Jakub Wozinski: Wędrówki ludów

Historia Polski potwierdza tezę, że większość państw tworzy się na zasadzie podboju. Bojowniczo usposobione grupy osób lub plemiona atakują dane terytorium i tworzą na nim swoją administrację przy użyciu miejscowych kolaborantów. Kim są najeźdźcy tworzący Unię Europejską i skąd przychodzą?

Aby lepiej zrozumieć procesy mające miejsce we współczesnej Europie, sięgnijmy po przykłady z przeszłości. Najlepszym z nich jest w naturalny sposób świetnie predysponowana do rolnictwa delta Eufratu i Tygrysu. Na uprawiających tam od lat ziemie rolników napadało w historii wiele plemion: wpierw przyszli Babilończycy, potem Amoryci, Asyryjczycy, Arabowie, Medowie, Persowie, Macedończycy, Partowie, Mongołowie, Seldżucy, Tatarzy i wreszcie Turcy. Nie inaczej rzecz się miała na terenie dzisiejszych Włoch. Najeżdżali je kolejno: Grecy, Rzymianie, Ostrogoci, Lombardowie, Frankowie i Niemcy.

Co ciekawe jednak, na terenie Europy wędrówki ludów miały bardzo szczególny charakter. Poza granicą rzymskiego limes ziemia była jeszcze dziewicza i słabo zaludniona. W związku z tym osiedlający się tam Słowianie i Germanie nie mieli do swej dyspozycji ludów podbitych, gdyż albo ich nie było albo zostali wycięci w pień przez idące przed nimi ludy. Miało to kolosalny wpływ na dalszy przebieg wydarzeń i losy cywilizacji. Otóż z racji braku niewolników niemożliwe było zaistnienie w pełni charakterystycznego dla państwa podziału na rządzących i rządzonych. Zamiast centralnego ustawodawstwa państwowego wykształciła się struktura oparta na prawie plemiennym. Europejskość polega więc źródłowo na braku instytucji najeźdźczego państwa i na ustroju opartym na dobrowolności umów i wymian.

Niestety jednak z upływem wieków wewnątrz dawnych struktur zaczęła się wyłaniać kasta panów – szlachty. Jakby instynktownie rozumiejąc, na czym polega instytucja państwa, w Polsce wymyślono nawet teorię odmiennego pochodzenia szlachty od Saracenów. W innych krajach Europy na ogół radzono sobie bez tego typu ideologii, ale dominowała teoria o odmienności rasowej rządzących państwem przejawiającej się np. odmiennym kolorem krwi. Z dzisiejszego punktu widzenia ideologie te mogą się wydawać jedynie ozdobnikiem, ale wówczas odgrywały bardzo ważną rolę cementującą podział na panów, kontrolujących państwo i ich poddanych.

Kiedy Rzeczpospolita rozszerzała się na wschód, miejscowa ludność odbierała ją jako takie właśnie państwo podboju. Rozwarstwienie społeczne i bezkarność szlachty była największa właśnie na Kresach. Bardziej jednorodne etnicznie tereny Korony były za to zamożniejsze i wolne od krwawych buntów. Polska szlachta miała tu do dyspozycji nie Rusinów, ale ludzi o tej samej kulturze i bliższym pochodzeniu.

Rzekomo odmienni rasowo szlachcice zniewolili zatem na swój użytek chłopów, ale ponieważ w historii brakło uprzednio dokonanego najazdu, ich kontrola nie była jeszcze nazbyt totalitarna, choć – dotkliwa. I właśnie z tego typu strukturą Rzeczpospolita wkroczyła w erę rozbiorów. Na ziemie polskie wkroczyły wówczas trzy państwa, które również powstały na drodze podbojów. Najlepiej widać to na przykładzie Prus, które dokonały kolonizacji” ludów niemieckich (nieprzypadkowo dowódcy armii niemieckiej byli najczęściej Prusakami). Jeden z zaborców – Rosja – była już w Polsce obecna od prawie wieku i tak naprawdę podbój dawno się dokonał. To dopiero formalne wejście na terytorium Polski przez obce państwa obudziło polską
klasę panów” do podjęcia działania. Oto bowiem ich urzędy zaczęli zajmować ludzie z Petersburga i Drezna, a przez to odcięte zostały źródła niegdysiejszych dochodów.

Reakcją polskiego państwa, czego nie wolno mylić ze społeczeństwem, była próba zbrojnego oporu. Powstania listopadowe i styczniowe były próbą restauracji państwa rządzonego przez szlachtę, co potwierdza chociażby bierność szerokich mas ludności wobec konfliktu. Pragnący przejąć od Rosjan i pozostałych zaborców strukturę państwa szlachcice winą za niepowodzenie swych walk obarczali właśnie chłopów. Aby odnieść sukces trzeba było więc sięgnąć po ideologię demokratyczno-socjalistyczną. Żeby przejęcie instytucji państwa od zaborców mogło być skuteczne, należało w obręb beneficjentów państwa wciągnąć jak najszersze masy ludzkie.

Gdy w 1918 roku, wskutek rewolucyjnej zawieruchy u zaborców, pojawiła się szansa na odbudowanie polskiego państwa, zabrali się za to ponownie socjalistycznie usposobieni szlachcice. Monarchii nie odrestaurowali, ale stworzyli za to szlachecko-demokratyczny twór, który zasadniczo nawiązywał do dawnej rzeczpospolitej szlacheckiej. Głosząc demokratyczne hasła, II RP w swym rdzeniu i tak oparta była o struktury dawnego państwa szlachciców. II Wojna Światowa przyniosła ostatecznie zainstalowanie w Polsce w 1944 nowej ekipy– Sowietów. Do Polski napłynęła fala bolszewickich najeźdźców. Sowieci rosyjscy znaleźli z kolei wśród ludności zamieszkującej Polskę sowietów mentalnych. Po ewakuacji Armii Czerwonej sowieci mentalni skonstruowali w Polsce ustrój oparty na strukturach zależności zbudowanych w PRL. A że bolszewicy starannie wybili, wywłaszczyli lub rozgonili po świecie niegdysiejszą szlachtę, wykształcenie się konkurencji dla mentalnych sowietów stało się niesłychanie trudne.

Ostatnie 20 lat upłynęło więc w Polsce na nieskutecznej walce sił nawiązujących do dawnego państwa z postsowieckim establishmentem. Dostrzegłszy tę sytuację, zachodnioeuropejska klasa rządząca postanowiła zbudować superpaństwo o nazwie Unia Europejska. Awangardą tej grupy najeźdźców stała się Nowa Lewica – pokolenie studenckich rewolt z 1968 roku. Tak jak w przypadku Rosji po Rewolucji Lutowej, radykalnie usposobiona Nowa Lewica jest zaledwie skrajną mniejszością, która świetnie odnajduje się w zawierusze europejskiego procesu państwotwórczego. Politycy mający nadal spore wpływy na decyzję Unii przypominają osoby pokroju Aleksandra Kiereńskiego: będąc umiarkowanymi socjalistami w ogóle nie czują na sobie oddechu radykalnie usposobionego, pod wpływem Nowej Lewicy, społeczeństwa. Może to i pesymistyczna wizja, ale Unia Europejska nieuchronnie zmierza ku swojej Rewolucji Październikowej. Władza nad Imperium Europejskim leży dziś na ulicy i tylko czekać, aż podniesie ją bolszewizująca Nowa Lewica.

Czy najazd europejskich barbarzyńców można jakoś powstrzymać? Na pewno nie będzie łatwo: Polscy sowieci otworzyli już szeroko drzwi przyjmując Traktat Lizboński i bezwiednie akceptują niemal wszystkie nakazy kolonizatorów. Zajmując posady w najeźdźczej biurokracji liczą na włączenie ich do struktur nowego państwa i zapewne im się to uda.

Jedyną receptą na zatrzymanie wędrówek ludu jest cofnięcie swej aprobaty dla istnienia państwa.

Jakub Wozinski
25.03.2010


9 thoughts on “Jakub Wozinski: Wędrówki ludów

  1. Prusy/Zakon Krzyżacki/ etc. dokonał podboju Prusów, którzy są zaliczani raczej do ludów bałtyckich, bliższych Skandynawii niż Sasom lub Celtom, od których z kolei wywodzą się Niemcy. I nie ma czegoś takiego jak „ludy Niemieckie” btw.

  2. A zatem, podobnie jak w II RP potrzebna była radykalna reforma rolna, tak teraz potrzebne jest radykalne wywłaszczenie postkomunistów.

  3. @Szlz:

    „którzy są zaliczani raczej do ludów bałtyckich, bliższych Skandynawii niż Sasom lub Celtom”

    Bałtom najbliżej do Słowian.

  4. Witajcie!

    Jakże miło że powstał taki artykuł.
    Wreszcie ktoś głośno krytykuje szlachtę jako przyczynę wszelkich nieszczęść.

    Z tym że nasza szlachta ubzdurała sobie że pochodzi od Sarmatów a nie Saracenów.
    To taki szczegół.

    Co do szlachty, to bardzo wielu spośród nich znalazło się później w komunistycznym ekstablishmencie w czasach PRL. To tak dla ustalenia uwagi.

  5. Ano nie było. Szukałem roboty ale wreszcie znalazłem. Mam nadzieję że tu się utrzymam.

  6. @Timur:

    „Wreszcie ktoś głośno krytykuje szlachtę jako przyczynę wszelkich nieszczęść.”

    Oponował bym przed takim demonizowaniem szlachty polskiej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *