Jeremi Libera “Slavoj Žižek i liberalna demokracja”

Ludzie często mnie pytają – znając moją negatywną opinię na temat ustroju demokratycznego – dlaczego popieram demokratyczne ruchy narodowowyzwoleńcze w rodzaju tych na Białorusi. Mój pogląd wynika z przekonania, iż warto walczyć o każdą szczyptę wolności. Poza tym w krajach takich jak właśnie Białoruś, jeszcze bardziej niż na tzw. „zachodzie”, nikłe są szanse przeprowadzenia reform libertariańskich (a więc antydemokratycznych). Demokracja liberalna jest więc, biorąc pod uwagę nastroje społeczeństw, najlepszym ustrojem na dzień dzisiejszy i dobrym punktem wyjścia dla wolnościowych zmian. Nie da się jednak ukryć, że posiada ona sama w sobie wiele zalet, choć wynikają one głównie z jej liberalnej, a nie demokratycznej natury.

Jedną z tych ewidentnie pozytywnych (przynajmniej z perspektywy wolnościowca) cech jest możliwość uczestniczenia w dyspucie (choćby była ona wyłącznie akademicka) myślicieli całkowicie negujących zastany system społeczno-polityczny. Bez tej możliwości, którą daje nam wolność słowa, debata publiczna byłaby jałowa, nieświeża i dużo mniej emocjonująca. Jednym z takich filozofów, których typ przedstawiłem powyżej, jest lublański profesor Slavoj Žižek – socjolog, marksista, psychoanalityk i krytyk kultury. Krótko mówiąc – taki Murray N. Rothbard, tylko w swym lustrzanym odbiciu. Aby radykalnej debaty stało się zadość, postanowiłem krótko przeanalizować i popolemizować z jego szokującymi tezami i obserwacjami, polemizując jednocześnie z ideą marksizmu (i po trosze psychoanalizy) jako całością.

Obserwując świat XX wieku prof. Žižek zauważa ogólnospołeczną tendencję współczesnych narodów do zupełnego wyzbycia się idei. W jego rewolucyjnej (dosłownie i w przenośni) filozofii, podobnie jak u mistrza psychoanalizy Lacana, dopiero osoba poświęcająca swe życie w imię idei jest godna miana człowieka. W tym dążeniu do autodestrukcji jako podświadomym celu człowieka obaj panowie wtórują Freudowi. Jest to zupełnie przeciwne większości znanych systemów filozoficznych, w których celem jest szczęście. Słoweński uczony w ogóle nie posługuje się pojęciami takimi jak „dobro” czy właśnie „szczęście”. Jak pisze Agata Bielik – Robson w najnowszej „Europie”, cały jego „pomysł” na filozofowanie bierze się z pytania: a co, jeśli jest zupełnie inaczej, niż nam wszystkim się wydaje?

W swoim uwielbieniu idei Žižek nie zauważa, że te, którymi jako marksista się posługuje, są bardzo abstrakcyjne i mało wiarygodne. Nie mówi: chcemy wzniecić rewolucję, by walczyć o wolność/równość/asymilację. Mówi raczej: walczymy o ideę, nieważne jaką, ważne że jest jakaś. Rewolucja dla rewolucji – takie myślenie prowadzi w prostej drodze do totalitaryzmu. Stąd też jego niechęć do zbyt wolnościowej i humanitarnej Nowej Lewicy.

Ten brak konsekwencji i ukonkretyzowania postulatów doprowadził ludzi próbujących odnowić od lat 80. XX wieku duch „Kapitału” do wielu podziałów. Główny z nich to ten na marksizm indywidualistyczny i całkowicie skolektywizowany. Ci drudzy nazywają odłam indywidualistyczny „niespójnym” i „mieszczańskim”. Moim skromnym zdaniem wszystkie idee marksistów są właśnie niespójne, o czym świadczy już sam ten podział. Czy warto wzniecać rewolucję bez jasno sprecyzowanych postulatów i konkretnych idei? Czy warto zabijać w imię abstrakcji, niezależnie czy to jest idea czy państwo? Moim zdaniem na pewno nie.

To, co uderza w nowej wersji marksizmu przedstawionej przez słynnego już lublańczyka, to całkowite odrzucenie humanizmu i postrzegania człowieka jako jednostki. Jest on całkowicie podporządkowany wspomnianej abstrakcyjnej idei, która ma go podobno wyzwolić z ucisku (kulturowego, seksualnego, ekonomicznego?). Nie dziwię się wcale Žižkowi, że w swych pracach posługuje się głównie psychoanalizą (a robi to zawsze, niezależnie od tego, czy zajmuje się „Gwiezdnymi Wojnami”, Chrystusem z Nazaretu czy dziełami Lenina). Być może się mylę, ale zdaje się, iż ta nauka traktuje ludzi jako zbiorowość. Psychoanalitycy sugerują, że każdy człowiek ma w gruncie rzeczy takie same pragnienia i cele, co dla mnie – wyznawcy indywidualizmu – jest zupełnie nie do przyjęcia.

Właściwie jedyną rzeczą w której się ze Slavojem Žižkiem zgadzam (może oprócz pewnych obserwacji na temat zachodniego społeczeństwa), to odrzucenie demokratycznego konsensu jako sposobu dojścia społeczeństwa do „szczęścia”. Po pierwsze dlatego, że szczęście nie dla wszystkich musi oznaczać to samo. Lepiej dać jednostkom możliwość samodzielnego decydowania o swoich celach niż zmuszać ich do naszej wizji. Pewnie usłyszę zaraz jakiś pełen oburzenia głos nazywający mnie i filozofa niewdzięcznikami występującymi przeciwko swej „matce żywicielce” demokracji, która to z łaski swojej dopuszcza nas do debaty i pozwala na wyrażanie antysystemowego zdania. Niech odpowiedzią i zarazem konkluzją będzie to samo, co napisałem na początku o ustroju demokratycznym – jest nieźle, ale zawsze może być lepiej.

Jeremi Libera

One thought on “Jeremi Libera “Slavoj Žižek i liberalna demokracja”

  1. Ech. nie będę się wykłócał, czy autor totalnie upraszcza Żiżka, bo musiałbym go znać. Wydaje mi się, że główny nurt jego pism to krytyka kapitalizmu a nie promocja marksizmu.

    W każdym razie dla właściwego kontekstu i nie przekłamywania Żiżka podejścia do liberalnej demokracji(a moim zdaniem do tego tutaj ewidentnie doszło – prawdopodobnie jest on bliski pragmatycznemu podejściu autora) – Żiżek był dysydentem, mimo że należał do Partii aż do ’88 zdaje się (fakt iż władza tępiła go i uznała za nie-marksistę nie ma tu znaczenia, podobnie jak fakt iż domagał się demokratyzacji) – ważniejsze jest dostrzec iż kandydował na prezydenta Słowenii w ’90 z ramienia Partii Liberalno-Demokratycznej – to zmienia postać rzeczy.

    Krytykuje on rozdzielenie wszystkich grup 'prześladowanych’ i całej lewicy na poszczególne grupki interesów – jednak czy nie konkretyzuje w żaden sposób swojej 'idei’ – nie jestem w stanie twierdzić. O ile wiem uważa się za filozofa który może ograniczyć się do krytykowania i postulować albo nie postulować jakieś pozytywne programy na tyle ile ma ochotę, a nie kogoś kto jest praktykującym marksistą i musi mieć ukonkretyzowaną wizję. Można to przyjmować lub nie, chwalić albo ganić, od wymyślania nowych rzeczy są inni a nie Żiżek. Z tego powodu opinia autora chybia celu.

    Kolejna rzecz którą pragnę zakwestionować to nazywanie Żiżka psychoanalitykiem nie ma najmniejszych podstaw. Nic mi nie wiadomo aby prowadził psychoanalityczną terapię, wie więc o psychoanalizie mniej niż embrion o porodach. Nie można tego poznać na gruncie teoretycznym, nawet jeśli się studiuje to na poziomie profesorskim. Co więcej każdy psychoanalityk przechodzi własną terapię zanim zacznie prowadzić, i niejednokrotnie kontynuuje ją latami nawet będąc już tym analitykiem, czyli praktykiem. To dotyczy większości szkół, nawet znacznie bardziej powierzchownie operujących/’bardziej utylitarnych’ – o ile wiem jakieś 2-4 lata własnej wiwisekcji to minimum. Nazywanie Żiżka analitykiem zam. kimś korzystającym z koncepcji psychoanalityków dowodzi zupełnego niezrozumienia pojęcia:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *