Jeremi Libera “Społeczeństwo nie ma uczuć”

Zewsząd mądrzy ludzie przekonują nas, iż środowisko naturalne jest czymś na tyle fajnym, że wypadałoby o nie „zadbać”. I o ile „zadbać” w normalnych warunkach odnosi się do naszej indywidualnej odpowiedzialności za coś (zadbaj o psa, zadbaj o wykształcenie, dobrą pracę), to w przypadku zagadnień ekologii musimy zajrzeć w trochę bardziej abstrakcyjne rejony myślenia. „Zadbać” więc w tym wypadku powinien ogół społeczeństwa. Bardzo ładnie to brzmi, bardzo patetycznie, ale zwykle gdy ktoś mówi o odpowiedzialności społecznej, to jest to jasne ostrzeżenie dla Ciebie i Twojego portfela.

Nie inaczej jest tym razem. W 90% gdy ludzie mówią: „jest źle, trzeba coś zrobić!”, mają na myśli rząd, a nie siebie i swojego sąsiada. I tak to rząd musi wprowadzić w życie masę programów ekologicznych, zastosować regulacje dla samochodów, fabryk i wprowadzić nowe podatki. To trochę jak z pomocą społeczną: po co mamy interesować się dobrowolną pomocą charytatywną, skoro biednymi dziećmi obiecał zająć się rząd? Po co w ogóle mam interesować się czymkolwiek, jeśli rząd zajmuje się wszystkim od zdrowia do bezpieczeństwa?

No, może jednak są rzeczy którymi rząd powinien się zająć. Niekoniecznie rząd, ale instytucja zajmująca się egzekwowaniem prawa. Są to sytuacje, kiedy ktoś niszcząc środowisko naturalne narusza jednocześnie prawa innych ludzi. I nie chodzi mi o palaczy czy miłośników grillowania, bo ich wykroczenia nie są warte ścigania i kary, ale wielkie fabryki które zatruwają powietrze czy wodę swoich sąsiadów. Jeśli danej społeczności przeszkadzałby truciciel zza płota, mogliby złożyć pozew do sądu, tak jak w przypadku każdego innego przestępstwa. Co do rządowych regulacji emisji spalin jestem nastawiony zdecydowanie sceptycznie, bo, po pierwsze, nakład przymusu w odwecie nie może przekraczać tego użytego w przestępstwie, a po drugie, w praktyce często wygląda to tak, że łamiąca przepisy firma płaci odpowiednie pieniądze rządowi i ma spokój na długi czas. Jest jeszcze jedna sprawa, z którą pewnie wielu wolnościowców się ze mną nie zgodzi, mianowicie chodzi o zwierzęta. Nie odbieram człowiekowi prawa do posiadania stworzeń (tych już udomowionych), uważam jedynie, że wysiedlanie i zabijanie ich z powodów innych niż chęć zdobycia pożywienia powinna być karana.

Nie powinniśmy jednak zajmować się wyłącznie tak wielkoskalowymi problemami. W wielkich akcjach ekologicznych np. przeciwko globalnemu ociepleniu zbyt wiele uwagi poświęca się chęci wywarcia nacisku na możnych tego świata: rządzących, szefów wielkich korporacji, a zbyt mało zwykłym ludziom i możliwościom jakie mają, aby uczynić świat czystszym i ładniejszym miejscem. O ile próby przekonania establishmentu (a raczej próby oddania im jeszcze większej władzy) często spalają na panewce, to miliony wyedukowanych ekologicznie ludzi w każdym wieku może przynieść widoczne efekty. Dlatego możliwość powodzenia widzę raczej w pracy u podstaw, to lepsze niż szukanie humanizmu i ludzkich odruchów u grubych ryb świata wielkiego biznesu i jeszcze większej polityki.

Zresztą, czy zostawilibyście swoje dziecko z sąsiadem znanym z umiłowania do bicia swoich podopiecznych? Na pewno nie, ma on bowiem, mówiąc delikatnie, zbyt niski prestiż jako niańka. Podobnie jest z rządem. Rząd nie powinien uchodzić za opiekuna przyrody, ani tym bardziej za autorytet w tej dziedzinie. Wiele państwowych przedsiębiorstw (głównie energetycznych) wytwarza ogromne ilości trujących gazów i odpadów. Nie tylko dlatego, że wymaga tego specyfika sektora, ale także ze względu na przestarzały sprzęt, brak konkurencji (która promuje czystsze i mniejsze przedsiębiorstwa), brak środków i wiele innych czynników. Rząd, często ze względu na swoją scentralizowaną formę, kiepsko radzi sobie z opieką nad dobrami naturalnymi, które wziął pod swoje skrzydła. To wszystko składa się na konkluzję: państwo jest gospodarzem gorszym od prywatnego właściciela. No dobrze, ale dlaczego w takim razie celem ataków „zielonych” są także korporacje? Bo one też poprzez specyfikę swoich działań przejęły cechy państwa: rozrosły się do niebotycznych rozmiarów (dzięki interwencjom i pomocy państwa, na wolnym rynku nic większego od kilkuset osobowych firm i społdzielni nie ma prawa powstać), a czasem nawet zaczęły uciekać się do przemocy. Uczciwy właściciel, oczywiście w dużym uproszczeniu, posiada mało i eksploatuje z umiarem, bo nie ma gwarancji, że w przyszłości dostanie coś więcej, a taką gwarancją może pochwalić się ktoś, kto zyski liczy w miliardach dolarów.

Trzeba przyznać – natura to jest coś, o co warto zadbać. Nie warto jednak oddawać monopolu na ochronę środowiska rządowi, który nigdy nie potrafi się zaopiekować tym, co ma, nie warto także oddawać swojej wolności w zamian za czyste wody i powietrze. Musi istnieć jakaś alternatywa i można połączyć wolność z środowiskiem w dobrym stanie, mało tego, uważam, że to drugie jest uzależnione od pierwszego. Aby mieć jakieś sukcesy już dziś, w tak niedoskonałym i zniewolonym świecie, niech każdy uprawia ekologię na własnym podwórku, w zaciszu własnego domu segregując śmieci, sprzątając swoją okolicę i podejmując odpowiedzialne wybory konsumenckie. Każdy sam musi się poczuć odpowiedzialny, bo społeczeństwo się nie poczuje. Społeczeństwo bowiem, w odróżnieniu od pojedynczego człowieka, nie ma uczuć.

Jeremi Libera

6 thoughts on “Jeremi Libera “Społeczeństwo nie ma uczuć”

  1. Witajcie Drodzy Forumowicze!

    Nie zgodziłbym się z tezą że społeczeństwo nie ma uczuć.
    Po prostu społęczeństwo zostało nauczone bezradnosci.
    Prawa są tak skomplikowane i wzajemnie sprzeczne, że ludzie boją się podjąc jakąś inicjatywę.

    Na wsi jest trochę lepiej. Państwo o wieś nie dba zupełnie bo to Pan Bóg za wysoko a Warszawa za daleko.
    Dlatego społeczność wiejska jest dużo bardziej edukowalna i cuda można zdziałać gdy się na wiosce pojawi Osoba Charyzmatyczna.

    Ja miałem to szczęście, że w pobliżu mojej rodzinnej wioski mieszkał imć Włodzimierz Puchalski, osoba wielce charyzmatyczna tak więc świadomośc ekologiczną miałem zaszczepioną dość wcześnie.

    Już w latach 70-tych tamtejsi harcerze zbierali od ludności zużyte baterie na przykład by je zbierać w specjalnym kufrze i oddawać do huty gdy się ich dużo nazbierało.
    A zatem działalność Puchalskiego to nie tylko dokarmianie sarenek i bezkrwawe łowy na rozlewiskach Narwi.

    Jak to w PRL istniało coś takiego jak Czyn Społeczny, i malowanie ławek na skwerkach było czymś powszechnym ale jakoś tak się działo, że jednak miejscowa ludność miała tam więcej do powiedzenia niż partyjni włodarze i udawało się całego tego rozgardiaszu typowego dla miastowych czynów społęcznych. Może dlatego, że wioskowa społeczność ma zwyczaj piętnować nierobów i „migusiów” więc tam zadekowanie się do spiewania Pieśni Masowych zamiast pracy było bardzo trudne.
    Były też oddolne czyny społeczne ( rzecz w miastach prawie niespotykana! ) na ktore władze partyjne przymykały oko o ile oczywiscie nie „podśmiardywało polityką”.

    A w mieście? Gdy miałem 10 lat to „samowolnie” pomalowałem ławkę resztką farby jaka nam została po malowaniu okien. Ławka znajdowała się na skwerku pod moim oknem i była tak wysyfiona i obrzygana przez miejscowych pijaczków że nie mogłem na to patrzeć.
    No i skończyło się to wtedy grzywną za „niszczenie mienia społecznego”.
    Podobny los spotykał też innych naśladowców mojej osoby i stąd wysnułem tezę o bezradności zamiast zasugerowanego przez Jeremiego Liberę braku uczuć.

    „Co do rządowych regulacji emisji spalin jestem nastawiony zdecydowanie sceptycznie, bo, po pierwsze, nakład przymusu w odwecie nie może przekraczać tego użytego w przestępstwie, a po drugie, w praktyce często wygląda to tak, że łamiąca przepisy firma płaci odpowiednie pieniądze rządowi i ma spokój na długi czas. ”

    tu się zgadzam.

    „Jest jeszcze jedna sprawa, z którą pewnie wielu wolnościowców się ze mną nie zgodzi, mianowicie chodzi o zwierzęta. Nie odbieram człowiekowi prawa do posiadania stworzeń (tych już udomowionych), uważam jedynie, że wysiedlanie i zabijanie ich z powodów innych niż chęć zdobycia pożywienia powinna być karana.”

    Bardzo ładny i „indiański” to pogląd.

    „O ile próby przekonania establishmentu (a raczej próby oddania im jeszcze większej władzy) często spalają na panewce, to miliony wyedukowanych ekologicznie ludzi w każdym wieku może przynieść widoczne efekty. Dlatego możliwość powodzenia widzę raczej w pracy u podstaw, to lepsze niż szukanie humanizmu i ludzkich odruchów u grubych ryb świata wielkiego biznesu i jeszcze większej polityki.”

    Słusznie! Włodzimierz Puchalski udowodnił że się da!

    „Rząd nie powinien uchodzić za opiekuna przyrody, ani tym bardziej za autorytet w tej dziedzinie. Wiele państwowych przedsiębiorstw (głównie energetycznych) wytwarza ogromne ilości trujących gazów i odpadów. Nie tylko dlatego, że wymaga tego specyfika sektora, ale także ze względu na przestarzały sprzęt, brak konkurencji (która promuje czystsze i mniejsze przedsiębiorstwa), brak środków i wiele innych czynników.”

    Ano nie powinien. Ale nie jestem zwolennikiem totalnej prywatyzacji. Jestem jednak zwolennikiem decentralizacji. Zamiast państwowych parków parki gminne i dzielnicowe.
    Choć w realiach polskich samorządy zachorowały na upolitycznienie i aktualnie są synekurami dla pomniejszych partyjniaków to jednak jestem dobrej mysli i gdy dorośnie pokolenie co aż tak bardzo władzy się nie boi to okaże się, że łatwiej będzie do jakiejś inicjatywy przekonać lokalnych samorządowców niż Pana Premiara co mieszka za siedmioma górami, siedmioma lasami i jest osłonięty siedmioma BOR-owikami.

    A zatem Państwo to marny gospodarz a Samorząd trochę lepszy o ile oczywiscie lokalna społeczność się odstracha i odtotalitarni.

    „Trzeba przyznać – natura to jest coś, o co warto zadbać. Nie warto jednak oddawać monopolu na ochronę środowiska rządowi, który nigdy nie potrafi się zaopiekować tym, co ma, nie warto także oddawać swojej wolności w zamian za czyste wody i powietrze.”

    Zdecydowanie nie należy oddawać wolności za nic.

    Niemniej nie jestem zwolennikiem totalnej prywatyzacji. Uważam że Własność powinna mieć strukturę mieszaną. Czyli obok prywatnej własność KOMUNALNA, tylko broń Boże państwowa.

    „No dobrze, ale dlaczego w takim razie celem ataków “zielonych” są także korporacje? Bo one też poprzez specyfikę swoich działań przejęły cechy państwa: rozrosły się do niebotycznych rozmiarów (dzięki interwencjom i pomocy państwa, na wolnym rynku nic większego od kilkuset osobowych firm i społdzielni nie ma prawa powstać), a czasem nawet zaczęły uciekać się do przemocy. Uczciwy właściciel, oczywiście w dużym uproszczeniu, posiada mało i eksploatuje z umiarem, bo nie ma gwarancji, że w przyszłości dostanie coś więcej, a taką gwarancją może pochwalić się ktoś, kto zyski liczy w miliardach dolarów.”

    Celna uwaga! Dlatego nie należy odrzucać z definicji wszystkich krytycznych uwag o Wielkim Kapitale tylko dlatego, że kojarzy się z gadaniem komunistów.

    „Musi istnieć jakaś alternatywa i można połączyć wolność z środowiskiem w dobrym stanie, mało tego, uważam, że to drugie jest uzależnione od pierwszego. Aby mieć jakieś sukcesy już dziś, w tak niedoskonałym i zniewolonym świecie, niech każdy uprawia ekologię na własnym podwórku, w zaciszu własnego domu segregując śmieci, sprzątając swoją okolicę i podejmując odpowiedzialne wybory konsumenckie. ”

    Otóż to!

    I na tym już kończę,

    Pozdro,

  2. Drogi Timurze!

    Pisząc, że społeczeństwo nie ma uczuć nie chciałem obrażać czyjegokolwiek zaangażowania w ekologię, a jedynie pokazać, że posługując się pojęciem tak abstrakcyjnym jak „społeczeństwo”, które tak naprawdę nic nie oznacza, nic wielkiego nie osiągniemy. Że to człowiek powinien być podstawą jakichś działań i poprzez bycie jednostką stawać się ewentualnie częścią społeczeństwa. Wierzę co prawda, iż społeczeństwo istnieje jako coś w rodzaju organizmu (za Spencerem), ale że to jednostki zajmują się tworzeniem przestrzeni i działaniem, a nie jakaś bezimienna, abstrakcyjna struktura jak społeczeństwo, państwo czy naród.

    Pozdrawiam!

  3. Więc może zamiast abstrakcyjnego słowa „społeczeństwo” użyć mniej abstrakcyjnego SPOŁECZNOŚĆ?

  4. Społeczność brzmi bardziej przystępnie, ale to jednak nie kwestia nazwy, tylko wykorzystania jej jako wymówki. Społeczeństwo to, społeczeństwo tamto. Społeczeństwo czyli nikt. TY, człowieku! 😉

  5. Myślę, że można mieć jednak dług wobec określonej subkultury, społeczności, identyfikować się z nią, wspierać, czy uznawać jej wartości. Nie sprzyja temu jednak w oczywisty sposób przymus…

    Jeżeli firma jest dobrze zarządzana może osiągnąć ogromne rozmiary, czy nawet stać się monopolistą (pod warunkiem utrzymywania konkurencyjncych cen). Często S. A. osiągająca zbyt duże rozmiary traci moralność wraz z brakiem właścicieli i zaczyna iść po trupach by maksymalizować zysk i działa nawet wydajniej niż zwykła mała firemka (Philip Morris – http://www.zb.eco.pl/zb/157/papiero1.htm – akurat nie ten artykuł którego szukałem, ale też może być) i zawsze będzie się tak działo i koniec końców to konkretni ludzie będą walczyć o uczciwość. Na wolnym rynku takie firmy powinny zbankrutować, po wyjściu afery na jaw…

  6. To nie na temat, ale ostrzegę tutaj jeszcze, że Milka należy do tej samej grupy kapitałowej co Philip Morris. Cała grupa kiedyś nazywała się również Philip Morris, ale dla niepoznaki zmieniono nazwę. A czekolada również uzależnia…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *