Pani Patrycja Szyszko w liście z 5 kwietnia 2004 (godz. 08:22) postuluje 30% udziału państwa we własności lasów. Kilka pytań:
Dlaczego 30% a nie 20% albo 90%? Czy to ma dotyczyć tylko lasów? Co z jeziorami, bagnami, rzekami, górami itd.? Skąd pewność, że państwowa straż pożarna i państwowe służby leśne strzegą lasów lepiej niż robiłby to prywatny właściciel z pomocą wynajetych prywatnych służb? Skąd wniosek, że to „dzięki państwowej własności leśnej w naszym kraju zachowały się gatunki roślin i zwierząt , które już dawna zniknęły z mapy przyrodniczej zachodniej Europy”? Stopień upaństwowienia lasów w Ukrainie, Czechach albo w Rumunii był i jest zapewne nie mniejszy niż w Polsce, a czy w tych krajach lasy mają się tak świetnie? Bardzo kocham las – i stąd moje pytania. A na okrasę coś z Rothbarda („O nową wolność. Manifest libertariański”):
„Prawdą jest, że niekiedy dochodziło i dochodzi do nadmiernej eksploatacji niektórych surowców naturalnych. W żadnym z tych przypadków przyczyna nie leży jednak w „chciwości kapitalistów”. Przeciwnie, powodem wyczerpania zasobów jest nieumiejętność rządu, który nie potrafi przystać na prywatną własność surowców, nie umie kierować się logiką prawa własności prywatnej wystarczająco konsekwentnie. Za przykład mogą posłużyć zasoby drewna. Większość lasów na zachodzie Ameryki i w Kanadzie nie jest prywatną własnością, tylko należy do rządu federalnego albo rządu prowincji. Rząd dzierżawi użytkowanie lasów prywatnym przedsiębiorstwom drzewnym. Prywatna własność dotyczy więc tylko rocznego korzystania z zasobu, a nie samego lasu, samego surowca. W tej sytuacji prywatna spółka drzewna nie jest właścicielem wartości kapitałowej i nie musi się przejmować wyniszczeniem samego źródła surowca. Nie ma bodźców ekonomicznych, które skłaniałyby ją do dbałości o zasoby, do ponownego zadrzewiania wyeksploatowanych terenów itd. Jedynym celem przedsiębiorstwa jest wycięcie jak największej ilości drzew w jak najkrótszym czasie, a podtrzymywanie wartości kapitałowej lasu nie ma w jego przypadku żadnego sensu ekonomicznego. W Europie, gdzie znacznie częściej można się spotkać z prywatną własnością lasów, przypadki zniszczenia zasobów leśnych są rzadkie. Gdy zezwoli się na prywatną własność samego lasu, właścicielowi opłaca się chronić las i dbać o jego odnawianie. Dzięki temu może on pozyskiwać drewno, nie powodując spadku wartości kapitałowej lasu.
W Stanach Zjednoczonych głównym winowajcą jest Służba Leśna Departamentu Rolnictwa USA, która jest właścicielką lasów i oddaje w roczną dzierżawę prawa do wyrębu, co prowadzi do zniszczenia drzewostanu. Natomiast w lasach będących własnością prywatną dużych firm handlujących tarcicą, takich jak Georgia-Pacific i U.S. Plywood, stosuje się naukowe metody wyrębu i zalesienia w celu zapewnienia dostaw surowca w przyszłości.
Inną negatywną konsekwencją tego, że amerykański rząd nie zezwalał na prywatną własność surowców, było zniszczenie pod koniec XIX wieku prerii na Zachodzie. Każdy, kto oglądał westerny, wie, co oznaczają owiane nimbem tajemniczości „tereny otwarte” i zna problem brutalnych „wojen” o parcele rolne między hodowcami bydła, hodowcami owiec i farmerami. „Tereny otwarte” były wynikiem błędnego zastosowania przez rząd polityki osadnictwa do warunków suchszego klimatu panującego na zachód od Mississippi. 160 akrów, które osadnik otrzymywał na Wschodzie z puli gruntów rządowych, w wilgotniejszym klimacie stanowiło jednostkę wystarczająco dużą jak na potrzeby racjonalnej gospodarki rolnej. Ale w suchym klimacie, który panował na Zachodzie, nie sposób było prowadzić opłacalnej hodowli bydła lub owiec na 160 akrach. Mimo to rząd federalny nie zgodził się na powiększenie jednostki ponad 160 akrów, by umożliwić zakładanie większych farm hodowlanych. Stąd wziął się pomysł „terenów otwartych”. Dzięki niemu właściciele bydła i owiec mogli przepędzać swobodnie swoje stada po pastwiskach należących do rządu. Oznaczało to jednak, że nikt nie był właścicielem pastwisk, ziemia nie należała do nikogo. Każdy hodowca miał więc ekonomiczny interes w tym, żeby jego stado pasło się i wyjadało trawę jak najszybciej, zanim stado innego hodowcy ogołoci prerię z trawy. Rezultatem tragicznie krótkowzrocznej decyzji o odmowie przyznania prawa własności do pastwisk była nadmierna eksploatacja prerii i całkowite ich wyniszczenie spowodowane zbyt wczesnym wypasaniem na wiosnę. Nie było też możliwości rekultywacji terenów, na których wypasano bydło. Jeśli ktoś próbował obsiewać trawą jakiś teren, musiał później bezradnie patrzeć, jak kto inny wypasa w tym miejscu swoje bydło lub owce. W ten sposób doszło do wyeksploatowania Zachodu i do powstania „rejonu burz piaskowych” („dust bowl”). Stąd również wzięły się – podejmowane przez wielu farmerów i hodowców – nielegalne próby wzięcia spraw w swoje ręce – grodzenie i wyznaczanie prywatnych gruntów oraz związane z tym częste wojny o tereny do wypasu.”
(M. N. Rothbard, O nową wolność. Manifest libertariański, fragment rozdziału 13: „Ochrona środowiska, ekologia i wzrost”)
Witold Falkowski
(4 maja 2004)
***
Artykuł wcześniej ukazał się na Stronie Prokapitalistycznej