Stefan Molyneux „Broń w pokoju”

„Odłóż broń, to porozmawiamy.”

Jednym z najtrudniejszych – i najbardziej koniecznych – wyzwań, przed jakimi stają libertarianie to ciągła potrzeba wskazywania na „broń w pokoju”. W debatach politycznych może być ciężko przebić się przez niekończące się puste, abstrakcyjne stwierdzenia, które mają ukryć podstawowy fakt: rząd używa broni, aby zmusić ludzi do robienia tego, czego nie chcą robić i powstrzymać ich od robienia tego, co robić chcą. Kiedy słucham nie-libertarian, często żałuję, że nie mam „parasolu chroniącego przed eufemizmami”, aby zabezpieczyć się przed nieustającą obłudną mżawką słów i zwrotów służących do zakamuflowania prozaicznej prawdy o stosowanej przez państwo przemocy. Bez przerwy słyszymy nonsensy na temat „dobra społecznego”, „redystrybucji dochodu”, „wykształceniu dzieci” i tak dalej – niekończące się próby ukrycia nagiej lufy państwowej broni w górze przesłodzonych metafor.

Ciągłe przypominanie ludziom, że państwo to nic innego jak instytucja oparta na przemocy, to nużące, ale konieczne zadanie. Gdy ktoś mówi o „państwie opiekuńczym, które pomaga biednym”, musimy wskazać na broń w pokoju. Gdy ktoś sprzeciwia się dekryminalizacji marihuany, musimy wskazać na broń w pokoju. Gdy ktoś wspiera redukcję podatków, musimy wskazać na broń w pokoju – nawet jeśli jedną z kul wyjęto z magazynka.

Tak wielka część języka politycznego została stworzona dla ukrycia prostej rzeczywistości państwowej przemocy, że libertarianie muszą czasem brzmieć jak zdarta płyta. Musimy jednak bez ustanku obnażać fałsz tych eufemizmów, aby ujawnić powszechnie usankcjonowaną brutalność stojącą u podstaw niektórych najsilniej zakorzenionych instytucji społecznych.

Uczestniczyłem niedawno z pewną kobietą w debacie na temat szkół państwowych. Naturalnie, zaczęła podawać jeden za drugim powody, dla których szkoły państwowe są pożyteczne, jak wspaniałe dla ubogich dzieci, jak istotne dla stabilności społecznej itd., itp. O każdym z tych stwierdzeń – i o wielu innych – moglibyśmy dyskutować godzinami; każde z nich wymagałoby też szerokich badań i skomplikowanej analizy filozoficznej. Ale tak naprawdę nie potrzebowaliśmy żadnej z tych rzeczy – wszystko, co musiałem robić, to niestrudzenie powtarzać:

„Nie chodzi o to, czy szkoły państwowe są dobre czy złe, ale o to, czy wolno mi nie zgodzić się z tobą i nie zostać za to rozstrzelanym.”

Debaty polityczne w większości naprawdę tak proste. Ludzie nie używają przemocy, kiedy dyskutują na temat tego, która restauracja jest najlepsza, ponieważ rząd nie narzuca wszystkim jednego tylko lokalu – i nie rozstrzeliwuje tych, którzy otwierają konkurencyjne restauracje. Prawda jest taka, że absolutnie nie obchodziły mnie poglądy tej kobiety na kwestię edukacji – tak jak jej absolutnie nie obchodziły moje – ale musieliśmy debatować, ponieważ nie wolno nam posiadać odmiennych poglądów bez ryzyka, że jedno z nas zostanie rozstrzelane. To była istota sprawy i jak długo nie uznaliśmy tego faktu, tak długo nasza dyskusja nie prowadziła do niczego.

Oto inny przykład. Słuchacz mojego Freedomain Radio zamieścił na forum dyskusyjnym komentarz następującej treści:

„Jeżeli mówisz, że »Rząd A nie działa«, to tak naprawdę mówisz, że widzisz jakiegoś rodzaju braki we współdziałaniu jednostek w społeczeństwie. Wiele wątków na tym forum odnosi się do prawdziwej dyskusji. Wszystkie kontrargumenty tego wątku skupiają się na temacie rząd kontra społeczeństwo wolnorynkowe. Zasady definiujące, czym jest wolny rynek uzgadnia się poprzez współdziałanie na pewnym poziomie – tak jak rząd. Nie próbuj udowadniać, że rząd używa broni, aby ludzi do czegoś zmuszać – w rzeczywistości robią to jednostki dysponujące bronią. Zamiast tego pokaż, jak twoje rozwiązanie pozwoli doprowadzić do zmniejszenia ilości broni, za pomocą której przymusza się ludzi do czegoś, albo jak ta broń mogłaby przymusić ludzi do czegoś lepszego.”

Odpowiedziałem tak:

„Jeżeli mówisz, że »gwałt nie działa«, to tak naprawdę mówisz, że widzisz jakiegoś rodzaju braki we współdziałaniu jednostek w społeczeństwie. Wiele wątków na tym forum odnosi się do prawdziwej dyskusji. Wszystkie kontrargumenty tego wątku skupiają się na temacie gwałt kontra randka. Zasady definiujące, czym jest randka uzgadnia się poprzez współdziałanie na pewnym poziomie – tak jak gwałt. Nie próbuj udowadniać, że grupa gwałcicieli gwałci ludzi – w rzeczywistości robią to pojedynczy gwałciciele. Zamiast tego pokaż, jak twoje rozwiązanie pozwoli doprowadzić do zmniejszenia liczby gwałcicieli, którzy przymuszają ludzi do czegoś, albo jak ci gwałciciele mogliby przymusić ludzi do czegoś lepszego.

Rozumiesz, dlaczego jestem zdezorientowany?

Dzięki!”

Fakt, że te eufemizmy istnieją, to bardzo dobry znak dla przyszłości społeczeństwa. Prawdę mówiąc, nie wierzyłbym w moralną wyższość społeczeństwa bezpaństwowego, gdyby te eufemizmy nie istniały! Gdyby ludzie – za każdym razem, kiedy wskazuję, że ich poglądy polityczne wymagają, abym został rozstrzelany lub aresztowany – po prostu odwarkiwali: „Jasne, wcale mi to nie przeszkadza – tak właściwie, jak dalej będziesz się ze mną spierał, to sam cię zastrzelę!” – wtedy byłoby mi bardzo trudno argumentować za społeczeństwem bezpaństwowym!

Jednak przez ponad dwadzieścia lat rozmów na te tematy nie spotkałem nikogo, kto chciałby mnie zastrzelić osobiście albo żeby ktoś inny mnie zastrzelił. To bardzo pocieszający fakt, który wyraźnie udowadnia, dlaczego eufemizmy są tak istotne dla utrzymywania i zwiększania władzy państwowej.

Powód, dla których eufemizmów nieustannie używa się dla zakamuflowania „broni w pokoju”, jest prosty: ludzie nie przepadają zbytnio za przemocą. Większość ludzi zrobi prawie wszystko, żeby uniknąć przemocy. Nawet najbardziej krwiożerczemu zwolennikowi napaści na Irak trudno byłoby uzasadnić twierdzenie, że każdy, kto sprzeciwia się inwazji, powinien zostać rozstrzelany – bo podobno właśnie dla obrony takich swobód mieliśmy najechać ten kraj! Ale jak mogę mieć prawo do sprzeciwu wobec inwazji na Irak, skoro jestem zmuszony finansować ją przez płacenie podatków? To oczywisty absurd – tak jak twierdzenie, że człowiek ma prawo do wolności wypowiedzi, ale będzie aresztowany, jeśli powie to, co myśli. Jeżeli mam prawo sprzeciwiać się inwazji, mam też naturalnie prawo nie być zmuszanym do jej finansowania. Jeżeli jestem zmuszony do jej finansowania, moje prawo do „sprzeciwu” tak naprawdę nie istnieje.

W istocie zatem wszystkie libertariańskie argumenty sprowadzają się do jednego, prostego stwierdzenia:

„Odłóż broń, to porozmawiamy.”

To podstawa moralności zarówno libertarianizmu, jak i cywilizacji. Cywilizowani ludzie nie strzelają do siebie, kiedy się nie zgadzają. Uczciwi ludzie nie wymachują sobie przed twarzą bronią i nie domagają się posłuszeństwa albo krwi. Przywódcy polityczni doskonale zdają sobie z tego sprawę – powiedziałbym, że nawet bardziej niż wielu libertarian – więc nieustannie ukrywają przemoc swoich działań i przepisów za pokrętnymi eufemizmami. Żołnierze nie są mordowani – oni „polegli”. Irak nie został najechany, ale „wyzwolony”. Politycy nie są naszymi politycznymi władcami, ale „urzędnikami publicznymi” [civil servants – dosłownie: „sługami obywateli”] i tak dalej.

Chociaż libertarianizm powszechnie uważa się za doktrynę radykalną, głównym zadaniem libertarianina jest nieustannie podkreślanie podstawowej prawdy: prawie każdy już jest libertarianinem. Jeżeli będziemy po prostu pytać ludzi, czy są gotowi do rozstrzeliwania innych, aby zmusić ich do czegoś, szybko możemy ich przekonać, że libertarianizm to nie abstrakcyjna, radykalna czy marginalna filozofia, ale prosty opis zasad, którymi już kierują się w swoim życiu. Jeżeli zostaniesz zwolniony z pracy – czy sądzisz, że powinieneś wziąć dyrektora na zakładnika i nie wypuszczać go, dopóki nie zwróci ci posady? Nie? Zatem już masz libertariański pogląd na związki zawodowe, cła i dotacje dla korporacji. Jeśli natknąłbyś się w piwnicy na twojego nastoletniego syna, palącego marihuanę, zastrzeliłbyś go? Nie? Zatem już masz libertariański pogląd na prawo narkotykowe. Czy tych, którzy sprzeciwiają się wojnie, należałoby rozstrzelać za ich poglądy? Nie? Zatem już masz libertariański pogląd na temat podatków.

Największa siła libertarianizmu, podobnie jak metody naukowej, leży w jego bezkompromisowej prostocie. Egzekwowanie praw własności prowadzi do ogromnie złożonej gospodarki, ale moralność praw własności jest bardzo prosta – czy zastrzeliłbyś człowieka, aby ukraść mu jego własność? To sama złożona rzeczywistość powstaje wskutek prostego i uniwersalnego zastosowania zasady nieagresji. Tak łatwo zagubić się w tych złożonych aspektach i zapomnieć o podstawowych zasadach.

Dajmy więc spokój niezrozumiałym dla większości szczegółom. Zapomijmy o historii Fedu i płacy minimalnej. Po prostu nieustannie i niestrudzenie wskazujmy na broń w pokoju, aż w końcu świat otrząśnie się i odrzuci ją od siebie z przerażeniem i obrzydzeniem.

_______

Tłumaczenie: Łukasz Kowalski

na podstawie:
Stefan Molyneux, The Gun in the Room, http://freedomain.blogspot.com/2006/11/gun-in-room.html

The Gun in the Room opublikowano po raz pierwszy 14 listopada 2006 r.

***

Tekst został wcześniej opublikowany na blogu Luke7777777.blogspot.com

Autor tłumaczenia prowadzi bloga Luke7777777.blogspot.com

9 thoughts on “Stefan Molyneux „Broń w pokoju”

  1. Nic dodac, nic ujac 🙂

    Typowy schemat rozmowy z panstwowcem.

    – Podatki to kradziez i nic tego nie zmieni. Jesli bandyta napadnie mnie i wyludzi ode mnie pieniadze pod bronia to bedzie to kradziez, chocby stawial przed soba szlachetne cele a nawet chcial mi pomoc!
    – Ale gdyby nie bylo podatkow to (wiadomo co)…
    – Moze i sa one dobre, ale nie znaczy to, ze jesli ktos uwaza inaczej, nalezy go zamkna w wiezieniu, a jak bedzie sie opieral – zastrzelic.
    – Ty ciagle te swoje mantry… nigdy nie dorosniesz do rzeczywistosci?

    Jednakowoz mysle, ze wiekszosc ludzi po prostu bedzie taka „twarda” argumentacje ignorowac i uwazac za fanatyzm. Mysle wiec, ze czasem mozna ich przekonac argumentami utylitarystycznymi i bedzie to o wiele latwiejsze.

  2. „Egzekwowanie praw własności prowadzi do ogromnie złożonej gospodarki, ale moralność praw własności jest bardzo prosta – czy zastrzeliłbyś człowieka, aby ukraść mu jego własność?”

    pewnie nie. a przeciętny amerykaniec zastrzeliłby mnie natomiast, gdybym ja chciał mu ukraść jego własność. pieprzenie trochę w tym artykule wyczuwam?

  3. „pewnie nie. a przeciętny amerykaniec zastrzeliłby mnie natomiast, gdybym ja chciał mu ukraść jego własność.”

    tu.

  4. Nie widze zwiazku? Tez bym zastrzelil czlowieka, gdyby chcial mi ukrasc moja wlasnosc a nie reagowalby na inne sygnaly 😉

    Nie widze zwiazku miedzy zabijaniem w samoobronie a zabijaniem w agresji.

  5. ja widzę. choćby dlatego, że jedno i drugie sprowadza się do fizycznej przemocy.

  6. Jesli choc pobieznie nie naszkicujesz swojego punktu widzenia, trudno bedzie sie rozmawialo.

    Pomysl nad mniej lakonicznymi wypowiedziami, bo z tego co pisales w tym watku mozna wyciagnac wiele wnioskow na temat tego, co masz do powiedzenia.
    – uwazasz ze kazda fizyczna przemoc jest zla
    – uwazasz, ze nie ma powaznej roznicy miedzy samoobrona a agresja, a takie rzeczy jak slusznosc czy nieslusznoc agresji to malo wazne bzdety
    – uwazasz, ze autor pieprzy skoro mowi o przemocy panstwowej jednoczesnie nie potepiajac amerykanow, ktorzy zabijaja zlodziei
    – uwazasz, ze przemoc stosowana przez panstwo w celu zdobycia funduszy jest tym samym czym zabicie zlodzieja przez przecietnego amerykanca

    Chyba, ze rzuciles ot tak sobie i nie chce ci sie rozzwijac. ale wtedy po co pisac?

  7. uważam, że przemoc, słuszna czy nie słuszna dalej jednak pozostaje przemocą – nie oceniam jej, tylko opisuję.

    libertarianizm (przynajmniej taki, o jaki chodzi Molyneux’owi) to nie odrzucenie przemocy, tylko odrzucenie przemocy w pewnych sytuacjach, a w pewnych nie. i to tworzy pewien wspólny grunt z np. pacyfizmem (który byłby chyba bardziej pasowałby do tego, co opisuje autor, zwłaszcza pacyfizm w stylu Lefevra), ale nie zawsze. więc trochę pieprzenia jest w tym artykule, co nie zmienia faktu, że mnie sie on w sumie podoba. tyle, że ja wolę pacyfizm Lefevra (przy czymn nie jestem pacyfistą) od anarchizmu Rothbarda np, więc jak coś bardizej przypomina Lefevra, to mi się bardziej podoba, niż gdy coś przypomina Rothbarda.

  8. „libertarianizm (przynajmniej taki, o jaki chodzi Molyneux’owi) ”

    chyba chodzi powinno być. w końcu do końca nie znam poglądów faceta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *