Jedną z częstych analogii używanych przez minarchistów jest to, że jesteśmy na tym samym pociągu, ale minarchiści wysiadają wcześniej. Tylko że nie do końca tak jest. Anarchizm i minarchizm wymagają skrajnie różnego podejścia i skrajnie różnych taktyk.
Minarchizm z założenia wymaga parlamentaryzmu. Nikt raczej nie oczekuje, że masowy zwrot ku czarnym rynkom a’la agoryzm albo stowarzyszenia pomocy wzajemnej a’la mutualizm spowodują, że państwo powie „ok, to ja wam nie przeszkadzam” i się posłusznie skurczy do minimum. Anarchizm z kolei z natury rzeczy kładzie nacisk na „budowę nowego społeczeństwa w skorupie starego” zamiast wyborczych karnawałów.
Należy więc się zapytać, pomijając już same kwestie tego, jaki system jest lepszy, która taktyka doprowadzi nas do względnej wolności szybciej, lepiej i wydajniej.
Z tego, co widzę, parlamentaryzm jest od alternatywnych taktyk gorszy na wszystkich frontach. Po pierwsze, działa się w tym przypadku w środowisku z natury rzeczy konserwatywnym. Wyjeżdżamy z propozycjami, które są zupełnie nietestowane – w rezultacie najlepsze, na co możemy liczyć, to bardzo mozolne zmiany w jakimś kierunku, bo ludzie się po prostu boją radykalnych nowości. Działanie oddolne może na miejscu pokazać ludziom i nam przy okazji, co działa, a co nie. Pozostajemy wtedy wyczuleni na ludzkie potrzeby.
W dodatku, zdaje mi się, minarchizm jako ideologia nic już nie zdziała. Dwa razy politycy wciskali ludziom minarchię – raz w dziewiętnastym wieku i drugi, w latach osiemdziesiątych, jako „konserwatywna rewolucja” – i dwa razy się na niej ludzie przejechali, gdy okazało się, że chodzi nie o ich wolność tylko o cudze przywileje. Trzeci raz nie dadzą się nabrać. A bez oddolnego działania nasz wizerunek de facto pozostaje na łasce ludzi znacznie silniejszych od nas.
A jest wątpliwe, czy możemy liczyć choćby i na to, patrząc na punkt drugi – parlamentaryzm jak dotąd nic nie zdziałał. Nic. Zero. I proszę mi nie wciskać samozadowolonych argumentów w stylu „gdyby nie partie libertariańskie, byłoby jeszcze gorzej” – gdyby wszystkie te partie na całym świecie znikły jutro w tajemniczy sposób, nikt by prawie tego nie zauważył. Jeśli jakaś partia libertariańska odnosi sukces to tylko dlatego, że przestaje być w większości partią libertariańską (vide Kostaryka). Politycy z mniej lub bardziej libertariańskimi programami albo są wyśmiewani, kompromitowani i marginalizowani (Ron Paul) albo później okazuje się, że wciskali kit (Wujek Ronnie).
A a’propos Reagana, to pokazuje kolejne zagrożenie dla naszych minarchistycznych przyjaciół – a mianowicie przejęcie. Lewiatan to bardzo sprytne zwierzę i nie raz pokazało, że potrafi niemal każdą ideologię przekuć na swoje potrzeby w jej własne przeciwieństwo. Tak było z ruchem socjalistycznym, który z ruchu na rzecz wyzwolenia robotników ze szponów kapitału stał się ruchem Nowej Klasy Średniej na rzecz „naukowego zarządzania” robotnikami tak, żeby wydawało im się, że mają na coś wpływ, ale żeby nie wrzucali za dużo piachu w tryby państwowo-kapitalistycznej machiny. Tak się też stało z klasycznym liberalizmem, który stał się ideologią obrony bogactwa, niezależnie od jego źródła.
Duża część ekonomicznego programu minarchistów stała się już elementem oficjalnej ideologii neoliberalizmu. I tak pod nazwą „wolnego handlu” i przy pomocy libertariańskich argumentów broni się dopłat rolniczych, własności intelektualnej i interesu korporacji. „Prywatyzacja” znaczy dziś nie tyle oddawanie władzy w ręce zwykłych ludzi, co odsprzedaż majątku podatników kumplom za bezcen – nierzadko wydając więcej na „przygotowania” do prywatyzacji, zachęty i ulgi podatkowe, niż wynoszą same przychody z prywatyzacji. Cięcia podatków oznaczają dziś cięcia tylko dla bogatych – bo przecież oni są „motorem gospodarki,” jak szybko przypomną nam ekonomiści Chicagowscy i podażowi, a nierzadko i sami Austriacy.
Z drugiej strony bardzo dużo zmian w świadomości ludzi – i także w polityce nastąpiło za sprawą ludzi gotowych złamać prawo w imię sprawiedliwości. Którego Williama się bardziej pamięta – Lloyda Garrisona czy Everta Gladstone’a? Którego Martina się pamięta – van Burena czy Luthera Kinga?
Te sprawy – sprawy strategii – są dla mnie kluczowe. Nie będę się kłócił, czy anarchizm, czy minarchizm jest lepszy – obie alternatywy byłyby pewnie o niebo lepsze od tego, co mamy dzisiaj. Ale prawdę mówiąc nie widzę po prostu minarchii powstającej w inny sposób niż z anarchii.
Dlatego moja propozycja jest taka – najpierw znieśmy państwo, a później dopracujemy szczegóły 😉
„A a’propos Reagana, to pokazuje kolejne zagrożenie dla naszych minarchistycznych przyjaciół – a mianowicie przejęcie. Lewiatan to bardzo sprytne zwierzę i nie raz pokazało, że potrafi niemal każdą ideologię przekuć na swoje potrzeby w jej własne przeciwieństwo.”
Otóż to. Coś podobnego napisałem w postach https://liberalis.pl/2008/02/18/dominik-ostrzechowski-anarchizm-vs-minarchizm-glos-w-dyskusji/comment-page-6/#comment-2220 i https://liberalis.pl/2008/02/18/dominik-ostrzechowski-anarchizm-vs-minarchizm-glos-w-dyskusji/comment-page-3/#comment-2197
Naprawdę, nie potrafię pojąć, jak propaństwowi minarchiści mogą pozostawać ślepi na istnienie „szklanego sufitu” plutokratów. Zwłaszcza, jeśli ktoś żyje w Polszy i ma okazję śledzić rodzimą scenę polityczną. Co jak co, ale dyspozycyjność naszych środowisk politycznych wobec wielkiego biznesu – ludzi często i gęsto powiązanych z różnymi służbami, dawnymi i obecnymi (Rysiu Krauze na ten przykład, „największy płatnik”) – jest faktem, którego uświadomienie sobie nie wymaga jakiejś niesamowitej gimnastyki umysłowej i nie wiadomo jakich analiz.
Szczytem naiwności jest wierzyć, że gdyby libertarianie doszlusowali do parlamentu, objęli władzę i zaczęli wdrażać swoje reformy, to ludzie Wielkiego Biznesu staliby grzecznie z boku i spokojnie patrzyli, jak konstrukcja która wydźwignęła ich w górę, zabezpiecza ich interesy, wali się i sypie. Podkreślę raz jeszcze. Ludzie ci, posiadając wsparcie ze strony polityków, służb specjalnych, a nierzadko półświatka, stoją de facto ponad prawem i potrafią zniszczyć każdego, kto pcha się na świecznik i głosi idee/koncepcje godzące w ich interesy. Może to być, jak napisałeś Jędrzeju, wyciąganie kompromitujących brudów (na każdego znajdzie się jakiś hak, a jeśli nie, co za problem wymyślić?), ale równie dobrze bardziej niewerbalne metody (jak morderstwa prominentnych działaczy związkowych w krajach Ameryki Łacińskiej, na zlecenie wielkich korporacji).
Najczęściej jednak zdarza się, że radykałów „pacyfikuje się” już na starcie ich kariery politycznej, wymuszając różne ustępstwa i stępienie ostrza radykalizmu. Czasem też sami zginają karki na widok suto zastawionego „koryta”. A jeśli powiedziało się „A” – raz się poszło na kompromis – to „B”, „C” itp sumienie zniosą już dużo łatwiej…
Errata: sumienie ZNIESIE
Witaj Jędrzeju! Dawno Cię tu nie było. Fajny artykuł.
„W dodatku, zdaje mi się, minarchizm jako ideologia nic już nie zdziała. Dwa razy politycy wciskali ludziom minarchię – raz w dziewiętnastym wieku i drugi, w latach osiemdziesiątych, jako „konserwatywna rewolucja” – i dwa razy się na niej ludzie przejechali, gdy okazało się, że chodzi nie o ich wolność tylko o cudze przywileje. Trzeci raz nie dadzą się nabrać. ”
Więc do trzech razy sztuka. Tylko tym razem już bez żadnej „konserwatywnej rewolucji” czyli konserwowania przywilejów zdegenerowanych możnych.
„A bez oddolnego działania nasz wizerunek de facto pozostaje na łasce ludzi znacznie silniejszych od nas.”
A zatem nadzieja w umasowieniu Ruchu Libertariańskiego a to oznacza raczej kierunek „libertarian left” oraz tolerancję i poparcie dla Masowego Agoryzmu.
„Cięcia podatków oznaczają dziś cięcia tylko dla bogatych – bo przecież oni są „motorem gospodarki,” jak szybko przypomną nam ekonomiści Chicagowscy i podażowi, a nierzadko i sami Austriacy.”
Ano! Czyli zamiast Wolności zaledwie „optymalizacja pasożytnictwa”. Że już nie wspomnę o tym, że Chłopcy Chicagowcy onegdaj poparli Pinocheta.
„Z drugiej strony bardzo dużo zmian w świadomości ludzi – i także w polityce nastąpiło za sprawą ludzi gotowych złamać prawo w imię sprawiedliwości. Którego Williama się bardziej pamięta – Lloyda Garrisona czy Everta Gladstone’a? Którego Martina się pamięta – van Burena czy Luthera Kinga?”
Podstawa to Stan Ducha. Ten stan który cięzko przeliczyć na pieniądze. No i „ruszanie sumieniem” oczywiscie. 🙂
@ ErisLover
“A a’propos Reagana, to pokazuje kolejne zagrożenie dla naszych minarchistycznych przyjaciół – a mianowicie przejęcie. Lewiatan to bardzo sprytne zwierzę i nie raz pokazało, że potrafi niemal każdą ideologię przekuć na swoje potrzeby w jej własne przeciwieństwo.”
Ano prawda! :-((
„Naprawdę, nie potrafię pojąć, jak propaństwowi minarchiści mogą pozostawać ślepi na istnienie “szklanego sufitu” plutokratów. ”
Bo propaństwowi miniarchiści zwykle pochodzą z możnych ekstablishmentowych rodów i istnienie „szklanego sufitu” jest im BARDZO na rękę.
Czyli „Wolność TAK ale pod warunkiem, że NASI będą mieli zarezerwowaną pozycję społeczną i to najlepiej po wsze czasy”.
„Szczytem naiwności jest wierzyć, że gdyby libertarianie doszlusowali do parlamentu, objęli władzę i zaczęli wdrażać swoje reformy, to ludzie Wielkiego Biznesu staliby grzecznie z boku i spokojnie patrzyli, jak konstrukcja która wydźwignęła ich w górę, zabezpiecza ich interesy, wali się i sypie. Podkreślę raz jeszcze. Ludzie ci, posiadając wsparcie ze strony polityków, służb specjalnych, a nierzadko półświatka, stoją de facto ponad prawem i potrafią zniszczyć każdego, kto pcha się na świecznik i głosi idee/koncepcje godzące w ich interesy.”
Niestety prawda. Dlatego nadzieja tylko w masowości ruchu libertariańskiego. I akcje bojkotowe wymierzone przeciwko szefom toksycznych korporacji.
Przy rozwiniętym agoryźmie oznacza to na przyklad półroczny bojkot benzyny przy równoczesnym zasilaniu paliwem agorystycznym. Policja nie zamknie wszystkich w mamrze a po takiej akcji bojkotowej najpotężniejsza mafia jakim jest sektor paliwowo-energetyczny pęknie. A jak zechce wprowadzić Stan Wojenny, wtedy najnaiwniejsze staruszki wreszcie zrozumieją kto rządzi światem tak naprawdę. I Front Antypaństwowy będzie tak potężny że nic już nie zatrzyma biegu wypadków. Akcje bojkotowe powaliły w Indiach na kolana nawet Imperium Brytyjskie a co dopiero obecne gnijące Państwo wspomagane przez nielicznych acz bogatych oligarchów.
To na razie tyle,
Ale czemu autor zakłada, że minarchistyczne państwo musi być osiągnięte drogą parlamentaryzmu ????
Anarchia to utopia, gdyż zawsze zawsze będzie istnieć jakieś państwo silnejsze ppowstałe z danej społeczności anarchistycznej, które zacznie podbijać inne społeczności. Minarchizm gwarantuje chociaż stabilność i ucywilizowanie.
Ale czemu autor zakłada, że minarchistyczne państwo musi być osiągnięte drogą parlamentaryzmu ?
Poza tym to z anarchii wyrastają państwa i prędzej czy później jedno z tych państw zaczyna podbijać inne. 😀
Anarchia to bajka dla dzieci, minarchizm nie, gdyż zapewnia powrót cywilizowanej społeczność, której nikt nie najedzie z mieczami i łukami.
Camillus trysłeś elokwencją jak się patrzy przeczytaj sobie dyskusje pod poprzednimi wątkami z karnawału, może tam ci się coś rozjaśni bo błądzisz mój drogi, błądzisz bardzo.
Tak mi jeszcze w temacie wpadł stary artykuł: https://liberalis.pl/2007/08/22/stephan-kinsella-co-to-znaczy-byc-anarchokapitalista/
Jędrek, ale co chcesz znosić? współczesny system rozpadłby sie na pół przy tylko, gdyby większa grupa ludzi chciała wyciągnąć swoje pieniądze z banków na jeden raz. i mimo wszystko tego nie robią. a nikt im chyba nie był w stanie wszystkim wtedy zagrozić.
>> Ale czemu autor zakłada, że minarchistyczne państwo musi być osiągnięte drogą
>> parlamentaryzmu ????
>>
A jak inaczej? Wchodzi Pinokio, bierze za mordę i wprowadza minarchizm? 😀
>>Poza tym to z anarchii wyrastają państwa i prędzej czy później jedno z tych państw
>>zaczyna podbijać inne.
>>
A z minarchii wyrastają zatopione miasta Starożytnych, którzy pożrą pierworodne dzieci i wprowadzą pięć tysięcy lat rządów terroru i ciemności! Buahahaha!
Albo mówiąc inaczej: argumenty proszę 😉
O albo coś takiego: z minarchii wyrastają silniejsze państwa i słabsze państwa (potwierdzone dość jednoznacznie przez historię – zresztą, co zauważył już Hoppe, małe rządy są generalnie bardziej skłonne do podbojów) i jedne zaczynają podbijać drugie i jest chaos i cywilizacja upada itd. To co dalej? Rząd światowy?
>> współczesny system rozpadłby sie na pół przy tylko, gdyby większa grupa ludzi chciała
>> wyciągnąć swoje pieniądze z banków na jeden raz.
No widzisz i w tym właśnie cały pic, że tego nie robią.
Jędrzej, dwie kwestie:
„Nikt raczej nie oczekuje, że masowy zwrot ku czarnym rynkom a’la agoryzm albo stowarzyszenia pomocy wzajemnej a’la mutualizm spowodują, że państwo powie „ok, to ja wam nie przeszkadzam” i się posłusznie skurczy do minimum.”
Ale za to posłusznie się zlikwiduje?
„Najpierw znieśmy państwo, a później dopracujemy szczegóły ;)”
Hasło roku ;P Pozwolisz, że zaadoptuję. 🙂
@Jeremi:
Nie chodzi o to, żeby cokolwiek posłusznie zrobiło, bo państwo posłuszne nikomu raczej nie będzie. Spodziewam się raczej, że będzie się kurczowo trzymało swego istnienia i z tego względu nawet przy silnym ciśnieniu społecznym nie skurczy się z konieczności. Ale w końcu będzie zmuszone upaść. Wolę nie myśleć co by było, gdyby tak się nie stało…
A hasło nie dorasta libertariańskiej inkwizycji do pięt 😉
libertariańską inkwizycje stosuje gdzie się da to fakt 😀
Była jeszcze „dyktatura libertariatu” 😀
A takoż „totalitaryzm liberalny” 😉