmocni? No nie?
    I życzę Panu by Pan w ramach „zdroworozsądkowego wyboru” po wyjściu z łagru nie mógł Pan znależć innej pracy niż w PGR-ze. I nie mógł Pan wrócić do miasta, bo wraz z karą łagru dokonano przepadku mienia W CAŁOŚCI!

    BTW. Nie życzę tego NAWET wrogowi, ale dla butnych konlibów uczynię wyjątek.

    Wśród PGR-owców sporo było też przedwojennych bezrolnych chłopów. Tych dla któych nie starczyło ziemi z Reformy Rolnej. No i nie ukrywajmy że za Stalina miala miejsce w PRL częściowa i niedokończona KOLEKTYWIZACJA!

    Ale za PRL-u było sporo takich którzy nie bez trudu się z PGR-u wyrwali. Tylko teraz znowu Karollu będziesz stękał, że pokończyli PAŃSTWOWE szkoły i uczelnie ( innych wtedy nie było ) i że należy ich rozstrzelać za życie ze ZRABOWANEGO!

    „Ludzie bogaci również bywają nieszczęśliwi, tylko ich nieszczęście jest bardziej subtelne. ”

    Mam płakać? Co to! Już na psychoanalityków Was nie stać?

    „Dotyczy braku możliwości zaspokojenia wyższych potrzeb, które równie silnie dają o sobie znać. Również związanych z pomaganiem słabszym.”

    Przed wojną ponoć były „Zakłady Wychowawcze dla Rozkapryszonych Hranianek” to może teraz kursy empatii dla milionerów? Wskazuję na nową niszę rynkową!

    „Najlepszym dowodem na to, jak bardzo tego ludziom brakuje, są coroczne ogromne sukcesy Owsiaka, który przecież nie robi nic wielkiego, a niektórzy udowadniają, że jego działalność nie ma z ekonomicznego punktu widzenia wielkiego sensu. Ale to nie ma żadnego znaczenia dla jego fanów. Dla nich liczy się to, że mogą poczuć się komuś potrzebni. To podróż w krainę fantazji, ale zawsze lepsza, niż narkotyczna. ”

    Tu się zgadzam!
    Od dawna podziwiałem Owsiaka za to, że potrafi zorganizować NAWET meneli i sprawić by stali się lepsi.

    „Mimo, że, z czego trzeba sobie zdać sprawę, kupowanie narkotyków też przynosi korzyści biedakom z Afganistanu.”

    I tu się Pan myli! Biedacy z Afganistanu uprawiający mak nie mają z tego nawet DWÓCH PROCENT!
    Resztę zgarniają pośrednicy, policjanci i politycy w postaci łapówek, przemytnicy i na koniec dealerzy!

    BTW. Talibowie skutecznie ukrócili uprawy maku w Afganistanie. Już nawet JKM podejrzewa, że „wojna z terroryzmem” zostala wymyślona za łapówki mafii naroktykowej, wraz z nastaniem Talibów wyschło źródełko pierwszorzędnego surowca. Jak Pan nie wierzy to niech Pan przejrzy blog JKM-a.

    PS. A przyzna się Pan Karollu jakie szkoły i uczelnie Pan pokończył? Prywatne czy państwowe?
    BTW. A wiecie że w Polsce szkoły prywatne też przyjmują dotacje od MEN?

  11. >Bo nie pochodząc z możnego rodu nie ma odpowiedniej WIEDZY która to wiedza jest jak na razie zarezerwowana dla możnych i dobrze urodzonych.

    W pomnażaniu majątku nie ma żadnej tajemnej wiedzy, lecz czysty przypadek i odrobina cierpliwości, których to umiejętności nie można kupić, ani się nauczyć tak samo jak czytania lub rachowania.
    Zresztą, nie zwalajmy takich rzeczy na ludzi bogatych, bo to już szczyt nonsensu. A piekarz z jednego sklepu jest okradany, bo ludzi wolą chodzić do konkurencji.

  12. >Bo nie pochodząc z możnego rodu nie ma odpowiedniej WIEDZY która to wiedza jest jak na razie zarezerwowana dla możnych i dobrze urodzonych.

    W pomnażaniu majątku nie ma żadnej tajemnej wiedzy, lecz czysty przypadek i odrobina cierpliwości, których to umiejętności nie można kupić, ani się nauczyć tak samo jak czytania lub rachowania.
    Zresztą, nie zwalajmy takich rzeczy na ludzi bogatych, bo to już szczyt nonsensu. A piekarz z jednego sklepu jest okradany, bo ludzie wolą chodzić do konkurencji.

  13. Kamilu! O ile znajomość ekonomii nie jest wiedzą tajemną, to na pewno wiedzą tajemną jest znajomość kuluarów, by wiedzieć, co gdzie i kiedy będą prywatyzować.
    Albo jakie znowu interwencjonistyczne świństwo wymyślą.
    Kto dysponuje TAKĄ wiedzą, ten wie gdzie zainwestować. Zwykli Ludzie dowiadują się o tym, gdy już głowni gracze podzielili konfitury między siebie.

    Ten Karollowy totkowicz z pewnością zainwestowałby dobrze, gdyby miał ciocię w Radzie Polityki Pieniężnej czy innym FED-ie. Albo był proamerykańskim arystokratą mającym wtyki na Wall Street.

    I co Kamilu? Teraz też powiesz, że TEGO można się nauczyć jak czytania i rachowania?

    A piekarz to osobny przypadek. Zupełnie nieadekwatny do tego o czym myślę.

  14. >I co Kamilu? Teraz też powiesz, że TEGO można się nauczyć jak czytania i rachowania?

    Ale ja właśnie temu zaprzeczyłem mój drogi.

    Teraz rozumiem o jaki rodzaj biznesu Tobie chodzi.

  15. „Teraz rozumiem o jaki rodzaj biznesu Tobie chodzi.”

    Bo teraz WŁAŚNIE TAK robi się wielkie pieniądze!
    Państwowy cycek jest potężny i na nim się pasą dzisiejsi możni.

    Poza tym Amerykanie nadający STYL biznesowi TAKI włąśnie styl promowali.
    Do niedawna.
    Teraz mamy ( chyba ) kres „Kapitalizmu a’la Las Vegas”

  16. Cóż, nie chciałem Pana urazić, zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy mieli możliwość, aby ustrzec się w życiu błędów, bo właściwie to ja sam jestem dla siebie najlepszym przykładem na to. I nie wszyscy startowali z tej samej pozycji, bez wątpienia. Ale to nie oznacza, że już nie możemy z tym nic zrobić. Bardzo podziwiam tych, którzy w PRL pokończyli szkoły, a potem z powodzeniem realizowali się zawodowo nawet za granicą. Nie uważam, że nie powinni byli pójść do tych szkół dlatego, że było to „okradanie innych”. W PRL każdy każdego w ten sposób przecież okradał i była to forma kooperacji co najmniej. Co prawda, niezbyt wydajna, ale na to przecież nikt nie miał wpływu.

    >Życzę Panu 10 letniego pobytu w łagrze. I setki rózeg co tydzień na goły tyłek. Przecież co nas nie zabije to nas wzmocni? No nie?
    I życzę Panu by Pan w ramach “zdroworozsądkowego wyboru” po wyjściu z łagru nie mógł Pan znależć innej pracy niż w PGR-ze. I nie mógł Pan wrócić do miasta, bo wraz z karą łagru dokonano przepadku mienia W CAŁOŚCI!

    >BTW. Nie życzę tego NAWET wrogowi, ale dla butnych konlibów uczynię wyjątek.

    A już wydawało mi się, kiedy spotkaliśmy się w Warszawie w Wieżycy, że sympatyczny z Pana człowiek. Nie wiem po co komu takie życzenia, przecież brudne emocje szkodzą nam samym przede wszystkim.

    Niezależnie, jak jest źle, mamy zawsze w życiu wybór. Zapewniam, nie piszę tego z pozycji rozkapryszonego panicza opływającego w dostatki, ale człowieka trochę już doświadczonego, choć młodego. Wybór ten jest ograniczony nie tylko zewnętrznymi uwarunkowaniami, ale również naszą postawą, naszymi wartościami. To starałem się w moich poprzednich postach przekazać.

    >Mam płakać? Co to! Już na psychoanalityków Was nie stać?

    Psychoanalitycy muszą mieć coś do analizowania. Nic nie zaradzą na pustkę w głowie. Empatia to już coś ciekawszego.

    >I tu się Pan myli! Biedacy z Afganistanu uprawiający mak nie mają z tego nawet DWÓCH PROCENT!

    Ale jest to dla nich wystarczająco dużo aby z własnej nieprzymuszonej woli mak właśnie uprawiać, mimo że wszechwładza talibów i mafii w Afganistanie oddziela ich od ewentualnego wsparcia organizacji charytatywnych, czy choćby USA. Czy oznacza to, że lepiej, niż dawać Owsiakowi, kupić i wyrzucić do klopa narkotyki? Pewnie nie. Chociaż przecież tak samo możemy powiedzieć, że dealer pracuje, jak pracuje, bo nie może znaleźć pracy gdzie indziej.

    >PS. A przyzna się Pan Karollu jakie szkoły i uczelnie Pan pokończył? Prywatne czy państwowe?

    Moją edukację zakończyłem kiepsko zdaną maturą. Z 12 lat nauki pierwsze 11 spędziłem w szkole publicznej i okazało się to katastrofalne dla mojego zdrowia fizycznego i psychicznego, sądzę, że poniosłem na skutek chodzenia do tych szkół raczej stratę, niż zysk. Właśnie dlatego podziwiam i mam wielki szacunek dla tych, którym powiodła się edukacja w PRL.

    Na koniec chciałbym powiedzieć, że konlib to nie jest za dobry synonim dla ludzi o poglądach i emocjach zbliżonych do JKM, a więc elity nie szanującej niżej sytuowanych, a to dlatego, że ś.p. Mirosław Dzielski, Stanisław Michalkiewicz czy choćby Rafał Ziemkiewicz to ludzie o poglądach konserwatywno-liberalnych i zupełnie innym emocjonalnym stosunku do zjawiska biedy. Jeśli zastanawia Pana przyszłość świata za kilkadziesiąt albo kilkaset lat, polecam książki tego ostatniego.

  17. No dobrze Karollu!
    Niniejszym składam Pana poprzedni post na karb nienajlepszych umiejętności literackich oraz na Pana młody wiek. Z wieżycy Pana słabo pamiętam. Muza dudniła tak potężnie że własnych myśli nie słyszałem. Stwórca ( co go nie ma ) obdażył mnie absolutnym słuchem muzycznym, a ja nie wiem czy mam ( temuż Stwórcy ) za to dziękować czy przeklinać. Dlatego też wybyłem dośc wcześnie. A był Pan może na 2 zlocie? Miałem mały problem z adresem, ale mniejsza z tym.

    „Cóż, nie chciałem Pana urazić, zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy mieli możliwość, aby ustrzec się w życiu błędów, bo właściwie to ja sam jestem dla siebie najlepszym przykładem na to. I nie wszyscy startowali z tej samej pozycji, bez wątpienia. Ale to nie oznacza, że już nie możemy z tym nic zrobić.”

    Ja nie nawołuję do nic nie robienia. Ja po prostu apeluję o nieosądzanie tak łatwo i lekko ( vide samotne matki ) tych, którym się w życiu nie udało.

    „Bardzo podziwiam tych, którzy w PRL pokończyli szkoły, a potem z powodzeniem realizowali się zawodowo nawet za granicą. Nie uważam, że nie powinni byli pójść do tych szkół dlatego, że było to “okradanie innych”. W PRL każdy każdego w ten sposób przecież okradał i była to forma kooperacji co najmniej. Co prawda, niezbyt wydajna, ale na to przecież nikt nie miał wpływu.”

    Słuszna uwaga :-))

    „I życzę Panu by Pan w ramach “zdroworozsądkowego wyboru” po wyjściu z łagru nie mógł Pan znależć innej pracy niż w PGR-ze. I nie mógł Pan wrócić do miasta, bo wraz z karą łagru dokonano przepadku mienia W CAŁOŚCI!”

    Cóż! Popisał się Pan niewiedzą na temat PGR-ów. Ja po pierwsze jestem z pochodzenia wiejskim chłopakiem. Po drugie PRL znam nie z „opowieści JKM-owej treści” ale z własnego grzbietu, bo jak zauważyłeś, zgred już z tego Timura.

    „A już wydawało mi się, kiedy spotkaliśmy się w Warszawie w Wieżycy, że sympatyczny z Pana człowiek. Nie wiem po co komu takie życzenia, przecież brudne emocje szkodzą nam samym przede wszystkim.”

    Może i masz rację Karollu. Ale cóż. Taki już jestem. Mam prawo być przewrażliwony na punkcie arogancji bogaczy, tak samo jak co poniektorzy z tego forum przewrażliwieni na najbanalniejszą nawet pierdółę co im Marksem zalatuje.

    „Niezależnie, jak jest źle, mamy zawsze w życiu wybór. Zapewniam, nie piszę tego z pozycji rozkapryszonego panicza opływającego w dostatki, ale człowieka trochę już doświadczonego, choć młodego. Wybór ten jest ograniczony nie tylko zewnętrznymi uwarunkowaniami, ale również naszą postawą, naszymi wartościami. To starałem się w moich poprzednich postach przekazać.”

    I trochę Panu to nie wyszło 🙁
    Wyszła arogancja bogaczy.

    „>Mam płakać? Co to! Już na psychoanalityków Was nie stać?

    Psychoanalitycy muszą mieć coś do analizowania. Nic nie zaradzą na pustkę w głowie. Empatia to już coś ciekawszego.”

    Ależ ja nie mam nic przeciwko temu, gdy milionerzy wynajmują sobie na Wolnym Rynku psychoanalityków! Moga też wynajmować sobie dziwki i płaczki. Ich prawo dopóki zachowana jest zasada dobrowolności.

    Ale z Pańskiego postu wynikał… apel „płaczcie nad losem biednego bogacza, bo jak nie to…”
    No i się wkurzyłem! I to tyle na ten temat.
    A ja nie chcę być ZMUSZANY do obowiązkowego użalania się nad biednym głupim bogaczem.
    Czy za dużo chcę?

    „Ale jest to dla nich wystarczająco dużo aby z własnej nieprzymuszonej woli mak właśnie uprawiać, mimo że wszechwładza talibów i mafii w Afganistanie oddziela ich od ewentualnego wsparcia organizacji charytatywnych, czy choćby USA. Czy oznacza to, że lepiej, niż dawać Owsiakowi, kupić i wyrzucić do klopa narkotyki? Pewnie nie. Chociaż przecież tak samo możemy powiedzieć, że dealer pracuje, jak pracuje, bo nie może znaleźć pracy gdzie indziej.”

    Jeśli Pan czytywał moje posty, to powinien Pan zauważyć, ze jestem zwolennikiem legalizacji narkotyków. Choćby dlatego, że jestem świadom, że „wojna z narkotykami” jest narzędziem globalnej polityki USA, którego to państwa wielką sympatią bynajmniej nie darzę.

    „Moją edukację zakończyłem kiepsko zdaną maturą. Z 12 lat nauki pierwsze 11 spędziłem w szkole publicznej i okazało się to katastrofalne dla mojego zdrowia fizycznego i psychicznego, sądzę, że poniosłem na skutek chodzenia do tych szkół raczej stratę, niż zysk. ”

    Jak rozumiem, szkolna fala i powszechna bezsilność nauczycieli?
    Znam znam. Parę lat temu też belfrowałem. Nawet dostałem naganę za „bezprawne przywłaszczenie świętej własności prywatnej” gdy jednemu uczniowi bawiącemu się nożem na lekcji rzeczony nóż zabrałem.

    „Właśnie dlatego podziwiam i mam wielki szacunek dla tych, którym powiodła się edukacja w PRL.”

    Wtedy może nie było lepiej ale na pewno inaczej. Nie chcę tu gloryfikować PRL-u choć byłem wtedy piękny i młody, ale nie sposób nie zauważyć że wtedy od nauczycieli zależalo więcej.
    Prócz indoktrynacji była też kontrola i bicie słabszych ( aczkolwiek istniało ) jednak było w miare skutecznie tępione.
    Oczywiście też zależy, jak gdzie. nie bez znaczenia był tu też brak komputerów, przez co młodzi nie mogli tak zaginać „starych” jak to czynią teraz.
    Nie tęsknię za tymi czasami, ale nie sposób nie zauważyć, że ówczesną nieco spacyfikowaną młodzież dało się jeszcze CZEGOŚ nauczyć i nie były to WYŁĄCZNIE wierszyki o Leninie.
    Dziś nauczyciel to mniej niż zero, bo to zgred co nie zna się na „netach” i „interfejsach”.

    Nie bez znaczenia jest też postawa rodziców. Kiedyś ( za PRL ) uczeń był śmieciem, a nauczyciel miał autorytet z urzędu, dziś śmieciem jest nauczyciel, a uczeń to święta krowa co ma wszystko dostać gotowe na srebrnej tacy i oczywiscie w trybie Wychowania Bezstresowego. A rodzice są tak roszczeniowi że aż strach. Na szczęście już nie pracuję w szkole.

    Ani jedno ani drugie mi się nie podoba, z wielu powodów, ale fajnie by było Karollu abyś wziął na to poprawkę.
    Jednak w PRL-u łatwiej bylo do czegoś dojść poprzez wykształcenie.

    „Na koniec chciałbym powiedzieć, że konlib to nie jest za dobry synonim dla ludzi o poglądach i emocjach zbliżonych do JKM, a więc elity nie szanującej niżej sytuowanych,”

    A dlaczego nie? Ja innych konlibów realnie ( i po dłuższym poznaniu ) NIE poznałem.

    „a to dlatego, że ś.p. Mirosław Dzielski, Stanisław Michalkiewicz czy choćby Rafał Ziemkiewicz to ludzie o poglądach konserwatywno-liberalnych i zupełnie innym emocjonalnym stosunku do zjawiska biedy. Jeśli zastanawia Pana przyszłość świata za kilkadziesiąt albo kilkaset lat, polecam książki tego ostatniego.”

    Ziemkiewicza znam ale nie lubię. Straszny z niego bufon. I raczej konserwa a nie konlib, aczkolwiek razu jednego bąknęło mu się „jak rycerz do boju tak cham do gnoju, – z tym że chciałbym by nie zależalo to od tego kim się człek urodzi”
    Ale cóż. Jedna jaskółka wiosny nie czyni.

    I to na razie tyle,

  18. Wypada mi więc już tylko, wobec ubóstwa własnych możliwości literackich, zacytować Terry’ego Goodkinda z tomu „Bezbronne imperium”.

    Richard wskazał milczący tłumek, który przyglądał się heroldom.
    – Ci ludzie z Witherton przestali przymykać oczy na to, co się dzieje z ich ziomkami. Nie będą dłużej tolerować takiego bestialstwa. Nie będą już dłużej bezwolnymi ofiarami. Chcą być wolni.
    Jeden z heroldów – z wąską, spiczastą brodą – prychnął z lekceważeniem:
    – Wolność to nic dobrego. Jedynie sankcjonuje ludzki egocentryzm. Osoba rozważna, mająca na względzie dobro i oświecenie rodzaju ludzkiego, powinna odrzucić nieetyczną koncepcję „wolności”, jako że to w istocie samolubstwo.
    – Racja – przyznał kto inny – takie nazbyt uproszczone zasady mogą tylko zapoczątkować okres przemocy. Owa niemądra idea”wolności” sprawia, że postrzega się wszystko albo jako czarne, albo jako białe. Jednostki nie mają prawa osądzać innych, a już zwłaszcza tak kategorycznie. Jeżeli ma panować pokój, niezbędny jest kompromis pomiędzy wszystkimi zainteresowanymi stronami.
    – Kompromis? – zapytał Richard. – Okres przemocy może zaistnieć wtedy i tylko wtedy, jeżeli uznacie moralną równoważność wszystkich ludzi, w tym i złych. Jeżeli ogłosicie, że każdy, w tym i ci, którzy postanawiają krzywdzić innych, ma takie samo prawo do istnienia. I to właśnie robicie, odmawiając zniszczenia zła: dajecie moralne wsparcie i władzę tym, którzy zabijają. Zamiłowanie do kompromisu w takich sprawach to chorobliwa idea, według której musicie oddać palec, potem nogę, a w końcu i ramię, żeby nakarmić żyjącego pośród was potwora. Zło karmi się dobrem. Jeżeli zabijecie potwora, przemoc ustanie. Macie dwie możliwości. Żyć w upokarzającym strachu, na kolanach, bez końca przepraszając, że chcecie, by wam pozwolono żyć, i starając się ugłaskać nieustannie rosnące w siłę zło. Albo wyeliminować tych, którzy by was krzywdzili, i zyskać wolność, możliwość decydowania o własnym życiu, co z kolei oznacza, że zawsze musielibyście być czujni i gotowi bronić siebie.(…)
    – Sektor zajęty przez żołnierzy otaczają tłumy mieszkańców. Mają chronić wrogów przed nami. Mają zatrzymać nasz atak.
    Richard sapnął gniewnie.
    – No i dobrze. – Popatrzył na zatroskane, pełne wyczekiwania twarze. – Wysłuchajcie mnie. Złączyliśmy nasze siły, żeby wspólnie walczyć ze złem. Jeżeli ktokolwiek stanie po stronie zła, jeżeli chroni złych ludzi, służy utrwalaniu zła.
    Jeden z mężczczyzn miał niepewną minę.
    – Czy to znaczy, że mamy użyć wobec nich siły, jeżeli spróbują nas zatrzymać?
    – Do czego dążą ci ludzie? Jaki jest ich cel? Chcą nas powstrzymać przed zlikwidowaniem Imperialnego Ładu. Ponieważ nienawidzą życia, bardziej pogardzają wolnością niż zniewoleniem. – Patrzył im w oczy z ponurą determinacją. – Twierdzę, że każdy, kto chroni wroga i chce go utrzymać u władzy, przeszedł na jego stronę. To proste. Jeżeli spróbują chronić wrogów lub przeszkodzić nam w działaniu… To ich zabijcie.
    – Ale nie są uzbrojeni – powiedział któryś.
    Richard zapłonął gniewem.
    – Są uzbrojeni! Ich broń to pokrętne, pełne zła zasady, za pomocą których chcą światu narzucać niewolę.

    Ale do rzeczy. Nie zgadzam się z tym, że „Pomoc socjalna oznacza przekupienie ofiar polityki państwowej, powodując zachowania pasywne i brak przedsiębiorczości.” Skłaniałbym się raczej ku zależności odwrotnej. To postawy pasywne, w których brak przedsiębiorczości powodują presję na państwo. Bo państwo, szczególnie demokratyczne, nie ma żadnego interesu czy nawet woli, aby demoralizować. To jest myślenie spiskowe. Najlepiej świadczy o tym agresja, z jaką Pan go broni.

    Dlaczego w ten sposób my, jako zwolennicy wolności, nie zajdziemy daleko? Bo stawianie się po jednej ze stron konfliktu klasowego przeciwko drugiej sprawia, że państwo jest potrzebne, jako rozjemca. Wypowiadał się na tej stronie jakiś socjolog, który stwierdził, że libertarianie mogą pełnić jakąś rolę w społeczeństwie, ale są również niebezpieczni. On to wywnioskował na podstawie rzeczy, które tutaj czytał! Jako fachowiec od tych spraw! Z pewnością jego wiedza na ten temat nie była zbyt głęboka. Ale podobnie jest z mnóstwem innych ludzi, jeszcze gorzej od niego wykształconych.

    Podoba mi się postrzeganie libertarianizmu jako nie ideologii, lecz filozofii, systemu przekonań opartego na pewnych stałych założeniach. Jako filozofowie, nie możemy tych założeń naginać, by udowadniać swoje racje. Naprawdę potrzebna jest doktrynalna czystość. Tak zwani konlibowie naruszają ją. Chociaż ja bym wolał określenie Carsona „potoczni libertarianie”, jako że konserwatywny liberalizm to po prostu libertarianizm mniej skrajny, co nie musi się wiązać z ideologicznym przyporządkowaniem do bycia reprezentantem jakiejś konkretnej grupy społecznej, niezależnie od tego, jak to rzeczywiście w Polsce wychodzi.

    Ale obok potocznego libertarianizmu istnieje również przeciwna ścieżka, której, jak się wydaje, jest Pan reprezentantem. Agresywne dążenie do usprawiedliwiania klientów pomocy społecznej służy temu, aby to ich interesy reprezentować przeciwko interesom zamożniejszych, którzy na obecnym systemie rzekomo zawsze korzystają. Ten drugi typ ideologicznego libertarianizmu można by nazwać populistycznym.

    Nie uważam, że mogę kogokolwiek zmuszać do użalania się nad bogatymi, chciałem zasygnalizować ten problem po prostu. Jeśli libertarianizm ma doprowadzić do jakichś trwałych zmian społecznych, to muszą być one popierane przez WSZYSTKIE grupy społeczne. Każdy musi móc znaleźć jakieś nowe możliwości wykorzystania własnej wolności. Oczywiście nie chodzi tutaj o tak zwany kompromis, który jest uzasadnieniem dla wszelkiej niemoralności, a o zaangażowanie możliwie najszerszego spektrum społeczeństwa, aby przemiany mogły okazać się trwałe. Dopóki pozostaniemy w ideologicznych podziałach, będziemy postrzegani przez obserwatorów z zewnątrz jako niebezpieczni, i może nawet słusznie.

  19. Drogi Dobrze Urodzony!

    Kimże Ty jesteś? Czy nowym wcieleniem Karolla? Raczej nie bo z niektórymi jego tezami polemizujesz.
    Czy może jednym konlibem którego znałem onegdaj? Chyba raczej nie, bo tamten gościu tak bardzo brzydził się przymiotnikiem „klasowy” że przez gardło mu to słowo ledwo przechodziło. Acz słowo „demokracja” umiał jeszcze wymówić bez Korwinowskich Ozdobników. Ale do rzeczy.

    Tekst z „Bezbronnego Imperium” jest ciekawy aczkolwiek wymaga głębszego przemyślenia. Nad tym trzeba się głębiej zmóżdzyć, bo moim zdaniem jest zbytnio uproszczony. Szczególnie „stanięcie po stronie zła” co może być różnie i często bardzo opacznie interpretowane.

    „Ale do rzeczy. Nie zgadzam się z tym, że “Pomoc socjalna oznacza przekupienie ofiar polityki państwowej, powodując zachowania pasywne i brak przedsiębiorczości.” Skłaniałbym się raczej ku zależności odwrotnej. To postawy pasywne, w których brak przedsiębiorczości powodują presję na państwo. ”

    Ze mną się Pan nie zgadza czy z Karollem?

    „Bo państwo, szczególnie demokratyczne, nie ma żadnego interesu czy nawet woli, aby demoralizować. To jest myślenie spiskowe. Najlepiej świadczy o tym agresja, z jaką Pan go broni.”

    Może samo Państwo nie ma interesu ale politycy zdecydowanie mają.
    Państwo może nie ma woli by demoralizować. Ale na pewno wolę tę mają politycy rozgrywając jednych przeciw drugim aby osiągnąć swoje osobiste cele.

    Ja? Bronię Państwa Opiekuńczego?
    O mnie Pan mówi Mości Dobrze Urodzony?

    Ależ ja nie bronię Państwa tylko LUDZI!
    Prostestuję przeciwko wywyższaniu się bogaczy a zwłaszcza arystokratów KOSZTEM ludzi biednych.
    Po prostu rzygać mi się chce gdy taki arystokrata wyzywa od złodziei Zwykłęgo Człowieka za to, że ten chodził do szkoły publicznej a zatem finansowanej ze zrabowanego. Arystokrata miał swoje guwernantki w młodości lecz jego „lepszość” wynikała po prostu z tego, że jako Dobrze Urodzony on i jego rodzina umiała się ODNALEŻĆ w KAŻDYM ustroju, przez co… stanął PONAD PRAWEM!
    Przecież Zwykły Człowiek za edukowanie w DOMU swojego dziecka z pewnością zgniłby w mamrze a jego dziecko trafiłoby do Bidula!

    A zatem bronię LUDZI w imię wątku ( który był w poście ) o niemyleniu OFIAR ze SPRAWCAMI.

    Nie bronię Państwa Demokratycznego. Bronię demokracji jako takiej, którą uważam za NAJLEPSZĄ formę rządów PÓKI ISTNIEJE Państwo. Z jakiego powodu? Pisałem do rzygu w wielu innych postach, więc skoro teraz intensywnie pracuję zawodowo, to nie ma sensu by się powtarzać.

    Kiedy Ustrój Bezpaństwowy stanie się ciałem ( raczej już nie za mojego życia ) to pogadamy dalej.

    „Dlaczego w ten sposób my, jako zwolennicy wolności, nie zajdziemy daleko? Bo stawianie się po jednej ze stron konfliktu klasowego przeciwko drugiej sprawia, że państwo jest potrzebne, jako rozjemca. Wypowiadał się na tej stronie jakiś socjolog, który stwierdził, że libertarianie mogą pełnić jakąś rolę w społeczeństwie, ale są również niebezpieczni. On to wywnioskował na podstawie rzeczy, które tutaj czytał! ”

    Ło rety!!!
    To my już tacy ważni i opiniotwórczy jesteśmy?
    Quatryk, Jędrzeju, Kapronie, Triksterze i Smootny! Widzieliście to co ja?
    No to wyciągamy szampany ( o przepraszam – sekty ) i pijemy!

    „Z pewnością jego wiedza na ten temat nie była zbyt głęboka. Ale podobnie jest z mnóstwem innych ludzi, jeszcze gorzej od niego wykształconych.”

    Ano prawda! Prości ludzie się Was ( nas? ) boją bo chwilami ciężko Was ( a może jednak Nas ) odróżnić od Hitlera czy innego Torquemady.

    A tak przy okazji. Mógłbyć Waść D.U. rzucić linka do tego socjologa?

    „Podoba mi się postrzeganie libertarianizmu jako nie ideologii, lecz filozofii, systemu przekonań opartego na pewnych stałych założeniach. ”

    W zasadzie zgadzam się! Byleby tych Stałych Założeń było JAK NAJMNIEJ!
    Bo jak zaczniemy z ideologią ( o przepraszam! TYLKO filozofią ) wchodzić do garażu, do kuchni i do alkowy, to będziemy mieli TAKI TOTALITARYZM o jakim nawet Stalin w najśmielszych snach swoich nie śnił.

    Kiedyś to już z jednym konlibem już przerabiałem a zatem nie wymyśliłem tego!

    Jak dla mnie do tych Stałych Założeń należy wpisać w PIERWSZEJ kolejności Bezwzględną Równość Wszystkich Ludzi wobec PRAWA, bo bez tego ŻADNEJ Wolności nie będzie tylko co najwyżej jakiś Neofeudalizm Nowej Generacji.

    „Naprawdę potrzebna jest doktrynalna czystość.”

    Oj tak! Byleby oczywiście ta Doktrynalna Czystość nie przekształciła się w „hadisy” co regulują KAŻDĄ dziedzinę życia ( z kuchnią i alkową włącznie ) bo inaczej… patrz akapit wyżej.

