Witold Falkowski “Czym powinni zajmować się przyjaciele wolności?”

[Omówienie artykułu Llewelyna H. Rockwella Jr. pt. “What Should Freedom Lovers Do?”]
Lew Rockwell, założyciel i prezes Instytutu Misesa w Auburn w Alabamie

Czy droga do wolności wiedzie przez stanowiska we władzach państwa? Jaką drogę zawodową powinien obrać libertarianin?

Lew Rockwell – uczeń Rothbarda, przeciwnik scentralizowanego państwa, autor sześciu książek i tysięcy artykułów o tematyce libertariańskiej – podejmuje próbę odpowiedzi na te ważne ze względów teoretycznych i praktycznych pytania w Mises Daily z 20 kwietnia 2004.

Z pozoru odpowiedź wydaje się prosta. Jeśli chcesz coś zmienić w polityce, wpłynąć na funkcjonowanie państwa, to idź do rządu. Okazuje się jednak, że wybór tej drogi grozi tym, czym groziło wejście w posiadanie pierścienia we Władcy Pierścieni Tolkiena: nie można już z tej drogi zrezygnować, tak jak z największą niechęcią rezygnowało się z władzy i uroków, jakie oferował pierścień. Istnieje na to wiele przykładów. Chrześcijańska prawica w USA z lat osiemdziesiątych weszła w struktury władzy z zamiarem poluzowania państwowego jarzma. W 20 lat później ci sami ludzie pracują w Departamencie Edukacji, w Białym Domu, albo uczestniczą w opracowaniu uchwały dotyczącej napaści na inne państwo. Pewien urzędnik, który przysięgał kiedyś wierność Rothbardowskiej ekonomii politycznej, współpracuje teraz z władzami okupacyjnymi w Iraku. Wielu Murzynów – byłych niewolników – zaproszonych do udziału we władzy po wojnie secesyjnej pozostawało w rządzie dla wygody i prestiżu, mimo że ich pierwotnym celem była emancypacja Czarnych.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego znacznie bardziej prawdopodobne jest, że państwo przeciągnie na swoją stronę libertarianina, niż że libertarianin zmieni od środka państwo? Jedyną funkcją państwa jest utrzymywanie aparatu represji i przymusu. Jest to cecha dystynktywna państwa, to, co decyduje, że państwo jest państwem. Dlatego państwo reaguje przyjaźnie na argumenty za zwiększeniem jego wpływów, a wrogo na wszelkie głosy mówiące o tym, że jego władza i represyjność powinny być ograniczone. Próba reformowania państwa przez uczestnictwo we władzy musi prowadzić do flirtu z aparatem przymusu i ostatecznie do przyjęcia postaw, którymi jeszcze niedawno zdecydowanie się gardziło. Wejście w szeregi biurokracji po to, żeby walczyć z biurokracją, uczestnictwo w rządzeniu państwem w celu jego ograniczenia jest jak gaszenie pożaru za pomocą zapałek i benzyny. Państwo można skłonić do pewnych zmian, ale nie na drodze przyjacielskiej perswazji. Motywem działania państwa jest strach. Politycy mogą się wycofać z planowanej podwyżki podatków lub odstąpić od wprowadzenia nowych regulacji, ale tylko wtedy, gdy obawiają się niezadowolenia społecznego. Tak było w przypadku zniesienia prohibicji albo uchylenia ograniczenia prędkości na drogach do 55 mil na godzinę.

Polem działania wolnościowca nie jest więc władza. Libertarianin powinien kierować swoją aktywność w sferę gospodarki i szeroko pojętej edukacji. Problemowi strategii działań na rzecz wolności wiele uwagi poświęcił Murray N. Rothbard. Podkreślał on, że nigdy nie należy poświęcać celów długofalowych na rzecz korzyści doraźnych. Nie oznacza to, że nie należy się cieszyć z jednoprocentowej obniżki podatku. Nie można jednak pozwolić się wciągnąć w polityczne targi. Nie wolno uznać za właściwe zniesienia złego podatku po to, by zastąpić go lepszym. To bowiem oznaczałoby posłużenie się środkiem (podatkiem), który jest sprzeczny z ostatecznym celem (jakim jest zniesienie podatków). Strategia na rzecz wolności, którą przedstawia Rothbard sprowadza się do czterech zasad: 1) zwycięstwo wolności jest naczelnym celem politycznym; 2) właściwym przygotowaniem do osiągnięcia tego celu jest żarliwe umiłowanie wolności; 3) do celu należy dążyć stosując najszybsze i najefektywniejsze środki; 4) stosowane środki nigdy nie mogą stać w sprzeczności z naczelnym celem.

Libertarianie działający w pierwszej połowie XX wieku wiedzieli, w jaki sposób przeciwstawiać się etatyzmowi. Zajmowali się biznesem i publicystyką. Pisali książki. Głosili poglądy na arenie kultury. Pomnażali majątki w celu finansowania prasy, szkół, fundacji i instytucji edukacyjnych. Rozwijali działalność gospodarczą, żeby budować zaporę dla centralnego planowania. Zostawali nauczycielami i profesorami. Mieli wspaniałe rodziny i dbali o wykształcenie swoich dzieci.

Ta droga jest nadal aktualna. Tysiące młodych ludzi, którzy właśnie odkrywają ideę wolnościową, powinny trzymać się z daleka od władz centralnych i uwodzicielskich uroków rządzenia. Oczywiście, jeśli libertarianin zatrudniony w urzędzie ds. gospodarki przestrzennej twierdzi, że działa w dobrym celu, to niewątpliwie tak jest. Powstaje jednak pytanie, o ile bardziej przysłużyłby się sprawie, gdyby porzucił swoje stanowisko i napisał demaskatorski artykuł o przekrętach w biurokracji. Jeden taki celny atak na państwowy urząd może przynieść większą zmianę niż dziesięciolecia kreciej roboty wewnątrz struktur władzy.

Pracę dla rządu zostawmy więc socjalistom, reformatorom społecznym i keynesistom. Ta ścieżka kariery jest zaprojektowana dla nich i stanowi ich naturalny żywioł, ponieważ zaspokaja ich ambicję kontrolowania społeczeństwa za pomocą rządu.

Nasza droga jest inna. Potrzebujemy więcej profesorów, właścicieli przedsiębiorstw, ojców i matek, działaczy religijnych. Partia wolności jest przyjacielem gospodarki i kultury, a nie państwa. Gospodarka i kultura stanowią naszą ojczyznę; one są bazą dla reform społecznych i zasadniczej zmiany systemu. Nie można z góry przewidzieć, jakie działania na rzecz wolności powinny podjąć poszczególne osoby. Pewne jest tylko, że zwolennicy wolności nie powinni wiązać swojej kariery z uczestnictwem we władzach centralnych. Państwo może wyłącznie wciągnąć ludzi miłujących wolność w swoje tryby i ich wchłonąć, albo odtrącić na dobre.

10 thoughts on “Witold Falkowski “Czym powinni zajmować się przyjaciele wolności?”

  1. Brawo dla Liberalis za takie teksty. Jeśli rozprawić się z minarchistami tj. z etatystyczną treścią i z różnej maści reformatorami via państwo tj. z etatystyczną metodą to wreszcie będzie można rozpocząć rzetelną dyskusję o przemianach.

  2. @ Maciej

    O ile czesto moglbym przyznac Ci racje o tyle teraz, no… nie bardzo. Spor i „eliminacja” minarchistow przez libertarian przypomina troche walke jednego planktonu z innym planktonem… nie wiem czy to w ogole ma sens…

    …zwlaszcza w kraju w ktorym coraz wiecej ludzi CHCE by panstwo decydowalo o tym co maja robic a niedlugo nawet, za przeproszeniem, tylka sobie nie podetra bez odpowiedniej ustawy i policjanta sprawdzajacego czy robia to dobrze.

  3. Najpierw anarchokapitaliści się rozprawią z minarchistami, potem lewicowi libertarianie z prawicowymi, potem agoryści ze zwolennikami minimalnego przymusu wspólnotowego, potem z tych co zostali zwolennicy aborcji z przeciwnikami aborcji… a na końcu zostanie tylko dwóch libertarian, z których jeden będzie chciał wykończyć drugiego za nieortodoksyjność 😀

  4. mimo podziałów w wolnościowej rodzince , powinniśmy współpracować jak najściślej …

    np. przy powrocie libertarianizm.pl itd.

  5. Ciekawy tekst!! osobiscie spelniam jedna z rol opisanych w tym tekscie,niemniej jednak wspieral politycznie bede tych ktorzy jednak chca dojsc do wladzy i skutecznie ja ograniczac-jak narazie nie ma mowy o jej calkowitej likwidacji!!

  6. > Pracę dla rządu zostawmy więc socjalistom, reformatorom
    > społecznym i keynesistom.

    Nie wiem co trzeba myśleć, żeby państwo, które jest narzędziem przymusu, oddawać swoim przeciwnikom.

  7. Nie chodzi o to i z pewnością nie było takich intencji, aby anarchokapitaliści zwalczyli minarchistów (w sensie zabili), ale o przekonanie państwowców minarchistów do anarchokapitalizmu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *