Przemysław Wipler: „Święta własność?”

Libertarianizm głosi, że szacunek do podobnego i równoprawnego posiadania przez każdego człowieka swego życia, a co za tym idzie, również własności i owoców tego życia, stanowi podstawę godnego człowieczeństwa. Podobnie jak konserwatyzm nie jest on ideologią. Chrześcijańscy libertarianie i wolnorynkowi konserwatyści uważają państwo za bardzo niebezpieczne narzędzie umoralniania i ewangelizacji.

Żyjemy w państwie demokratycznym, wolnorynkowym, odnoszącym sukcesy międzynarodowe. Nasze dzielne społeczeństwo zdołało przetrwać dziesięć lat transformacji, a ostatnio pokornie znosi Cztery Wielkie Reformy. Jest także (chyba?) gotowe do ciężkich wyrzeczeń związanych z dążeniem jego elit do Zjednoczonej Europy, a więc — kolejnych olbrzymich przekształceń. Wciąż jednak nie zdecydowaliśmy, jaki naprawdę kształt nadać naszemu państwu.

Dwa są życia modele…
Jak na dłoni widać, iż wśród tzw. krajów wysoko rozwiniętego kapitalizmu — zawsze przecież podzielonych — pęknięcie na dwa duże obozy ulega pogłębieniu. Na jednym biegunie stoją Stany Zjednoczone i kraje wzorujące się na ich modelu, który pozwolę sobie nazywać „wolnościowym”, z drugiej strony państwa Unii Europejskiej, preferujące model „równościowy”.

Amerykański filozof i religioznawca, Michael Novak, porównując te dwa modele, zauważa, iż od czasów oświecenia Europa próbowała budować cywilizację bez Boga i w konsekwencji popadała w coraz większy pesymizm. „…Równość stała się europejską obsesją. (…) Ludzie są wszak zawistni. Amerykanie są akurat mniej zawistni niż inni, gdyż wierzą, że ich dzieci mogą być bogate” 1. Jemu również model wolnościowy wydaje się bardziej atrakcyjny. Który wzorzec wybiorą Polacy?

Stany Zjednoczone przeżywają jeden z najlepszych okresów swojej historii. Ma miejsce olbrzymi wzrost gospodarczy. Bezrobocie faktycznie nie istnieje, gospodarka wchłania co dekadę 6–, 7–milionowy zastrzyk imigracyjnej biedoty, która po paru latach przestaje być biedotą. Trwa szybkie przekształcanie resztek społeczności epoki industrialnej w rozwinięte społeczeństwo informatyczne. Obserwować można bujny rozwój dobrowolnych stowarzyszeń, a religia jest według sondaży opinii publicznej najważniejszą instytucją życia społecznego. W ewidentnie słabiej rozwijającej się Europie mamy dla odmiany kilkunastoprocentowe (w niektórych regionach — kilkudziesięcioprocentowe) bezrobocie, narastającą falę ksenofobii (przywilejów socjalnych dla wszystkich nie starczy — więc należy zamknąć granice przed np. nie–Austriakami…) i coraz głębszą sekularyzację. Lekarstwem na społeczne bolączki mają być: „trzecia droga” (po raz wtóry), „parytety” wyborcze dla kobiet i np. zrównanie prawne związków homoseksualnych z tradycyjnymi małżeństwami.

Tak wyglądają na pierwszy rzut oka te sprawy w oglądzie młodzieńca o poglądach libertariańskich, który upiera się przy twierdzeniu, że nie musimy wybierać modelu europejskiego — a powinniśmy zdecydować się na bardziej „amerykański” niż ten, w którym żyją Amerykanie. Jego fundamentem ma być tytułowe „święte” prawo własności. Nim jednak przejdę do skądinąd sympatycznego procesu „uświęcania” własności, wyjaśnię, kim są libertarianie i czy mogą oni być chrześcijanami, a w szczególności — katolikami.

Kim są libertarianie?
Termin „libertarianin” jest wyrazem wciąż tak egzotycznym w polskim języku politycznym, że słyszący go ludzie myślą zazwyczaj, że chodzi o libertyna lub o liberała. Libertarianizm głosi, że każdy człowiek jest absolutnym posiadaczem swego życia, z którego może korzystać, jak uzna za stosowne; że wszystkie społeczne działania człowieka powinny być dobrowolne; że szacunek do podobnego i równoprawnego posiadania przez każdego innego człowieka swego życia, a co za tym idzie, również własności i owoców tego życia, stanowi podstawę godnego człowieczeństwa. Zgodnie z tym poglądem, jedyną funkcją prawa czy rządu jest zapewnianie takiej obrony przed przemocą, jaką jednostka — gdyby miała po temu wystarczające środki — zapewniłaby sobie sama 2. Libertarianizm to filozofia indywidualizmu i ograniczonego rządu. Dobrowolnie złożone oświadczenie woli jest aktem podstawowym dla organizacji życia społecznego. Jeżeli dwie osoby zgadzają się coś zrobić, a nie wyrządzi to szkody innym, to uzgodnione przez nie działanie powinno podlegać wyłącznie ich woli.

Chrześcijanin nie zaakceptuje jednak fragmentu o „absolutnym posiadaniu własnego życia”, jeżeli nie dopowiemy, iż chodzi o absolutne rozporządzanie nim w stosunkach z innymi ludźmi, a nie w relacjach z Bogiem. Libertarianizm, podobnie jak konserwatyzm, nie jest ideologią. Chrześcijańscy libertarianie i wolnorynkowi konserwatyści uważają państwo za bardzo niebezpieczne narzędzie umoralniania i ewangelizacji. Nie chcąc narzucać innym wyznawanych zasad za pośrednictwem władzy politycznej, nie rezygnują z nich. Wierzą, iż ich upowszechnianiu najlepiej służą: perswazja, osobiste świadectwo i codzienny apostolat.

Chociaż różnią się co do aksjologii, w praktyce politycznej mają jeden cel: wywalczyć jak największą sferę wolności osobistej. Są zwolennikami wycofywania się państwa z maksymalnej liczby dziedzin, od gospodarki poczynając. Uważają, że system wolnorynkowy oparty na fundamencie prawa własności nie może być niesprawiedliwy. Przyrównują reguły rynkowe do prawa grawitacji. Podaż i popyt nie są wynikiem zmowy, lecz natury człowieka i zjawiska, które ekonomiści nazywają rzadkością rzeczy — ilość dóbr występujących w przyrodzie nie zapewnia bowiem pełnego zaspokojenia wszystkich potrzeb wszystkich ludzi. Państwo powinno wyznaczyć reguły gry i, jak „stróż nocny” czy raczej sędzia sportowy, pilnować jej reguł. Polem zaś, w ramach którego możemy realizować swą wolność bez uczestnictwa w „grze społecznej” z jej wyznaczonymi przez organizmy państwowe regułami, jest przestrzeń wyznaczana nam przez stan posiadania — a więc — prawo własności. Jest ono warunkiem istnienia czegoś, co najpopularniejszy współczesny filozof libertariański Robert Nozick nazywa „moralną przestrzenią” 3.

Czym jest własność?
Kształtując ochronę prawa własności, decydujemy, ile wolności pozostawić jednostce, a ile scedować na wspólnotę polityczną. Według olbrzymiej części zwolenników liberalnej koncepcji państwa własność jest prawem naturalnym człowieka. Prawo do niej — obok prawa do wolności i sprawiedliwości — jest uważane za fundament zdrowego społeczeństwa. Państwo nie tworzy prawa własności 4, często jednak to, czego gwarantem staje się państwo — jest „prawem własności w praktyce”. Państwo często odmawia obywatelom ochrony ich prawa do swobodnego władania. Czasami zabiera ich własność (nacjonalizacje, wywłaszczenia, skandaliczne podatki będące stopniowym wywłaszczaniem) lub nadaje niektórym obywatelom obrzydliwe przywileje, pozwalając jednocześnie na nazywanie ich „prawem własności”. Większość wojen toczono o przedmioty własności albo o rozumienie definicji tego prawa. Jednym z przykładów wojny o rozumienie definicji prawa własności była wojna secesyjna 1860–65 w Stanach Zjednoczonych. Rząd federalny odmówił mieszkańcom stanów Południa prawa własności do Murzynów, a tym ostatnim nadał „prawo własności” do samych siebie.

Prawnicy określają najczęściej własność jako prawo osoby do swobodnego i wyłącznego posiadania, korzystania i dysponowania rzeczą. Własność definiuje się też jako pełne władztwo prawne osoby nad rzeczą. Zostaje ona wówczas ujęta w kategoriach władzy. Formuła prawa rzymskiego z epoki cesarza Justyniana (482–565) powiada, że własność to plena in re potestas — pełna władza nad rzeczą. Ma się ona m.in. wyrażać w wolności i wyłączności posiadania, korzystania i dysponowania rzeczą 5.

Prawo nienaruszalne
Instytucja prywatnej własności wiąże elementy świata materialnego ze szczególnymi czynnikami moralnymi. Prywatna własność nadaje działaniom jednostki znaczenie moralne. Jest to prawdą w co najmniej trzech znaczeniach.

Po pierwsze, własność prywatna pozwala jednostce brać odpowiedzialność za jej przetrwanie. Składający się z ciała i duszy człowiek potrzebuje dla podtrzymania swej fizycznej egzystencji określonych warunków. Możliwości wynikające z prawa własności kładą odpowiedzialność za przetrwanie w sposób jednoznaczny na barki określonej, posiadającej jednostki. Prywatna własność pozwala zbudować dom, gdy potrzebuję schronienia, uprawiać pole, gdy brak mi żywności i ściąć drzewo — gdy chcę się ogrzać. Nikogo nie pociąga zaangażowanie się w produktywną pracę, gdy jej owoce są narażone na zagarnięcie przez mniej pracowitych sąsiadów. W warunkach takiego zagrożenia idea wyłącznej prywatnej własności przestaje mieć sens. Prawdopodobny scenariusz w dzisiejszym świecie jest taki, w którym państwo zażąda prawa do dystrybucji całej własności w celu osiągnięcia pewnego poziomu gwarantowanego minimum dla każdego. Taka gwarancja, możliwa jedynie kosztem prywatnego prawa własności, pozbawi jednostkę odpowiedzialności za jej indywidualne potrzeby.

Po drugie, własność prywatna promuje moralną wolność, pozwalając w sposób wolny wywiązywać się z obowiązków względem bliźnich. Aksjomatem teorii etyki jest dobrowolność działań istotnych moralnie. Ten warunek wolności odnosi się w oczywisty sposób do materialnych obowiązków, ciążących na nas względem bliźnich. By je wypełnić, muszę dobrowolnie przekazać im moją własność. Państwo opiekuńcze odmawia właścicielom szans na praktykowanie tego rodzaju moralnych działań. Robert Nozick w swej książce Anarchia, państwo, utopia otwarcie stwierdza, że „opodatkowanie dochodów z pracy (podatek dochodowy) oznacza po prostu pracę przymusową”. Państwo opiekuńcze zasadniczo zniewala tych, którzy są skłonni na siebie pracować i rozdziela ich własność. Gwałt na prywatnej własności niszczy szansę indywidualnego praktykowania cnót miłosierdzia i dobroczynności.

Ojciec konserwatyzmu — Edmund Burke — uważał, że opieka społeczna, którą definiował jako udzielanie pomocy tym, którzy „nie mają prawa niczego żądać zgodnie z regułami rynku” i dlatego „podpadają pod jurysdykcję miłosierdzia”, jest „bezpośrednim obowiązkiem wszystkich chrześcijan”. Jak dodaje amerykański myśliciel, Robert Nisbet — niemal równie ważnym jak spłacanie długów. Burke postrzegał pomoc społeczną jako „powinność Kościoła, rodziny i miasteczka lub sąsiedztwa, lecz nigdy rządu”.

Po trzecie, własność prywatna gwarantuje moralną wolność, dostarczając jednostce środków materialnych do pełnego rozwoju osobowego. Wiele z wyróżniających nas profesji wykonujemy dzięki własności. Człowiek nie mógłby ani pisać, ani rzeźbić, ani tworzyć, ani budować, gdyby nie posiadał narzędzi i innych środków, umożliwiających te działania. Prywatna własność urasta do rangi materialnej manifestacji potencjału duchowego jednostki. Jak pisze ks. Richard Neuhaus w Biznesie i Ewangelii 6 — walka na wolnym rynku staje się drogą realizacji chrześcijańskiego powołania.

Lepiej na swoim
Prywatna własność ma tym większą wartość, w im lepszym jest stanie. Przykład z nie tak odległej historii Polski: ludzie osiedlający się na „ziemiach odzyskanych” nie mieli pewności, że ziemie te odzyskali na stałe. Nie byli „na swoim”. Przyjaciel opowiedział mi historię swoich dziadków z Kresów, osiadłych po wojnie na Kaszubach: piękne budynki „poniemieckie” niszczały, wieś piła — nikt nie chciał pracować na „nie swoim”. Sytuacja polepszała się wraz ze wzrostem wiary osadników, iż nadana ziemia nie zostanie zabrana, że będzie nicią wiążącą odchodzące i przychodzące pokolenia.

Własność prywatna sprzyja ochronie środowiska naturalnego. Jeżeli właściciel pozwoli zanieczyścić czy zniszczyć swoją działkę, las, jezioro — odbije się to na wartości posiadanego przez niego majątku. Korzystając z przysługującej mu ochrony prawnej, właściciel surowców naturalnych może działać nie tylko po szkodzie, ale także żądać zaprzestania działań zagrażających jego spokojnemu korzystaniu z dóbr. Jest on o wiele bardziej zainteresowany długoterminową maksymalizacją wartości posiadanego fragmentu przyrody niż zarządzający nim urzędnicy. Nawet jeśli nie ma on skłonności do prowadzenia dalekowzrocznej polityki — zostanie do tego zmuszony. Załóżmy, że zgodził się zakopać w części swojego lasu pojemnik z radioaktywnymi materiałami. Skutki tej decyzji odczuje nie za sto lat, ale natychmiast, co przejawi się w dramatycznym spadku wartości całej posiadłości. Kolejnym ważnym bodźcem wpływającym pozytywnie na stan środowiska naturalnego, a powiązanym z dobrodziejstwami prywatnej własności jest wymuszone konkurencją poszukiwanie energooszczędnych, a więc „przyrodooszczędnych” technologii.

Władze w Polsce odmawiają obywatelom prawa własności surowców przemysłowych, lasów, jezior. Dlatego węgiel eksploatujemy ze względów „społecznych” rabunkowo na masową skalę, w dodatku dopłacając do tego procederu. Stan lasów bynajmniej się nie poprawia, a Mazury są coraz bardziej zadeptane. Jeśli przyjrzymy się dokładnie najbardziej rażącym w historii ludzkości przykładom zniszczeń środowiska naturalnego, dóbr materialnych czy kulturalnych, docenimy prawo własności. Zniszczeniom ulegały rzeczy „niczyje”. Koniom, psom, kozom ani innym udomowionym gatunkom nie grozi wpis do księgi wyniszczonych gatunków. Prywatne lasy nie znikną z powierzchni ziemi. Wycinane w skandaliczny sposób dżungle Amazonii są państwowe. Własność działa jak rewelacyjny system samokontroli. Właściciel nie zabija kury składającej złote jajka.

Jaki wyzysk?
Ostatnim aspektem związanym z prawem własności są problemy „wyzysku” i tzw. hipoteki społecznej, rzekomo ciążącej na własności. Terminy te są zazwyczaj używane przez polityków i filozofów, którzy nie bardzo rozumieją mechanizm wymuszania w gospodarce wolnorynkowej na prawnych właścicielach czegoś w rodzaju realnej współwłasności przez nabywców produkowanych przez nich dóbr. Wyzysk pojawia się w sytuacji przymusu. Gdzie przymus, gdy dobrowolnie zawieramy umowę handlową? Producent prowadzi walkę z innymi producentami, a nie z klientami. Jeśli zechce nas wyzyskać, pójdziemy do konkurencji. Już żyjący w latach 1670–1733 angielski lekarz, pisarz i satyryk społeczny, Bernard Mandeville, w Bajce o pszczołach rozwinął koncepcję, zgodnie z którą nawet prywatny egoizm przekłada się na publiczną korzyść. Austriacki ekonomista, Ludwig von Mises, pisał:

Żeby napić się kawy nie muszę być właścicielem plantacji kawy w Brazylii, statku przewożącego ziarna ani palarni tych ziaren chociaż wszystkie te środki są konieczne, by filiżanka znalazła się na moim stole. Wystarcza, że inni władają tymi środkami i używają ich dla mnie 7.

Relacja między nabywcami a zbywcami dóbr na wolnym rynku jest relacją służby. Producent musi trafić w gusta klientów, aby sprzedać swój towar. W anglosaskiej teorii prawa własności mówi się często o jego powierniczym charakterze. Zgodnie z biblijną przypowieścią o talentach, obowiązkiem właściciela jest pomnażanie majątku przez rozsądne inwestowanie. Pełnoprawny właściciel jest jednocześnie powiernikiem społecznego dobra.

Co robić, jak żyć?
Właściwie rozumiany indywidualizm nie odrzuca ani autorytetu, ani wspólnoty i da się pogodzić z zasadą pomocniczości. Bez poczucia indywidualności nie byłoby nigdy i nigdzie zaangażowania w sprawę wolności. Jak stwierdził Popper, indywidualizm jest naczelną doktryną chrześcijaństwa — Pismo święte mówi „miłuj bliźniego swego”, a nie „miłuj plemię swe”.

Doszliśmy do momentu, w którym zbierzemy argumenty przemawiające za tym, że katolicy mogą, a może nawet powinni być libertarianami. Libertarianizm bazuje na podstawowej zasadzie wszelkich działań etycznych — na wolności ich podejmowania. Jeśli zostaliśmy zmuszeni do działania, nawet dobrego i pożytecznego — to ze względu na użyty przymus nie można go rozpatrywać w kategoriach etycznych. Duża sfera wolności poszerza liczbę działań życia codziennego, w których dokonujemy wyborów istotnych etycznie. Poszerza się również zakres łączonej z wolnością odpowiedzialności. Tylko my jesteśmy odpowiedzialni — nie „anonimowe” państwo — za pomoc potrzebującym, i to my będziemy kiedyś rozliczeni z opieszałości. Jeszcze raz powtórzę, że w takim układzie społecznym olbrzymią szansę na rozkwit ma wolność, konieczna dla realizacji godności człowieka. W przypadku chrześcijanina — wolność w Prawdzie. Należy się wystrzegać „absolutyzowania” — chrześcijanie wierzą tylko w jeden Absolut — i sakralizowania podstawowego dla istnienia tego systemu prawa własności. Ojciec kolegi opisał kiedyś, zresztą podczas rozważań nad „świętością” własności, następujące zdarzenie: żulik na przystanku autobusowym wyciąga z kieszeni jednego z czekających 10 złotych. Czy miała miejsce pospolita kradzież, czy… świętokradztwo? Jeśli prawo własności chcemy traktować jako święte, to bez wątpienia nie powinniśmy wstydzić się tego drugiego określenia…

To, że nie traktujemy własności jako świętości, absolutu, nie znaczy, że nie możemy domagać się jej nienaruszalności. Skrajnie transparentne i uczciwe zasady społeczne, które mają swe korzenie w tak silnie chronionej własności, są argumentami wystarczającymi.

PRZEMYSŁAW WIPLER

1 Koniec socjalizmu, rozmowa Bronisława Wildsteina z prof. Michaelem Novakiem, „Wprost” nr 12/2000, s. 19–21.
2 Definicja: K. Hess, Radical Libertarianism, za pośrednictwem Zwięzłej encyklopedii konserwatyzmu, przeł. Tomasz Bieroń, Poznań 1999.
3 Robert Nozick, Anarchia, państwo, utopia, Warszawa 1999.
4 Patrz np.: Adam Smith, Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów, Warszawa 1954.
5 Stanisław Kozyr–Kowalski, Zasady socjologicznej analizy własności, cytat za wersją elektroniczną: http://main.amu.edu.pl/~kozyr/docs/zasady.htm.
6 Richard Neuhaus, Biznes i Ewangelia. Wyzwanie dla chrześcijanina — kapitalisty, przeł. Bogdan Szlachta, Poznań 1993.
7 Ludwig von Mises, Socjalizm.
***
Niniejszy artykuł został opublikowany w Nr 5 (321) numerze miesiecznika ”W Drodze” w 2000 r.

11 thoughts on “Przemysław Wipler: „Święta własność?”

  1. Ano. Wygląda na to że ten artykuł już ma długą brodę.
    Tradycyjnie nie zgadzam się z gloryfikacją USA.
    I tam z powodu drobnych przekrętów bankowych czy księgowych ( jak to opisał onegdaj Jędrzej Kuskowski ) mogą odebrać człowiekowi dom z powodu niedopłacenia przysłowiowych 10 centów co zwykle ma miejsce przypadkowo.
    No i nie wspomnę, że tamtejsze prawo ma tyle kruczków i precedensów, że pewnym swojej własności może być tylko dziedziczny multimilioner korzystający wraz z rodziną od 100 lat z tej samej kancelarii adwokackiej bo tylko tak można byc w miarę pewnym, że prawnicy klientka nie wykiwają.
    Zawiść na pewno istnieje w USA tak jak wszędzie na świecie, tylko że jest tam tematem tabu.

    Oczywiście zgadzam się z tym że nasza gospodarka jest przeregulowana i że należy ją uwolnić. Ale nie zgadzam się z postulatem amerykanizacji. Ponieważ Ameryka niejedno ma imię i niejedno oblicze, to może się za jakiś czas okazać, że zamiast Wolności Gospadarczej będziemy mieli płonące krzyże i wszechwładne korporacje uwieszone do państwowego cycka jak to ma miejsce dziś w kraju rządzonym przez Swawolnego Jurka Krzaka.
    A Wolność skończy się na tym, że zamiast ewolucji nasze dzieci będa się uczyć kreacjonizmu i to cała zmiana.

    Od zawsze zastanawiało mnie też dlaczegóż to konlibowie i chrześcijańscy libertarianie tak bardzo lubią sztandar konfederacji i popierają OBOWIĄZEK kłaniania się temu sztandarowi co po dziś dzień ma miejsce w wielu południowych stanach.
    Wszyscy chrześcijańscy libertarianie któych znam są cięci na obraze SWOICH uczuć religijnych ( co jednak nie przeszkadza im krytykować i opluwać NIE swoje religie na przykład islam ).
    I jakoś nikomu płonący krzyż ( symbol Ku Klux klanu ) nie powoduje u nich odruchu obrazy uczuć religijnych, choć wg mnie jest to większa obraza krzyża niż odzywki p Joanny Senyszyn która co najwyżej pozwoliła sobie parę razy parafrazować teksty Jana Pawła II.

    To na razie tyle,

  2. Fajne w tym artykule jest to jak należy uważać na to co się pisze. Akapit o dynamicznym rozwoju ameryki jest pieknym przedstawieniem tego co tak przyciąga ludzi do keynesizmu. Efekt tamtego boomu obserwujemy dziś. No a co się dzieje dziś wiadomo.
    W każdym razie macki interwencjonizmu potrafią zmylić nawet kogoś kto wyznaje wolnościowe zasady… ech..

  3. No widzisz Quatryku. Czyż wypromowanie Wall-Marta przez administrację George Busha to nie jest protekcjonizm i interwencjonizm? Czy nie są nimi ulgi podatkowe dla firm czy korporacji w zamiast za bezwarunkowe poparcie ideologii „walki z terroryzmem”?
    Niskie bezrobocie? Ha ha! Kolejna fikcja tym bardziej wyrafinowana że amerykańska.
    Dzięki Wall-Martowi i innym „sweetshop’om” bezrobocie jest niskie ale zarobki tak marne że żyje im się gorzej niż francuskiemu bezrobotnemu na zasiłku. A na dodatek do Wall-Marta lgną byli agenci CIA i FBI gdzie zajmują się permanentną inwigilacją pracowników aby dusić w zarodku wszelkie nastroje niezadowolenia. Ładny mi boom!

    Gdybym użył argumentu że za PRL wcale nie było bezrobocia i WSZYSCY jakośtam zarabiali z miejsca dostałbym etykietkę Wroga Wolności pomimo że argument ten jest PRAWDZIWY.

    Wielbiciele Ameryki w swym zachwyto-skowycie zapomnieli o tym, że PO TO się pracuje aby JAKOŚ ŻYĆ a zatrudnienie nie jest celem samym w sobie.
    Klepać biedę to można na zasiłku.
    A klepać biedę równoczesnie tyrając jak osioł to można było w PRL-u a teraz także w przeukochanym Wall-Martowym JuEsEju.

  4. Wiesz Timurze jakoś mi jednak nie pasuje to co mówisz, tzn w zasadzie się zgadzam ale zdanie typu: „Klepać biedę to można na zasiłku.” strasznie mnie się nie podoba. Wiesz dlaczego? Bo uwazam że za samo egzystowanie nic mi sie nie nalezy od nikogo – wole być wyzyskiwany jeżeli nie moge inaczej zarobić niż siedzieć i czekac na zasiłek. Zwyczajnie.
    Co więcej uważam że jezeli miałbym od kogokolwiek cokolwiek dostać za nic to mógłbym przyjąć taki dar jedynie gdyby to zrobił z własnej nieprzymuszonej woli, inaczej najzwyczajniej czułbym sie jak złodziej. No ale cóż państwo wykształciło wsród ludzi że zasiłek im za samo bycie sie należy od innych którym sie lepiej powodzi, bo przeciez ci co im sie lepiej powodzi dorobili sie kosztem tego co musi siedziec na zasiłku.

  5. Jak zwykle Quatryk źle mnie zrozumiałeś.
    Oczywiście jestem za zniesieniem zasiłków najszybciej jak to tylko możliwe.
    Chodzi mi o to, że o ile klepanie biedy będąc na zasiłku jestem w stanie zaakceptować o tyle klepanie biedy PRACUJĄC jest dla mnie zjawiskiem wołającym o pomstę do nieba.

    Dlatego zarówno stan jaki był w PRL jak i obecnie w zWall-Martyzowanej Ameryce traktuję jak kolejny przykład Urzędniczej Lipy oraz fałszerstwa statystycznego.
    I to chciałem powiedzieć w tym poście.

    Co do zasiłku uważam, że Twóje podejście jest słuszne dopiero wtedy gdy nastanie pełna Wolność. Inaczej doprowadzimy do Dyktatury Libertariatu i rozstrzeliwywania babć jeżdzących dotowanymi autobusami bez sprawdzenia czy babcie te miały jakąs alternatywę.

    Jak dla mnie niemoralne jest bycie „taktycznym bezrobotnym” i „zawodowym nierobem”.
    Jeśli się straciło pracę ale wcześniej się pracowało ( płacąc oczywiście podatki wielgachne ) to uważam że zasiłek się należy by zwróciło się to co się wcześniej zapłaciło pod przymusem. Tym bardziej się należy, że często bezrobocie nie jest efektem nieudacznictwa tylko „zlego urodzenia” które z kolei jest pochodną koncesjonizmu i przeregulowania gospodarki.
    Czyli przyczynami bezrobocia ( a zatem i zasiłków ) są zwykle te czynniki które nie zaistniałyby w warunkach Wolności.

    A zatem parafrazując Konfucjusza „najpierw daj ludziom WOLNOŚĆ a dopiero potem chrzań o moralności.”

    Mam nadzieję że wyraziłem się jasno Quatryku.

  6. to jest w sumie dobry temat na jakiś dłuższy wpis ta twoja parafraza. Nie jestem pewien czy to akie proste.
    Kiedys jak będę miał dłuzszą chwile na zastanowienie to cos o tym szerzej napisze.
    Narazie pozostaje mi tylko stwierdzic że zapewne mówimy o tym samy ino inaczej akcentujemy .

  7. „Narazie pozostaje mi tylko stwierdzic że zapewne mówimy o tym samy ino inaczej akcentujemy .”

    Ano Quatryku! I zapewne tak właśnie jest :-))

  8. Fajnie – przeczytałem wasze komentarze i już nie chce mi sie czytać artykułu ;p

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *