Kwestia delegalizacji aborcji rozpala umysły polityków polskiej prawicy. Widzą oni w całkowitym zakazie wykonywania tego zabiegu odwrót od „cywilizacji śmierci”, zwrócenie się w stronę życia, rozwoju, wsparcia dla rodzin. Co zakaz aborcji przynosi społeczeństwu? Czy jest on potrzebny duchowieństwu do tego, aby mogło stać na straży moralności? Czy potrzebny jest mężczyznom płodzącym nieślubne dzieci, aby móc stanowić dla nich bodziec motywujący ku założeniu rodziny? Wreszcie, czy jest potrzebny samym kobietom, którym ma wskazywać zasady moralne, wytyczać granice emancypacji? Sądzę, że tak nie jest. Zakaz aborcji w istocie demoralizuje społeczeństwo.
Prześledźmy zjawiska społeczne, które prowadzą do powstawania problemu niechcianych ciąż. Młodzieź jest ustawicznie demoralizowana przez kulturę masową. Widząc absolutne spełnienie osobiste w udanym pożyciu seksualnym, uznaje, że może oderwać seks od instytucji rodziny, która od zawsze definiowała życie obyczajowe w cywilizacji zachodu. Satysfakcja seksualna staje się sprawą pierwszej wagi, ale antykoncepcja jest tak tania i powszechnie dostępna, że nadal trudno zrozumieć, z czego wynika problem „niechcianych ciąż”. Sądzę, że nie z niedostatecznej edukacji seksualnej i braku automatów z prezerwatywami w każdym liceum. A na pewno nie tylko.
To, co piszę, jest zaledwie czystą spekulacją, ale sądzę, że kobiety zachodzące w niechcianą ciążę wolałyby, aby była chciana. Aby społeczeństwo odpowiedziało na to jakimś wsparciem materialnym, mentalnym. Aby wybór macierzyństwa był czymś szanowanym i docenionym, w pierwszym rzędzie przez ojca dziecka. Jeśli tak nie jest, kobieta postanawia niekiedy, że dokona aborcji, co pociąga za sobą doniosłe skutki pogarszające jej zdrowie fizyczne i psychiczne. Sądzę jednak, że jest to zachowanie honorowe.
Aby zilustrować, czym jest honor, posłużę się przykładem z filmu japońskiego „Harakiri”. W filmie tym przedstawiona jest pewna problematyczna sytuacja społeczna. Pojawiła się w siedemnastowiecznym społeczeństwie japońskim spora grupa samurajów pozbawionych stanowiska. Dla ludzi tej profesji hańbą było zajmowanie się czym innym, niż rzemiosło wojenne. Wielu z nich znalazło sobie jednak drogę pośrednią. Pojawiali się u jakiegoś szlachcica i mówili, że chcieliby popełnić w jego domu samobójstwo, ponieważ nie mogą znaleźć sobie zajęcia. Na co dany wielmoża ulegał emocjonalnie i dawał jałmużnę. Pewien ród postanowił to zmienić. Jego członkowie na prośbę o zorganizowanie harakiri odpowiadali twierdząco i dopilnowywali, aby rytuał rzeczywiście został wykonany. Główny bohater musiał użyć do tego drewnianego miecza, co sprawiło mu ogromne cierpienia. W ten sposób chciano odstraszyć bezrobotnych samurajów od wyłudzania pieniędzy, co uważano za niehonorowe.
Zajście w ciążę, której nikt nie chce, jest hańbą. Rodzenie nie chcianego dziecka i szukanie wsparcia u pomocy społecznej, w becikowym, w funduszu alimentacyjnym, choćby i u ojca dziecka – jest żebractwem. Dlatego też zachodzi tu pełna analogia. Kobieta, która zhańbiła się niechcianą ciążą, ma wyjście honorowe – dokonanie aborcji, co oznacza okaleczenie samej siebie i zabicie dziecka, którego przyjścia na świat nikt, albo prawie nikt, poza nią, nie oczekuje. Można by zastanowić się też nad tym, czy kobieta, która chce dokonać aborcji, powinna być od tego czynu odwodzona, czy też wręcz przeciwnie – nie powinna mieć możliwości wycofania się po tym, gdy już podejmie decyzję, tak jak żebrzący samurajowie. Ale to raczej taka orientalna ciekawostka.
Jako osoba pragnąca propagować w społeczeństwie wartości moralne, chcę, aby ludzie, którzy oddzielają swoją aktywność seksualną od rodziny i macierzyństwa, możliwie jak najintensywniej cierpieli. Legalizacja aborcji jest naturalną drogą do możliwości samodzielnego karania się przez kobiety za swoją rozwiązłość. Nie uznaję takiego rodzaju kary za najlepszą, szczególnie, że życie traci również niewinne dziecko, ale lepsze to, niż nic – w społeczeństwie, w którym karanie młodzieży w celach wychowawczych jest systematyczne zwalczane. Inną, mniej drastyczną drogą do pojawienia się takiej samoistnej kary jest zażywanie środków antykoncepcyjnych, co może zaskutkować powstaniem choroby nowotworowej. Kościół katolicki, propagując antykoncepcję naturalną, która nie powoduje żadnych powikłań zdrowotnych, faktycznie dąży do sytuacji, w której aktywność seksualna nie będzie związana z żadnymi konsekwencjami. Co w prostej linii prowadzi do upadku demograficznego społeczeństwa. Konserwatyści, którzy nie dadzą się przekonać do legalizacji aborcji tym artykułem, nie dadzą się zapewne przekonać w ogóle.
Wszędzie da się znaleźć jakieś wyjątki. Uważam, że zabieg aborcji nie powinien być dopuszczany przez prawo wtedy, gdy nie chce tego ojciec dziecka. W praktyce nie zdarza się to pewnie zbyt często, ale w tym wypadku, jeśli nie mamy do czynienia z gwałtem, mężczyzna za zgodą drugiej strony pozostawił w kobiecym ciele swoją własność – i ma prawo domagać się, aby pozostała ona tam przez odpowiednio długi okres czasu. Dotyczy to również sytuacji zagrożenia życia matki – to ojciec powinien decydować, kogo chce poświęcić.
Słuszność prawna, która stoi po stronie kobiety pragnącej dokonania aborcji, nie oznacza jednak słuszności moralnej. W powieści fantasy Kamień Łez Terry’ego Goodkinda mamy sytuację, gdzie przywódczyni pewnego plemienia została uwięziona przez sąsiednie plemię, a w więzieniu wielokrotnie zgwałcona. Po cudownym uniknięciu śmierci na ołtarzu ofiarnym dokonanie aborcji wydawałoby się oczywistością. Główny bohater próbuje jednak przekonać dzikuskę następującymi słowami: Potraktuj dziecko jako symbol nowego życia obu ludów. Trzeba położyć kres zabijaniu, żeby wszystkie wasze dzieci były bezpieczne, żeby mogło rozkwitać owo nowe życie. Czyż podjęcie w takiej sytuacji przez kobietę samodzielnej decyzji nie jest bardziej wartościowe, niż ŧępe przestrzeganie narzuconego prawnie zakazu, którego wprowadzenie jawi się jednym z ważniejszych ideałów moralnych w polityce dla polskiej prawicy?
***
Brak praw autorskich: ten artykuł jest udostępniony na licencji Free Art License. Można go swobodnie modyfikować oraz rozpowszechniać zgodnie z warunkami tej licencji.
„Dotyczy to również sytuacji zagrożenia życia matki – to ojciec powinien decydować, kogo chce poświęcić.”
Albo źle Ci się napisało, albo sam powinieneś się zabić.
Jakoś w momencie w którym przeczytałem tytuł tego tekstu, wiedziałem że można się spodziewać w nim takich kwiatków.
Autor:
To bardzo miło z Twojej strony, Karolu.
Szczerze mówiąc, to jest jedna z niewielu naprawdę okropnych rzeczy, jakie miałem okazję czytać ostatnimi czasy. Chyba już wolę pospolitych antyaborcjonistów, którzy w płodach widzą po prostu ludzi, jakich chcą obronić przed mordem, bez względu na to, czy są osobami, czy nie, bo jest im ich autentycznie żal, niż sadystów takich jak Ty, z zadowoleniem obserwującym cierpienia ludzi, którzy nie spełniają Twoich oczekiwań osoby pragnącej propagować w społeczeństwie wartości moralne.
A ponoć to ja miałem mieć obrzydliwe poglądy. Różnica między nami jest taka, że ja, mimo iż zdaję sobie sprawę z daleko idących konsekwencji swoich poglądów, które pozwoliłyby ludziom warunkowo dopuszczać się okrutnych zachowań, nie odstępuję od tych poglądów i wyznaję je wcale nie dlatego, że obserwowanie czyichś cierpień sprawia mi przyjemność. Tym bardziej najintensywniejszych.
Hmmm… nie powiedziałbym, żeby mi to sprawiało przyjemność. Chcę tego w bardziej intelektualnym sensie. Cierpienie ludzkie jest po prostu konsekwencją dobrowolności działań. Owocem procesu ewolucji. Jedną ze stron równania. Przedstawienie musi trwać. Wykonawca tej piosenki też odcierpiał swoje.
Czy może mi być żal osób, których nie znam? Sądzę, że właśnie taka postawa może się przerodzić w patologię psychiczną. No bo mogę na przykład pójść na fajny film o tym, albo obejrzeć sobie wystawę na Woodstocku, zanim jej patrol nie rozwali. I wzruszyć się. I co? Jakie wyciągam z tego wnioski? Mogę na przykład zastanowić się nad swoim lub czyimś życiem osobistym. Ale mogę też zacząć myśleć ideologicznie, stosować moje emocje do rozważań o ludziach, o których nic nie wiem i, być może, nigdy nie będę wiedział. To uniwersalny problem, wynikający z rozpadu więzi społecznych. Wielu ludzi po prostu nie ma nikogo, kogo mogłoby im być żal. I szaleją.
Dobrze Urodzony:
Oczywiście, że tak. Bo chcesz nadać społeczeństwu jakiś wymarzony przez siebie kształt (Jako osoba pragnąca propagować w społeczeństwie wartości moralne, swoje – dodajmy), w którym oderwanie aktywności seksualnej od rodziny i macierzyństwa, będzie najintensywniej karane.
No i OK, znaczy to zwyczajnie, że wg Ciebie akurat, aktywność seksualna powinna być ściśle związana z rodziną i macierzyństwem. Fajnie. Z pewnością wielu ludzi sądzi podobnie i tak stara się żyć i odnosi z tego powodu jakąś korzyść.
Ale dlaczego ja mam uznawać taką normę i się jej podporządkowywać, jeśli nie uznaję następstw tego podporządkowania za dobro? Czemu zależy Ci na tym, aby utworzyć środowisko, w którym nieuznanie tego za dobro, będzie skutkowało karą?
Wygląda to tak, jakbyś opowiadał się za dobrowolnością, tylko z takiego powodu, że dostrzegasz w niej środek do celu i szansę osiągnięcia wymarzonego, purytańskiego stanu rzeczy, w którym ludzie przejawiający znienawidzoną przez Ciebie postawę, będą cierpieć. I pewnie gdyby ten sam efekt można byłoby osiągnąć przemocą, za pomocą państwa (dzisiaj się nie da), to wybrałbyś etatyzm, jako skuteczniejszy w danym momencie środek, bo liczy się po prostu cel – dowalić wyuzdanym gnojom śmiącym chędożyć poza familią.
Po raz kolejny mężczyzna nie mający pojęcia, o czym pisze, wypowiada się na temat aborcji, zakładając, że jego moralność jest jedynie słuszna i niepodważalna. Aż robi się niedobrze.
Założenia poczynione w artykule (bezpośrednio i takie, które można wywnioskować):
1. Aborcja zawsze powoduje wyłącznie negatywne skutki dla kobiety (zdrowotne i psychiczne).
2. Kobieta i dziecko są własnością mężczyzny. (Ciekawe, którego? ojca, męża, sąsiada, czy może księdza proboszcza?)
3. Bycie „chcianym” dzieckiem zależy nie od rodziców, a od całego społeczeństwa.
Ad.1
Skutkami ciąży i porodu mogą być liczne powikłania, śmierć, czasem niepełnosprawność. Osłabienie wzroku, uszkodzenia niektórych narządów (najczęściej tych, biorących w ciąży i porodzie czynny udział), czasem utrata narządów (np. macicy), zakażenia oraz depresja poporodowa, to tylko niektóre z negatywnych skutków ciąży, zdarzających się znacznie częściej niż negatywne skutki aborcji. Tym bardziej, że usunięcie ciąży jest niebezpieczne głównie dlatego, że dokonuje się go nielegalnie, w miejscach niesprawdzonych, w warunkach dla zdrowia i życia niebezpiecznych, niejednokrotnie bez właściwej opieki lekarskiej. Ciąża kosztuje kobietę o wiele więcej, jeśli trwa całe 9 miesięcy i kończy się narodzinami dziecka – i nie chodzi tu tylko o pieniądze.
Wypowiadanie się na ten temat mężczyzny, który w ciąży nigdy nie był i nie będzie (nie da się ukryć, że rola ojca wymaga zupełnie innych czynów niż rola matki), a o ciąży i aborcji nie postarał się nawet zdobyć podstawowej PRAKTYCZNEJ wiedzy, jest co najmniej bezsensowne, a przede wszystkim – wykracza poza jego kompetencje. Usprawiedliwianie płodzenia tak chorego artykułu własną chorą moralnością udowadnia, że człowiek taki nigdy nie powinien brać pióra (czy też klawiatury) do ręki. Szkoda, że w tym wypadku autor nie zdecydował się na „aborcję” – byłaby o wiele zdrowsza i mniej niebezpieczna, niż publikacja.
Ad.2
Pomijając kwestię, że już od dawna kobiety nie są własnością mężczyzn (choć niektórzy mężczyźni bardzo by tego chcieli), to podejście nie ma żadnego uzasadnienia. Żaden człowiek nie może być własnością innego człowieka, nawet jeśli nie ma 18stu lat. Niewolnictwo, to nie tutaj, panie Karolu.
Ad.3
Jakże mi miło, że – prawdopodobnie – pan Karol Korczak cieszył się z moich narodzin i świętował je razem z całym polskim społeczeństwem. Jestem naprawdę wzruszona. Wszak jestem „chcianym” dzieckiem.
I jakże mi szkoda tych strasznie nieszczęśliwych „niechcianych” dzieci, którym gardzące „społeczeństwo” wypłaca zasiłki z funduszu alimentacyjnego lub zapewnia wikt i opierunek w Domach Dziecka, podczas gdy kochane „chciane” dzieci mogą być w całości finansowane przez jakże kochających ich rodziców, nieustannie przez „społeczeństwo” okradanych.
„Czemu zależy Ci na tym, aby utworzyć środowisko, w którym nieuznanie tego za dobro, będzie skutkowało karą?”
To jest dobre pytanie. Dlaczego tak bardzo mi na tym zależy? Bo to są warunki naturalne. Takie środowisko się samo stwarza. W tym artykule chciałem pokazać, że również legalność aborcji powoduje, że w naturalny sposób z wolności rodzi się odpowiedzialność, jak to wskazuje Hoppe w rozmaitych tematach związanych z interwencjonizmem. Dla niektórych konserwatystów może to być ważne. Rozumiem, że dlatego jeszcze się żaden nie odezwał – wszyscy przekonani:)
Wiadomo, że pewne wątki są celowo stylistycznie i treściowo przesadzone tutaj, ale dla ludzi, którzy są przeciwnikami legalności aborcji, nie stanowią one pewnie problemu, mogą być nawet elementem wzbudzającym sympatię, a właśnie na dotarciu do nich zależy mi najbardziej. Może trzeba puścić ten artykuł jeszcze gdzieś…
Doroto,
Nie powiedziałem nigdzie, że aborcja powoduje zawsze pogorszenie zdrowia, i nie sądzę, żeby było to w tym kontekście istotne. Jeśli jest odwrotnie, to tym bardziej nikt nie ma prawa decydować o tym, że czyjeś zdrowie ma być z powodu zaniechania zabiegu pogorszone. Chyba, że chce tego ojciec – no i to jest dość ezoteryczna opcja, z którą nie każdy musi się solidaryzować. Seks z mężczyzną, który takie poglądy chciałby potem wcielać w życie, musi się wydawać czymś strasznym. A jednak podobny światopogląd jest wszechobecny u muzułmanów, gdzie kobietę postrzega się jako zaledwie pewne użyteczne i wyjątkowe narzędzie. No i tutaj pojawia się pytanie: na jak wiele powinniśmy pozwolić muzułmanom, którzy przecież żyją już na naszym kontynencie we w miarę sporej liczbie? Być może za 50 lat partie muzułmańskie uzyskają wpływ na to, co się dzieje w polityce francuskiej. Co wtedy im powiemy, jeśli stwierdzą, że muszą zdelegalizować aborcję, bo ich światopogląd moralny domaga się tego jeszcze silniej, niż to ma miejsce u konserwatywnej części katolików? Ja im powiem, że w pewnych egzotycznych wypadkach mogą aborcji zakazać. Nie oznacza to, że sam bym się tak zachowywał.
No bo zupełnie innej perspektywy to wszystko nabiera, jeśli się na sprawę popatrzy od strony funkcjonowania jednostki w systemie prawa prywatnego. W takiej sytuacji każdy sobie może skomponować takie prawo, jakie mu odpowiada. Zdecydować, czy chce, aby policjant zaaresztował go za posiadanie narkotyków, czy też może jego głębokim pragnieniem jest, aby ten, kto go zabije, zginął przez nadzianie na pal. W tym momencie to, co ustalamy jako obiektywnie moralne, jest zaledwie opcją zerową – rozwiązaniem dla tych, którzy sobie po prostu są i żadnych modyfikacji nie chce im się wprowadzać. A i do takiej sytuacji trzeba przejść stopniowo. No bo pewnie znaleźliby się od razu zwyrodnialcy, którzy by sobie zastrzegli, że każdy, kto wejdzie z nimi w kontakt seksualny, dobrowolnie czy nie, musi zginąć. Wolność, panie.
Co do społeczeństwa, to rodzice są jakby jednak tą jego częścią, która jest odpowiedzialna za dziecko w pierwszym rzędzie. Ale nie tylko oni, jak się zdaje. Zastanawiam się, o co tutaj chodziło. Czy o to, że mi nie jest szkoda nie chcianych dzieci?
„Ciekawe, którego? ojca, męża, sąsiada, czy może księdza proboszcza?”
Jak powiada Sedes:
Jesteście wszyscy jaknajdalej
Jesteście wszyscy wokół mnie
Wsadzacie do macicy palec
Z tym miłość wam kojarzy się
Osobicie mam wrazenie ze nie jest to ani konserwatyzm, ani libertarianizm – to jest popierdolinizm.
Wybacz ze ostro, ale jak starasz sie kwestie niewolnictwa i sadyzmu ubrac w intelektualna papke to az sie zastanawiam… Wszystko wraz z twoim nickiem brzmia wrecz „aryjsko” ;]
Czlowieku – nie rozumiesz na pewno libertarianizmu i radze wrocic na poczatek.
Nie rozumiesz tez konserwatyzmu bo nie podlega to na pewno pod cywilizacje lacinska, a nie jestem pewny czy istnieje jakakolwiek taka na swiecie. Juz cytat o ojcu wybierajacym kogo poswieci dopelnil obrazu…
Ciezko mi nazwac az to co prezentujesz, ale dawno nie czytalem czegos tak obrzydliwego.
Zastanawiam sie czy to nie jest czasem prowokacja…
Nie jesteś sam.
Ale w sumie koleś jest ciekawym przykładem, gdzie może dyskurs libertariański pójść.
Konserwatyzm z pewnością dostarcza idei znacznie bardziej uniwersalnych, niż te, które możemy uznać za elementy cywilizacji Średniowiecza. Jeśli chodzi o potoczne znaczenie tego słowa, Indyjską Partię Ludową również zwie się konserwatywną. Jeśli chodzi o sam libertarianizm, to rozumiem, że mogę się nie zgadzać z wszystkimi jego nurtami, ale zdaje mi się, że nadążam za Hoppem, jak już wspomniałem. On sam zresztą również ma w sprawie aborcji podobne zdanie, tylko nie wiem, czy je gdzieś szerzej rozwinął…
Swoją drogą, to strasznie prymitywny sposób myślenia.
Np. o co chodzi z tym, że określamy czym jest honor w starożytnej japonii i ekstrapolujemy nasze bogate przemyślenia (semiologia najwyższych lotów) na grunt współczesnej Polski.
Ale dalej jest jeszcze lepiej. Nawet nie ma z czym się kłócić.
Kolejny raz zastanawiam się, jak to się dzieje, że konserwatyści używają słowa „wolność” jakby to było coś fajnego 😀
Różnią się nie tylko definicje słów, ale ocena moralna i emocjonalna konkretnych zachowań. Niestety, to co było – i nadal w jakimś stopniu jest – honorowe dla Japończyka, nie jest w naszej kulturze postrzegane w jakimkolwiek stopniu pozytywnie, a może przydałoby się, aby było. Tego brakuje w podejściu do aborcji u lewicy: należy to pokazywać jako indywidualną, czasem heroiczną decyzję, a nie tylko opisywać kwestie medyczne i społeczne, bo na to podnosi się larum, że znów chcą „odpodmiotowić” jednostkę, przy okazji pojawia się tu też, zupełnie bez sensu, temat eutanazji i innych takich.
A o co się ze mną pokłócić… Może o to, że ja wierzę, że te 600 tysięcy ludzi, którzy podpisali, być może nie zawsze, ale często z powodu swojego sadyzmu (swoją drogą ciekawe, co by na to powiedział de Sade), projekt ustawy proponujący zakaz aborcji w przypadku gwałtu, mogłoby przemienić w swoich umysłach ten sadyzm i wiązać go z występowaniem negatywnych konsekwencji aborcji. Może to przeintelektualizowane, a jedyną drogą do zmiany sytuacji jest jakaś agresywna kampania billboardowa.
A to budujące myślenie. Gdyby nie to, że jesteś libertarian(in)em powiedziałbym nawet o pewnej wrażliwości.
Autor traktuje Libertarianizm bardzo wybiórczo, jest ideowo zagubiony i rozdarty, stosuje pokrętne argumenty i demoralizujące tezy uciekając od meritum, samemu idzie drogą tych zacytowanych samurajów, którzy zamiast honorowo popełnić harakiri zdradzali własne ideały co skutkowało większym splamieniem honoru oraz zrzucaniem odpowiedzialności na innych. W ogóle sama próba pogodzenia mordu na niewinnej istocie z zasadami wolnościowymi jest jak próba pogodzenia komunizmu z mechanizmami wolnego rynku, a więc z góry skazana na porażkę.
Po pierwsze jak można porównywać honorowe samodzielne odebranie sobie życia do mordu na dziecku za karę za własne błędy(???). Dziecku, które a) jest niewinne, b) jest bezbronne i nie może zaprotestować, c) jest pod prawną opieką matki i ojca, którzy mają równy obowiązek się nim opiekować (arg. dla praworządnych), d) jest genetycznie niepowtarzalną istotą(arg. dla ateistów), e) którego zamordowanie jest obiektywnie większą hańbą dla matki, ale jest również pogwałceniem praw i przyrodzonych wolności tego nowego człowieka (dla wolnościowców), grzechem śmiertelnym (dla wierzących) i jest też szkodą dla własnego narodu(dla narodowców).
Dziecko nie jest własnością rodziców, więc nie mogą oni rozporządzać nim jak krzesłem, np. zepsuć go i wyrzucić do śmietnika. Mają oni jednak prawa i obowiązki rodzicielskie czyli mają szeroki zakres uprawnień do wychowywania dziecka w taki sposób jak chcą, ale przy jednoczesnym przestrzeganiu norm prawnych i wolności dziecka, aż do ich wygaśnięcia w momencie osiągnięcia przez dziecko dojrzałości i zdolności niezależnego decydowania o sobie i swoim życiu.
Karna kwalifikacja gwałtu nie odbiera biologicznemu ojcu prawa do ojcostwa dopóki sąd go nie odbierze. Taka okoliczność poczęcia nie daje też żadnej podstawy do ograniczania praw i wolności dziecka. Nauki biologiczne już dawno uznały, że poczęcie jest początkiem życia człowieka i wtedy nowa istota naturalnie nabywa pełnię praw człowieka. Jej kruchość i uzależnienie od matki powoduje, że powinna być pod szczególną ochroną tak prawną jak i medyczną.
Nasza wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka i podlega ochronie. Każdy z nas ma również wolną wolę i naturalnie ponosi konsekwencje swoich decyzji. Wolność matki i dziecka nie stanowią tu wyjątku. Nic też nie zwalnia matki od odpowiedzialności karnej i odpowiedzialności sumienia(po piąte).
Żadna moralność i system etyczny nie daje prawa do uznania mordu na dziecku za usprawiedliwiony dla umniejszenia egoistycznego dyskomfortu zgwałconej matki.
Dla wolnościowca stwierdzenia typu: heroizm matki aborcjonistki, honorowe zabicie dziecka, demoralizujący zakaz aborcji, słuszność prawna aborcji, lepsza aborcja lepsza niż nic, prawo własności dziecka lub jego brak przez gwałt, zhańbienie się niechcianą ciążą, są kłamliwe, niemoralne i zwyczajnie wbrew wszelkim ideom wolnościowym.
Zabijanie jest złe z zasady, bo łamie prawo drugiego człowieka do życia. Zabić wolno jedynie w samoobronie swojej, w obronie rodziny lub narodu przed najeźdźcą lub jako sprawiedliwa kara za bezsprzecznie udowodnione zbrodnie. Dzieciobójstwo w ogóle nie jest żadną opcją.
Honor i heroizm Panie Autorze to jest wbrew własnej osobistej tragedii zamiast oddać własne niechciane lub poczęte w wyniku gwałtu dziecko pokochać je i wychować na dobrego człowieka.
Rozwiązłość zawsze istniała, ale też skutkuje konsekwencjami własnych decyzji w postaci odpowiedzialności za poczęte dziecko czy obowiązku alimentacyjnego( patologicznego, bo przymusowego, ale obowiązującego).
Honorowe byłoby też jawne przyznanie się, że nie rozumie się poglądów wolnościowych zamiast dokonywać tak karkołomnych, wewnętrznie sprzecznych wywodów. Mam nadzieję, że mój komentarz naprostuje trochę Pana ścieżkę 🙂
Pozdrawiam serdecznie
Szymon:
Problem w tym, że piszesz o stanie obecnym. Dzisiaj dziecko prawnie nie jest własnością rodziców. Co nie znaczy, że nie było nią w przeszłości, ani nie może znów być w przyszłości. To samo się tyczy zakresu uprawnień i przestrzeganiu norm prawnych. Nie za bardzo rozumiem jaki jest sens argumentowania z prawa (obecnego), w miejscu w którym większość czytelników nie uznaje dzisiejszych rozwiązań prawnych na inne i nie zadowala ich status quo.
Jak wyżej. Przyzwyczajaj się do myśli, że dzisiejsze karne kwalifikacje czynów i ich implikacje mogą niewiele znaczyć dla ludzi. Prawo można mieć w dupie, żyć według własnych reguł i wedle takich wartościować. Tym samym dojść do przeciwieństwa Twojego wniosku o odbieraniu lub nie różnych praw ludziom popełniającym takie czy inne czyny.
Od kiedy to nauki biologiczne wychodzą poza zakres swoich kompetencji i zajmują się prawem zwyczajowym, pod kategorię którą podpadają prawa człowieka?
Ja sobie wyobraziłem takie: moralność i system etyczny, które dają prawo do uznania mordu na dziecku za usprawiedliwiony. Czyli kłamiesz.
Dziecko nie jest własnością rodziców, ale ich własnością, a konkretnie matki, jest brzuch, w którym przebywa. To zaiste może być problematyczne, czy nowo powstały człowiek nie „zawłaszcza” w jakiś mistyczny sposób pewnych środków, które umożliwią mu przeżycie chociaż do momentu narodzenia, ale jego matka, z samego faktu, że została jego matką, niekiedy bez swojej wiedzy, a czasem również wbrew woli, nie ma obowiązku mu tych środków dostarczać, nie dlatego, że nikt nic nie podpisywał, ale dlatego, że nienarodzony nie może być częścią systemu prawnego, bo nie ma możliwości nawiązania z nim kontaktu. Podobnie w przypadku praw zwierząt. Niektóre rzeczy, które ludzie wyczyniają, są naprawdę nie w porządku, legalizacja nie oznacza jednak, w rozumieniu Hoppego, akceptacji, a jedynie umiarkowane przyzwolenie i możliwość daleko posuniętej dyskryminacji w życiu publicznym. Tutaj pewnie ktoś z prawicy się może ucieszy i powie „no to jesteś nasz człowiek”, ale w takim przypadku trzeba jeszcze skrupulatnie dodać, że to oznacza, że nie mogę tego zakazać, muszę z tym niemoralnym kimś negocjować, próbować określić, ile i czym chciałby on mi zapłacić za swoją niemoralność, wynagradzając za chaos i zwątpienie, które sieje w naszej cywilizacji. Pewnie nie z każdym się dogadamy.
FatBantha:
Piszę częściowo o prawie polskim będącym opartym na prawie łacińskim(rzymskim), który jest fundamentalnym prawem w naszej cywilizacji akceptowanym od setek lat przez ogół ludzi w naszym kręgu kulturowym, który nas łączy i identyfikuje. Nie wiem o jakim wyimaginowanym systemie prawnym Ty mówisz…
Bez tego wracamy do czasów ludożerstwa, zrzucania słabych noworodków ze skały i prania się maczugami po głowie 🙂
Odwołuję się do funkcjonującego w kulturze judeo-chrześcijańskiej od ponad 3000 lat przykazania nie zabijaj, prawa człowieka do wolnego wyboru i szacunku do życia, które są uniwersalne. czy Ty odwołujesz się do czegoś bardziej podstawowego?
Jeśli rozmawiamy o wolnościach to rozmawiamy na tej bazie, bo bez niej nasze pojęcie wolności by nie powstało.
Dziecko będące własnością rodziców to jakaś abstrakcja… kultura nie zmienia się tak szybko by gubić dokonania z 2000 lat rozwoju. Nie operujesz argumentami, ani konkretami, więc ciężko się odnieść do pustych treściowo zdań. Co do prawa to nie stwierdzasz o jakiej większości mówisz, ani jakiej części prawa ta anonimowa większość nie akceptuje. Na pewno nie ma większości, która akceptuje mordowanie ludzi, nabywanie prawa własności do dzieci (w tym sprzedaży) czy uznaje, że ogólnie to prawa są niepotrzebne.
Można mieć prawo gdzieś, jednak żyje się w państwie prawa i podlega się mu nawet go nie znając. Mimo wszystko prawo reguluje życie czy to się ludziom podoba czy nie. Przyzwyczajaj się 🙂
Biologia stwierdza początek istnienia człowieka. Prawo i tradycja decydują jakie ma wolności i prawa naturalne. Wybacz za nieścisłość wypowiedzi.
Możesz sobie wyobrazić siebie na księżycu, ale to znowu nie wnosi nic do dyskusji… a już na pewno nie wykazuje niczyjego kłamstwa, raczej wskazuje na próbę manipulacji.
Mówię o naszej kulturze łacińskiej, którą rozwijamy od tysięcy lat, a nie o innej kulturze np. chińskiej, plemion afrykańskich czy prawach dżungli amazońskiej. Kiedyś można było zgodnie z prawem spalić kogoś na stosie, ale chyba nie chcesz ze mną rozmawiać o prawie średniowiecznym prawda?
Dobrze Urodzony:
Brzuch jest organem matki, dziecko nie jest częścią matki, tylko odrębnym organizmem.
Jeśli prawo może definiować prawa dziecka, które jeszcze nie mówi i nie chodzi(a już z urodzenia np. dziedziczy) to może definiować również prawa dziecka w jeszcze wcześniejszej fazie rozwoju.
Fakt zaistnienia życia już zmienia sytuację prawną i nakłada na matkę obowiązki jak i prawa. Zakwestionujesz ten argument?
Dziecko do urodzenia się pozostaje w symbiozie z matką i to co wpływa na dziecko wpływa też na matkę, a celowe działanie wpływające tylko na płód pociąga za sobą konsekwencje prawne i moralne takiego działania, bo nie dotyczy matki, a tego małego człowieka. To jest logiczne.
Jeśli życie matki i dziecka jest zagrożone to wtedy i tylko wtedy istnieje wąskie pole do decyzji czyje życie jest ważniejsze. Nie wiem też kto taką decyzję powinien podjąć, bo i matka i dziecko mają prawo do życia, ciężko też uznać, że matka zawsze będzie podejmowała tu decyzję obiektywną, a dziecko jak wiadomo bronić się jeszcze nie może, choć jego interes powinien być też wzięty pod uwagę. Współczuję też każdemu kto byłby w sytuacji takiego wyboru 🙁
Zwierzę jest zwierzęciem i ciężko porównywać prawa zwierząt do praw ludzi… to są zupełnie inne kategorie. Tylko w zdegenerowanych krajach zwierzęta mają więcej praw niż ludzie i z takimi patologiami należy walczyć, bo nie jest nasz świat, tylko świat cywilizacyjnego upadku.
Szymon:
Tego to się domyśliłem sam. No więc odpowiedź na to pytanie możesz znaleźć w moim tekście, który wciąż jeszcze widnieje na stronie głównej Liberalis.pl „W obronie suwerenności właściciela…”. W skrócie, mówię o zdecentralizowanym systemie prawa prywatnego, które stanowią właściciele i w granicach ich własności obowiązuje prawo, jakie tam stanowią, które może być w końcu odbiciem ich wartości i sumienia. Więc zwolennik kary śmierci za coś, może stanowić prawo zezwalające mu na jej stosowanie, a przeciwnik takowego może stanowić u siebie prawo, które jej nie dopuszcza. Najskuteczniejsze modele prawne utrzymują się na rynku, najsłabsze odpadają.
Prawo dla mnie jest takim samym produktem jak masło czy margaryna, może mieć wiele odmian i wielu producentów i niekoniecznie muszą to być państwa w dzisiejszym znaczeniu tego słowa.
Zrzucanie słabych noworodków ze skały akurat jak najbardziej dotyczy Rzymu i jego prawa, na które się powołujesz. Poczytaj o władzy ojcowskiej. Skoro ojciec miał władzę nad życiem swoich synów, a miał, skoro mógł się zdecydować na ich uśmiercenie, byli po prostu jego własnością. I to by było też na tyle, jeśli chodzi o „abstrakcje”. „Niebarbarzyńskie” prawo rzymskie jak najbardziej dopuszcza więc możliwość tego, że dzieci są własnością rodziców.
Tak, do prawa własności, z którego wynikają te wszystkie rzeczy, które wymieniłeś. „Nie zabijaj” dotyczy po prostu nienaruszania czyjejś własności (ciała), stąd tworzy się ogólny szacunek do życia i dalej wolnego wyboru.
Te zdania nie są puste treściowo, ja po prostu liczę, że mój interlokutor ma jakąś wiedzę o świecie i wie, że jednak jest możliwe wytworzenie takiej moralności, nawet poprzez wprowadzenie prawa, które doprowadzi do tego, że mordowanie dzieci będzie postrzegane jako moralne. Na przykład w Chinach polityki jednego dziecka. Posiadanie kolejnego, dla wielu legalistów, będzie jednocześnie niemoralne. Będzie aroganckim aktem egoizmu, braku empatii dla reszty członków społeczności, etc, etc. I stąd aborcja albo dzieciobójstwo będą uznawana za czyn neutralny albo pozytywny moralnie, bo przywracający właściwy porządek rzeczy.
A dlaczego nie? Pisałeś wcześniej o tym, że poszanowanie życia ludzkiego jest uniwersalne. Uniwersalne, znaczy że dotyczy każdego, zatem powinno dotyczyć też ludzi, którzy żyli w średniowieczu albo w Chinach albo w dżungli amazońskiej. Czy w paleniu na stosie przejawia się to poszanowanie życia ludzkiego? W moim rozumieniu, nie. Zatem poszanowanie życia ludzkiego nie jest uniwersalne. I można stanowić prawo, można mieć moralność i system etyczny, który tego nie zakłada. Albo ceni niżej niż inne wartości. I w kulturze łacińskiej też były takie czasy, w których dzieci były własnością, w jej kolebce, w Rzymie.
Więc skończ z tym humanizmem dla ubogich, z łaski swojej i opowiadaniu o postępie jaki dokonał się dzięki prawu.
Z mojego punktu widzenia prawo jest coraz gorsze i musi takie być, jeśli tak niewiele jest ośrodków je stanowiących i są one tak silne jak państwa, które mogą ignorować w zasadzie swoich konsumentów, bo obywatel to konsument prawa. Wnoszę więc o uwolnienie prawa od państw i usuwerennienia jednostek, które dzięki różnym modelom prawa, doprowadzą do lepszej ich selekcji i ewolucji.
Wśród propertarian jak najbardziej większość stanowią ci, którzy uznają, że dzieci są własnością rodziców. Zostały w końcu stworzone z materiału genetycznego, który jest własnością rodziców no i jeśli drogą naturalną cała rzecz się odbyła, włożyli w akt tworzenia też trochę pracy (fizycznej), więc tu nie ma nawet jak podważyć statusu ich własności.
Jestem anarchistą, a zatem nie będę nakładał na ludzi, z którymi łączy mnie tylko bliskość miejsca zamieszkania, innych praw i obowiązków z nich wynikających, niż takie, które pozwolą na utrzymanie między nami pokoju. Praktykowanie wszelkich obyczajowych dewiacji nie jest naruszeniem pokoju – pod warunkiem, że o nich się nie dowiem, o ile się nie postaram. Jeśli związane jest to z dokonywaniem aktów przemocy względem narodzonych ludzi, mogę się dowiedzieć mimochodem, i jedynie w tym widzę problem, który nie pozwoliłby mi tolerować przymusowych niewolników u mojego sąsiada. Reszta jest metafizyką.
DU, jesteś bardziej człowiekiem, czy robotem? How do you think?
Podejrzewam, że gdyby Dobrze Urodzony zrobił se testa na mypersonality.info, wyszłoby mu, że jest INFJ, podobnie jak mnie, z tą tylko różnicą, że miałby jeszcze większą przewagę Judging nad Perceiveing. Odosobnienie, niewiele kontaktów z ludźmi, poza najbardziej zaufanymi przyjaciółmi, bliższość rzeczy abstrakcyjnych nad tymi namacalnymi, dla zwykłych ludzi odległymi, Najmniejszy sensualizm. Cóż, ten typ osobowości tak ma.
(mypesonality.info/fatbantha) – tutaj moje wyniki. Butters, też zrób testa, wyjaśni dlaczego brzydzisz się takimi ludźmi jak my. 🙂
typelogic.com/infj.html – przejrzyj se też charakterystykę, to może coś skumasz i przestaniesz się bezsensownie czepiać.
celebritytypes.com/infj.php – nasi fejmusi, oczywiście najbardziej aprioryczni filozofowie. Więc poniekąd miałeś rację odnośnie tego Platona wtedy, bo chociaż nie zgadzam się z nim poglądami, to podejście mam identyczne.
Największymi robotami wśród ludzi są raczej INTJ, więc się nie czepiaj. Do nas można przyjść i się wyżalić, nawet jeśli pomoralizujemy sobie schematami i zechcemy by ludzie dla własnego dobra się podporządkowali naszym abstrakcyjnym regułom. Z INTJ jest jeszcze gorzej. Tam już tylko intelektualny, logiczny chłód a’la House.
Ciekawe, ale te przykłady trochę szerokie. Może i słusznie, ale trochę to szokuje. Niezależnie od mojej osobowości, chodzi o to, jak mamy traktować prawo w sensie najbardziej fundamentalnym, jakie zasady kierują rozstrzyganiem sporów między ludźmi sobie obcymi. Może to nudne, może nie każdy sędzia czy adwokat cokolwiek wie na ten temat a i tak mają fajnie i ktoś im za to, co robią płaci, tak więc ich „perceiving” jest jakże owocne.
Tak czy owak, chciałbym tutaj próbować znajdować jakieś realne odniesienie dla tego całego „prawa naturalnego”; być może dałoby się je odnieść do jakichś bardziej zaawansowanych praw psychologicznych; podstawą dla mnie jest interakcja społeczna, która na pewnym poziomie rodzi określone konsekwencje w postaci konfliktów czy też związków.
Podejrzewam, że gdyby Dobrze Urodzony zrobił se testa na mypersonality.info, wyszłoby mu, że jest INFJ, podobnie jak mnie, z tą tylko różnicą, że miałby jeszcze większą przewagę Judging nad Perceiveing. Odosobnienie, niewiele kontaktów z ludźmi, poza najbardziej zaufanymi przyjaciółmi, bliższość rzeczy abstrakcyjnych nad tymi namacalnymi, dla zwykłych ludzi odległymi, Najmniejszy sensualizm. Cóż, ten typ osobowości tak ma.
Cholera, mam podobnie, znaczy ja jestem INFP. Dziwi mnie to, że z takimi aspołecznymi tendencjami zwracam się w stronę @społecznego (pun intended), bo ludzie o podobnej do mojej osobowości, jak zauważyłem, zwracają się często ku elitarystycznej prawicy typu konserwatywna rewolucja, tradycjonalizm integralny, legitymizm czy właśnie propertarianizm. Niektórzy trv @socjalni by mnie pewnie z tytułu mojej introwersji ojebali za bycie niepewnym elementem z tendencjami burżuazyjnymi :< (no ale za to mam dużo wrażliwości o której zawsze wspomina butters) Ale jak patrzę to według tej zalinkowanej strony to INFP byli też @syndyk Camus czy socjalista Orwell.
To nie jest dziwne. Ku elitarystycznym, hierarchicznym ideom zwracają się właśnie ludzie z Judging – ci z Perceiving są właśnie częściej egalitarystami, nie szufladkującymi ludzi według swoich preferencji, tacy co to biorą świat jaki im się wydaje, że jest, a nie jaki powinien być. I raczej inkluzywnie podchodzą do społeczności, pakując ludzi z maksymalnie szerokim wachlarzem cech, podczas gdy „J” wartościują nagminnie tychże i w sprawach społecznościowych stawiają na ekskluzywność – tylko wybrańcy są godni uczestniczenia w jakiejś wspólnocie, etc.
To oczywiście potężna generalizacja, ale na ogół się sprawdza. 😉
Inna sprawa, że introwertycy-komuniści to dla mnie dziwadła totalne, które nie rozumieją swojego interesu klasowego (albo nie wiedzą, że są introwertykami) albo nie zdają sobie sprawy, że postulują formę podejmowania decyzji i ogólnie sprawowania władzy, która znacząco narazi ich na dodatkowe, wyczerpujące relacje z innymi ludźmi (czasami w znacznej liczbie, a nie pojedynczo, co jest przez nich najbardziej preferowane), niekoniecznie wtedy, kiedy będą mieli ochotę na takie spotkania.
W komunizmie ekstrawertycy mają ogromną przewagę nad introwertykami, bo forma zarządzania komuną premiuje preferowane przez nich formy kontaktów międzyludzkich, zwłaszcza ich częstotliwość. Dlatego też komunizm jako propozycja, która ma zaprowadzić równość jest epic failem już na samym początku:
nie bierze pod uwagę, że ludzie się różnią psychiczną budową i w pozycji znacznie lepszej stawia pewne typy osobowości, podczas gdy inne są na pozycji przegranej.
Dla ekstrawertyków komunizm jest ok, bo po prostu lubią spotkania towarzyskie, a wspólne zarządzanie czymś i brak własności prywatnej daje znakomity pretekst do takich spotkań. Zawsze jest coś do obgadania i podjęcia wspólnej (zawsze wspólnej) decyzji. Dlatego też ekstrawertycy bardzo często są urodzonymi lewakami, uwielbiającymi prowadzenie dyskursów i podejmujących demokratyczne decyzje po naradach (można sobie pogadać, co jest wartością samą w sobie).
Dla introwertyków komunizm w praktyce byłby katorgą. Skoro kontakty z innymi ludźmi ich wyczerpują, a w kapitalizmie decydować mogą sami, jeśli tylko są właścicielami, to taka forma oparcia się na abstrakcyjnej regule, która mnogość dyskursów wyklucza i je wszystkie zastępuje, jest dla nich lepsza – nie naraża na kontakty, których sobie nie życzą. Jako szefowie mogą zarządzać ludźmi bez osobistego kontaktu, tworząc hierarchię w firmie na przykład. I zamiast rozmawiać ze wszystkimi, rozmawiają z niektórymi, którzy dalej przekazują ich dyspozycje.
Najlepszą instytucjonalną ochroną prywatności jest własność prywatna. Daje najwięcej możliwości jej obrony. Propertarianizm najpewniej jest wynalazkiem jakiegoś introwertyka. 😉 Podobnie jak zejście z drzew – tam na dole było po prostu mniej osobników tego samego gatunku. 🙂
Jak dla mnie walka klasowa jak postrzega ją marksizm to kwestia całkowicie marginalna – prawdziwie potężna walka klasowa toczy się między introwertykami i ekstrawertykami. Konflikty idą już nawet przez same rodziny, w których młodym introwertykom ich ekstrawertyczni rodzice jako metodę zapamiętywania informacji polecają głośne kucie, imitujące rozmowę, które może w ich wypadku było skuteczne, ale w przypadku introwertycznego potomstwa, spełza na niczym i jest marnowaniem jego energii i talentów. I vice versa. No, ale że dominującą liczebnie stroną są ekstrawertycy, to oni mają przewagę. Może w przeszłości jej nie mieli i dzięki temu osadniczy tryb życia zwyciężył i zaskutkował introwertyczną rewolucją neolityczną – wspólne szlajanie się, zbieractwo-łowiectwo przestało być aprobowanym stylem życia dla ogółu i przegrało z indywidualistycznym separacjonizmem i zmniejszeniem całych plemion do rodzin zaledwie. Taka hipoteza tylko.
I oczywiście lewica, kolektywizm atrakcyjny będzie dla ekstrawertyków, a prawica i indywidualizm dla introwertyków. Stąd pomysły znoszenia ścianek działowych przy stanowiskach pracy, na przykład w korporacjach, uderzają w komfort pracy introwertyków, natomiast istnienie tych ścianek, sprawia że ekstrawertycy czują się skrępowani, nie mogąc prowadzić bujnego życia towarzyskiego.
Wyjaśnia to też specyfikę konfliktu i faktu dlaczego ludzie tak mocno obstają przy swojej opcji aksjologicznej i komuniści nie potrafią przekonać ostatecznie kapitalistów i odwrotnie. Po prostu te ideologie już w trzewiach wydają się stronom nieodpowiednie dla nich i obrzydliwe. Dla ekstrawertyków obrzydliwe są przeszkody w kontaktach międzyludzkich i stawianie instytucjonalnych barier, dla introwertyków brak możliwości stawianie tych barier, które zapewniają im komfort.
Komunizm ssie.
Ja już dawno doszedłem do podobnych wniosków i ciężko mi na to odpowiedzieć. Jednak po prostu wolę współpracę (kiedy to potrzebne), a propertarianizm i kapitalizm laissez-faire jest nie do pogodzenia z moją wrażliwością (z wnioskami wynikającymi z analizy rozumowej zresztą też, ale to nie tu).
I oczywiście lewica, kolektywizm atrakcyjny będzie dla ekstrawertyków, a prawica i indywidualizm dla introwertyków.
Dla mnie na prawo droga jest już zamknięta. Drażni mnie ten elitaryzm, nieważne czy to elitaryzm jakichś konserwowych spadkobierców Hobbesa chcących by oświecony monarcha absolutny wziął za mordę głupi lud i chronił go przed nim samym, czy randroidów-darwinistów społecznych gardzących prolami-podludźmi. Dla mnie lewicowość to przede wszystkim stawanie w obronie pokrzywdzonego, nieważne, czy przez państwo, kapitalistę czy społeczeństwo (wiem, wiem, takie tam stare frazesy). Więc w sumie takiego introwertyka też.
Jeśli chodzi o indywidualizm- tak, tylko nie ten destrukcyjny w stylu randowskim.
Co do Twojej wersji konfliktu klas– introwertyk jak sztyrnerowski Jedyny? 😀 Sam nad tym myślałem.
Też mnie on drażni, zwłaszcza gdy usiłuje być uniwersalny, ale jeszcze bardziej drażni mnie pozbawienie możliwości budowania ładów na nim opartych przez te konserwy, o których wspominasz. Nie mam problemu z gośćmi, którzy lokalnie chcieliby sobie znaleźć seniora czy swojego króla. Wkurza mnie jedynie narzucanie tych osobistych preferencji ogółowi. I dlatego lewica z walką z elitaryzmem też mnie wkurza, bo ci też nie znają umiaru.
Dla buttersa kategoria dobrowolności jest niezrozumiała, jak przyznał w temacie obok, więc gówno go obchodzi, że jacyś kolesie mogą najlepiej czuć się w feudalizmie i jest to ich wybór, od którego nie trzeba ich wcale ratować.
Generalnie to jak z gustem muzycznym jest. Normalni ludzie niekoniecznie zmuszają innych do słuchania tego, co im się akurat podoba, eliminując pozostałe opcje i uznając je za szkodliwe, wrogie, etc.
Znaczy, ja tego narzucania wolności i równości też nie popieram i nie do końca rozumiem. Inna sprawa, że w jakiejś oazie na środku pustyni sąsiadujące ze sobą @kap i @kom by się zagryzły nawzajem o to, czy można posiadać ten jedyny wodopój w okolicy.