    „Tak zwani konlibowie naruszają ją. ”

    Zdecydowanie tak! I bardzo często okazują się po bliższym poznaniu albo rasistami, albo.. w najlepszym przypadku rzecznikami interesów Korporacji lub/i arystokracji co jak wiemy, ma tyle wspólnego z Wolnością ile Timur z Archidiecezją Gnieźnińską.

    „Chociaż ja bym wolał określenie Carsona “potoczni libertarianie”, jako że konserwatywny liberalizm to po prostu libertarianizm mniej skrajny,”

    Jak dla mnie konserwatywni liberałowie to Charyzmatyczni Cwaniaczkowie najgłośniej gardłujący o Zasadach i najczęściej teże Zasady naginającymi do własnych potrzeb. Na pierwszy rzut oka Ludzie z Zasadami i Rycerze z Złotych Zbrojach, a po dalszym poznaniu… ech.
    Napisałem już morze akapitów na tym forum o konlibach a teraz jestem już zbyt śpiący na Listę Epitetów, a zapewniam, że byłaby ona dłuższa niż rolka papieru toaletowego.

    „co nie musi się wiązać z ideologicznym przyporządkowaniem do bycia reprezentantem jakiejś konkretnej grupy społecznej, niezależnie od tego, jak to rzeczywiście w Polsce wychodzi.”

    Czyżby również Pan zauważył, że konlibami w Polsce są osobnicy pochodzenia arystokratycznego z niewielką domieszką innych bogaczów od wielu pokoleń?
    Czy ja dobrze widzę?

    „Ale obok potocznego libertarianizmu istnieje również przeciwna ścieżka, której, jak się wydaje, jest Pan reprezentantem. Agresywne dążenie do usprawiedliwiania klientów pomocy społecznej służy temu, aby to ich interesy reprezentować przeciwko interesom zamożniejszych, którzy na obecnym systemie rzekomo zawsze korzystają. Ten drugi typ ideologicznego libertarianizmu można by nazwać populistycznym”

    Oho! Co ja widzę! Timur już nie jest komuch ani lewak, tylko … Libertarianin Populistyczny.
    Ależ postęp!
    Ale ja nie rozgrywam biednych przeciw bogatym. Ja po prostu bronię Godności Zwykłęgo Człowieka. I KATEGORYCZNIE PROTESTUJĘ przeciwko temu, by nazywać ich złodziejami za to, kim się urodzili i za to na co nie mieli wpływu. Vide akapit o guwernantce arystokraty.

    Prostestuję przeciwko nazywaniu ( bo tak wyszło ) bogaczy Kastą Nadludzi, bo samo jej powstanie ( nawet tylko semantyczne ) to kpina z Wolności.

    „Nie uważam, że mogę kogokolwiek zmuszać do użalania się nad bogatymi, chciałem zasygnalizować ten problem po prostu.”

    Cholewcia! Jakbym już gdzieś widział ten styl wypowiedzi i taką składnię!

    „Jeśli libertarianizm ma doprowadzić do jakichś trwałych zmian społecznych, to muszą być one popierane przez WSZYSTKIE grupy społeczne.”

    To prawda! Dlatego proponuję KOMPROMIS! Choć wiem, że Pan nie lubi tego słowa.

    A ZATEM:

    Biedaku! Bogacz NIE MA OBOWIĄZKU rozczulać się nad Twoim losem!

    ALE JEDNOCZEŚNIE:

    Bogaczu! Biedak nie ma obowiązku zachwycać się Twoją skórą, furą i komórką ani podziwiać Twoich wyczynów na Turniejach Rycerskich czy innych Regatach. Ani znać się na bussinesowych mantrach, by w NALEŻYTY sposób sławić Ciebie jak bardzo jesteś genialny.
    Jeśli tak bardzo potrzebujesz chwały, wynajmij sobie na Wolnym Rynku dziwki albo jak wolisz Nadwornych Pochlebców!

    Może tak być?

    Ja z kolei jako Populistyczny Libertarianin solennie obiecuję, że nigdy nie będe dążył do penalizacji prostytucji ani zawodu Nadwornego Pochlebcy!

    OK?

    „Jeśli libertarianizm ma doprowadzić do jakichś trwałych zmian społecznych, to muszą być one popierane przez WSZYSTKIE grupy społeczne.”

    TAK! Ale bez uprzywilejowywania ( nawet niechcący ani”bo tak logicznie przecież wynika”! ) JAKIEJKOLWIEK grupy społecznej.

    „Każdy musi móc znaleźć jakieś nowe możliwości wykorzystania własnej wolności. ”

    O tak! A nie tylko „wybrani przez Boga” jak drzewiej bywało!

    „Oczywiście nie chodzi tutaj o tak zwany kompromis, który jest uzasadnieniem dla wszelkiej niemoralności, a o zaangażowanie możliwie najszerszego spektrum społeczeństwa, aby przemiany mogły okazać się trwałe.”

    O kompromisie już było!

    Aby przemiany okazały się trwałe potrzeba równości WSZYSTKICH ludzi wobec Prawa.
    Oraz maksymalna bioróżnorodność w obrębie Kasty Bogaczy, ale o tym na wszystkie sposoby i do rzygu pisałem na innych postach.

    „Dopóki pozostaniemy w ideologicznych podziałach, będziemy postrzegani przez obserwatorów z zewnątrz jako niebezpieczni, i może nawet słusznie.”

    Ja jestem za zjednoczeniem wszystkich libertarian z WYJĄTKIEM konlibów.
    A dlaczego? Już nieraz pisałem.

    To na razie tyle,

  20. Witam,

    Zmieniłem pseudo, bo to nowe, które sam mi Pan nadał, wygląda na tej stronie bardziej nonkonformistycznie.

    >Ze mną się Pan nie zgadza czy z Karollem?

    Nie zgadzam się z Blankertzem, który tak pisze powyżej, moją niezgodę rozwijałem we wszystkich postach. Różnie to wychodziło, powinienem może od zacząć od tego cytatu.

    >Ja? Bronię Państwa Opiekuńczego?
    O mnie Pan mówi Mości Dobrze Urodzony?

    Zapętliłem się w zaimkach, chodziło raczej o obronę sposobu myślenia prezentowanego przez Blankertza. Cenię jego wiele myśli i podziwiam jego wiedzę, ale tu wydaje się, że poszedł w stronę populizmu. Błędne jest, moim zdaniem, założenie, że politycy skłócają ludzi dla jakiegoś starannie zaplanowanego celu. Czasem wydaje im się szczerze, że dobrze robią. Inaczej nie mogliby chyba być tak naturalni i przekonujący. Może czasem odrzucają pewne niezgodne ze swym światopoglądem teorie, nawet w tak, wydawałoby się, neutralnej dziedzinie jak ekonomia. Ale to jest zjawisko dysonansu poznawczego, przydarzające się wszystkim. Potwierdza istnienie tego zjawiska pan Romański, który wpisał się na tej stronie tutaj: https://liberalis.pl/2008/07/02/rafal-lorent-libertarianizm-lekcja-druga/?cp=1#comments i tutaj: https://liberalis.pl/2009/01/03/robert-gwiazdowski-doktryna-szoku-neoliberalowie-i-prostytutki/?cp=1#comments, gdzie dowodzi, że od czasu zainteresowania się tą stroną w lipcu pozostał na poziomie lewicowych sloganów.

    Problemem jest to, że politycy mają na nasze życie większy wpływ, niż powinno to wynikać z ich kompetencji. Ale każdy, kto bierze udział w głosowaniu, na taki wpływ się zgadza. I tu przechodzimy do kolejnej trudnej sprawy – równości wobec prawa. Nie ma mowy o równości wobec prawa w anarchii, bo nie ma też prawa, wobec którego ewentualnie moglibyśmy być równi. W warunkach istnienia państwa równość taka również jest nierealna. A to z tego prostego względu, że jeśli sędziowie są opłacani przez Państwo, to biorą chętniej stronę tego Państwa właśnie. Podobnie, prawo stanowione jest przez tych, którzy uzyskali taką możliwość i nic ich nie ogranicza, chyba, że jakaś konstytucja, wcześniej przez inną władzę ustalona.

    Wracając do nie mylenia ofiar ze sprawcami… Jeśli dawanie pieniędzy biednym to krzywdzenie ich, a głównym czy nawet jedynym sprawcą jest ten, kto daje, to tak samo można powiedzieć o przywilejach dla wielkiego biznesu – że państwo demoralizuje przedsiębiorców, nie uważajmy ich więc za sprawców, lecz za ofiary.

    >Ale ja nie rozgrywam biednych przeciw bogatym. Ja po prostu bronię Godności Zwykłęgo Człowieka. I KATEGORYCZNIE PROTESTUJĘ przeciwko temu, by nazywać ich złodziejami za to, kim się urodzili i za to na co nie mieli wpływu. Vide akapit o guwernantce arystokraty.

    Jeżeli ograniczenia wolności nie dokuczają wszystkim w równym stopniu, to problem ten starałem się rozwiązać teoretycznie tutaj: https://liberalis.pl/2007/04/02/murray-rothbard-konfiskata-a-zasada-zadomowienia/.

    >Ja jestem za zjednoczeniem wszystkich libertarian z WYJĄTKIEM konlibów.

    A konserwatywny liberał Mirosław Dzielski mówił tak:

    Troska o ubogich jest powinnością ewangeliczną. Jest to powinność ludzi wobec ludzi. Można ją realizować na dwa sposoby. Pierwszy polega na indywidualnej dobroczynności. Nie chodzi tu jedynie o zwykłą pomoc potrzebującemu biedakowi, ale o wielkie fundacje tworzone przez milionerów z zapisów testamentowych itp. W czasach, gdy państwo nie zajmowało się opieką społeczną, bywały to ogromne przedsięwzięcia działające jak każda prywatna przedsiębiorczość bardzo skutecznie i docierające do właściwych ludzi. Inną sprawą była kwestia przyjmowania tych darów. To wymagało od przyjmujących wielkiej chrześcijańskiej skromności. W końcu taki milioner, który zapisał majątek dla starców, którzy się niczego w życiu nie dorobili, najprawdopodobniej stał od większości z nich wyżej pod wieloma względami. Taka obiektywna wyższość budzi w człowieku zazdrość. Aby ją przezwyciężyć, trzeba głęboko wierzyć, że jest poziom, na którym ludzie są obiektywnie równi. Trzeba wierzyć w równość ludzi wobec Boga. Socjaliści nie akceptowali prywatnej dobroczynności, moim zdaniem, przede wszystkim dlatego, że nie byli skłonni tolerować wyższości. A kapitalizm wymaga dla wyższości tolerancji i przestrzeni działania.(…)Trzeba oddzielić poziom opieki od jej zakresu. Zakres opieki w Polsce jest olbrzymi. Jej poziom jest prawie zerowy. Dlatego uważam tych liberałów (głównie rządowych), którzy sądzą, że poprzez dalsze obniżenie tego poziomu uzdrowią naszą gospodarkę, za ludzi mało poważnych. Polsce potrzebne jest otwarcie kapitalistyczne, otwarcie możliwości działania dla ludzi z inicjatywą.

  21. Bardzo spiskowe w formie i treści są teorie Carsona. W tekście dostępnym pod adresem https://liberalis.pl/2007/10/13/kevin-carson-liberalizm-i-kontrola-spoleczna/ pisze:

    Biurokracja państwa dobrobytu ma trzy zadania: odbiera główną siłę potencjalnemu radykalizmowi klasy niższej poprzez minimalizację otwartej bezdomności i głodu; poddaje swoich klientów bliskiemu nadzorowi za strony sieci pracowników społecznych pilnujących, by nie mieszali się oni w jakieś antyrządowe działania; oraz pilnuje dyscypliny robotniczej, czyniąc system tak nieprzyjemnym, jak to możliwe i odstraszając wszystkich oprócz ludzi całkowicie nie do zatrudnienia.

    Wypadłoby jednak zauważyć, że takie podejście do zaspokajania potrzeb społecznych ubogich nie musi wynikać z jakiegoś wielkiego, międzynarodowego spisku etatystów, ale jest po prostu konsekwencją istnienia kapitalizmu państwowego. Dla wielu ludzi ten system jest jedyną propozycją dla wprowadzenia wolnego rynku, a okazuje się, że nawet jego krytycy, jak Naomi Klein, nie zauważają, że wolny rynek nie musi oznaczać niemoralnego wyzysku, na co sam Carson zwraca uwagę. Co prowadzi do refleksji, że potrzeba intelektualnej rewolucji, która zerwie z kojarzeniem wolnego rynku i przywilejów dla bogatych. Skoro taka rewolucja nie nastąpiła, ludzie opowiadać się mogą za prawicą, czyli zwiększaniem efektywności, lub lewicą, czyli walką o sprawiedliwość. I nie wiedzą po prostu, że może być inaczej. Nie wiedzą tego politycy, nie wiedzą również intelektualiści popierający etatyzm. Rozwój działalności socjalnej państwa pojawia się z powodu nasilania się roszczeń – to wiemy z całą pewnością. Ale czy wobec tego winić należy raczej tych, którzy roszczenia te zgłaszają, czy tych, którzy nie poznali dotychczas, z powodu swojej intelektualnej niemocy, lepszych sposobów na ich zaspokojenie? Moim zdaniem, raczej to pierwsze.

    Co więcej, można to rozumowanie powtórzyć dla biznesu domagającego się wsparcia ze strony państwa. Rozmaite stowarzyszenia pracodawców, think-tanki i tak dalej dowodzą, że np. specjalne strefy gospodarcze dadzą korzyści WSZYSTKIM. Nieco więcej z tych korzyści dostanie się tym, którzy takie propozycje przedstawiają; poza tym mają rację. Mimo, że chciałoby się czegoś lepszego, to ten lepszy świat nie jest znany tym, którzy decyzje podejmują. Wobec tego nie należy winić decydentów, ale tych, którzy lobbują za konkretnymi propozycjami, dającymi im przywileje. Kiedyś zostaną za to rozliczeni, i nie mówię o życiu wiecznym. Bezdomni i głodujący rozliczani są już teraz, gdy w zamian za roszczenia otrzymują pasywny żywot bez perspektyw.

  22. >Wypadłoby jednak zauważyć, że takie podejście do zaspokajania potrzeb społecznych ubogich nie musi wynikać z jakiegoś wielkiego, międzynarodowego spisku etatystów, ale jest po prostu konsekwencją istnienia kapitalizmu państwowego.

    Popraw mnie jeśli się mylę, ale czy teoria spiskowa nie zakłada istnienie celowego i zaplanowanego działania wynikającego z zawarcia pewnej, trzymanej w tajemnicy, umowy między pewnymi ludzmi lub grupami?
    A z przytoczonego przez Ciebie fragmentu Carsona wynika jakie są zadania pomocy społecznej, bo nie zaprzeczysz, że celem istnienia tej instytucji jest minimalizowanie ubóstwa i głodu?

  23. Ale wydaje się, że to nie jest kwestia tajemnicy, tylko braku spostrzegawczości, że np. emeryci postrzegają SLD jako partię reprezentującą ich interesy. Spostrzegawczość taka wyniknąć może z wiedzy na temat mechanizmów rządzących życiem publicznym, ale ta wiedza nie jest jakoś specjalnie ukrywana. Szczególnie wtedy, kiedy panuje względna wolność słowa. W spiskowe teorie idzie Carson wtedy, kiedy pisze, że 'Szkoła jest „centralną instytucją na rzecz produkcji mężczyzn i kobiet poddających się potrzebom i oczekiwaniom korporacyjnego, technokratycznego świata.”’. Poglądy takie, wyrażane przez jakichś skrajnych zwolenników etatyzmu, nie są, jak sądzę, poglądami jakiejś znacznej części nauczycieli w szkołach publicznych; mimo wszystko większość z nich to w miarę normalni ludzie.

  24. >Wracając do nie mylenia ofiar ze sprawcami… Jeśli dawanie pieniędzy biednym to krzywdzenie ich,

    Bynajmniej nie to jest krzywdą, a doprowadzenie ich do stanu, w którym są zmuszeniu żyć na skraju nędzy.

    >Ale wydaje się, że to nie jest kwestia tajemnicy, tylko braku spostrzegawczości, że np. emeryci postrzegają SLD jako partię reprezentującą ich interesy. Spostrzegawczość taka wyniknąć może z wiedzy na temat mechanizmów rządzących życiem publicznym, ale ta wiedza nie jest jakoś specjalnie ukrywana.

    Dlatego napisałem, że Carson nie doszukuje się spisku.

    >Nie ma mowy o równości wobec prawa w anarchii, bo nie ma też prawa, wobec którego ewentualnie moglibyśmy być równi.

    Oczywiście mylisz się. Jest prawo jak najbardziej. Są nawet instytucje je egzekwujące.

  25. @Dobrze Urodzony

    W spiskowe teorie idzie Carson wtedy, kiedy pisze, że ‘Szkoła jest „centralną instytucją na rzecz produkcji mężczyzn i kobiet poddających się potrzebom i oczekiwaniom korporacyjnego, technokratycznego świata.”’. Poglądy takie, wyrażane przez jakichś skrajnych zwolenników etatyzmu, nie są, jak sądzę, poglądami jakiejś znacznej części nauczycieli w szkołach publicznych; mimo wszystko większość z nich to w miarę normalni ludzie.

    A ta „znaczna część nauczycieli” ma decydujący głos w negocjacjach nad kształtem edukacji, publicznej i prywatnej? Według mojej wiedzy, nie. Raczej wysocy rangą urzędnicy państwowi, na ogół dzielący wyznawany światopogląd i niemało przestrzeni życiowej (choćby przysłowiowe salony) z przedstawicielami świata wielkiego biznesu, poddani dyktatowi prywatno-publicznego medialnego kartelu („szczególnie wtedy, kiedy panuje względna wolność słowa”).

    I Carson – za socjologami G. Williamem Domhoffem i C. Wrightem Millsem – podkreśla, że to specyficzna socjalizacja stanowi główną przyczynę formowania się i ciągłości rządowo-korporacyjnych Elit Władzy:

    It is the common class background of the state and corporate elites, and the constant circulation of them between institutions, that underscores the utter ridiculousness of controlling corporate power through such nostrums as „clean election” reforms. The promotion of corporate aims by high-level policy makers is the result mainly, not of soft money and other forms of cartoonishly corrupt villainy, but of the policy makers’ cultural background and world view.

    Podczas gdy spiski są zjawiskiem wtórnym, drugorzędnym, okresowo tylko napędzającym proces, który przeważnie zachodzi niejako automatycznie (m.in. na skutek „subsydium historii”, dającego kapitalistom większą siłę przetargową w stosunku do reszty społeczeństwa):

    In making use of the „Power Elite” model of Mills and Domhoff, one must be prepared to counter the inevitable „tinfoil hat” charges from certain quarters. Power Elite theory, despite a superficial resemblance to some right-wing conspiracy theories, has key differences from them. The latter take, as the primary motive force of history, personal cabals united by some esoteric or gratuitously evil ideology. Now, the concentration of political and economic power in the control of small, interlocking elites, is indeed likely to result in informal personal ties, and therefore to have as its side-effect sporadic conspiracies (Stinnett’s Day of Deceit theory of Pearl Harbor is a leading example). But such conspiracy is not necessary to the working of the system–it simply occurs as a secondary phenomenon, and occasionally speeds up or intensifies processes that happen for the most part automatically. Although the CFR is an excellent proxy for the foreign policy elite, and some informal networking and coordination of policy no doubt get done through it, it is essentially a secondary organization, whose membership are ex officio representatives of the major institutions regulating national life. The primary phenomenon is the institutional concentration of power that brings such people into contact with each other in their official capacities

    (źródło)

    Hyh, powtarzam się… 🙂

  26. Nie mogę się jakoś dobrze wysłowić.

    >Bynajmniej nie to jest krzywdą, a doprowadzenie ich do stanu, w którym są zmuszeniu żyć na skraju nędzy.

    Zgadzam się. Ale co z tym drugim etapem, czyli wprowadzaniem socjalu? Jest korzystny, czy nie? A może to „uświadomiona konieczność”:)? Bez urazy, ale to też jest proces, który trzeba zrozumieć jakoś. I Blankertz, jeśli za nim nadążam, stwierdza, że „Pomoc socjalna oznacza przekupienie ofiar polityki państwowej, powodując zachowania pasywne i brak przedsiębiorczości.” A ja bym to po prostu odwrócił i powiedział, że to właśnie zachowania pasywne i brak przedsiębiorczości powodują konieczność zwiększania pomocy socjalnej. Nie musi to mieć związku z doprowadzeniem kogoś do jakiegoś stanu, aczkolwiek w niektórych przypadkach rzeczywiście ma.

    >Dlatego napisałem, że Carson nie doszukuje się spisku.

    No to się nie zrozumieliśmy. Dla mnie spiskowość w tym fragmencie jest oczywista, myślałem, że chcesz mi zwrócić uwagę, żebym takiego myślenia nie odrzucał. Ale jeśli czytam, że biurokracja „poddaje swoich klientów bliskiemu nadzorowi za strony sieci pracowników społecznych pilnujących, by nie mieszali się oni w jakieś antyrządowe działania” to nie wydaje mi się, żeby to było jakieś jej ustawowo zdefiniowane zadanie. Co więcej, nie uważam, żeby takie poboczne cele, wbijane do głowy studentom administracji czy innym miałyby odgrywać tu zasadniczą rolę.

    >Oczywiście mylisz się. Jest prawo jak najbardziej. Są nawet instytucje je egzekwujące.

    Nie może być jednego prawa dla wszystkich, bo każdy ustala sobie, według jakiego prywatnego prawa ma funkcjonować. Nie może być jednej organizacji sądowniczej, bo panuje konkurencja między prywatnymi rozjemcami. Nie może być równości, bo nie ma żadnego punktu odniesienia dla tej równości.

    >The primary phenomenon is the institutional concentration of power that brings such people into contact with each other in their official capacities

    Tak, ale oni naprawdę chcą dla nas dobrze! Może są hipokrytami, może są nieukami, kretynami – ale wierzą w szlachetność swoich czynów. Cóż to zmienia? Po prostu wydaje się, że to nie polityka kształtuje kulturę, ale obrzydliwa, konsumpcjonistyczna, masowa, pozbawiona wartości kultura naszych czasów kształtuje decyzje polityczne.
    Żaden polityk nie byłby poddany dyktatowi kartelu medialnego, gdyby ludzie nie oglądali na taką skalę, jak obecnie, telewizji i nie traktowali dzienników jako źródła obiektywnej wiedzy na każdy temat.

    Przeczytałem sobie ciekawy pogląd na libertarianizm na stronie racjonalista.pl:

    Osobiście postrzegam libertarianizm ako ideologię fasadową, pokrewną strukturalnie komunizmowi – i w konsekwencji jestem jego przeciwnikiem.

    1. Libertarianizm ma oblicze teleologiczne. Stawia za cel rozwój ekonomiczny, zakładając w pierwszym przybliżeniu naiwnie, że to wystarczy – jest to teleologia, gdyż wyznacza się (tu: kierunkowo ale przecież arbitralnie) cel, cała reszta ma być pochodną dażenia ku niemu. Zauważmy: cel ten jest skalarny, trudno więc go w jakimkolwiek sensie nazwac całościowym.

    2. Pierwsze (naiwne) przybliżenie rzecz jasna nie wystarcza – dlatego też libertarianizm nie tylko do rozwoju gospodarczego sie odnosi, ale zarazem:
    – żąda redukcji „hamującej” roli państwa,
    – żąda redukcji wolności innego rodzaju niż ekonomiczna, żądając na przykład niezmiennosci reguł gry ekonomicznej, co wiedzie do ograniczenia kształtowania praw,
    – żąda redukcji wartości innego rodzaju niż postęp ekonomiczny.

    3. Libertarianizm jest praktycznym rozwinięciem wiary w zmatematyzowane modele ekonomiczne: nie sa one jednak zbyt doskonałe. Dlatego stosuje zabieg uproszczenia jak sie tylko da wszystkiego poza ekonomią, aby modele działały w przestrzeni maksymalnie uproszczonej. Nie mówi sie o tym, że owo uproszczenie bedzie musiało zostać osiagnięte i utrzymane przymusem.

    4. Libertarianizm z jednej strony ma tendencje do zawężenia wartości jako takich do wartości chrzescijańskich (uproszczenie przyszłości do rzeczy znanych) – z drugiej widzi ewolucję społeczeństw na sposób prymitywnie darwinistyczny: ot, ciekawy konglomerat sprzecznych gdzie indziej sposobów postrzegania rzeczywistości – chyba na tym polega jego istotność.

    Mógłbym mnozyć zastrzeżenia bardziej szczegółowe – ale myślę, że jasno przedstawiłem moje stanowisko.Widze we współczesnym libertarianiźmie kolejną fazę „naukowego kształtowania dziejów” – poprzednia do dzis odbija mi sie jako człowiekowi niemłodemu już czkawką na tyle znaczącą, że nie czekam z utęskieniem na dalszy rozwój wypadków. Zauważmy na marginesie – komunizm nie odcinał sie od wartosci humanistycznych, libertarianizm wprowadza jako wartość najwyższą pewien techniczny i niezbyt przekonujący wskaźnik, a reszta?

    I tą opinię powinniśmy sobie poważnie przemyśleć.

  27. Szkoda tylko że ta twoja ocena libertarianizmu nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością – zbiór jakiś zarzutów nijak pasujących do tej doktryny. Pan racjonalistom proponuje doczytać to i owo bo ich krytyka nie ma zbyt wiele wspólnego z racjonalizmem 🙂

  28. >Zgadzam się. Ale co z tym drugim etapem, czyli wprowadzaniem socjalu? Jest korzystny, czy nie? A może to “uświadomiona konieczność”:)? Bez urazy, ale to też jest proces, który trzeba zrozumieć jakoś. I Blankertz, jeśli za nim nadążam, stwierdza, że “Pomoc socjalna oznacza przekupienie ofiar polityki państwowej, powodując zachowania pasywne i brak przedsiębiorczości.” A ja bym to po prostu odwrócił i powiedział, że to właśnie zachowania pasywne i brak przedsiębiorczości powodują konieczność zwiększania pomocy socjalnej.

    Równie dobrze można powiedzieć, że rynek jest niedoskonały, więc potrzebna jest ingerencja państwa, która tą niedoskonałość poprawi. :>

  29. >Nie może być jednego prawa dla wszystkich, bo każdy ustala sobie, według jakiego prywatnego prawa ma funkcjonować. Nie może być jednej organizacji sądowniczej, bo panuje konkurencja między prywatnymi rozjemcami. Nie może być równości, bo nie ma żadnego punktu odniesienia dla tej równości.

    A to, że każdy ma prawo do skorzystania z firm arbitrażowych?
    Że każdy ma taką samą relacje do posiadanej własności?

    To jest poniekąd „równość”. Nikt nie ma większego, ani mniejszego stanu posiadania.

  30. Poza tym, na wolnym rynku pasywność i lenistwo były by karane z miejsca, zaś przedsiębiorczość i dobre służenie konsumentom – wynagradzane.
    Oczywiście w makroskali.

  31. Blankertz, jeśli za nim nadążam, stwierdza, że “Pomoc socjalna oznacza przekupienie ofiar polityki państwowej, powodując zachowania pasywne i brak przedsiębiorczości.” A ja bym to po prostu odwrócił i powiedział, że to właśnie zachowania pasywne i brak przedsiębiorczości powodują konieczność zwiększania pomocy socjalnej.

    A co było pierwsze, jajko, czy kura?

  32. Ja jednak uważam, że pensjonariusze Opieki Społęcznej to W WIĘKSZOŚCI są OFIARY braku Wolności a nie sprawcy. Pomoc Społęczna podwyższa podatki i generuje ciepłe posadki dla „blondynek” należących do notabli.
    Ot co!

  33. >A co było pierwsze, jajko, czy kura?

    To jest pytanie z dziedziny historii, jak rozumiem. I postaram się odpowiedzieć zgodnie z moją skromną wiedzą z tej dziedziny.

    Pierwszym, zasadniczym zwrotem akcji w kształtowaniu się współczesnej rzeczywistości politycznej była Rewolucja Francuska. Konserwatyści demonizują to wydarzenie, postępowcy gloryfikują ponad wszystko. Trzeba na to spojrzeć jako fakt, skutek pewnych procesów kulturowych. Tak zwane oświecenie to był okres, który przygotował ideologiczny grunt pod rewolucję, wychwalając racjonalizm i podkopując coraz bardziej rolę Kościoła.

    Można powiedzieć „Kościół był zły, więc dobrze, że tak się stało”, albo „był to upadek cywilizacji łacińskiej, która już się z tego nie podniosła”, ale takie opinie nie za dobrze korespondują z tym, co się stało potem. Bo ani Kościół nie został zniszczony, ani cywilizacja. Rewolucja i poprzedzające ją prądy umysłowe stworzyły coś innego: ideologię dla biednych. Dotychczas panujące w Europie chrześcijaństwo tworzyło wzorce postępowania odpowiadające bogatym o wiele bardziej, niż biednym. Uzasadniało własność, legitymizowało władzę królewską, skazywało odszczepieńców ideowych, którzy chcieli podkopać pozycję możnych. A co najważniejsze – przez wychwalanie jałmużny dawało bogatym nadzieję, że oni również trafią do Nieba, mimo, że niektóre przypowieści mówią inaczej…

    Powstał popyt na ideowe wzorce dla powiększających się mas biedaków, stało się tak na skutek rozpoczynającej się Rewolucji Przemysłowej, z powodu której ludzie przestali na taką skalę umierać i zaczęli szybko zaludniać naszą planetę. Ten proces postępował i zwiększało się również zapotrzebowanie, a więc już nie tylko władza ludu, ale i „godne” warunki życia dla każdego, czyli socjalizm, potem Marks, Lenin i reszta. O przewodzenie ludem walczyli też liberałowie, ale nie udało im się, bo byli zbyt mało radykalni i nie potrafili przyciągnąć do siebie mas. Nadal i we współczesnych czasach wśród biednych przeważa socjalistyczna wizja wolności, czyli chęć posiadania jak największej ilości dóbr materialnych w celu ich konsumowania, do czego przyłożyli się poważnie pozytywiści z ich wizją powszechnego szczęścia. Najlepszym dowodem jest tak wielka popularność gier liczbowych. A poparcie dla polityków takich, jakich mamy, to tylko dalekie odbicie tych silnie skoncentrowanych i odizolowanych od reszty myśli wzorców osobistego szczęścia, które już nawet pomijają wolność.

    Współcześnie można zauważyć w kulturze masowej odwrót od prymitywnej wizji masowego błogostanu, choć w znacznej większości zmierzamy ku wizjom Mustafy Monda z „Nowego, wspaniałego świata”.

  34. >ale i “godne” warunki życia dla każdego, czyli socjalizm, potem Marks, Lenin i reszta.

    A Saint-Simon i jego uczniowie (wyznawcy)? A Comte? A scjentyzm?

  35. Saint-Simon był pierwszy, potem pojawił się Marks, o pozytywistach też wspomniałem…

    Do Timura: jutrzejsze spotkanie jest na Nowogrodzkiej 44 mieszkania 7, to taka stara kamienica.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *