Niebezpieczeństwa selektywnego libertarianizmu
Polityczny libertarianin, w szerokim ujęciu, to ktoś, kto pragnie znacząco zmniejszyć rolę, jaką państwo odgrywa w życiu społecznym człowieka, żeby zmaksymalizować indywidualną wolność myśli, działania i zrzeszania się. Naturalnym następstwem libertariańskiego anty-etatyzmu jest obrona wolnego rynku w gospodarce. Wielu libertarian i wcale nie tak niewielu konserwatystów, przynajmniej w krajach anglosaskich, uważa się za zagorzałych zwolenników wolnej przedsiębiorczości. Jednakże, obrona ta jest często, delikatnie ujmując, selektywna i nieśmiała. Libertarianie i wolnorynkowi konserwatyści sprzeciwiają się państwowym przedsiębiorstwom, pomocy społecznej, państwowej opiece zdrowotnej, państwowym lub wspieranym przez państwo instytucjom edukacyjnym czy biurom i agencjom regulującym stosunki pracy, relacje między grupami rasowymi, etnicznymi i płciowymi lub wykorzystanie środowiska. Co ciekawe, w argumentacji wielu libertarian, konserwatystów i wolnorynkowych krytyków państwowej interwencji nie pojawia się całe mnóstwo sposobów, dzięki którym rządy pomagają, chronią lub nawet wprowadzają w życie porządek gospodarczy utrzymywany w interesie powiązanych politycznie z państwem plutokratycznych elit. Oczywiście, dostrzeżenie tego faktu dało lewicy pretekst do wyśmiania libertarian, określanych często, nie do końca eufemistycznie, „Republikanami biorącymi narkotyki“, „torysami popierającymi pederastie“ czy innymi sloganami.
Niektórzy zwolennicy wolnej przedsiębiorczości zapewne odpowiedzą na takie zarzuty oburzonym tonem, stwierdzając, że nie bronią państwowej pomocy dla bankrutujących korporacji czy subsydiowania korporacyjnych bytów dla rzekomego celu badań i rozwoju. Jednakże, taka obrona często nie docenia stopnia, w jakim państwo zniekształca rynek wyłącznie po to, żeby utrzymywać zdominowany przez korporacje porządek gospodarczy. Zniekształcenia takie są rezultatem nadmiaru interwencji, nie tylko w formie pomocy finansowej i subsydiów, ale również fikcji prawnych w postaci korporacyjnej „osobowości“, ograniczonej odpowiedzialności, rządowych kontraktów, pożyczek, gwarancji, nabywania dóbr, kontroli cen, regulacyjnych przywilejów, monopoli, ceł protekcyjnych, ochronnej polityki handlowej, praw upadłościowych, militarnych interwencji w celu zdobycia dostępu do międzynarodowych rynków i ochrony inwestycji zagranicznych, regulowania zrzeszania się robotników lub wręcz zabraniania im tego, wywłaszczeń, dyskryminacyjnego opodatkowania, ignorując przestępstwa korporacji i niezliczone inne formy państwowego faworyzowania i uprzywilejowania1.
Plutokratyzm i subsydium historii
Być może najbardziej efektywnym prezentem ofiarowanym przez państwo systemowi korporacyjnemu jest, jak nazywa to Kevin Carson, „subsydium historii”. Termin ten określa proces, w którym autochtoniczni mieszkańcy i właściciele ziemscy zostali pozbawieni własności podczas powstawania tradycyjnych, feudalnych społeczeństw i późniejszej transformacji feudalizmu w tak zwany „kapitalizm” czy korporacyjno-plutokratyczne społeczeństwa czasów dzisiejszych. Na przekór mitom, do których niektórzy się odwołują, wliczając w to wielu libertarian, ewolucja starego porządku feudalnego w kapitalizm nie była triumfem wolności nad przywilejami, ale raczej zastąpieniem starych przywilejów nowymi, bardziej wyrafinowanymi. Jak wyjaśnia Carson:
Parlament mógł znieść feudalizm i zreformować własność na dwa sposoby. Mógł uznać zwyczajowe prawa chłopstwa do ziemi jako rzeczywisty tytuł we współczesnym znaczeniu tego słowa, a następnie znieść płacone przez nich czynsze. Uczynił, jednakże, coś zupełnie przeciwnego: uznał sztuczne „prawa własności” osiadłej arystokracji według feudalnej teorii prawa za rzeczywiste prawa własności we współczesnym znaczeniu; klasom osiadłym przyznano pełny tytuł prawny, a chłopów przekształcono w dzierżawców według uznania, przy czym nie wprowadzono żadnych ograniczeń co do wysokości wymaganego czynszu.
(…)
W europejskich koloniach, gdzie mieszkało wielu miejscowych chłopów, państwa czasem przyznawały osiadłym elitom quesi-feudalne tytuły do pobierania czynszów od tych, którzy wcześniej zajmowali te tereny i uprawiali je; dobrym przykładem jest latifundismo, które istnieje w Ameryce Łacińskiej po dziś dzień. Innym przykładem może być brytyjska Afryka Wschodnia. Kolonialne władze ukradły najbardziej żyzne 20% Kenii, a chłopstwo rzecz jasna wywłaszczono, żeby biali osadnicy mogli wykorzystać ziemie na zasadzie pracy rynkowej (cash crop) (przy czym, oczywiście, korzystając z pracy wywłaszczonego chłopstwa, które pracowało na uprzednio posiadanej przez siebie ziemi). Jeśli chodzi zaś o tych, którzy pozostali na swojej własnej ziemi, „zachęcano” ich do wkroczenia na rynek płacowy za pomocą sztywnego podatku pogłównego, który trzeba było uiścić w gotówce. Pomnóżmy te przypadki o sto i otrzymamy jedynie wskazówkę co do wielkości rabunku na przestrzeni ostatnich 500 lat.
(…)
Właściciele fabryk nie pozostawali bez winy. Mises twierdził, że inwestycje kapitałowe, na których zbudowany został system fabryczny, pochodziły przeważnie od ciężko pracujących i zapobiegliwych pracowników, którzy oszczędzali swoje zarobki jako kapitał inwestycyjny. Tak naprawdę jednak byli oni młodszymi partnerami osiadłych elit, a większa część ich kapitału inwestycyjnego pochodziła albo od osiadłej oligarchii wigowskiej, albo z zamorskich owoców merkantylizmu, niewolnictwa i kolonializmu. W dodatku, fabrykanci polegali na surowych przepisach wprowadzonych przez państwo, żeby kontrolować siłę roboczą i obniżyć jej siłę przetargową. W Anglii prawa osiedleńcze (Laws of Settlement) służyły jako rodzaj wewnętrznego systemu paszportowego, uniemożliwiając robotnikom przemieszczanie się bez pozwolenia państwa z gminy, w której się urodzili. Robotnicy nie mogli więc „głosować stopami” w poszukiwaniu lepiej płatnych prac. Można by pomyśleć, że działało to na niekorzyść pracodawców w obszarach cierpiących na brak siły roboczej, jak Manchester i inne tereny uprzemysłowionej Północy. Nie było się jednak czego obawiać: państwo przybyło fabrykantom na ratunek. Jako że zakazano robotnikom migracji w poszukiwaniu lepszej płacy, pracodawców zwolniono z obowiązku oferowania płac wystarczająco wysokich, żeby zachęcić wolnych ludzi; zamiast tego mogli oni „zatrudnić” robotników wystawionych na licytację przez gminę na mocy ustawy o prawach biednych (Poor Laws), przy czym warunki tego „zatrudnienia” wynikały ze zmowy między władzami a fabrykantami2.
Państwo Salwador w Ameryce Środkowej stanowi wspaniałe studium przypadku, które pomoże wskazać jak doszło do tego, że pojawił się „faktycznie istniejący kapitalizm”. Autochtoniczna ludność Salwadoru zwana Indianami Pipil została podbita we wczesnym XVI w. przez hiszpańskich konkwistadorów. Aż do 1821 r. Salwador nie ogłosił niepodległości od Hiszpanii, a w 1839 r. stał się niezależnym państwem. System własności ziemi w społeczeństwie salwadorskim był jeszcze pod koniec XVIII w.ze swej istoty komunalny z prawami własności przyznanymi poszczególnym miastom i wsiom pipilskim. Głównymi produktami rolnymi produkowanymi przez chłopów były bydło, indygo, kukurydza, fasola i kawa. Indianie Pipil praktykowali specyficzny rodzaj kolektywnego samozatrudnienia.
W miarę jak międzynarodowy rynek kawowy rozszerzał się, niektórzy spośród zamożniejszych i potężniejszych handlarzy i właścicieli ziemskich zaczęli wywierać nacisk na rząd Salwadoru, żeby podjął interwencję w strukturę gospodarczą narodu w taki sposób, który przyspieszyłby akumulację osobistego bogactwa dzięki ustanowieniu większych, prywatnych plantacji z bardziej kontrolowaną siłą roboczą. W konsekwencji rząd zaczął niszczyć tradycyjny system praw własności kultywowany przez miasta i wsie, żeby ustanowić pojedyncze plantacje posiadane przez tych członków klasy uprzywilejowanej, którzy posiadali już środki uzyskania kredytu. Zmianę tę wprowadzono paroma krokami. W 1846 r. właścicieli ziemskich posiadających ponad 5 tysięcy krzaków kawy zwolniono z płacenia ceł eksportowych na 7 lat oraz z płacenia podatków na 10 lat. Plantacje posiadane przez rząd salwadorski przekazano także związanej z nim politycznie elicie. W 1881 r. zniesiono komunalne prawa do ziemi, jakie Indianie Pipil posiadali przez stulecia, przez co podkopano samowystarczalność Indian. Rząd odmawiał wtedy przyznawania nawet działek ledwo pozwalających na utrzymanie, gdyż rząd salwadorski znajdował się pod całkowitą kontrolą wielkich plantatorów. Te eskalujące represje gospodarcze spotkały się z poważnym oporem, czego dowodem niech będzie pięć oddzielnych rebelii chłopskich, jakie miały miejsce pod koniec XIX w. Do połowy XX stulecia salwadorskie plantacje kawy, zwane fincas, produkowały 95% krajowych towarów eksportowych, a kontrolowała je mała oligarchia rodzin posiadaczy ziemskich3.
Państwo i kontrola kapitału
Wyrażenie „środki uzyskania kredytu” z poprzedniego akapitu jest szczególnie istotne, jako że celem państwowej kontroli nad bankowością i emisją pieniądza jest zawężenie ograniczenie dostępności do kredytu, co z kolei sprawia, że działalność przedsiębiorcza jest niedostępna dla większej części społeczeństwa. W rzeczy samej, Murray Rothbard dowodził, że bankierzy jako klasa „ze swej natury zwracają się ku etatyzmowi”4, gdyż zazwyczaj uczestniczą w nierozsądnych praktykach, jak system rezerw częściowych, co w konsekwencji prowadzi do apeli o pomoc od państwa, bądź też czerpią znaczną część swoich zysków z bezpośrednich transakcji z państwem, jak np. gwarantowanie obligacji państwowych. W związku z tym klasa bankierów staje się finansowym ramieniem państwa, nie tylko zabezpieczając działania państwa, jak wojny, grabieże i represje, lecz także tworząc i utrzymując plutokrację biznesmenów, producentów, politycznie powiązanych elit i innych, którzy mają dostęp do ściśle ograniczonej podaży kredytu w kontekście zaburzeń rynkowych generowanych przez państwowy monopol pieniężny5.
Opisaliśmy już pokrótce proces, dzięki któremu „kapitalizm” powstał w postaci, w jakiej jest on praktykowany we współczesnych państwach: w wyniku współdziałania państwa i kapitału, a nie dzięki prawdziwemu wolnemu rynkowi. Pozostaje jeszcze kwestia tego, jak stosunki te wyglądały na przestrzeni ostatnich dwustu lat. Dokonana przez Gabriela Kolko wybitna analiza związków między państwem a kapitałem doszukuje się rozwoju tej symbiozy w „kompleksie torów państwowych” w Ameryce w połowie XIX w. poprzez rzekome reformy tzw. ery progresywnej aż do centralizacji pracy, przemysłu i rządu w Nowym Ładzie Roosevelta6. W każdym z tych etapów rozwoju amerykańskiego kapitalizmu państwowego członkowie „klasy kapitalistycznej” – bankierzy, przemysłowcy, producenci, biznesmeni – nieugięcie forsowali i byli bezpośrednio zaangażowani w powstanie zarządzanej przez państwo gospodarki, która miała chronić ich przed mniejszymi, mniej uwikłanymi politycznie konkurentami, kooptować związki zawodowe i stanowić źródło monopolistycznej protekcji i bezkosztowego zysku dzięki państwu. Podobne, jeśli nie identyczne zjawiska możemy uświadczyć w rozwoju państwowego kapitalizmu w innych współczesnych państwach7.
W rzeczy samej, możemy przeprowadzić paralelę między strukturami współczesnego kapitalizmu państwowego i historycznego feudalizmu. Od pełnych wieków średnich państwo przestało utożsamiać się z konkretną osobą lub grupą osób i stało się korporacyjnym bytem posiadającym życie i tożsamość oddzielone od poszczególnych jego członków8. Z tego procesu transformacji od rządów osobistych do rządów korporacyjnych, ewolucji systemu państwowo-kapitalistycznego uprzywilejowania, które zastąpiło przywileje feudalne, coraz większego współdziałania i współzależności między elitą plutokratyczną a sługusami państwa oraz coraz większej integracji zorganizowanej siły roboczej, politycznych grup interesów i bezprecedensowej ekspansji sektora publicznego, wyłonił się porządek polityczno-gospodarczy, który możemy określić mianem „nowej gospodarki dominialnej” (new manorialism). „Nowymi panami” są liczne byty biurokratyczne, które posiadają swoją własną tożsamość instytucjonalną, chociaż ich skład osobowy może się zmieniać z czasem, oraz które istnieją głównie w celu dalszego istnienia, niezależnie od pierwotnych celów, dla których rzekomo je ustanowiono. „Nowi panowie” mogą obejmować byty instytucjonalne, które funkcjonują jako de iure ramiona państwa, jak urzędy regulacji, policja i inne agencje „egzekwowania prawa”, zarządzane przez państwowo departamenty pomocy społecznej i edukacji, a także de facto ramienia państwa, jak banki i korporacje, których uprzywilejowana pozycja, a w rzeczy samej których samo istnienie, jest zależne od interwencji państwa9.
Z tego krajowego porządku państwowo-kapitalistycznego wyłonił się wszechogarniający porządek międzynarodowy, którego fundamentem była wysoka pozycja amerykańskiej klasy państwowo-kapitalistycznej i jej młodszych partnerów pochodzących z mniej rozwiniętych państw. Hans Hermann Hoppe tak opisuje ten układ:
Co więcej, z globalnego punktu widzenia ludzkość zbliżyła się bardziej niż kiedykolwiek do ustanowienia rządu światowego. Nawet przed upadkiem Imperium Radzieckiego Stany Zjednoczone osiągnęły status hegemona w Europie Zachodniej (…) i wśród państw basenu Oceanu Spokojnego (…), na co wskazuje obecność amerykańskich żołnierzy i baz wojskowych (…) [oraz] rola dolara amerykańskiego jako ostatecznej międzynarodowej waluty rezerwowej i amerykańskiej Rezerwy Federalnej jako ostatniego „pożyczkodawcy” rzędu i organizacji zapewniającej płynność dla całego zachodniego systemu bankowego, a także istnienie takich instytucji, jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy i (…) Światowa Organizacja Handlu. W dodatku, za amerykańskiej hegemonii następowała coraz dalej posuwająca się integracja Europy Zachodniej. Wraz z powstaniem ostatnimi czasy Europejskiego Banku Centralnego i europejskiej waluty (EURO), Wspólnota Europejska jest bliska finalizacji.
Jednocześnie, wraz z Północnoamerykańskim Układem Wolnego Handlu (NAFTA) powzięto istotny krok ku politycznej integracji kontynentu amerykańskiego. W wyniku upadku Imperium Radzieckiego i ustania zagrożenia militarnego z jego strony, Stany Zjednoczone stały się jedynym i bezdyskusyjnym mocarstwem na świecie i jego „głównym policjantem”10.
Przywileje od państwa i „wielki biznes”
Właśnie to zgotował nam „wielki biznes”. Taki międzynarodowy porządek imperialistyczny jest tak daleki od libertariańskich zasad małego państwa i wolnej przedsiębiorczości, jak cokolwiek tylko może być. Do tej pory w rozważaniach poruszony został tylko wierzchołek góry lodowej, jaką jest zniekształcenie naturalnych procesów rynkowych w wyniku interwencji państwa i odpowiedniego systemu korporacyjnej i plutokracyjnej władzy. Nie wspomina się o monopolistycznych przywilejach w postaci praw patentowych i „własności intelektualnej”. Nie analizuje się roli subsydiów transportowych w centralizacji bogactwa i zniszczeniu mniejszych konkurentów „wielkiego biznesu”. W rzeczy samej, można bardzo zasadnie dowodzić, że bez bezpośrednich i pośrednich subsydiów takich systemów transportu, jak transport powietrzny, wodny czy długodystansowy lądowy, które są nieodzowne dla utrzymania rynków rozłożonych na wielkich obszarach geograficznych, obecna dominacja, jaką cieszą się na detalicznych i komercyjnych rynkach żywieniowych tak monstrualne organizacje jak Wal-Mart, McDonald’s, Tesco czy inne byłaby niemożliwa11. Nie rzuca się wyzwania konwencjonalnym poglądom dotyczącym legitymacji tytułów ziemskich w przeciwieństwie do stanowisk heterodoksyjnych, jak tych zakorzenionych w zasadach usufructu czy Georgizmu12. Nie dyskutowano o roli państwa w powstaniu podklasy we współczesnych społeczeństwach ani o powiązanych patologiach społecznych, sytuacji, której korzeni możemy upatrywać znacznie głębiej niż w „kulturze zależności” opłakiwanej przez zwykłych konserwatystów i niektórych libertarian13. Przebąkiwano o roli państwa w wywłaszczeniu autochtonicznej ludności w okresie wczesnego kapitalizmu na Zachodzie i we współczesnych Trzecim Świecie, lecz wywłaszczenia takie mają miejsce nawet w nowoczesnych społeczeństwach14.
Prawdziwy libertarianizm: przeciwko statusowi quo
Implikacje tych poglądów dla strategii libertariańskiej są w rzeczy samej ogromne. Jeśli libertarianizm ma być utożsamiany w społeczeństwie i wśród laików jako apologia korporacyjnego statusu quo i jeśli libertarianie zachowują się tak, jakby „konserwatywni” zwolennicy wielkiego biznesu byli ich naturalnymi przyjaciółmi, upierając się, że libertariański świat byłby rządzony przez organizacje pokroju Boeinga, Halliburtona, Tesco, Microsoftu czy Duponta, to libertarianizm nigdy nie będzie czymś więcej niż mizernym dodatkiem do ideologicznej struktury, którą dominujące klasy intelektualistów wykorzystują do legitymizacji plutokratycznej władzy15. Jednakże, jeśli libertarianizm przedstawi się jako nowy radykalizm, całkowite przeciwieństwo sprzyjającego plutokracji „konserwatyzmu”, jako doktryna bardziej radykalna niż cokolwiek, co jest oferowane przez coraz bardziej dogorywającą i archaiczną lewicę, to libertarianizm może równie dobrze zainspirować nowe pokolenia bojowników, żeby za swój cel powzięli status quo. Libertarianizm może stać się przewodnim systemem myślenia dla radykałów i reformatorów takim, jak liberalizm był w XVIII i XIX w., a socjalizm dla późniejszych pokoleń16.
Jak mogłaby wyglądać gospodarka libertariańska?
Jeśli chodzi o pytanie, jak wyglądałaby gospodarka niepoddana władzy państwa, korporacji i plutokracji, możemy spodziewać się, że nałożone przez państwo bariery dla otrzymania kredytu, przedsiębiorczości, gospodarczej samowystarczalności (w przeciwieństwie do zależności od państwa i korporacyjnej biurokracji w zatrudnieniu, ubezpieczeniu i pomocy społecznej), zanikną, co doprowadzi do realizacji ideału „samozatrudnionego” społeczeństwa Colina Warda17. Przeciętny człowiek nie będzie już zależny od Chase Manhattan [amerykański bank – przyp. tłum.], Home Depot [amerykańska sieć hipermarketów – przyp. tłum.], General Motors, Tesco czy Texaco, jeśli chodzi o środki utrzymania. Zamiast tego będzie miał środki, żeby prowadzić samowystarczalne życia we wspólnocie równych, w którym przywilej jest wynikiem zasług, a równa wolność jest niepodważalnym prawem wszystkich.
Na początku XX w. działało wiele ruchów, które głosiły niezależność małych producentów i wspólny zarząd wielkimi przedsiębiorstwami; obejmowały one anarchosyndykalizm na skrajnej lewicy aż do dystrybutyzmu na reakcyjnej, katolickiej prawicy18. Tendencje te są wciąż obecne na skrajach spektrum politycznego i gospodarczego. Nie każdy musi zgadzać się z całością analizy lub każdą propozycją wysuwaną przez te szkoły, żeby zauważyć u nich wizjonerskie aspekty libertariańskie. Zaś obecnie istnieją liczne gospodarcze porządki, które mogą przedstawiać w przybliżeniu, jak mogłyby wyglądać instytucje produkcyjne w popaństwowym, postplutokratycznym społeczeństwie.
Jednym z nich jest spółdzielnia Mondragon, kolektyw posiadanych i zarządzanych przez robotników przemysłów wywodzących się z kraju Basków w Hiszpanii. Istniejąca od 1941 r. spółdzielnia Mondragon początkowo ustanowiła „bank ludowy” taki, jaki pierwotnie obmyślił ojciec chrzestny klasycznego anarchizmu, Pierre Joseph Proudhon19, w celu rozwoju większej liczby przedsiębiorstw, których obecnie jest ponad 150, wliczając w to Uniwersytet Mondragonu. Jeśli chodzi o dział supermarketów jest ona trzecim największym detalistą w Hiszpanii i największym hiszpańskim sieciowym sklepem spożywczym. Każdy poszczególny kooperatyw posiada swoją własną radę robotniczą, a cała federacja jest zarządzana przez kongres robotników z różnych przedsiębiorstw20.
Kolejnym całkiem interesującym przykładem jest brazylijska firma Semco. Jakkolwiek stanowiąca własność prywatną jako przedsiębiorstwo rodzinne, Semco praktykuje formę radykalnej demokracji przemysłowej. Za dyrekcji Ricardo Semlera, który odziedziczył firmę od ojca, Semco utrzymuje strukturę zarządzania, w której robotnicy mogą sami się zarządzać i ustanawiać swoje własne cele produkcyjne i budżetowe, z wynagrodzeniem zależnym od produktywności, wydajności i opłacalności. Robotnicy otrzymują 25% zysków z ich oddziału. W zasadzie usunięto średni szczebel zarządu. Robotnicy mają prawo zawetować wydatki firmowe. Co więcej, obowiązki pracownicze często przechodzą z osoby na osobę według schematu rotacyjnego, a nawet pozycję CEO dzieli sześć osób, wliczając w to właściciela Semlera, którzy pełnią swoją funkcję w sześciomiesięcych kadencjach. Firma posiada ponad 3 tysiące pracowników, roczny przychód ponad 200 mln dolarów oraz stopę wzrostu w wysokości 40% każdego roku21.
Gospodarka zorganizowana na bazie posiadanych i zarządzanych przez robotników przedsiębiorstw, banków ludowych i mutualistycznych, kooperatywów konsumenckich, syndykalistycznych związków zawodowych, firm rodzinnych i osobistych, związków małych gospodarstw rolnych i rzemiosł na poziomie lokalnym, dobrowolnych instytucji samopomocy, funduszy ziemi (land trusts), lub dobrowolnych kolektywów, komun czy kibuców może wydać się co niektórym mało prawdopodobna, lecz nie bardziej, a zapewne mniej niż współczesna zindustrializowana gospodarka wysokiej technologii, w której klasą rządzącą jest klasa handlarzy, a klasa robotnicza jest często zamożną klasą średnią, wydałaby się mieszkańcom feudalnych społeczeństw ery przednowożytnej. Jeśli rozprzestrzenienie się gospodarki rynkowej, specjalizacja, podział pracy, uprzemysłowienie i postęp technologiczny mogą wyplenić we współczesnych społeczeństwach choroby, głód, umieralność noworodków i przedwczesną śmierć, możemy tylko zastanawiać się, co mógłby osiągnąć system rzeczywistej wolnej przedsiębiorczości i co byłby osiągnął, gdyby nie bicz etatyzmu i plutokracji.
Przypisy:
1Kevin A. Carson, Niewidzialna ręka czy żelazna pięść?, https://liberalis.pl/2007/04/04/kevin-carson-niewidzialna-reka-czy-zelazna-piesc/
2Kevin A. Carson, The Subsidy of History, „The Freeman”, t. 58, nr 5, czerwiec 2008.
3Raymond Bonner, Weakness and Deceit: U.S. Policy and El Salvador, New York, Times Books, 1984, s. 19- 23.
4Murray N. Rothbard, Wall Street, Banks and American Foreign Policy, „World Market Perspective”, 1984.
5Rothbard, tamże; Kevin A. Carson, Wielka czwórka Tuckera: monopol pieniężny [w:] Ekonomia polityczna mutualizmu, http://carson.liberalis.pl/; Hans Hermann Hoppe, Banking, Nation-States and International Politics: A Sociological Reconstruction of the Present Economic Order [w:] The Economics and Ethics of Private Property, Boston/Dordrecht/London, Kluwer Academic Publishers, 1993, s. 61-92; Benjamin R. Tucker, Part II: Money and Interest [w:] Instead Of A Book, By A Man Too Busy To Write One, 1897, na: http://fair-use.org/benjamin-tucker/instead-of-a-book/.
6Gabriel Kolko, The Triumph of Conservatism, MacMillan, 1963.
7Terry Arthur, Free Enterprise: Left or Right? Neither!, London, Libertarian Alliance, 2004.
8Martin Van Creveld, The Rise and Decline of the State, Cambridge University Press, 1999.
9James Burnham, The Managerial Revolution: What Is Happening in the World, Greenwood Press, Reprint, 1972. Ta klasyczna praca napisana w duchu konserwatywnym dowodzi, że współczesne społeczeństwa nie są ani „kapitalistyczne”, ani „socjalistyczne” w znaczeniu, w jakim terminy te były historycznie rozumiane. Zamiast tego wyłonił się nowy porządek polityczno-gospodarczy, w którym władza polityczna i gospodarcza sprawowana jest przez „klasę menedżerską” złożoną z biurokratów zarządzających licznymi organizacjami rządowymi oraz ich biurami i agencjami, korporacjami, instytucjami finansowymi, armiami, partiami politycznymi, związkami zawodowymi, uniwersytetami, mediami, fundacjami, itp. Członkostwo w wyższych warstwach tych bytów jest często rotacyjne pod tym względem, że wiele jednostek przechodzi z różnych sektorów klasy menedżerskiej, przykładowo ze stanowisk wybieralnych w rządzie do korporacyjnego zarządu spółki aż do kluczowych stanowisk w mediach lub od elitarnych fundacji do mianowanych stanowisk w biurokracji.
10Hans Hermann Hoppe, Democracy: The God That Failed, New Brunswick and London, Transaction Publishers, 2001, s. 108-109 (wyd. polskie: Demokracja. Bóg, który zawiódł, Warszawa: Fijorr Publishing 2006).
11Kevin A. Carson, Subsydia transportowe, rozdz. 5, http://carson.liberalis.pl/.
12Wśród antypaństwowych radykałów istnieje całkiem duża różnica poglądów, jeśli chodzi o sposób, w jaki należy zdefiniować prawa własności do ziemi. Większość „mainstreamowych” libertarian utrzymuje pewną odmianę Locke’owskich praw własności, podczas gdy bardziej radykalni libertarianie (mutualiści, syndykaliści, anarchokomuniści) razem z niektórymi dystrybutystami dowodzą, że prawa własności trzeba zdefiniować zgodnie z zasadami zajmowania i użytkowania. Jeszcze inni przychylają się do poglądów Henry’ego George’a (geoizm lub geolibertarianizm), zgodnie z którymi własność ziemska powinna być poddana podatkowi od wartości ziemi. Po rozważania o tym sporze wśród libertarian, zob. Kevin A. Carson, Wielka czwórka Tuckera: monopol ziemski, rozdz. 5, http://carson.liberalis.pl/. Carson podsumowuje tę kwestię gdzie indziej: „W rozdziale V Mutualistycznej ekonomii politycznej zawarłem szerokie rozważania poświęcone teorii praw własności, które w znacznym stopniu opierały się na komentarzach Billa Ortona z rozmaitych forów. Zgodnie z tym, co uważa Orton, żadna teoria praw własności nie może być logicznie wywiedziona z aksjomatu samoposiadania. Trzeba raczej stwierdzić, że samoposiadanie może wchodzić w kontrakt z wieloma matrycami praw własności, żeby w rezultacie dać alternatywne porządki gospodarcze w społeczeństwie bezpaństwowym. A więc zgodne z prawem posiadanie ziemi poddane jest zasadom Locke’owskim, mutualistycznym, Georgistowskim czy syndykalistycznym jest kwestią lokalnej konwencji. Sprawy związane z przemocą można rozwiązać dopiero wtedy, gdy rozwiąże się tę kwestię. A jako że nie ma zasady a priori, z której można by wydedukować konkretny zestaw praw własności, możemy wybierać między nimi wyłącznie ze względu na ich konsekwencjalistyczne implikacje: jakim ważnym wartością sprzyjają, a jakie hamują? Można więc łatwo sobie wyobrazić, że niezbywalne, nierynkowe udziały w kolektywnie posiadanym przedsiębiorstwie mogą zależeć nie od umowy między członkami, lecz od konwencji we wspólnocie lokalnej co do praw własności. Twierdzenie, że taki porządek jest 'przymusowy’, zakłada od razu, że Locke’owskie zasady dla pierwotnego wejścia w posiadanie i transferu własności są jedynymi oczywistymi zasadami”. Kevin A. Carson, Socialist Definitional Free-for-All, Part I, http://mutualist.blogspot.com/2005/12/socialist-definitional-free-for-all.html.
13Nie ma wątpliwości, że znaczna część konserwatywnej krytyki państwa dobrobytu za stworzenie sztucznych bodźców dla antyspołecznych zachowań, jak np. dysfunkcja rodziny, przestępczość czy zniesienie etyki pracy, są poprawne i wnikliwe. A jednak wiele patologii społecznych związanych z podklasami społeczeństwa w amerykańskich i europejskich miastach można sprowadzić do szkodliwej interwencji państwa wykraczającej poza konwencjonalne systemy pomocy społecznej. Wiele prac zarówno libertarian, jak i nie-libertarian udokumentowało proces, dzięki któremu liczne, dalekosiężne interwencje, większość z których miała na celu sprzyjanie interesom plutokracji, zniszczyły organiczne społeczne, gospodarcze i kulturowe życie. Zob. Kevin A. Carson, Reparations: Cui Bono?, http://mutualist.org/id9.html; Charles Johnson, Scratching By: How Government Creates Poverty As We Know It, „The Freeman”, t. 57, nr 10, December 2007; Keith Preston, The Political Economy of the War on Drugs, http://attackthesystem.com/the-politicial-economy-of-the-war-on-drugs; Thomas J. Sugrue, The Origins of the Urban Crisis: Race and Inequality in Postwar Detroit, Princeton University Press, 1996/2005; Walter E. Williams, The State Against Blacks, McGraw-Hill, 1982.
14Por. James Bovard, Farm Fiasco, ICS Press, 1989, and Joel Dyer, Harvest of Rage, Westview Press, 1997, jeśli chodzi o pouczające rozważania o roli państwowej interwencji w wywłaszczeniu autochtonicznej rolniczej ludności w sercu Ameryki w latach 80. i 90. XX w.
15Rola klasy intelektualistów zarówno jako nieodłącznego elementu etatyzmu, jak i jako twórców ideologicznej superstruktury etatyzmu stanowi przedmiot analizy Hansa Hermanna Hoppe, Natural Elites, Intellectuals and the State, http://mises.org/story/2214. Oczywiście, pojęcie ideologicznej superstruktury stosowane, żeby legitymizować konkretny system rządów klasowych, jest najbliżej związane z analizą marksistowską. Jeśli chodzi o różnice, jak i podobieństwa między marksistami a libertarianami, zob. Hans Hermann Hoppe, Analiza klasowa: marksizm a Szkoła Austriacka, http://mises.pl/blog/2004/05/16/108/.
16Murray Rothbard uznawał, że libertarianie są na dalekim lewym krańcu spektrum politycznego, a „konserwatyści”, tj. zwolennicy autorytarnego porządku społecznego opartego na hierarchii, statusie i przywileju (oraz uzasadnianego przez odwołania do tradycji) na dalekim prawym krańcu, zaś marksiści i inni socjaliści mieli stanowić niespójną środkową pozycję. Zob. Murray N. Rothbard, Left and Right: The Prospects for Liberty, Cato Institute, 1979. Przeprowadzona przez lewicowego anarchistę, Larry’ego Gambone’a, wyczerpująca analiza poglądów wczesnych socjalistów wskazuje, że pierwotnym celem socjalizmu nie było państwowe zarządzanie gospodarką, z czym socjalizm obecnie jest kojarzony, lecz gospodarka oparta na zdecentralizowanych kooperatywach. Zob. Larry Gambone, The Myth of Socialism as Statism, http://porkupineblog.blogspot.com/2006/05/myth-of-socialism-as-statism.html.
17Colin Ward, A Self-Employed Society [w:] Anarchy In Action, London, Freedom Press, 1982, s. 95-109.
18Rudolf Rocker, Anarcho-Syndicalism, Martin Secker and Warburg, Ltd., 1938; Hilaire Belloc, The Servile State, The Liberty Fund, pierwotnie wydane w 1913; G. K. Chesterton, The Outline of Sanity, HIS Press, 2002, originally published in 1927; Anthony Cooney, Distributism, Third Way Movement Ltd., 1998.
19Larry Gambone, Proudhon and Anarchism: Proudhon’s Libertarian Thought and the Anarchist Movement, Red Lion Press, 1996.
20William Whyte, Making Mondragon: The Growth and Dynamics of the Worker Cooperative Complex, ILR Press, 1991.
21Ricardo Semler, Maverick, Arrow Press, 1993.
Źródło:
Świetny tekst, ale pewnie nieprzekonanych nie przekona. Jak zwykle…
No skoro nawet nieprzekonanych nie przekona, to raczej świadczy o tym, że to marny tekst. Przynajmniej jeśli uznajemy, że dobry tekst ma skutkować konwersją do poglądów autora, jeśli nie jest to tekst czysto opisowy.
Zakładam, że ten tekst ma na celu przekonać libertarian do szerszego spojrzenia na interwencję państwa, ale z góry wiadomo, że tego nie zrobi – dlaczego? O tym pisałem na blogu Trikstera.
Klu być może w tym, że nieprzekonanych przekonać się nie da – albo w tym, że spora część libertarian to zakute pały. Skłaniam się raczej ku temu drugiemu. Bo tekst jest IMO całkiem niezły – inaczej bym nie tłumaczył, jak na tekst libertariański of korz.
Ach, po prostu odwrotnie „nieprzekonanych” zrozumiałem. Bartek mógł mieć na myśli „przekonanych”.
To „przekonanych” już do czegoś, strasznie trudno przekonać do czegoś innego, bo są do czegoś przekonani – dysponują przekonaniem, czyli jakąś forma wiary w coś, przez którą trudno do nich dotrzeć.
W moim słowniku „nieprzekonani” (przez nikogo) są raczej niezdecydowanym elektoratem, na który potencjalnie najłatwiej można wpłynąć, właśnie dlatego, że nie dysponują żadnym przekonaniem i w ten sposób są otwarci i podatni na wpływy. Stąd gdy czytam, że nieprzekonanych ten tekst nie przekona, oznacza to dla mnie, że ten tekst jest marny. Bo kogo przekona? Już przekonanych? Do czego? Do tez autora? Czyli co, ma rangę przemówienia Jarka Kaczyńskiego do PiSowców?
Inna sprawa, że zakute pały też można przekonać, ale trzeba wiedzieć dlaczego i w jaki sposób są zakute.
Jeśli są zakute, bo lubią robić potrawki z noworodków i stawiać miny na trawniku? Łups, sorry, wróć – takich to lepiej nie przekonywać.
Sądzisz, że potrawki z noworodków i miny na trawniku jadą na tym samym wózku co korporacje?
Nie – sądzę tylko, że takich ludzi nie chcę przekonywać, nawet gdybym mógł. Mogę się z nich najwyżej śmiać. http://www.facebook.com/LibDlaBeki
Chodziło mi o nieprzekonanych do tez autora. Zarówno libertarian i nielibertarian, bo i tych, i tych ten tekst mógłby teoretycznie do czegoś przekonać – ale nie sądzę, żeby to się udało…
Nie poznałem jeszcze osobiście libertarian, którzy lubią robić potrawki z noworodków lub stawiać miny na trawniku, ale pewnie wszystko przede mną.
Ten optymizm poznawczy liczy Ci się na plus.
To ode mnie za to samo ma minusa:)
Smootny, polaryzując opinię społeczną, wprowadzasz element presji na Bartku. Ale polaryzacje są dobre dla różnorodności aksjologicznej, więc masz za to plusa.
Jakoś nie za bardzo przekonuje mnie idea przekonywania innych. Jakkolwiek sądzę, za Lyotardem, że mowa jako gra językowa jest w dużej mierze walką – innymi słowy, że jest agonistyczna, moim zdaniem dyskusje internetowe jako chyba najmniej sformalizowane wymiany zdań mają mały potencjał retoryczny w tym sensie, że nie ma określonych zasad determinujących kto ma rację, a kto jej nie ma. Jeśli dajmy na to w, przez niektórych uważanej za fundamentalną, agonistyce prawniczej takie zasady określa z jednej strony sędzia (nie rozważając nawet kwestii dyskrecjonalności sędziowskiej), a z drugiej ustawa jako akt pisany; jeśli w debacie filozoficznej czy naukowej taką instancją będzie wspólnota komunikacyjna/interpretacyjna odpowiednio filozofów i naukowców, to nie widzę w przypadku gadki internetowej osoby czy instytucji władnej stwierdzić, że ten a ten ma rację, a ten a ten się myli. Nie znaczy to jednak, że dyskutowanie nie ma sensu. Chodzi mi raczej o to, że przekonywanie jest troszkę bardziej skomplikowanym procesem niż zdaje się sugerować Bartek, że żaden pojedynczy tekst nie będzie w stanie wywołać zmiany poglądów jakiejś osoby i że rolą tekstów takich, jak ten, jest bardziej wskazanie pewnej drogi niż doprowadzenie jej do końca.
„Zamiast tego będzie miał środki, żeby prowadzić samowystarczalne życia we wspólnocie równych, w którym przywilej jest wynikiem zasług, a równa wolność jest niepodważalnym prawem wszystkich.”
Jeżeli to wszystko zacznie funkcjonować w warunkach wolnego rynku, to długo się tą równością i wolnością, ludzie nie nacieszą. Postępująca nierówność, będące następstwem wolnorynkowej gry, doprowadzi w końcu do powstania grupy bogatych którzy będą chcieli utrwalić lub wzmocnić swoją pozycję kosztem reszty społeczeństwa, i tak ponownie narodzi się kapitalizm.
@Trikster:
Po pierwsze, kiedy pisałem, że ten artykuł nieprzekonanych nie przekona i dodawałem: „jak zwykle”, to zdecydowanie nie chciałem sugerować, że przekonywanie skomplikowanym procesem nie jest.
Po drugie, upierałbym się przy tym, że pojedynczy tekst, w którym zebranych jest wiele trafnych argumentów może jednak przekonać otwartą i myślącą osobę do zmiany poglądów. Inna sprawa, że pewnie nie dzieje się to zbyt często…
Po trzecie, wydaje mi się, że głównym celem autorów piszących takie artykułu jest jednak zmiana poglądów czytelnika – i mniej istotne jest dla mnie to, z jakim optymizmem do tego podchodzą (czy uważają, że ich tekst zmieni świat, czy chcą tylko dołożyć małą cegiełkę). Chodzi mi o to, że takie artykuły dużo częściej tworzą małe kółka wzajemnej adoracji niż osiągają swój podstawowy cel. Jeśli ktoś już się zgadzał z większością tez, to polubi artykuł, jeśli nie, to najczęściej go zignoruje lub skrytykuje. Zauważam to też po sobie – i głównie o to chodziło mi w moim pierwszym komentarzu. Artykuł mi się podobał, bo ciekawie zaprezentował bliskie mi poglądy, ale z drugiej strony czułem, że wiele więcej autor nie uzyska niż poklask u „przekonanych”, a chyba nie o to mu chodzi…
Z tej perspektywy śmieszy mnie również większość dyskusji na liberalis, w których osoby, które prawdopodobnie nigdy się nawzajem nie przekonają, przerzucają się wyświechtanymi argumentami.
Dlatego najchętniej przeczytałbym pod jakimś artykułem komentarz osoby, która dzięki lekturze właśnie zmieniła poglądy. Tego na liberalis brakuje.
@Faraon
„Postępująca nierówność, będące następstwem wolnorynkowej gry, doprowadzi w końcu do powstania grupy bogatych”
W takich sytuacjach jest tylko jedno wyjście – telefon do Faraona, żeby odwrócił trend poprzez „komunizację” wolnego rynku. Wtedy powstaną kibuce:
https://libertarianizm.net/thread-2833.html
kolumbijskie rewolucyjne ruchy ludowe:
https://libertarianizm.net/thread-3103.html
albo demokracje pracownicze:
https://libertarianizm.net/thread-3119-post-46558.html#pid46558
i zostaniemy uratowani od staczania się w kapitalizm, gdzie na 100 osób 99 płacze, a 1 się cieszy 😉
Faraon:
A co według Ciebie byłoby wystarczającym zabezpieczeniem przed ponownymi narodzinami kapitalizmu? Oczywiście w sytuacji uprzedniego zniesienia tego kapitalizmu.
Bartek:
„Chodzi mi o to, że takie artykuły dużo częściej tworzą małe kółka wzajemnej adoracji niż osiągają swój podstawowy cel. Jeśli ktoś już się zgadzał z większością tez, to polubi artykuł, jeśli nie, to najczęściej go zignoruje lub skrytykuje. Zauważam to też po sobie – i głównie o to chodziło mi w moim pierwszym komentarzu. ”
I mi chodzi dokładnie o to samo – tylko moim zdaniem wynika to z tego, że przekonanie kogoś do jakiejś tezy, przy braku konkretnych ram dyskusji, jest zjawiskiem nieuchwytnym i zdarzającym się niezmiernie rzadko. Weź choćby jakąkolwiek dyskusję na liberalisie czy forum libertarian, gdy libertarianie gadali z buttersem czy Dyskordianem. Przez większość część obie strony gadały całkowicie obok siebie tak, że nawet poruszane tematy nie za bardzo się zazębiały, a nawet w przypadku, gdy dyskutanci zgodzili się co do omawianego zagadnienie, nie wynikały z tego żadne konkretne skutki. Z tego powodu należy moim zdaniem w ogóle odrzucić możliwość przekonywania – pomijając już to, że większość gadek internetowych jest nudna.
@kawador:
Widzę że kolega lubi walić w słomiane kukły własnej roboty, współczuję.
„Wtedy powstaną kibuce:”
Nie jestem zwolennikiem utopijnego komunizmu, więc pudło.
„kolumbijskie rewolucyjne ruchy ludowe:”
Nie kibicuje organizacji która ma leninowski rodowód i już dawno temu porzuciła nawet te swoje leninowskie ideały na rzecz partykularnych interesów swoich członków. Znowu pudło.
„albo demokracje pracownicze:”
Trudno wygrać w sytuacji gdy konkuruje się z kapitalistycznym Goliatem, wspieranym na wszelkie sposoby przez państwo.
@Trikster:
„A co według Ciebie byłoby wystarczającym zabezpieczeniem przed ponownymi narodzinami kapitalizmu? ”
Likwidacja rynku i pieniądza.
Faraon:
Przecież rynek i pieniądz nie bierze się znikąd. To ludzie je tworzą. Z jakichś powodów. Wiesz z jakich? I co byś zrobił, gdyby po upadku kapitalizmu, ktoś znowu wynalazł pieniądz i chciał z niego korzystać?
inteligencja wypierdalać
yntelygencja wont
Faraon, to może po prostu zlikwidować ludzkość? Wtedy już na pewno nie będzie żadnego wyzysku…
youtube.com/watch?v=1hMOG9qN5rg
Róbta zrzutkę.
@Faraon
„Nie jestem zwolennikiem utopijnego komunizmu, więc pudło.”
Jaki utopijny? REALNY. Już bardziej realny być nie może.
„Nie kibicuje organizacji która ma leninowski rodowód i już dawno temu porzuciła nawet te swoje leninowskie ideały na rzecz partykularnych interesów swoich członków.”
No tak to już jest z komunizmem – po krótkim czasie wszyscy porzucają ideały na rzecz partykularnych interesów 😉 Ja nie mam tego problemu, bo ja od dawna postuluję porzucanie ideałów (komunistycznych) na rzecz partykularnych interesów własnych.
„Trudno wygrać w sytuacji gdy konkuruje się z kapitalistycznym Goliatem, wspieranym na wszelkie sposoby przez państwo.”
No proszę – retoryka wulgarnych libertarian wypisz wymaluj 😉
„Likwidacja rynku i pieniądza.”
Pozwólcie, że zacytuję Faraona:
NIE JESTEM ZWOLENNUIKIEM UTOPIJNEGO KOMUNIZMU.
🙂 🙂 🙂
@Fathbantha:
” To ludzie je tworzą. Wiesz z jakich?”
Dzięki antropologom i historykom już wiemy: w starożytnym Egipcie i Mezopotamii „pieniądz” wymyśliła pałacowo-świątynna biurokracja, w indoeuropejskich społecznościach plemiennych, jako formę w której wypłacano odszkodowania za różnorakie przewinienia, w Grecji pierwsze monety produkowano po to by płacić wojskom najemnym i stworzyć medium za pomocą którego można było płacić podatki.
„I co byś zrobił, gdyby po upadku kapitalizmu, ktoś znowu wynalazł pieniądz i chciał z niego korzystać?”
A co byś zrobił gdyby w twoim ukochanym akapie, ktoś chciał przywrócić państwo ???
@kawador:
„Jaki utopijny?”
Wpisz sobie w google, może cię oświeci.
„Już bardziej realny być nie może.”
Organizacja i funkcjonowanie kibuców wykazują pewne podobieństwa do komunistycznych idei, ale nie są ich wyrazem. Podobieństwa te kończą się na idei wspólnotowego posiadania i użytkowania środków produkcji.
„:) 🙂 :)”
Zadufani w sobie ignoranci zawsze śmieją się pierwsi. Ah ta słodka ignorancja.
„Organizacja i funkcjonowanie kibuców wykazują pewne podobieństwa do komunistycznych idei, ale nie są ich wyrazem”
Oczywiście, że są ich wyrazem – ja bym powiedział, że najlepszym z możliwych do osiągnięcia tutaj na ziemi. Inne rodzaje komunizmu to albo gułagi, albo będące arcywzorem dla powojennej Europy, ultranowoczesne i rozbudowane nazistowskie państwo socjalne.
„Podobieństwa te kończą się na idei wspólnotowego posiadania i użytkowania środków produkcji.”
Ale czy to nie jest istota komuszyzmu, która ma przynieść światu wolność, równość i braterstwo?
„Oczywiście, że są ich wyrazem”
Oczywiście, że nie jest, za ruchem kibuców stały syjonistyczne organizacje.
„Inne rodzaje komunizmu to albo gułagi, albo będące arcywzorem dla powojennej Europy, ultranowoczesne i rozbudowane nazistowskie państwo socjalne. ”
Nie dość że ignorant, to jeszcze do tego „korwinistyczny”. Szkoda mi czasu na dyskusje z oszołomami od Mikkego. EOT.
@Faraon
„za ruchem kibuców stały syjonistyczne organizacje”
A co? Syjoniści mają zakaz budowania komunizmu i uspołeczniania potomstwa?
„Nie dość że ignorant, to jeszcze do tego „korwinistyczny”.
Żal patrzeć, jak kolejny utopijny pięknoduch, marzący o likwidacji rynku i pieniędzy, wyzywa rozmówce od „oszołomów”.
A co do rzeczonej kwestii – wpisz sobie w okienku wyszukiwarki „Nazi Welfare State” albo „Götz Aly” i poczytaj o tym, jak narodowi socjaliści zbudowali super nowoczesny socjal i jak kupili poparcie Niemców. Wszystko to, co współczesna Europa wynosi na sztandarach, czyli zabezpieczenia socjalne i cała ta safety net – wszystko wymyślił Adolf i jego towarzysze. Czego to się nie robi dla robotników. Służę pomocą:
https://libertarianizm.net/threads/czemu-nazizm-nie-jest-ju%C5%BC-fajny.1729/#post-48092
https://libertarianizm.net/threads/za-hitlera-niemcom-%C5%BCy%C5%82o-si%C4%99-dobrze.3216/#post-48105
Faraon:
Gdyby przywracał je tam, gdzie panowałaby zgoda ludzi na to państwo i pomijał tych, którzy powrotu państwa by sobie u siebie nie życzyli, w tym mnie, nie miałbym nic przeciwko. Gdyby mnie zmusił, miałbym.
Natomiast Twój argument jest inwalidą, gdyż nikt Cię nie zmusza do korzystania z pieniądza. Jeśli znajdziesz ludków do barterowania, cały piniondz tego świata możesz mieć w serdecznym poważaniu. Z państwem tak nie jest.
Ta plutokracja pseudokapitalistyczno-korporacyjno-państwowa stworzyła komunizm, wywołała rewolucję bolszewicką i stworzyła Związek Sowiecki:
Sutton jest spoko. Jego książki o Trockim doprowadzają Niektórych Ludzi do stanu emocjonalnego wrzenia, bo jak wiadomo, Trocki to komuch-idealista, zły Stalin wypaczył jego idee. Dla przykładu biografia Lwa Trockiego autorstwa Roberta Service’a miała (ma?) problemy z ukazaniem się, bo niemiecka międzynarodówka trockistowska blokuje wydanie książki. Sprzeciw europejskich socjalistów był słyszalny:
https://libertarianizm.net/threads/trocki-trockizm.3115/
„Jest rzeczą oczywistą, że niemieccy wielbiciele Trockiego pragną zapobiec publikacji książki, ponieważ autor dokonuje ostatecznego demontażu jednej z wielkich postaci rewolucji bolszewickiej i ruchu komunistycznego. (…) Książka Service’a pokazująca Trockiego nie jako alternatywę dla Stalina, ale jako drugiego Stalina, który przegrał, niszczy marzenie o lepszym, wciąż niezrealizowanym socjalizmie.”
@kawador:
Mówiłem już że z tobą dyskutować nie będę, szkoda mi czasu na ignorantów dla których każda ideologia, choć trochę inna niż wyznawana, to komunizm. Więc o czym tu mowa ??? Ostatnie dwa posty, i koniec:
„Syjoniści mają zakaz budowania komunizmu i uspołeczniania potomstwa?”
Syjonizm nie jest nurtem komunizmu. To że część jego członków postulowała kilka rzeczy zbieżnych z szeroko rozumianym nurtem socjalistycznym, nie czyni z nich komunistów. Tak samo jak poparcie keynesistów dla własności prywatnej, nie czyni z nich już libertarian.
„Wszystko to, co współczesna Europa wynosi na sztandarach, czyli zabezpieczenia socjalne i cała ta safety net – wszystko wymyślił Adolf i jego towarzysze.”
„Logika” kawadora: Hitler był wegetarianinem, tak więc wszyscy wegetarianie to naziści. Po prostu ręce opadają. Z mojej strony definitywny EOT.
@Faraon
„To że część jego członków postulowała kilka rzeczy zbieżnych z szeroko rozumianym nurtem socjalistycznym”
Dodajmy, bo kolega ten fakt ładnie przemilcza, że te „kilka rzeczy” to absolutnie kluczowe rzeczy dla socjalizmu – penalizacja (=wykluczenie ze wspólnoty) chęci zysku, uspołecznienie środków produkcji, uspołecznienie potomstwa, brak hierarchii i kobiety wyglądające jak Kinga Dunin 😉
„Hitler był wegetarianinem, tak więc wszyscy wegetarianie to naziści. Po prostu ręce opadają.”
Daruj se takie prostackie wnioski. Hilter był wybitnym politykiem demokratycznym, przewodził rewolucyjnej partii ludowo-robotniczej i stworzył podwaliny nowoczesnego państwa opiekuńczego. Z tego nie wynika, że współcześni demokraci to naziści, a jedynie, że wszyscy współcześni demokraci, socjaliści – od Kaczora na Ikonopwiczu kończąc – mają dług u Adolfa, bo to on pokazał im, jak zwyciężać mają (w wyborach).
@Fatbantha:
„Gdyby przywracał je tam, gdzie panowałaby zgoda ludzi na to państwo i pomijał tych, którzy powrotu państwa by sobie u siebie nie życzyli, w tym mnie, nie miałbym nic przeciwko.”
Skoro państwo można powołać w „dobrowolny sposób” to całą @kapową ideologię szlag trafia.
„gdyż nikt Cię nie zmusza do korzystania z pieniądza”
Ależ oczywiście że zmusza, bez pieniędzy w kieszeni nie mogę niczego kupić.
„Jeśli znajdziesz ludków do barterowania, cały piniondz tego świata możesz mieć w serdecznym poważaniu.”
Człowiek w więzieniu skarży się na brud w celi, na to strażnik mu odpowiada: „Jeśli znajdziesz sposób na ucieczkę, to cały ten syf będziesz miał w serdecznym poważaniu”.
Faraon:
No właśnie w tym problem, że państwo zazwyczaj powołuje się czy raczej ustala uczestnictwo w nim w „dobrowolny sposób” a nie dobrowolny sposób.
Ależ możesz. Nikt nie stawia Ci takiej bariery za pomocą ładu prawnego. Powstają banki czasu, w których ludzie wymieniają się bez pieniędzy usługami, dają se korki, wyprowadzają psy, etc. Nawet w Polsce są takie rzeczy. Wystarczy dupsko ruszyć i znaleźć 'swoich’.
No więc z więzienia jakie stanowi dla Ciebie korzystanie z pieniędzy uciec jest dużo łatwiej niż z więzienia egzystencji w ładzie państwowym. Niepomiernie łatwiej, dlatego Twój argument jest zdupny.
@FatBantha:
„No właśnie w tym problem, że państwo zazwyczaj powołuje się czy raczej ustala uczestnictwo w nim w „dobrowolny sposób” a nie dobrowolny sposób.”
Nie znasz definicji państwa ??? Jak nie to sobie odszukaj i mi odpowiedz.
„Ależ możesz. Nikt nie stawia Ci takiej bariery za pomocą ładu prawnego. Powstają banki czasu, w których ludzie wymieniają się bez pieniędzy usługami, dają se korki, wyprowadzają psy, etc. Nawet w Polsce są takie rzeczy. Wystarczy dupsko ruszyć i znaleźć ‚swoich’.”
Kpisz sobie ??? Doskonale wiesz że takie instytucje funkcjonują na marginesie życia społeczno-gospodarczego. Zresztą tam wciąż istnieje „medium wymiany”, tyle że w formie czasu pracy.
„No więc z więzienia jakie stanowi dla Ciebie korzystanie z pieniędzy uciec jest dużo łatwiej niż z więzienia egzystencji w ładzie państwowym. ”
Używając twojej argumentacji, można by rzec że łatwo. Nikt ci nie broni wyjechać do Somalii, gdzie władza państwowa nie istnieje.
Ale istnieją i ich rzecznicy mogą je promować. Czyli mogą działać na rzecz ucentralnienia ich w życiu społeczno-gospodarczym. I to bez wyjazdu do Afryki, który mi polecasz.
Swoją drogą, przydałaby się aktualizacja prawa Godwina:
Co do medium wymiany – czas to pieniądz, wedle starego porzekadła. Nawet na tym przykładzie banków czasu, widać że pieniądz nie powstaje dlatego, żeby można było podatki pobierać, jak twierdzisz, ale dlatego, że jest wygodny. (Wygodniej się też niewoli podatkami niż łańcuchami, to fakt.)
„Ale istnieją i ich rzecznicy mogą je promować. Czyli mogą działać na rzecz ucentralnienia ich w życiu społeczno-gospodarczym. ”
Każdy monopol rozgrzeszasz w ten sposób ??? Co z tego, jak są to tak marginalne zjawiska, iż większość ludzi nie stanowią żadnej alternatywy. Nawet nie są nią dla pojedynczych ludzi, bo z samych usług banków czasu nikt nie wyżyje.
„Swoją drogą, przydałaby się aktualizacja prawa Godwina:”
Wykazałem iż posługujesz się obosiecznym argumentem, a ty mi tu odwracasz kota ogonem.
„Nawet na tym przykładzie banków czasu, widać że pieniądz nie powstaje dlatego, żeby można było podatki pobierać, jak twierdzisz, ale dlatego, że jest wygodny.”
Banki czasu powstają w sytuacji gdy pieniądz już istnieje, więc ich przykład nic nam nie mówi o przyczynach powstania pieniądza w przeszłości. A ten, generalnie rzecz biorąc, był tworem „państwowych” instytucji.
Faraon:
Jak już na pierwszy rzut oka możemy zobaczyć, nie każdy monopol da się rozgrzeszyć w ten sposób. Tego nadanego przez państwo się nie da. Więc nie, nie każdy. Natomiast te, które wynikają z preferencji większości i są odbiciem dobrowolnych decyzji, które skutkują czyimś monopolem – jak najbardziej tak. Chociaż i tak to za dużo powiedziane, bo taki monopol wcale nie jest grzechem. To nawet nie jest monopol w klasycznym sensie tego słowa, bo dotyczy ogólnego rozwiązania, a nie produktu. Tak samo mógłbyś się oburzać na początku wieku XX, że automobilizm jest zjawiskiem marginalnym, bo większość ludzi podróżuje bryczkami. Twoim rozwiązaniem, analogicznie, byłoby rozstrzelanie wszystkich koni.
Samochody zwyciężyły z końmi bo okazały się wygodniejsze w obsłudze, szybsze i ostatecznie: bardziej opłacalne. Po wielu kolejnych udoskonaleniach zwyciężyły na sposób rynkowy. Z mediami wymiany jest podobnie. Banki czasu mogą rywalizować z innymi rozwiązaniami.
No Tobie może nie mówi, mnie tak – dlatego też szkoda mi mojego czasu na dalszą z Tobą rozmowę – nie jesteśmy równymi sobie rozmówcami, a mnie się dzisiaj nie chce charytatywnie pracować nad Twoją percepcją i kojarzeniem, abyśmy takimi zostali – więc się serdecznie pożegnam: cześć.
Państwo zwyciężyło z anarchią bo okazało się bardziej opłacalne. Po wielu kolejnych udoskonaleniach zwyciężyło na sposób rynkowy. Z mediami wymiany jest podobnie. Banki czasu mogą rywalizować z innymi rozwiązaniami.
Libertariuszki też.
Czyli: pieniądz jest lepszy, bo skoro jest teraz to znaczy, że zwyciężył w grze rynkowej. A skąd wiadomo, że zwyciężył w grze rynkowej? Bo teraz jest. A skoro teraz jest, to znaczy, że jest lepszy, a skoro jest lepszy…
Nope. Państwo nie zwyciężyło z anarchią na sposób rynkowy. Nie wszystko co zwycięża, zwycięża w grze rynkowej. Kropka.
„Nie wszystko co zwycięża, zwycięża w grze rynkowej.”
Dokładnie. Najlepszy przykład – brunatni socjaliści. Zbudowali ultra nowoczesne państwo socjalne i zwyciężyli.
1. Ale Faraon ma sporo racji,gdy mówi o „zmuszaniu” do użycia pieniądza. Przecież istnieją przepisy o prawnym środku płatniczy. Nie można nie przyjąć spłaty zobowiązania,gdy ktoś chce je spłacić w prawnym środku płatniczym. Takie przepisy sprawiają,że pewne oznaczone papierki są sztucznie przeszacowane. A np. złoto,albo godziny w bankach czasu sztucznie niedoszacowane-ze szkodą dla tych,co chcą ich używać.
2. Argument buttersa o zwycięstwie państwa na sposób rynkowy jest z dupy wzięty. Jakby żył w nazistowskich Niemczech,to by mówił,że nazizm zwyciężył i jest lepszy,”bo jest”.
@Fatbantha:
„Tego nadanego przez państwo się nie da.”
Własność prywatna, pieniądz, warunki wymiany – wszystko to jest monopolem nadanym przez państwo.
„Natomiast te, które wynikają z preferencji większości i są odbiciem dobrowolnych decyzji, które skutkują czyimś monopolem – jak najbardziej tak.”
Istnienie monopolu oznacza że o preferencjach nie decyduje już większość, tylko monopolista.
Po za tym skoro monopole mogą powstawać dobrowolnie, to i państwa ( rozumiane jako m. na użycie siły) również. Tak więc ideologia „anarcho”kapitalizmu rozpada się pod wpływem własnych założeń.
„Tak samo mógłbyś się oburzać na początku wieku XX, że automobilizm jest zjawiskiem marginalnym, bo większość ludzi podróżuje bryczkami. Twoim rozwiązaniem, analogicznie, byłoby rozstrzelanie wszystkich koni.”
Rejterada w głupią analogię nic ci nie pomoże. Nie gadamy o sytuacji na rynku samochodowym z początków xx wieku, tylko o stosunkach społeczno-ekonomicznych skutkujących iluzorycznością, tak hołubionej przez ciebie, dobrowolności.
„Po wielu kolejnych udoskonaleniach zwyciężyły na sposób rynkowy.”
A to na początku XX wieku państwo nie istniało ??? Ciekawe.
„Z mediami wymiany jest podobnie”
No właśnie nie jest, w pierwotnych społecznościach funkcjonowała „ekonomia daru”, a później stroną inicjującą rozwój pieniądza, były zazwyczaj pierwsze państwa. I co ciekawe był to pieniądz bezgotówkowy.
„Banki czasu mogą rywalizować z innymi rozwiązaniami.”
Na większą skalę nie mogą.
„No Tobie może nie mówi, mnie tak”
A więc wybierasz ignorancję, no cóż, twój wybór.
Faraon:
Nie każda własność prywatna, nie każdy pieniądz i nie każde warunki wymiany, muszą być monopolem nadawanym przez państwo. I nie każde są.
Bzdura.
Problem w tym, że państwa dobrowolnie nie powstają, nawet jeśli teoretycznie mogłyby – grupa ludzi mogłaby się dobrowolnie zgodzić, przekazać swoje uprawnienia powołanemu państwu, które używałoby względem nich – siły. A dobrowolne monopole, tak.
Gadamy o produktach ułatwiających w jakiejś sferze ludziom życie. Bez względu czy jest to transport czy wymiana handlowa. Czy jest to bryczka, samochód, pieniądz czy bank czasu, nie ma większego znaczenia. To, że sobie fetyszyzujesz pewne rodzaje produktów i tworzysz między nimi przepaści, przy których analogie wydają Ci się głupie, to Twój problem.
Zawsze miło poznać anarchoprymitywistę. Rozumiem, że samochody też Ci przeszkadzają, dlatego analogia nie podeszła?
joker:
Oczywiście, że istnieją takie przepisy. Ale gdy się uprzesz, możesz nie płacić złotówką, przy granicy rozliczając się w euro, koroną, ze znajomymi w alko czy fajkach, złocie, srebrze albo poprzez banki czasu – państwo nie jest w stanie wyegzekwować od każdego przestrzegania przepisu o prawnym środku płatniczym w takim samym zakresie, jak jest w stanie wymusić podporządkowanie komuś, kto państwo w ogóle zacząłby ignorować i ogłosił secesję.
Zresztą to też przemawia za moim stanowiskiem, bo problem tkwi w tym, że państwo zobowiązuje ludzi w jakimś stopniu do używania swojej waluty, a nie w tym, że istnieją pieniądze. Czyli istnienie państwa jest głównym problemem i tego, że „przymusza”, a nie samo istnienie pieniędzy, z których jeśli ludzie by nie chcieli i przymuszania by nie było, to by nie korzystali.
Problem w tym, że Faraonowi samo państwo nie przeszkadza i gdyby obiecało spełnić jego życzenie – narzucając zakaz używania kasy i karząc tych, którzy z niej korzystają, ten bardzo chętnie by je poparł, co możesz wyczytać z jego posta.
„Ekonomia daru” – dobre 🙂 Faraon, polecam ci manifest wydany przez największą komunistyczno-marksistowską organizację na świecie – ONZ: https://libertarianizm.net/threads/manifest-mi%C4%99dzynarodowej-lewicy-agenda-21.3330/#post-49464
Co prawda, nie ma tam nic o „ekonomii daru”, ale za to są kwiatki, które powinny ci się spodobać, a od których monitor sam mi z biurka spierdala. „Prawdziwą sztuką jest takie wydestylowanie komunistycznego stylu myślenia, żeby jego istota pozostała, choćby nawet wszystkie słowa miały się zmienić.”
@FatBantha
„Problem w tym, że Faraonowi samo państwo nie przeszkadza i gdyby obiecało spełnić jego życzenie – narzucając zakaz używania kasy i karząc tych, którzy z niej korzystają, ten bardzo chętnie by je poparł, co możesz wyczytać z jego posta.”
Bo Faraon to prawdziwy wolnościowy komunista.
Oczywiście- pieniądz wolnorynkowy jest ok,bo po prostu ułatwia wymianę. Państwo przychodzi i monopolizuje jego produkcję,by zapewnić sobie łatwe źródło dochodów (inflacja jest lepsza od podatków dla państwa). Wchodzi w sojusz z bankami,które godzą się na ten monopol w zamian za uznanie i ochronę praktykowanego przez nie procederu rezerwy cząstkowej. Uprzywilejowana elita państwowo-bankowa bogaci się coraz bardziej. Przychodzi komuch,nie dostrzega złożoności sytuacji i wini za wszystko nieistniejący wolny rynek i pieniądz jako taki.