Czy może istnieć społeczeństwo nie wyznające żadnych wartości? Czy może istnieć społeczeństwo wyznające różne wartości? Najważniejsze, czy niektóre wartości są lepsze a inne gorsze?
Każdy człowiek może sobie odpowiedzieć na proste pytanie. Co jest dla mnie ważne? To „coś” jest dla niego wartością. Nie ma wątpliwości, że nie ma problemu z istnieniem społeczeństwa, w którym jeden uwielbia uprawiać kaktusy, a drugi lubi czerwone samochody. Wcale to nie oznacza, że najwyższą wartością tych ludzi jest konsumpcja – posiadanie. Faktyczna postawa życiowa wychodzi na jaw zazwyczaj tylko w sytuacjach ekstremalnych. Hedonizm (najważniejsza jest w życiu przyjemność płynąca np. z posiadania czy uprawiania ciekawego hobby) niestety nie nadaje się jako dominująca wartość dla całego społeczeństwa. Strażak nie decydowałby się na ryzykowanie życia w celu ratowania czyjegoś życia bądź mienia gdyby jego najwyższą wartością była przyjemność. Ta sama uwaga dotyczy żołnierzy i policjantów, bądź ludzi pełniących ich funkcje w Rothbardowskich agencjach ochrony.
Oczywiście można wyobrazić sobie społeczeństwo, którego członkowie kierują się różnymi wartościami, ale nie mogą one być zbyt różne. Do społeczeństw Zachodu (jak widać) nie bardzo potrafią się dopasować ludzie deklarujący: „my kochamy śmierć tak samo, jak wy kochacie życie”. Efektem takiej „integracji” może stać się poczucie zagrożenia i w końcu wysoki mur. Społeczeństwo, które byłoby zlepkiem różnych społeczności, działało jakośtam przed XIX wiekiem (w Europie), gdy ludzi było mało, ale ta idea odrodzona współcześnie w postaci apartheidu już całkiem nie.
Najczęściej (w dziejach) takim systemem wartości, który organizował społeczeństwo, była religia. Historia zna starożytne politeizmy, potem chrześcijaństwo, równolegle buddyzm, hinduizm (z systemem kast), tao z konfucjanizmem w Chinach i ateizm. Niektóre religie nadawały się do tego lepiej, bądź gorzej. Inne przechodziły ewolucje tak, żeby lepiej podeprzeć „tron”.
Będę chciał tutaj bronić ateizmu, jako dobrej, pełnoprawnej religii (może trochę obrządek jest mizerny – nie ma dzwoneczków ani kadzideł). Daje wyznawcom poczucie wyższości moralnej nad „niewiernymi” (czyli wierzącymi w tym przypadku) i pozwala na całkiem sprawne działanie w imię „świeckich wartości”. Szanujący się ateista musi wierzyć w nieistnienie Boga, bogów, aniołów, diabłów, duchów, dżinów, karmy, tao ani duszy. Dość rozbudowana teologia – jeśli na to spojrzeć uważniej. Niektórzy uznają istnienie tzw. „duszy zwierzęcej”, która umiera wraz z ciałem, ale mają oni status heretyków. Przekonanie o istnieniu „ateistycznych męczenników” uzasadniała również prześladowanie innowierców. Religia ta (jak wskazuje historia) potrafiła wydobyć w ludziach nie mniejsze pokłady poświęcenia niż każda inna. Nic dziwnego, mając teologię, heretyków i wyznawców należy jej się szacowne miejsce w religioznawstwie.
W naszej kulturze i chyba jeszcze bardziej – w japońskiej, wartością zmuszającą ludzi do „poczucia obowiązku” bywał honor. Czasami działało to lepiej niż jakakolwiek religia, jakkolwiek nigdy (chyba w żadnym społeczeństwie) nie osiągnęło masowego zasięgu.
Taką wartością bywał jeszcze czasami nacjonalizm (lub rasizm), ale wydaje się, że nigdy nie mógł konkurować z religią jako fundament zachowań społecznych. Na bandytę z ciemnej ulicy (jak twierdzą psychologowie) bardziej zawsze działała świadomość potępienia wiecznego niż niechęć do „bicia Polaka”.
Zawsze mnie zastanawiało czy wolności, nadaje się na wartość jednoczącą społeczeństwo. Zdarzało się, że ludziom dla tej idei poświęcać wiele. Wydaje się być wystarczająco uniwersalna, żeby ją godzić z różnymi religiami i postawami życiowymi. Jest (może być) altruistyczna tzn. nie zakłada osiągania celu kosztem jakiejkolwiek grupy czy jednostki.
Mam nadzieję, że wolność stanie się podstawową wartością społeczeństw, trochę boję się świata przyszłości, gdyby miało być inaczej. Chciałbym zacytować jak najbardziej optymistyczną wypowiedź Rothbarda (autora m. in. The Ethics of Liberty (ang.)), która tę wiarę wyraża:
W najszerszej i najdłuższej perspektywie libertarianizm zwycięży ostatecznie, ponieważ on i tylko on jest kompatybilny z naturą ludzką i świata. Tylko wolność może zapewnić człowiekowi dostatek, spełnienie i szczęście. W skrócie, libertarianizm zwycięży, ponieważ jest prawdziwy, ponieważ jest właściwą drogą postępowania dla rodzaju ludzkiego, zaś prawda ostatecznie wyjdzie na światło dzienne (…) Mamy obecnie systematyczną teorię; przychodzimy w pełni uzbrojeni w naszą wiedzę, przygotowani do przekazania naszej wiadomości i zawładnięcia wyobraźnią wszystkich grup społecznych. Wszystkie inne teorie i systemy zawiodły: socjalizm wszędzie znajduje się w odwrocie (…); liberalizm (w USA słowo to oznacza socjaldemokrację – przyp. tłumacza) uwikłał nas w mnóstwo nierozwiązywalnych problemów; konserwatyzm nie ma do zaoferowania nic poza sterylną obroną status quo. Wolność w świecie współczesnym nigdy nie została w pełni sprawdzona; teraz libertarianie proponują spełnić amerykański sen i światowy sen o wolności, i dostatku dla wszystkich.
Radosław Tryc
10 lipca 2007 r.
***
Tekst został wcześniej opublikowany w blogu Freedom Fighter
Autor artykułu prowadzi bloga Freedom Fighter
heh. hedonizm nie może być? a jak ktoś po prostu lubi robotę strażaka lub policjanta?
gdybanie o czarnym kocie, w ciemnym pokoju bez okien…
Hedonizm jako podstawowa wartość budująca społeczeństwo nie może być 😉
Śmierć w ogniu (np. ratując czyjeś życie) uniemożliwia dalsze odczuwanie przyjemności z roboty strażaka.
śmierć w ogóle odbiera możliwość odczuwania przyjemności. wiem, że był hedonista, który mówił, że najlepiej urodzić się martwym (trochę inaczej chyba to uzasadniał, ale zawsze). ale to tylko jeden taki był. inni mają ianczej. sądzę, zę hipotetyczny hedonista-strażak po prostu jarałby się kilkoma rzeczami: ryzykiem, poważaniem no i możliwością zaspokojenia miłości do innych. czyli czyste odmęty hedonizmu.
nie to, żeby jakoś wyjątkowo jarał się hedonizmem. ale potrafię sobie wyobrazić podobające mi się poglądy dające się zaklasyfikować do hedonizmu. i jakoś nie wierzę, że prowadziłyby do zagłady.
ogólnie, to myślę, że zdrowa kultura ma raczej mocno zróżnicowane postawy i wartości, które się uzupełniają. np. taki rzym, miał moralnych panów i moralnych niewolników i przetrwał tak długo, że hoho! 🙂
marudzisz.
Masz rację, nie wspomniałem o możliwości utrzymania społeczeństwa w całości przy pomocy czystej przemocy. Z racji przekonań wykluczyłem to na wstępie i nie napisałem.
Nie miałem jak na razie okazji spotkać człowieka, który uważałby się za hedonistę (w sensie dominującej postawy a niekoniecznie określenia) i kochał innych bardziej niż siebie, do poziomu ryzykowania samozniszczenia. Nie wykluczam, że jest to możliwe, ale gratuluję wyobraźni.
Jak definiujesz pojęcie „zdrowej kultury”? Przydałby się jeszcze może jakiś przykład.
Zapomniałem jeszcze podziękować za sformułowanie (zachwyciło mnie): „gdybanie o czarnym kocie, w ciemnym pokoju bez okien…”
Tak, staram się przewidzieć jak będzie, gdy włączymy światło.
zdrowa kultura to żywotna kultura, ekspansywna co naj mniej, w dodatku potrafiąca długo przetrwać. przy czym, to nie jest wartościujące określenie. nie jestem fanem społeczeństw niewolniczych i sądzę, że niektóre niezdrowe kultury bardziej by mi odpowiadały, niż te zdrowe. chciałem tylko, tak dla draki, zasugerować, że pluralizm wartości nie jedno ma imię i że całe wielkie społeczności (i żywotne, bo co by nie powiedzieć, rzym był żywotny) utrzymywały się na pluralizmie. i nie sądzę, żeby niewolnicy w starożytnym Rzymie byli trzymani w niewoli tylko siłą. w końcu było ich chyba liczebnie tyle, co panów, jeśli nie więcej.
a jeśli altruizm nie jest hedonistyczny, to dlaczego przyjemniej być chwalonym, niż ganionym za bezinteresowność?
Posiadanie wspólnych wartości (nadrzędnych) w danym społeczeństwie nie determinuje braku pluralizmu. Jeden może być żarliwym katolikiem, inny muzułmaninem, jeszcze inny zadeklarowanym hedonistą. Jeśli oni wszyscy uznają wolność (przykładowo) za nadrzędną wartość, społeczeństwo jest (moim zdaniem) bezpieczne jako jakaś całość.
Starożytny Rzym bardzo długo był monolityczną kulturą, spajany najpierw wartościami bardzo plemiennymi a na końcu kultem cesarzy. Dopiero inwazja ludów obcych kulturowo i akceptacja chrześcijaństwa – spowodowała zburzenie tamtej cywilizacji.
W Chinach, Indiach, Japonii czy świecie Islamu (rozumianego jako cywilizacja, a nie religia), które są niezwykle monolityczne i stabilne, żadne zmiany (praktycznie) nie pojawiały się od wewnątrz, ale takich „zdrowych kultur” się boję. Jedyny rozwój to cyzelowanie ornamentów na ostrzach i rafinowanie metod zadawania cierpień czy doznawania rozkoszy.