1.
Głównym brakiem wszelkiej dotychczasowej myśli lewicowej – nie wyłączając marksowskiej – jest to, że rzeczywistość społeczną ujmuje ona w formie wspólnotowej, gdzie poszczególne elementy owej zbiorowości występują (co najwyżej) drugoplanowo. Takie pojmowanie społeczności jako organizmu skutkowało tym, iż wszelkie formy emancypacji odnoszą się do człowieka w ogóle lub do ludzkości jako takiej i dopiero wtedy dotyczą indywiduum. W takim ujęciu jednostka z góry jest marginalizowana, albowiem jej podmiotowość rzekomo rodzi się dopiero w zbiorowości, czy też sprowadza się do siatki relacji społecznych lub też realizuje plan „powrotu do siebie” z płaszczyzny egoistycznej na właściwą, społeczną. To sprawiło, że stronę indywidualną w filozofii polityki, w przeciwieństwie do lewicy, rozwijał klasyczny liberalizm czy konserwatyzm – jednak tylko w sposób abstrakcyjny, ponieważ konserwatyzm, rzecz jasna, nie zna rzeczywistej jednostki, bo rozumie ją również jedynie w ramach zbiorowości („narodu”, „rasy”, czy „cywilizacji”). Marksowi chodzi o człowieka i jego świat, samej jednak obecności człowieka w nim nie ujmuje on jako obecności jednostek, które wytwarzają relacje społeczne, tylko jakby relacje te w swej dialektyce dziejowej funkcjonowały ponad i poza jednostkowym działaniem indywiduum w świecie. W tym również sensie stawia Hegla na głowie, bo nie zauważa istotnej roli subiektywności podmiotu ludzkiego względem obiektywnej podmiotowości Ducha. W swojej wczesnej filozofii Marks rozpatruje przeto tylko teoretyczną stronę człowieka jako prawdziwie ludzką, podczas gdy praktyka ujawnia się źródłowo w każdorazowym działaniu pojedynczego „Ja”, zaś wszelkie sposoby przejawiania się różnorakich relacji w świecie ludzkim są pochodną od działalności subiektum. Dlatego też jego rozumienie działalności praktyczno-krytycznej jest z góry osadzone na poziomie abstraktu a nie konkretu.
2.
Zagadnienie, czy myśleniu ludzkiemu właściwa jest prawdziwość przedmiotowa, jest zagadnieniem zarówno praktyki, jak i teorii. Na obu poziomach człowiek dowodzi prawdziwości, tzn. rzeczowości i mocy, żywotnego charakteru swego myślenia. Zarzuty wobec tradycji filozoficznej (zwłaszcza wobec Kanta, Hegla, czy Feuerbacha), rzekomo odsłaniającej prawdę tylko na płaszczyźnie teoretycznej są po prostu niesprawiedliwe. Spór o rzeczywistość myślenia realizującego się i potwierdzającego się tylko w i poprzez praxis jest zagadnieniem czysto ideologicznym.
3.
Koncepcja, że ludzie są wytworami warunków i wychowania, że więc zmienieni ludzie są wytworami innych warunków i zmienionego wychowania, zapomina, że warunki są zmieniane przez działania jednostek i że poprzez to ludzkość nie potrzebuje nadzoru według ideologicznego planu, sama może się wychowywać, o ile wyciąga wnioski ze swej historii, z racjonalnych i pożądanych działań poszczególnych ludzi. Innymi słowy, obiektywność i słuszność norm postępowania nie jest zapisana na świętych tablicach, do których mają wgląd nieliczni. Moralny charakter norm wyłania się z rozwoju świadomości ogólnoludzkiej, do której dochodzi poprzez współdziałanie jednostek i w oparciu o niezbywalne prawa każdego z nas. Jednak lewicowa koncepcja człowieka i jego świata dochodzi siłą rzeczy do tego, że dramatycznie rozdziela społeczność na dwa elementy – wspólnotę wraz z jej regułami i indywidua, niemal rozmyte w zbiorowości i poddane jej regułom. W tym modelu nie znika, lecz zostaje podtrzymany wertykalny układ nakazowy, alienacja i wykluczenie. Marks nie wskazuje dokładnie jak człowiek sama dokona zniesienia wyobcowanych sił kapitału poprzez zjednoczenie swej świadomości ze zbiorowością i jego interes będzie tożsamy z interesem zbiorowości. To wydaje się być u niego jedynie przedmiotem wiary. Dlatego też często w historii praktyki późniejszego marksizmu zbieżność zmian warunków istnienia wspólnot i działalności jednostek bywała wynikiem ideologicznego projektu, wprowadzanego przemocą. Rewolucyjna praktyka emancypacyjna musi być postteoretyczna i wynikać z koncepcji podmiotowości ludzkiej jako jednostkowej, która dzięki współdziałaniu (praktyce) z innymi jednostkami przeobraża się w świadomość zbiorową, ujmowaną jako teoretyczny model, który jednak nie jest faktem, takim jak pojedyncze indywiduum.
4.
Marks bierze za punkt wyjścia fakt podziału pracy i własności prywatnej jako źródeł ekonomicznej alienacji człowieka i w konsekwencji nędzy jego świata. To, co on robi polega na sprowadzeniu źródeł wyzysku do korzeni wyłącznie ekonomicznych. Przeocza on, że pozostaje jeszcze do zrobienia rzecz najważniejsza. Mianowicie fakt, że owa ekonomiczna podstawa jest ściśle połączona ze strukturami władzy politycznej ostatecznie utrwala się w ramach państwa niczym zjednoczona w nim rzeczywistość, da się wytłumaczyć jedynie rozdarciem i sprzecznościami zawartymi w regułach tejże władzy. Inaczej mówiąc, „polityczność” nie jest sferą, w której dokonuje się rzeczywista emancypacyjna obecność człowieka w tym, co publiczne. „Polityczność” jest wygodnym określeniem systemów władzy, obwarowanych przymusem i przemocą, gdzie pojedynczą osobę traktuje się jak paliwo do napędzania molocha. Władza państwa musi być sama najpierw zrozumiana w swojej sprzeczności, następnie zaś, przez usunięcie jej zostanie praktycznie zrewolucjonizowana sfera publiczna. Istnienie państwa musi być poddane krytyce w teorii i ulec przekształceniu w praktyce. Dopiero wtedy to, co wspólnotowe przestanie alienować się od interesów jednostek, polityka zostanie oddzielona od gospodarki (korporacyjny kapitalizm przestanie otrzymywać pomoc od lobbystów i nie będzie preferencyjne traktowany przez rządy państw), zaś retoryka lewicowej władzy nie będzie posługiwać się mitologią naturalnego obumierania państwa, gdy alienogenne mechanizmy rzekomo zostaną usunięte. Historia rozwoju myśli Marksa i jej praktyczna realizacja w komunizmie pokazały, że władza polityczna rozszerzając swe kompetencje na wszystkie sfery życia społecznego wcale nie likwiduje alienacji i wykluczenia – wręcz je pogłębia. Istotną charakterystyką mechanizmów tej władzy jest nieodzowny przymus i przemoc, które pogłębiają ucisk i nie stanowią w żadnej mierze źródła wyzwolenia z nędzy. Być może żywotność represyjnego aparatu państwowego w państwach komunistycznych brała się również stąd, iż idea ewolucyjnego rozmontowania państwa była wygodnym elementem manipulacji, określającym represyjność jako niezbędne narzędzie potrzebne do uzyskania (zawsze kiedyś, nigdy dziś!) demontażu państwa. W tym sensie każdy komunistyczny despota mógł używać retoryki „jeszcze nie” („rewolucja jeszcze się nie skończyła”), określającej konieczność stosowania przemocy w imię niedokończonego projektu zniesienia alienacji i nędzy, czy nawet samego obumierania państwa. Fetyszyzm polityczny polega więc również na tym, iż istnienie Lewiatana, poza realnym wymiarem w postaci wszechobecnego aparatu państwowego, ma także symboliczną formę ideologicznej nadbudowy, w której świadomość konieczności funkcjonowania państwa oderwała się od ludzkiego myślenia i przybrała postać niezależnej od niego chimery, ujmowanej jako zewnętrzna i pozostała nierozpoznana przez owo myślenie jako jego własne dzieło.
5.
Marks nie zadowala się tylko myśleniem o praktyce rewolucyjnej, bo odwołuje się także do teoretycznych modeli opisujących rzeczywistość społeczną; ale ujmuje ją nie jako działalność praktyczną jednostek, tylko człowieka w ogóle. Paradoksalnie afirmuje wręcz mechanizm alienacji. Według niego świat społeczny jest o tyle prawdziwy i właściwie rozumiany, gdy jednostka zjednoczy się ze swoim światem społecznym i swój interes realizować będzie tylko w zbiorowości, tj. będzie istnieć w rozdarciu i poza sobą – będzie rzeczywiście wyalienowana (choć w innym niż krytykował to Marks znaczeniu). W tym więc sensie jego rozumienie ludzko-zmysłowej działalności nie odnosi się ani do faktów, ani nie dotyczy zmysłowego charakteru jednostki, bo wciąż pozostaje na poziomie abstraktu.
6.
Marks sprowadza istotę kapitalizmu do podziału pracy, własności prywatnej środków produkcji i alienacji. Ale istota kapitalizmu to nie abstrakcja tkwiąca w poszczególnych sferach ekonomii. Realny kapitalizm, to nie realizacja idei laissez faire, która na dobre prawie nigdy nie zaistniała. Realny kapitalizm to całokształt mariażu gospodarki i polityki. W tym więc sensie wszelka krytyka wolnego rynku jest zupełnie chybiona, bo wolnego rynku nie ma. Jednak idea laissez faire jest ważna, jako postulat, wynikający z konieczności rozdzielenia gospodarki od polityki.
Ich jedność jest bowiem źródłem:
a) wyzysku – choćby poprzez obowiązek płacenia podatków na system i klasę zarządzającą;
b) wykluczenia – nie można samodzielnie umieścić siebie poza regułami systemu, bo odnoszą się one do wszystkich, ale z drugiej strony – paradoksalnie – system sam dokonuje wykluczenia na innym poziomie. Określając władzę nad poddanymi, zawsze odgórnie organizuje reguły i nie dopuszcza do alternatywnych sposobów wytwarzania sfery publicznej; ani demokratyczne zasady ani polityczność nie dają możliwości usprawniania systemu poprzez ewolucyjne nadawanie mu od wewnątrz „wolnościowego” kształtu (libertarianizm). Obecność w systemie powoduje jednak, iż albo godzimy się na zasady Lewiatana (co nie daje możliwości realnej emancypacji od jego negatywnych posunięć) i nie korzystamy z deklarowanego przezeń bycia obywatelem albo jesteśmy wykluczani z dyskusji, bo adwersarze uczestnicząc w ramach status quo w nie są w ogóle zainteresowani jego likwidacją. W tym sensie polityka jest areną różnorodnych, skonfliktowanych propozycji ideowych, ale zawsze w ramach istnienia Lewiatana i które, niezależnie od różnic, natychmiast jednoczą swe szyki, gdy chodzi o zamach na jego istnienie. Ostatecznie to Lewiatan, a nie Kapitał jest warunkiem realizacji interesów uprzywilejowanej klasy politycznej;
c) alienacji – polityka nie jest wymiarem uczestnictwa każdego, pojedynczego „Ja” w oddolnie wytwarzanej sferze publicznej, tylko jest czymś obcym i wrogim. Gdyby Marks zamiast „odkrycia proletariatu” dokonał „odkrycia” każdego pojedynczego indywiduum, tak samo uwikłanego w alienogenne zasady Lewiatana, jego koncepcja rozwiązania konfliktów klasowych przybrałaby formę krytyki państwa (Stirner, Bakunin). Ostatecznie bowiem, każde „Ja” jest zmysłowo-praktyczną manifestacją człowieka i jego świata, a nie jedynie proletariusz. Paradoksalnie zatem, marksowski koncept „zniesienia alienacji” poprzez państwowe reguły w rzeczywistości komunistycznej wcale nie neguje, lecz właśnie realizuje heglowskie rozumienie „zniesienia”, jako zachowania alienogennych mechanizmów i braku wyzwolenia, gdzie potwierdza się i umacnia wyższość ogólnego i instytucjonalnego modelu nad jednostką.
Marks nie podejmuje krytyki tej rzeczywistej istoty państwowego kapitalizmu i choć nie abstrahuje od historycznego przebiegu tego mariażu, to uznaje jedynie istnienie ekonomicznej (a nie także politycznej) strony tego ustroju oraz za przesłankę bierze abstrakt – człowieka w ogóle, na tle równie abstrakcyjnie pojmowanego całokształtu stosunków społecznych. Dlatego też późniejszy marksizm ujmował istotę człowieka jako wypadkową stosunków społecznych, gdzie jednostka ostatecznie zanika, bo jest wypadkową anonimowych sił. To, co w marksizmie łączy jednostki ze światem społecznym to dialektyka mechanizmów, na które nie ma ona wpływu, bo nie zostały one rozpoznane w swej polityczno-ekonomicznej istocie.
7.
Marks nie widzi zatem, że jednostki nie są po prostu wytworami społecznymi. Rzecz jasna, funkcjonują one w społeczności, ale nie da się ich sprowadzić do całokształtu stosunków społecznych. Analizowane przezeń abstrakcyjne formy wspólnotowe funkcjonują jako rezultat konkretnych działań jednostek (świadomych tego faktu czy nie – to już inny problem). Tradycja „wolnościowa” nie postuluje – wbrew pozorom – radykalnego atomizmu. Każde „Ja” funkcjonuje w ramach ukształtowanych historycznie i cywilizacyjnie form społecznych, ale tych ostatnich nie da się rozumieć ponad i poza indywiduami. Marks co prawda odróżnia jednostki od zbiorowości (w „Ideologii niemieckiej”), ale odróżnienie to ma służyć modelowi „powrotu do siebie” ze świata nad którym nie ma kontroli, w którym los nie należy do pojedynczego człowieka. Nie wyjaśnia tylko na czym ma polegać jedność pojedynczego „Ja” z „My” i pozostawia ostatecznie ten projekt na poziomie myślenia życzeniowego. Idea przywrócenia autentycznej, społecznej formy istnienia człowieka, wraz z zachowaniem jego jednostkowej osobowości jest bowiem tak samo racjonalna i odnosi się do faktów, jak późniejsza idea rozmycia się i obumarcia instytucji państwa w dojrzałych formach komunistycznej rzeczywistości (czyli nie jest racjonalna w ogóle).
8.
Zarówno życie na poziomie faktycznej podmiotowości (jednostki), jak i życie społeczne jest ze swej istoty praktyczne. Wszelkie misteria sprowadzające koncepcję podmiotowości człowieka na manowce ideologii, gdzie jednostka jest niczym wobec sił wytwórczych znajdują swe weryfikujące rozwiązania w codziennej praktyce, gdzie w ramach społecznych i kulturowych wzorców, to każdorazowe „Ja” dokonuje działania i kreacji swego świata i w ten sposób „wytwarza” każdorazowo wspólnotowy świat, a nie tylko uczestniczy w nim, jako już zastanym.
9.
Szczytem, do którego dochodzi myśl lewicowa, pojmująca faktyczność ludzkiego świata na poziomie zbiorowości jest postać nowego człowieka w bezimiennym „społeczeństwie towarzyszy”. Ale nawet wcześniej, u młodego Marksa praca jako wyraz samo-afirmacji człowieka nie jest ujęta w postać zindywidualizowanej działalności konkretnego „Ja”. Jeśli krytykowana przez niego w Rheinische Zeitung ustawa o kradzieży drewna odrzuca dawny zwyczajowy przepis, który w istocie był czymś pozytywnym dla ludzi i dlatego stanowił podstawę do właściwego wydźwięku ogólnego prawa, a negacja tegoż prawa działa w interesie uprzywilejowanych grup, to właśnie marksowski stosunek do państwa, a nie do kapitału winien być otwarcie negatywny. To właśnie państwo poprzez swe ustawy stanowi o mariażu uprzywilejowanych grup z nim samym, co skutkuje obopólnym działaniem na ich korzyść. Innymi słowy, aparat państwowy jest represyjny i jeśli zapewnia klasie rządzącej możliwość podporządkowywania sobie wszystkich, to mechanizm ten dotyczy nie tylko państwa burżuazyjnego i rzekomego liberalizmu Prus połowy XIX wieku. Opis ówczesnego Marksowi państwa nie zostaje wykorzystany do skonstruowania istotnych norm, określających czym przyszła rzeczywistość polityczna nie powinna być. Marks nie zauważa w ogóle, że domaganie się od państwa, by było racjonalne i stanowiło reprezentację całego społeczeństwa jest zwykłą naiwnością. Brak „wolnościowego” kształtu polityki i ekonomii Prus było dla niego przesłanką do formułowania krytyk za brak realizacji idei demokratycznego państwa (biurokracja, cenzura), ale to nie wystarczyło mu, by przesunąć akcent krytyki na ideę państwa w ogóle. Problem bowiem w tym, iż kiedy Marks zarzucał Heglowi, iż jego koncepcja państwa jest nierzeczywista (nie odpowiada swemu pojęciu, tzn. nie realizuje powszechnego interesu społecznego), to nie zauważa, iż sam koncept powszechnego interesu jest również tylko teoretycznym modelem i nie ma nic wspólnego z realnością sytuacji jednostek w państwie, gdzie w działaniu właśnie, w praktyce codziennej pracy indywiduum napotyka na represje i urzędowe bariery Lewiatana. To musiało mieć później swe reperkusje w postaci alienowania się klas politycznych (najczęściej stających się także klasami posiadającymi) od potrzeb ludzi oraz nie tylko nie realizowało pojęcia państwa, tak jak je rozumiał Marks, lecz było wręcz powrotem w dawne totalizujące ujęcie państwa jako organizmu nadrzędnego, ponad i poza jednostkami, gdzie wolność była wolnością despoty lub grupy całkowicie wyobcowanej wobec społeczeństwa (partia). Heglowski Duch z poziomu Świata Wschodu powrócił więc do swej pierwotnej postaci władzy tyrana, a więc tam, gdzie nie występuje w ogóle synteza rozszerzająca świadomość i realizację wolności.
10.
Punktem widzenia dawnej myśli lewicowej jest społeczeństwo „zrównanych” względem siebie „towarzyszy”; punktem wyjścia współczesnej myśli lewicowej jest społeczeństwo „obywateli”, akceptujących status quo, o ile realizuje ono podział na zarządzających (urzędników państwa) oraz zarządzanych. W nim bowiem model jawnych (zazwyczaj progresywnych) i ukrytych podatków ma zapewnić realizację idei wyrównywania szans, zaś polityczne zaangażowanie zarządzanych, świadomie obecnych w sferze publicznej, ma wytwarzać demokratyczne narzędzia społecznej kontroli nad rządzącymi. Jeśli jednak władza posiada kontrolę nad mediami (co nie jest trudne przy mariażu elit z lobbystami), to owo oddolne pilnowanie posunięć władzy sprowadza się niestety tylko do udziału rządzonych w sondażach i wyborach. W tym sensie polityka zawłaszczyła światem człowieka (jako jednostki) i jest źródłem jego alienacji, jakiej istnienia Marks nie przewidział. Z kolei punktem widzenia libertarianizmu jest społeczeństwo ludzkie, czyli uspołeczniona zbiorowość wolnych jednostek, gdzie wszelkie relacje społeczne „zaczynają się” wtedy, gdy znika przymus, to znaczy gdy uszanowane zostanie:
a) prawo do samo-posiadania („self-ownership”);
b) własność prywatna będąca przedłużeniem zasady „self-ownership”;
c) aksjomat nieagresji jako fundament moralnego stosunku do drugiej jednostki;
d) zasada dobrowolności wszelkich umów.
11.
Ideologowie rozmaicie interpretowali koncepcje władzy państwowej i zmieniali jej kształt; idzie jednak o to, by ją w ogóle znieść.
Już pierwsze zdanie zawiera fałsz – anarchoindywidualizmowi nie można zarzucić ignorowania jednostki. A parafrazując autora, powiem iż:
Głównym brakiem wszelkiej dotychczasowej myśli libertariańskiej jest to, że rzeczywistość społeczną ujmuje ona w formie zatomizowanej, nie zauważając, iż we wspólnocie jednostki mogą tworzyć połączenie synergiczne, a owa wspólnota będzie czymś więcej niż tylko sumą jednostek.
Przepraszam, ale gdzie w pierwszym zdaniu jest mowa o anarchoindywidualizmie i o ignorowaniu jednostek? Libertarianizm nie postuluje atomizmu, bo nikt nie jest na tyle szalony, by traktować jednostki jako istniejące poza społecznością. Chodzi o to, by wszelkie relacje tworzące wspólnotę były rozumiane właściwie, tzn. tak, że ich kształt wywodzi się ze współdziałania wolnych podmiotów. Inaczej mówiąc intersubiektywna „sfera publiczna” istnieje dzięki działaniu jednostek, bo inaczej nie istnieje w ogóle, albowiem owo „coś więcej” we wspólnocie nie bierze się znikąd.
„Przepraszam, ale gdzie w pierwszym zdaniu jest mowa o anarchoindywidualizmie i o ignorowaniu jednostek? ”
Anarchoindywidualizm to część myśli lewicowej. Ba, napisałbym, że anarchokomunizmowi też nie można zarzucić ignorowania jednostki. Anarchizm jest tak indywidualistyczny, że np. niektórym anarchistą to nie pasi. Patrz, niejaki butters.
No i oczywiście, bardzo ładnie, że być może Marx sto parę lat temu nie miał racji, nie postulując rozdziału ekonomii od polityki, ale jest on nierealnym marzeniem i tak, bo trzeba byłoby najpierw wyeliminować konflikt z życia ludzkiego. „Zasada nieagresji” to zła nazwa i lepszą jest zasada nie inicjowania agresji. Co znaczy, że co do treści przemoc i decydowanie o innych nawet wbrew nim, czyli władza, więc też polityka, pozostaje na swoim miejscu. I to w sferze ekonomicznej. To zresztą dośc oczywiste – jeśli możesz wymuszać polecania siłą, to dalej możesz zdobywać kontrolę nad innymi i co najwyżej obudowane jest to dodatkowymi warunkami.
Co do własności prywatnej jako przedłużenia samoposiadania – bardzo poproszę o udowodnienie, że jest, inne niż Rothbarda, Locke’a i im podobnych. Z nawet maksymalnie przetworzona rzecz nie staje się częścią kogoś.
„Ideologowie rozmaicie interpretowali koncepcje władzy państwowej i zmieniali jej kształt; idzie jednak o to, by ją w ogóle znieść.”
Tak, bo libertarianie chcą znieść tylko władzę państwową, ale na opresyjność tej prywatnej, już są ślepi.
W kwestii Marksa, to coś mi ten tekst śmierdzi.
Szkoda, że autor tego „tekstu” nie zna nawet podstawowych tekstów Marksa w tematach, które porusza. Polecam poczytać, bo wszystko jest w źródłach. A ten tekst pokazuje tylko mizerię intelektualną autora, który krytykuje nie wiedząc nic o marksizmie poza bzdurami krążącymi na prawicy.
Najlepiej niech autor przeczyta zbiór tekstów Marksa i Engelsa z „Dzieł wybranych” (dwa tomy, wyd. z 1949), bo są najbardziej rozpowszechnione, i najsłynniejsze listy. Sam zobaczy, jakie bzdury popisał ;-))
Proszę o konkrety…
„zapomina, że warunki są zmieniane przez działania jednostek i że poprzez to ludzkość nie potrzebuje nadzoru według ideologicznego planu, sama może się wychowywać, o ile wyciąga wnioski ze swej historii, z racjonalnych i pożądanych działań poszczególnych ludzi.”
To właśnie libertarianie zapominają, że trochę nie czają różnicy między kulturalizmem a indywidualizmem. Ba, nawet nie rozumieją pojęcia, „kulturalizm” – bo to ani kolektywizm, ani indywidualizm, więc pewnie dla libertarian zbyt trudne.
Po pierwsze, żadna jednostka nie wyciąga wniosków ze swojej historii SAMA, bo już sam aparat kategoryzujący, a zatem dalej – wnioskujący, przyporządkowywanie i uznawanie znaczeń, nawet działanie TWÓRCZE podporządkowane jest określonemu systemowi semiotycznemu. A ten system jest PONADJEDNOSTKOWY. Bardzo mi przykro, ale kiedy wybierasz, czy iść do wymarzonej pracy, czy zamieszkać z dziewczyną, to nawet zakładając twoją autonomię przy samym wyborze, sensownie można uznać, że jest ona w samym tylko akcie decyzji. Proces decyzyjny natomiast jest konstruowany społecznie – sam wybór między dwoma wartościami jest społeczny; do ciebie należy co najwyżej wybór, która z wartości jest ci bliższa, ale one same są wartościami kulturowymi. Cała sytuacja jest społeczna, czy to ci się podoba, czy nie.
Właściwe pytanie nie brzmi, czy człowiek posiada autonomię, ale raczej w jakim zakresie. I ja uważam, że ten zakres jest raczej mały – i to i tak przy założeniu, że uwarunkowania osobowościowe (pragnienia, potrzeby itd.) zaliczam do jaźni, a nie do konstruktu genetycznego i społecznego.
A poza tym, jeśli autor chce krytykować Marksa, niech go najpierw przeczyta. Nie będzie może wtedy wypisywał bzdur w rodzaju:
„Marks nie wskazuje dokładnie jak człowiek sama dokona zniesienia wyobcowanych sił kapitału poprzez zjednoczenie swej świadomości ze zbiorowością i jego interes będzie tożsamy z interesem zbiorowości.”
albo:
„Według niego świat społeczny jest o tyle prawdziwy i właściwie rozumiany, gdy jednostka zjednoczy się ze swoim światem społecznym i swój interes realizować będzie tylko w zbiorowości, tj. będzie istnieć w rozdarciu i poza sobą – będzie rzeczywiście wyalienowana (choć w innym niż krytykował to Marks znaczeniu). W tym więc sensie jego rozumienie ludzko-zmysłowej działalności nie odnosi się ani do faktów, ani nie dotyczy zmysłowego charakteru jednostki, bo wciąż pozostaje na poziomie abstraktu”
I tutaj krótka analiza BZDURY:
Pierwsze zdanie jest daleko idącym uproszczeniem (tak podejrzewam – w istocie jest to kłamstwo po prostu, ale można tak zrozumieć Marksa, jeśli zna się go z takich, marnej jakości, prawicowych opracowań); jego druga część natomiast to absurdalna nadinterpretacja. I widać w nim podstawową nieznajomość pojęcia KLASY SPOŁECZNEJ. A jest to pojęcie mega praktyczne, abstrakcyjne jak najbardziej, ale opisujące praktykę społeczną, właśnie w kontekście „ludzko-zmysłowej” działalności człowieka.
I ostatnie:
„Każde „Ja” funkcjonuje w ramach ukształtowanych historycznie i cywilizacyjnie form społecznych, ale tych ostatnich nie da się rozumieć ponad i poza indywiduami”
Pierwsza część zdania jak najbardziej prawdziwa, druga idiotyczna. Świat jest dla jednostki ZASTANY. Wartości, znaczenia już są dane – jednostki poruszają się w świecie danych wartości i przekonań; zdarza się, że wytwarzają nowe, ale ZAWSZE w odniesieniu do starych.
To są, k***a, podstawy humanistyki. Dżizys krajst.
Jeszcze jedno.
„Problem bowiem w tym, iż kiedy Marks zarzucał Heglowi, iż jego koncepcja państwa jest nierzeczywista (nie odpowiada swemu pojęciu, tzn. nie realizuje powszechnego interesu społecznego), to nie zauważa, iż sam koncept powszechnego interesu jest również tylko teoretycznym modelem i nie ma nic wspólnego z realnością sytuacji jednostek w państwie, gdzie w działaniu właśnie, w praktyce codziennej pracy indywiduum napotyka na represje i urzędowe bariery Lewiatana”
To jest ostateczny dowód niezrozumienia Marksa. Powiedziałbym nawet, że bardziej NIE ROZUMIEĆ Marksa się nie da. Marks jest chyba jednym z większych krytyków idei powszechnego interesu.
A teraz napiszę na czym polega twój błąd. Przyjąłeś z dupy, że dla Marksa państwo socjalistyczne to to samo, co państwo w ogóle. A to już, jak się czytało Karolka, jest idiotyzmem ogromnego rozmiaru.
Po pierwsze – nie znam Marksa z prawicowych opracowań, bo takowych nigdy w ręku nie miałem. Skąd tow. butters ma wiedzę o moich lekturach? Znam Marksa ze źródeł – i wbrew temu co napisał tow. marxist – znam go z „dzieł” wydanych po 1956 roku, a nie z tomu wybranych (z 1949 r.), bo każdy wie dlaczego stalinowska komuna nie publikowała pism młodego Marksa, a do nich głównie odnoszę się.
Po drugie, zgadzam się, iż autonomiczny wybór ma miejsce w momencie decyzji, który zawsze występuje na tle już istniejących, kulturowych wzorców – nigdzie nie napisałem, że jest inaczej. Ale ostatecznie wybór ów jest nie tylko reakcją na bodźce tylko właśnie decyzją (niezależnym aktem wyboru), przyswajania/odrzucania tych lub innych wzorców. W tym sensie jesteśmy nie tylko wypadkową stosunków społecznych, lecz ich współtwórcami – jeśli to drugie jest przez tow. buttersa ignorowane, to należałoby odrzucić hipotezę o skokach jakościowych w naukach społecznych.
Po trzecie, jeśli mój krytyk zarzuca mi bzdury, to proszę o wskazanie gdzie Marks DOKŁADNIE wyjaśnia jedność interesu wspólnotowego z indywidualnym Ja. Bo śmiem twierdzić, iż ów zarzut o „bzdurze” jest strzałem w stopę, zaś Marks w tym aspekcie przejawia jedynie myślenie życzeniowe a nie fakty. Jeśli bowiem różnice i relacje między Ja a My są zredukowane do sprzeczności między wytwórcami a stosunkami produkcji, to wtedy bardzo łatwo zaproponować mityczne rozwiązanie „powrotu” z rzeczywistości urzeczowienia do „bycia u siebie” poprzez rewolucję i nowo zarządzane państwo.
Po czwarte – łatwo tow. buttersowi wykazać błąd logiczny – jeśli krytykuje mnie, za brak założenia i zrozumienia pojęcia klasy społecznej, bo jest ono mega praktyczne, to stosuje koherencyjną definicję prawdy, by udowodnić fakty (a więc coś co odnosi się do klasycznej już definicji). Rzecz nie dotyczy tutaj tylko interpretacji Marksa – lecz odnosi się do faktów. Otóż śmiem myśleć nie używając kategorii „klasy” i śmiem krytykować Marksa za jej użycie, bo sama ta konstrukcja jest alienogenna, a utrata podmiotowości ma miejsce nie tylko w realnym kapitalizmie – czego Marks sam nie zauważył, choć o takim niebezpieczeństwie przestrzegał Bakunin.
Po piąte, jeśli w marksowskiej koncepcji państwa jest mowa o likwidacji przyczyn odczłowieczenia (zniesienie podziału pracy i alienacji) to przyjmuje on z góry klasowy charakter państwa. Pomijając to, że samo to założenie jest dyskusyjne, to łatwo wykazać, iż projekt „powrotu do siebie” nie miał w ogóle szans na realizację. Jeśli bowiem praxis jest jedną z głównych kategorii myśli Marksa, to właśnie w praktyce nie nastąpiło ani zniesienie klasowego charakteru państwa ani ono samo. Jeśli państwo = przymus, to likwidacja klas nie jest jeszcze równoznaczna z likwidacją aparatu ucisku czy administracji (stąd też konieczność dyktatury proletariatu), na co od lat zwracają uwagę libertarianie. Tow. butters usiłuje wykazać mi błąd, iż utożsamiam państwo z socjalistycznym państwem – otóż błędem jest niezauważenie tego, co podobne (!), zwłaszcza w heglowskim i marksowskim pojmowaniu państwa. Jeśli bowiem „odzyskanie człowieka” nastąpi, gdy proletariat będzie elementem wyzwoleńczym WSZYSTKICH, to konstrukcja ta bazuje na podobnym mechanizmie, iż wolność polega na rozumieniu tożsamości interesu partykularnego z interesem ogólnym (Hegel). Gdyby tow. butters zamiast epitetów postarał się dokonać analizy porównawczej „Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa” (nie wstępu!) z koncepcją państwa Marksa (i późniejszych marksistów), to może okazało by się, że „bzdurą” jest bezkrytyczne noszenie marksowskich okularów na nosie.
Wiedzę o twoich lekturach wyciągam z twojego tekstu (tekst jest wszystkim :D). Bo nadal udowadniasz, że kompletnie gościa nie czaisz, ziom. A co więcej, nie czaisz też neomarksistów/foucaultystów (czyli mnie, w większym lub mniejszym stopniu). A o teorii prawdy to najlepiej jakbyś w ogóle nic nie mówił.
Ale od początku.
„W tym sensie jesteśmy nie tylko wypadkową stosunków społecznych, lecz ich współtwórcami – jeśli to drugie jest przez tow. buttersa ignorowane, to należałoby odrzucić hipotezę o skokach jakościowych w naukach społecznych”
Nigdzie tego nie ignorowałem. To raz. (zresztą skoki jakościowe w naukach społecznych jak najbardziej są wyjaśniane kulturalstycznie – patrz teoria Kmity i jego relacja istotnie korygująca; FUCK, przecież dialektyka marksowska to nic innego jak…)
A dwa, że proces odrzucania i przyjmowania ZNACZEŃ (znaczenia są tu najlepszym przykładem; co do wartości za bardzo można się sprzeczać) jest NIEZALEŻNY od jednostki. Np. jaki miałeś udział w tym, że na znak stop wszyscy się zatrzymują na skrzyżowaniu? Żaden – to znaczenie przyjmujesz wręcz mimowolnie – i mowa tu o samym ZNACZENIU, nie o tym, co z nim zrobisz. Nawet jeśli świadomie olejesz ten znak, trudno wyobrazić sobie, żebyś nie rozumiał jego znaczenia. A pomyśl sobie, że to samo jest z wartościami; dyskurs, który przyjmujesz jest często niezależny od ciebie (choć uważam, że można przyjmować dyskurs świadomie – poprawność polityczna jest tego przykładem); możesz go odrzucać albo reprodukować, ale częściej reprodukujesz. Np. w sytuacji, gdy zastanawiasz się, czy obejrzeć mecz z kolegami, czy spotkać się z dziewczyną, bierzesz pod uwagę nie tylko własny komfort, ale też uczucia dziewczyny i co będzie oznaczało w naszej kulturze, jeśli to są jej urodziny a ty wolisz pić piwo. Nawet kierując się – niefalsyfikowalną zresztą – prakseologią, trudno stwierdzić, że proces decyzyjny jest indywidualny. Innymi słowy, żeby w ogóle podjąć jakąś decyzję musisz wiedzieć, co ona znaczy, między czym wybierasz – a to jest ponadjednostkowe (choć niekoniecznie kolektywne).
Swoją drogą twierdzenie, że człowiek świadomie konstruuje swój światopogląd jest tak absurdalnie niesymetryczne z doświadczeniem, że właściwie nie wiem po co je krytykować.
Jeśli nadal nie wiesz o co chodzi w krytyce indywidualizmu metodologicznego, to radzę doczytać.
I teraz do Marksa.
„jeśli mój krytyk zarzuca mi bzdury, to proszę o wskazanie gdzie Marks DOKŁADNIE wyjaśnia jedność interesu wspólnotowego z indywidualnym Ja.”
Nigdzie. Bo Marks NIGDZIE nie mówi o jedności interesu wspólnotowego z indywidualnym Ja. Bo to niemarksowskie i trzeba NIE ZNAĆ Marksa, żeby domagać się takiego wyjaśnienia.
Dalej w punkcie trzecim nie rozumiem co do mnie mówisz, więc daruję sobie komentarz… ale też to z marksizmem poza pojęciami „wytwórca” i „stosunki produkcji” mi jakoś nie współgra.
„Po czwarte – łatwo tow. buttersowi wykazać błąd logiczny – jeśli krytykuje mnie, za brak założenia i zrozumienia pojęcia klasy społecznej, bo jest ono mega praktyczne, to stosuje koherencyjną definicję prawdy, by udowodnić fakty (a więc coś co odnosi się do klasycznej już definicji). Rzecz nie dotyczy tutaj tylko interpretacji Marksa – lecz odnosi się do faktów.”
To już argument z kosmosu i przyznam, że nie wiem, co z nim począć. Że jak ja powiem, że nie rozumiesz pojęcia klasy społecznej, to sam sobie przeczę? Ale z czym?
Jak powiem dziecku, że nie umie tabliczki mnożenia, bo 2×5 to dla niego 187932, to też będę sobie przeczył? Dżiz, człowieku, nie wchodź na te tereny – rozważania o prawdzie, relatywizmie itd., są dla ludzi powyżej IQ prawicy.
„Otóż śmiem myśleć nie używając kategorii „klasy” i śmiem krytykować Marksa za jej użycie, bo sama ta konstrukcja jest alienogenna”
W jaki sposób? 😀 możesz wyjaśnić w punktach.
„Jeśli bowiem praxis jest jedną z głównych kategorii myśli Marksa, to właśnie w praktyce nie nastąpiło ani zniesienie klasowego charakteru państwa ani ono samo.”
Bo różnica nie była jakościowa tylko ilościowa. Nie wiem, czy jest możliwa jakościowa zmiana państwa z kapitalistycznego na socjalistyczne; szczerze mówiąc wolałbym nie ryzykować. Ale teoria Marksa jest trochę inna niż leninowskie wytyczne. Ba! Nawet leninowskie wytyczne w końcu nie miały wiele wspólnego z tym, co się działo w ZSRR.
Zerknij na interpretację Trockiego, jak dla mnie jest dużo bliżej Marksa.
„Jeśli państwo = przymus, to likwidacja klas nie jest jeszcze równoznaczna z likwidacją aparatu ucisku czy administracji (stąd też konieczność dyktatury proletariatu), na co od lat zwracają uwagę libertarianie”
Akurat dla mnie jest, ale sylogizm trochę mam inny. Państwo to specyficzny charakter stosowania przymusu, ściśle związany z kapitalizmem. Państwo socjalistyczne to kraj rad, dyktatura proletariatu była często rozumiana jako DEMOKRACJA BEZPOŚREDNIA. I u Marksa też tak jest (choć nie zawsze; w ogóle jeśli o to chodzi, Marks jest trochę mętny).
Wobec tego odpowiedź brzmi: likwidacja klas jest równoznaczna z likwidacją aparatu ucisku (czyli zorganizowaną, stałą formą określania, komu co wolno i z czym robić), ale nie jest równoznaczna, fakt, ze zniesieniem administracji. Tylko, że w administracji nie ma nic złego.
„Jeśli bowiem „odzyskanie człowieka” nastąpi, gdy proletariat będzie elementem wyzwoleńczym WSZYSTKICH”
Cytat proszę, bo zaczynam się zastanawiać jakiego ja Marksa czytałem.
Jeżeli Marks gdzieś tak napisał to się mylił, ale jakoś nie chce mi się wierzyć w taką nielogiczność. Kapitaliści oczywiście stracą wolność. Np. wolność do wykorzystywania pracy innych, wolność do szantażu, i jeszcze kupę innych chujowych wolności.
„Np. jaki miałeś udział w tym, że na znak stop wszyscy się zatrzymują na skrzyżowaniu?”
Nawet w przypadku wykonywania polecenia, które komunikuje znak nie można wykluczyć, że ktoś zatrzymuje się przed nim tylko ze względu na strach przed karą. I to nie wystarczy do odczytania znaku, tak samo ja nie wystarczy do przeczytania książki to, że będę siedział i przewracał kartki. Co znaczy tyle, że ludzie niekoniecznie zatrzymują się przy znaku stopu dlatego, że wiedzą, co znaczy. I nie przeczy temu to, że rozumieją znaczenie.
„Nawet jeśli świadomie olejesz ten znak, trudno wyobrazić sobie, żebyś nie rozumiał jego znaczenia.”
No ale to jest problem twojej ograniczonej wyobraźni raczej tylko. Ja natomiast mogę przestać rozumieć siłą samej woli – uporczywie wmawiając sobie, że nie rozumiem. I twoje twierdzenie, „że rozumiem, ale…” będzie bardzo mało mnie interesowało.
To się nazywa autosugestia i jest częstym zjawiskiem. Jest wykorzystywana do rządzenia ludźmi. Może być też wykorzystywana do wyzwalania się z czyjejś władzy.
„Innymi słowy, żeby w ogóle podjąć jakąś decyzję musisz wiedzieć, co ona znaczy, między czym wybierasz – a to jest ponadjednostkowe (choć niekoniecznie kolektywne).”
Nie, nie jest ponadjednostkowe. I tylko dla jednostek cokolwiek w ogóle ma jakiekolwiek znaczenie i tylko jednostki nadają czemukowliek znaczenia.
„Wiedzę o twoich lekturach wyciągam z twojego tekstu (tekst jest wszystkim ).”
To proszę o przykłady tych prawicowych lektur, jako wniosków z mojego tekstu.
„A co więcej, nie czaisz też neomarksistów/foucaultystów (czyli mnie, w większym lub mniejszym
stopniu).”
Tekst jest o Marksie a nie o neomarksistach. Ciebie – przyznaję – nie znam, choć chętnie poznam jakieś teksty…
„A o teorii prawdy to najlepiej jakbyś w ogóle nic nie mówił.”
Bo?
„Nawet kierując się – niefalsyfikowalną zresztą – prakseologią, trudno stwierdzić, że proces decyzyjny jest indywidualny. Innymi słowy, żeby w ogóle podjąć jakąś decyzję musisz wiedzieć, co ona znaczy, między czym wybierasz – a to jest ponadjednostkowe (choć niekoniecznie kolektywne). Swoją drogą twierdzenie, że człowiek świadomie konstruuje swój światopogląd jest tak absurdalnie niesymetryczne z doświadczeniem, że właściwie nie wiem po co je krytykować.”
Pisząc to pokazujesz, iż nie masz pojęcia o rozwijanej w filozofii nowożytnej (Kant, Fichte, Hegel, młody Marks również) idei wolności – owszem determinanty określające kulturotwórcze sensy istnieją, ale nie są jedynymi faktami, które stanowią o „ludzkim świecie”.
„Jeśli nadal nie wiesz o co chodzi w krytyce indywidualizmu metodologicznego, to radzę doczytać.”
Co doczytać? Neomarksistów? Odnoszę wrażenie, że to ty znasz Marksa z drugiej ręki…
„Marks NIGDZIE nie mówi o jedności interesu wspólnotowego z indywidualnym Ja. Bo to niemarksowskie i trzeba NIE ZNAĆ Marksa, żeby domagać się takiego wyjaśnienia.”
K. Marks, F. Engels, Ideologia niemiecka, [w:] Dzieła, t. III, Warszawa 1976, s. 83-87.
„Dalej w punkcie trzecim nie rozumiem co do mnie mówisz, więc daruję sobie komentarz… ale też to z marksizmem poza pojęciami „wytwórca” i „stosunki produkcji” mi jakoś nie współgra.”
Skoro nie rozumiesz, to skąd wniosek o „niewspółgraniu”?
„Że jak ja powiem, że nie rozumiesz pojęcia klasy społecznej, to sam sobie przeczę? Ale z czym?”
To uwaga do Marksa, ale skoro jesteś adwokatem to mogę tylko tyle powiedzieć: istnienie klas należałoby najpierw udowodnić, biorąc pod uwagę ontologię życia społecznego, a nie przyjmować je jako założenie, określające specyficzną filozofię podmiotu.
„Nie wiem, czy jest możliwa jakościowa zmiana państwa z kapitalistycznego na socjalistyczne; szczerze mówiąc wolałbym nie ryzykować.”
To akurat proste – poprzez rewolucję (a więc także przymus i przemoc) – jeśli to odrzucasz to jesteś raczej heretykiem Marksa…
„Jeśli bowiem „odzyskanie człowieka” nastąpi, gdy proletariat będzie elementem wyzwoleńczym WSZYSTKICH — Cytat proszę, bo zaczynam się zastanawiać jakiego ja Marksa czytałem.”
K. Marks, F. Engels, Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa. Wstęp, [w:] Dzieła, t. I, Warszawa 1976, s. 471-473.
„Jeżeli Marks gdzieś tak napisał to się mylił”
Acha, już rozumiem, Marks tak nie napisał, a jak napisał to się mylił… Idziesz w dobrym kierunku 🙂
„Pisząc to pokazujesz, iż nie masz pojęcia o rozwijanej w filozofii nowożytnej (Kant, Fichte, Hegel, młody Marks również) idei wolności – owszem determinanty określające kulturotwórcze sensy istnieją, ale nie są jedynymi faktami, które stanowią o „ludzkim świecie”.”
Raz, że kocham ludzików, którzy za współczesną (postępową, czy aktualną) filozofię uznają Kanta, Hegla, czy Fichtego. Dwa, że kocham jak koleś moje, bądź co bądź, długie wyjaśnienie zbywa stwierdzeniem w rodzaju: „po prostu nie masz racji, ale nie powiem ci dlaczego”.
Jeszcze raz wyjaśniam, bo widzę, że do autora nie dochodzi: kultura to WSZYSTKO co stanowi o ludzkim świecie. Nawet drzewo w dzikiej puszczy jest KULTUROWE, bo widzisz je poprzez określony aparat kategorii.
Jak sobie lecisz helikopterem nad amazonką i mówisz sobie „o, widzę drzewo w puszczy” to jest to praktyka kulturowa. Ale rozumiem, że w twoim świecie ludzie tworzą język od podstaw, dzień po dniu. I to jeszcze świadomie. W pełni świadomie. I na dodatek nie biorąc pod uwagę języka, tylko na zasadzie „widzę, wymyślam słowo”. Ehhh…
„Co doczytać? Neomarksistów? Odnoszę wrażenie, że to ty znasz Marksa z drugiej ręki…”
Choćby neomarksistów. Ale ja zawsze w tym sporze polecam szkołę poznańską. Kmita, Zamiara, takie nazwiska.
„istnienie klas należałoby najpierw udowodnić, biorąc pod uwagę ontologię życia społecznego, a nie przyjmować je jako założenie, określające specyficzną filozofię podmiotu.”
Możesz mi powiedzieć, co to jest twoim zdaniem klasa społeczna? 😀
Do cytatów się jeszcze odniosę, ale nie mam marksa w domu.
Crazy,
możesz mi streścić gdzieś tego Marksa (bo rozumiem, że całości nie chce Ci się przepisywać). Bo przejrzałem sobie te końcowe strony owego „przyczynku” i niestety nie znalazłem takich treści.
Ewentualnie ów przyczynek można znaleźć tutaj, więc proszę o wskazanie rzeczonych fragmentów…
aaa, chyba, że chodzi o sam wstęp… No ale to też bym prosił o wskazanie, bo nie znalazłem:(
http://www.marxists.org/polski/marks-engels/1843/krytyka-hegel-fil-prawa.htm
„Odpowiedź: w powstaniu klasy okutej w kajdany radykalne, klasy społeczeństwa obywatelskiego, która wcale nie jest klasą tego społeczeństwa; stanu, który oznacza rozkład wszystkich stanów; warstwy, która ma charakter uniwersalny przez swe uniwersalne cierpienia i nie rości sobie pretensji do żadnych praw szczególnych, dlatego że w stosunku do niej dokonuje się nie jakieś poszczególne bezprawie, lecz bezprawie w ogóle; która nie może się już odwoływać do praw historycznych, lecz jeszcze tylko do praw ludzkich; która znajduje się nie w jednostronnym przeciwieństwie do konsekwencji niemieckiego ustroju państwowego, lecz we wszechstronnym przeciwieństwie do jego założeń; która wreszcie nie może wyzwolić siebie, jeżeli nie wyzwoli się od wszystkich pozostałych warstw społeczeństwa, a tym samym nie wyzwoli również i wszystkich pozostałych warstw społeczeństwa; słowem, takiej warstwy, która stanowiąc całkowite zaprzepaszczenie człowieka, może odzyskać samą siebie tylko przez całkowite odzyskanie człowieka. Tym rozkładem społecznym w postaci odrębnego stanu jest proletariat.”