„Najbardziej zdradzieckim sposobem szkodzenia jakiejś sprawie jest bronić jej z umysłu błędnymi argumentami” – Friedrich Nietzsche
Prezydent, który rzuca cytatami z Misesa i Bastiata. Który mówi o tym, jak to „rząd jest problemem.” Twierdzi, że Hayek, Paine i Hazlitt należą do jego ulubionych myślicieli. Marzenie każdego libertarianina… Następnym razem kiedy spotkacie dobrą wróżkę, zasadźcie jej proszę solidnego kolektywnego kopa od całego ruchu libertariańskiego, bo w taki sposób ja tam nie chcę swoich marzeń spełnionych.
Nie, nie i jeszcze raz nie. Reagan nie był żadnym spełnionym marzeniem. Reagan prawie zniszczył ruch libertariański, prawie zniszczył dobry wizerunek wolnych rynków – ten, jaki im został – i do tego wszystkiego zafundował nam Amerykę rządzoną przez jeszcze większy rząd, uciskaną przez jeszcze większe regulacje i rozparcelowaną między jeszcze większe korporacje. I zgadnijcie, kto cały ten bałagan musi teraz posprzątać, hm?
Niestety wielu libertarian i tradycyjnych konserwatystów rozpłynęła się w dłoni charyzmatycznego kowboja, roztrąbiającego o cnotach wolnego rynku. Jak to się stało, że nagle wszyscy pozapominali o Zasadzie Zdrowego Rozsądku nr. 1: Nigdy nie ufaj politykowi? Naiwność? Polityczne przetasowania? Wygodne rządowe posadki? Cokolwiek wymyślimy, wniosek jest jasny: Reagan był katastrofą, być może największą w nowożytnych dziejach wolności i musimy zrobić wszystko, żeby uniknąć jeszcze jednej takiej katastrofy.
Oczywiście jest wielu szczerych i oddanych libertarian i tradycyjnych konserwatystów, którzy mimo wszystko uważają, że Ronnie nie był taki zły, że w końcu obciął podatki, zahamował inflację i takie tam. To przekonanie zdaje się jednak bazować na dość kruchych podstawach. Choć w istocie, nie da się odmówić Reaganowi kilku semi-wolnościowych reform, po pierwsze albo były one niewielkie, albo przy innej okazji rozbrojone, a po drugie, każdy chyba prezydent USA ma na swoim koncie jakieś mniej lub bardziej wolnościowe decyzje – a Reagan się za bardzo z szeregu nie wychyla.
Ale popatrzmy na konkrety:
California Über Alles
Choć to nie wiąże się bezpośrednio z jego prezydenturą, warto zanotować parę wydarzeń z tego okresu, które rzucają nieco światła na Ronniego i jego poglądy. Już pierwsza decyzja Reagana jako gubernatora zyskała mu sporo sympatii wśród libertarian: a mianowicie radykalne obcięcie budżetu University of California. Nawet Murray’a Rothbarda, w jedynym znanym mi artykule jego autorstwa (Left& Right, Zima 1969: „Ronald Reagan As Educator„), który chwali RR, początkowo porywa Reaganowska obietnica.
Ta sympatia zaczęła jednak szybko kwaśnieć. Zwiększona kontrola broni, uzasadniana aktywnością Czarnych Panter, polityka „partnerstwa” między rządem a biznesem, i ogólnie gospodarowanie, które skończyło się na budżecie dwukrotnie większym niż na początku z pewnością miały swój w tym udział. W końcu wysłanie Gwardii Narodowej w liczbie ok. 2200 przeciwko bezbronnym studentom, którzy własnymi rękoma stworzyli „Park Ludowy” z nieużytków na terenie Uniwersytetu w Berkeley przelało czarę.
Od tej chwili miało nie być pokoju między Ruchem Libertariańskim a Ronaldem Reaganem… przez kilka lat. To zaczęło się zmieniać wraz z wyścigiem o prezydenturę w 1980. Miały być cięcia podatków i wydatków, zmniejszenie deficytu, wolny handel, standard złota. Zachęcone płonącą wolnorynkową retoryką libertariańskie ćmy spieszyły z poparciem. Ogromne nadzieje, ogromne oczekiwania. A jak to wyszło w praktyce?
Gospodarka głupców
Od tego trzeba, chcąc niechcąc, zacząć. Apoteoza Reagana zwykle zaczyna się – i często kończy – właśnie tutaj: na sprawach ekonomicznych. Tu jest rzeczywiście najlepiej. Co nie znaczy dobrze.
Podatki
Na początek przyjrzyjmy się podatkom, których cięcia są uważane za podstawę Reaganomii. Faktem jest, że podatek dochodowy od osób fizycznych został drastycznie obcięty dla bogatych: opodatkowanie najwyższego progu spadło z 70% do 28% przez 8 lat rządów Reagana. Także podatek od osób prawnych został obcięty z poziomu 48% i choć później wzrósł ponownie do 34%, nie osiągnął swojego dawnego stanu. Do tego można doliczyć parę innych zwycięstw, jak obcięcie podatku z zysków kapitałowych.
Ale mamy też drugą stronę medalu, na którą rzadziej rzuca się światło: podwyżki podatków przepchnięte przez Reaganomistów. Oczywiście zaraz podniesie się wrzawa, że administracja Reagana, w przeciwieństwie do Busha Starszego w większości dotrzymała obietnicy niepodwyższania podatków. Tylko to zależy od tego, co definiujemy jako podatki:
Niemal w tym samym czasie, co wstępne cięcia PIT, znacząco podwyższono składkę emerytalną Social Security. Podczas gdy obniżka podatków dochodowych dotyczyła głównie bogatych, podwyżka składek dotyczyła wszystkich, a szczególnie biednych – składki na Social Security są regresywne. Możnaby również wspomnieć o różnych podwyżkach „opłat użytkowych” oraz wzroście akcyzy – o której później.
Do tego administracja Ronniego, w imię „sprawiedliwości podatkowej” powzięła się zadania „zamykania dziur” w prawie podatkowym i likwidowania ulg. Do tych reform zaliczyć można TEFRA Act z 1982 roku, który ocenia się jako największą jednorazową podwyżkę podatku w czasie pokoju w historii Stanów Zjednoczonych. TEFRA Act opodatkowywała wymianę barterową, której niektórzy używali, by uciec od fiskusa. Niektóre z tych reform działały wstecz – tzn. zakładały rekompensatę od tych, którzy korzystali wcześniej z dziur w prawie podatkowym.
Wypadałoby również wspomnieć o zjawisku „wkradania się w progi,” które można ocenić jako rodzaj ukrytej podwyżki podatków. Inflacja pieniądza prowadziła do tego, że podatnicy kwalifikowali się na coraz wyższe progi podatkowe, choć ich realny dochód się nie zmieniał. To zjawisko zostało jednak ukrócone za sprawą wprowadzenia waloryzacji progów podatkowych, przepchniętej głównie przez frakcję Południowych Demokratów.
Wszystko to złożyło się na fakt, że wpływy z podatków w czasie administracji Reagana ciągle rosły. Ostateczny efekt był taki, że przez między 1981 a 1989 wpływy z podatków wzrosły o ok. 50%, choć, trzeba przyznać, jako odsetek PKB wzrosły jedynie nieznacznie, a jako odsetek dochodu narodowego spadły o 0,4 punktu procentowego. Według badania przeprowadzonego w tej sprawie, lata Reagana przyniosły 40 procentom podatników wzrost podatków lub brak zmian, a tylko dla 11% spadły one o więcej niż 10%. Patrząc na charakter cięć i podwyżek można wnioskować, że najbardziej skorzystali na nich bogaci, a najbardziej ucierpieli biedni. Patrząc na te statystyki, ciężko jest raczej bronić Ronniego jako pogromcę podatków.
Wydatki i deficyt
No ale oprócz podatków jest też druga strona medalu. Teflon obiecywał zmniejszenie deficytu budżetowego, szaleńczo rozdmuchanego przez Cartera do niewyobrażalnego poziomu 74 miliardów dolarów. Reagan rozprawił się z deficytem w najbardziej oryginalny z możliwych sposobów: zwiększając go do poziomu 200 mld dolarów. Poziom długu federalnego jako odsetek PKB w czasie wielkiej wolnorynkowej ośmiolatki wzrósł z poziomu 26% do 41%.
Te dane otaczają aurą absurdu propozycję poprawki do konstytucji wymagającej zrównoważonego budżetu, wysuniętą przez prezydenta. Sama poprawka była raczej nierealistyczna, gdyż wymagała równowagi jedynie w propozycjach budżetu, a nieprzestrzeganie prognoz nie miało pociągać za sobą żadnych konkretnych konsekwencji. Biorąc pod uwagę to, że propozycje budżetów administracji nigdy nie przejawiały wielkiej skłonności do równowagi, ta propozycja zdaje się co najmniej dziwna i być może rzuca trochę światła na stabilność umysłową prezydenta, którą tutaj jednak zajmować się nie będę.
Ale ogromne deficyty znikąd się nie biorą. Wzrost wydatków był dość stałym trendem w administracji. Już na samym początku okazało się, że szeroko rozpopularyzowywane cięcia wydatków były tak naprawdę cięciami budżetu zaproponowanego przez Cartera! Jak zwanych przez Murray’a Rothbarda, cięcio-cięć, ni widu, ni słychu. Koniec końców wydatki jako odsetek dochodu narodowego wzrosły z poziomu 27,9% dochodu narodowego do 28,7%. Generalnie wzrost ten można przypisać ogromnym wydatkom zbrojeniowym: pierwsza kadencja Reagana przyniosła spadek wydatków na cele niemilitarne o 9,7% oraz wzrost na cele militarne o 26,1%. W drugiej kadencji te tendencje się nieco wyrównały: wydatki niemilitarne wzrosły o 0,2%, a militarne o 11,9%.
Regulacje
Deregulacja, którą często się przypisuje Reaganowi, była w dużej części rozpoczęta jeszcze za Cartera. Administracja Cartera dość niefortunnie zaplanowała deregulację wielu sektorów gospodarki na okres, jaki przypadł administracji Reagana. Ta kontynuowała dzieło, lecz z zauważalnie mniejszą werwą. Trudno zaprzeczyć, że sporo dobrego zrobiono w początkowym okresie rządów Ronniego, szczególnie zniesienie kontroli cen ropy naftowej. Te zyski były jednak równoważone wzmocnieniem wielu innych narzędzi regulacyjnych, jak państwowej inspekcji pracy – OSHA – co doprowadziło do wzrostu kosztów produkcji, szczególnie dla małych przedsiębiorstw.
Istnieje zwyczaj wśród amerykańskich liberałów, by prezentować deregulację sektora kas oszczędnościowo-hipotecznych, przeprowadzoną przez administrację, jako dowód zła, zepsucia i chaosu, jakie przynosi wolny rynek. Faktycznie, dokonano deregulacji i przemysł generalnie rzecz biorąc siadł – głównie za sprawą niewystarczającej deregulacji. Znacząco poszerzono kasom pole działania, jednocześnie pozostawiając w miejscu państwowe ubezpieczenie depozytów, gwarancje na wypadek bankructwa i system rezerw cząstkowych. Czy można się dziwić, że kasy zaczęły pożyczać pieniądze jak szalone? Ale o tym się nie mówi. Mówi się o „nieodpowiedzialnej” deregulacji. To, co się naprawdę stało nie przeszkadza socjaldemokratom w używaniu jej, by zdyskredytować wolne rynki.
Pieniądz
Polityka monetarna leży w domenie Rezerwy Federalnej, na czele której przez niemal całą administrację stał Paul Volcker, nominowany przez Cartera. Dlatego w sprawie polityki pieniężnej i inflacji ciężko przypisywać komukolwiek zasługę lub winę. Inflacja (CPI) w czasach Reagana została przyhamowana z ponad 10% w momencie objęcia przez niego władzy do poziomu ok. 3-4%, który utrzymywał się przez resztę prezydentury. Przyczyny tego można doszukiwać się w radykalnej podwyżce stóp procentowych na początku lat 80. oraz nieco – ale tylko nieco – mniejszym niż w latach 70. tempie wzrostu podaży pieniądza mierzonej w/g M2 i M3. Inną rzeczą, która mogła wpłynąć na poziom CPI była zmiana samej definicji CPI w 1983, co ciekawe, w roku, w którym CPI spadło o całe 3 punkty procentowe. Za sprawą tej zmiany, de facto nie wlicza się do CPI wzrostu cen nieruchomości – które w latach 80. przeżywały ogromny wzrost. Twierdzenie natomiast, że cięcia podatków wpłynęły na zmniejszenie inflacji, nie jest zbyt trafne, biorąc pod uwagę, że szło ono w parze z recesją
Wśród obietnic wyborczych Reagan było powołanie komisji ekspertów, która miała zadecydować o wprowadzeniu czegoś w rodzaju standardu złota. Z początku w administracji dominowali ekonomiści podażowi, którzy byli zwolennikami pseudo-złotej waluty, która tak naprawdę nie miałaby być wymienialna na złoto, ale która miała w teorii być czymś w tych okolicach. Do czasu kiedy Komisja Złota została w końcu powołana, administrację zdążyli zdominować monetaryści, zdecydowanie przeciwni standardowi złota. Mimo heroicznych wysiłków mniejszości komisyjnej wliczającej znanego nam skądinąd Rona Paula, złoto było z góry skazane na porażkę.
Nierówność społeczna
Współczynnik Gini’ego jest podstawowym sposobem mierzenia nierówności społecznej. Mierzony od 0 do 1, im wyższy, tym większa jest nierówność społeczna. W większości krajów rozwiniętych waha się on w okolicach 0,3. W latach 80. wzrósł on w Stanach Zjednoczonych z poziomu 0,403 w 1981 do 0,431 w 1989. Choć lata 70. również widziały jego przyrost, był on zauważalnie wolniejszy. Ten trend można przypisać wielu czynnikom, wśród których do najważniejszych należą: wzrost podatków dla biednych wraz z cięciami dla bogatych; subsydia korporacyjne w postaci wydatków militarnych; utrzymująca się, choć zmniejszona, inflacja – oraz protekcjonizm, który jest następny na tapecie.
„Handel i wymiana w pokoju ze wszystkimi nacjami…”
Dużo gadania o wolnym handlu ostatecznie nie znalazło przełożenia na rzeczywistość. Ilość dóbr, których import podlega ograniczeniom, wzrosła dwukrotnie podczas administracji. Największym bodźcem w kierunku regulacji był rzekomy „dumping” uprawiany przez Japonię. W imię ukrócenia potwornego, niszczycielskiego i tragicznego zjawiska, jakim jest napływ tanich dóbr z zagranicy i idąca za nim poprawa warunków życia, Reagan wprowadził m. in. 100% cło na niektóre japońskie produkty elektroniczne. Dorzućmy do tego „dobrowolne umowy wstrzemięźliwości,” wzrost akcyzy i ceł i wyciągamy z kotła prezydenta, który załamał tradycję wolnej wymiany i zafundował nam najbardziej protekcjonistyczną administrację od czasów Herberta Hoovera i Smoot-Hawley.
Bank Światowy ocenił, że te reformy protekcjonistyczne mają efekt podobny do 66-procentowej podwyżki podatków dla biednych.
Oprócz tego administracja uczestniczyła we wstępnej fazie Rundy Urugwajskiej GATT, która zakładała między innymi silniejszą ochronę praw autorskich oraz zwiększone subsydia dla rolnictwa. To wszystko przyczyniło się do zwiększonej biedy i nierówności społecznych zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w krajach Trzeciego Świata, które najmocniej protestowały przeciw tym prowizjom.
No i ostatecznie, choć nie jest to związane bezpośrednio z handlem zagranicznym, Reagan prowadził politykę ścisłej kontroli granic i ograniczania imigracji.
„…wiążące sojusze z nikim”
Nawet najzagorzalsi obrońcy Reagana muszą przyznać, że jego polityka zagraniczna nie była jedną z najbardziej libertariańskich ostatnimi czasy. „Walka z komunizmem” była dla administracji pretekstem do pompowania niebotycznych ilości pieniędzy w kompleks militarno-przemysłowy i wspomagania różnych bojówek prawicowych i skorumpowanych reżimów. Nie był to jednak jedyny z pretekstów.
W 1982 Stany Zjednoczone wmieszały się w wojnę w Libanie, gdzie muzułmańska większość próbowała oswobodzić się spod dominacji chrześcijańskiej mniejszości. System wyborczy w Libanie, ustalony dobre 50 lat wcześniej, nie uwzględniał realiów lat 80., w których chrześcijanie nie stanowili już dominującej populacji. Nawet pomijając zagadnienie interweniowania, by utrwalić przywileje mniejszości, ta nieodpowiedzialna eskapada skończyła się na śmierci paruset amerykańskich żołnierzy i nie przeciwdziałała okupacji Libanu przez Syrię.
Z mniej ważnych krucjat warto wspomnieć o zbombardowaniu Trypolisu i Libii w celu m. in. uśmiercenia Generała Kadafiego. Bomby generała nie uśmierciły, w przeciwieństwie do parunastu cywili oraz przybranej niemowlęcej córki Kadafiego.
Reagan także zainterweniował w Zatoce Perskiej – co stało się już niemal tradycją. W tych dziwnych czasach Wschódazja – ops, przepraszam – Saddam Hussein był jeszcze sojusznikiem, a jego dyktatura najwyraźniej bardziej humanitarna, skoro warto było rzucić się mu na pomoc. Administracja pokazała w tym konflikcie swą zręczność propagandową, skutecznie zwalając winę za zatopienie statku amerykańskiego przez Irakijczyków oraz – co jeszcze bardziej oryginalne – cywilnego statku irańskiego przez amerykanów, na Iran. W przypadku tej interwencji pretekstem był nie komunizm, a nacjonalizm irańskiej rewolucji. Ale ten też raczej Reaganowi tak bardzo nie przeszkadzał…
Kiedy weźmiemy pod uwagę najsłynniejszy skandal od czasów Watergate, czyli Iran-Contra. Wyszło na to, że Stany Zjednoczone sprzedawały wielkiemu irańskiemu wrogowi broń, by mieć za co fundować bojówki contras w Nikaragui. „Walka z komunizmem” w Nikaragui nie była ograniczona do fundowania lokalnych przeciwników sandinistas, lecz także prawicowych reżimów środkowoamerykańskich w Gwatemali, Hondurasie i Salwadorze.
W to wszystko prawdopodobnie zamieszane było CIA, której nie była obcą np. sprzedaż narkotyków w celu zebrania środków. Ponadto CIA interweniowało w Haiti, aby przeciwdziałać popularnej katolickiej rewolucji przeciw dyktatorowi Duvalierowi.
Najbardziej surrealistycznym epizodem było wielkie zwycięstwo nad karaibskim mikropaństewkiem o nazwie Grenada. Mimo tego, że „wojsko” Grenady składało się głównie z robotników budowlanych i delikatnie rzecz biorąc pozostawiało wiele do życzenia, wojska amerykańskie i tak zdołały jakimś cudem stracić 19 ludzi. Ale to nie miało znaczenia. „Przekleństwo Wietnamu” zostało przełamane! Stany Zjednoczone znowu stały się potęgą, bo przecież trzeba prawdziwej potęgi, by najechać i zwyciężyć ździebko zacofany kraj o populacji 100,000 mieszkańców. Mimo absolutnej niekompetencji w przeprowadzaniu ataku – i paru wypadków przy pracy, jak zbombardowanie szpitala – Grenada okazała się wielkim propagandowym sukcesem.
Generalnym problemem, jaki służył za tło polityce zagranicznej administracji była mimo wszystko „walka z komunizmem.” Owa walka najwyraźniej ograniczała się jedynie do wybranych, bo np. bojówki Pol Pota cieszyły się pełnym wsparciem Stanów Zjednoczonych. Gotowość do bratniej pomocy jednemu z największych morderców dwudziestego wieku wynikała z prostego faktu, że morderca należał do anty-Wietnamskiej, a więc i anty-Sowieckiej frakcji komunistów azjatyckich. Do tego Reagan zniósł sankcje wobec ZSRR ustanowione w odpowiedzi na Afganistan – które to sankcje poważnie upośledzały gospodarkę ZSRR – i anulował część długów Polski i paru innych krajów.
Twierdzenie, że Reagan „obalił komunizm” jest troszeczkę naciągane. Państwowy komunizm nigdy nie działał, bo działać nie może – co pokazał Mises parędziesiąt lat wcześniej. Reagan z tej akurat nauki Misesa wniosków nie wyciągnął. Rzekoma siła militarna Związku Radzieckiego ograniczała się w zasadzie głównie do posiadania głowic jądrowych – większa część radzieckiego arsenału była przestarzała i niezdatna do użytku. „Wyścig zbrojeń” prawdopodobnie zwiększył jedynie władzę największej komunistycznej „konserwy,” która mogła grać na antyamerykańskich sentymentach.
Zresztą prawdopodobnie większość urzędników, agentów i doradców otaczających Reagana wcale nie chciała upadku komunizmu. Tysiące ludzi zawdzięczało ciepłe posadki i ogromne fortuny Zimnej Wojnie i było to w ich interesie utrzymywać Związek Radziecki jak najdłużej przy życiu. Dlatego można interpretować wyścig zbrojeń jako reakcję przewidujących korporatokratów na spodziewany koniec wojny oraz próbę wyciśnięcia czego się da z wysychającej żyły złota. Ostatecznie komunizm państwowy upadł nie dzięki Reaganowi, lecz dlatego, że musiał – jako system fundamentalnie niekompatybilny z ludzką naturą.
Wolność osobista
W tej sferze prezydent pokazał konserwatywne ząbki. „Tradycyjne wartości” były trąbione na lewo i prawo, a najbardziej konkretną ich realizacją jest tocząca się do dziś „wojna z narkotykami.” Eskalacja tejże i polityka „zero tolerancji” doprowadziła do sytuacji, w której funkcjonariusze państwowi mogą konfiskować własność bez wyroku sądowego. Tyrańskiego charakteru Wojny Z Ludźmi Zażywającymi Narkotyki wyjaśniać wolnościowcom nie trzeba, a to właśnie Reagan był jej głównym architektem. Zresztą wynikający z niej wzrost cen narkotyków bardzo się później przydał CIA, o czym już wspominałem powyżej.
Oprócz narkotyków poprowadzono również krucjaty przeciw innym grzechom społecznym, jak picie i palenie. Podniesienie wieku picia do 21 lat, wielka kampania przeciw jeździe po pijanemu: przykłady można mnożyć.
Ale na tym moralizatorstwo administracji się nie kończy: także w sferze biznesu wypowiedziano wojnę „nieuczciwym praktykom biznesowym,” jak transakcje z wykorzystaniem poufnych informacji. Ta inicjatywa sprowadzała się de facto do tego, że prokurator federalny Rudi Giuliani mógł bez ograniczeń atakować firmy na Wall Street, które zagrażały establishmentowi. Dziś Giulianiego lansuje się na „libertarianina.” O Tempora! O Mores!
Również wolność wypowiedzi trochę ucierpiała w czasach Reagana, choć to oczywiście nic w porównaniu z dzisiejszą sytuacją „stref wolnej wypowiedzi”. Dano CIA wolną rękę w monitorowaniu i przytrzymywaniu wiadomości dotyczących rządu niewygodnych dla tegoż.
„Pozwólcie Reaganowi być Reaganem”
To hasło, którym szermowano w czasie jego pierwszej kadencji, ujawnia główny problem z administracją Reagana – powiązania z ludźmi, którzy byli sprawie wolności co najmniej nieprzyjaźni, a którzy wpływali na niego tak, że na dobrych chęciach się skończyło.
Choć początkowo administracja Gippera zawierała sporo wolnorynkowców i ekonomistów zorientowanych wolnościowo, w końcówce pierwszej kadencji zostały z nich jedynie okruszki. Na wstępie dominowali podażowcy, ze swoim nieśmiertelnym pomysłem „zmniejszmy podatki, a więcej zarobimy” i Krzywą Laffera. Kiedy szybko się okazało, że fiksacje podażowców zupełnie nie przystają do rzeczywistości, ster ekonomiczny przejęli monetaryści – którym udało się wyrzucić do kosza pomysł na standard złota i niewiele więcej. Kiedy rządy teflonowe zaczęły robić się coraz bardziej etatystyczne, kolejni wolnorynkowi ekonomiści byli zwalniani – czasem pod politycznymi pretekstami, jak Iran-Contra – albo odchodzili w proteście. Ostatecznie, około 1983, zostały na polu gry jedynie odgrzewane kotlety w postaci konserwatywnych keynesistów. Praktycznie wszystkie najważniejsze ekonomiczne stanowiska były pozajmowane przez keynesistów właśnie – Volcker, a później Greenspan jako prezesi Rezerwy Federalnej, Sekretarz Skarbu Baker oraz Szef Sztabu Baker.
Do tych należał również wiceprezydent George HW Bush, który, co ważniejsze, był członkiem Komisji Trójstronnej. Ta jest wpływowym gremium doradzającego w sprawach polityki zagranicznej, od wielu lat powiązanym ze specjalnymi interesami, szczególnie z rodziną Rockefellerów. Choć Reagan z początku psioczył na Komisję, jego wybór wiceprezydenta oraz paru innych urzędników pokazały, że był on mniej nieprzyjazny Komisji, niż zwykło się sądzić. W szczególności warto wymienić tutaj Kacpra Weinbergera, należącego do Komisji wiceprezydenta korporacji Bechtel, z którą powiązanych było wielu urzędników administracji Reagana – i wielu członków innej organizacji zajmującej się polityką zagraniczną, Kongresu Polityki Zagranicznej (Council of Foreign Relations, CFR).
Gwoli dygresji, pozwól, drogi Czyteniku: Murray Rothbard w „Wall Street, Banks and American Foreign Policy” spekuluje, że Komisja Trójstronna nakłoniła Cartera do ugoszczenia w Stanach Zjednoczonych Szaha Iranu w celu wywołania kryzysu w Iranie – gdyż odpowiedzią na kryzys zakładników, jaki z tego wyrósł, ze strony Cartera było zamrożenie irańskich depozytów w banku Chase. Chase od wielu lat był powiązany z Komisją Trójstronną, a wycofanie depozytów ze strony Iranu prezentowało ogromny problem dla banku. To unaocznia stopień wpływu, jaki Komisja ma na życie polityczne w Stanach Zjednoczonych.
Dlatego jeśli są jakieś dwie nazwy, które natychmiast przywołują skojarzenia ze słowem „establishment,” to są to właśnie Komisja Trójstronna oraz CFR. To, że ludzie powiązani z tymi organizacjami dominowali w administracji Reagana pokazuje, że tak naprawdę nigdy nie miało być żadnej „konserwatywnej rewolucji.” Rozbieżność między retoryką a działaniem staje się jasna. Reaganowskie reformy były z góry skazane na porażkę.
Mowa-trawa
To, czy Reagan naprawdę wierzył w to, co mówił – a teorii jest wiele – nie miało tak naprawdę większego znaczenia. Chodziło jedynie o pozyskanie polityka, który dużo by mówił o wolności i odpowiedzialności. Lata 70. przyniosły generalne rozczarowanie rządem amerykańskim. Wietnam, kryzysy, inflacja – to wszystko złożyło się na odwrót od państwowego optymizmu i wzrost sentymentów libertariańskich. Establishmentowi zależało na tym, by te sentymenty wykorzystać, nie zmieniając tak naprawdę esencji amerykańskiego życia politycznego.
I udało się: Reagan stał się kolejnym amerykańskim Ojcem Abrahamem, przypominającym im, że tak naprawdę są OK, że wszystko jest w porządku, że są najpotężniejszym krajem na świecie i niepokonanym imperium etc. etc. Reagan sprawił, że Amerykanie przestali się przejmować – wojnami, korporacjami, nierównością, biedą – i mogli w spokoju zająć się swoją własną małą chciwością, nie oglądając się na innych.
A najgorsze z tego wszystkiego jest to, że ten styl myślenia przylgnął do idei wolnorynkowych – że dziś każdy politycznie poprawny wie, że rynki to bieda, nierówność, chciwość. Każdy, kto chce zmniejszenia roli rządu jest wielkim egoistą, a wolnościowcy nierzadko wcale nie przeczą, a nawet noszą łatki egoizmu i chciwości jako znak honoru.
To jest właśnie smutny spadek, jaki nam zostawił Ronald Reagan. Udało mu się zmienić wolny rynek – najbardziej postępową i rewolucyjną ideę w historii ludzkości – w synonim wszystkiego, czemu jest ona wrogiem. Reagan przyzwyczaił ludzi do myślenia, że deregulacja, cięcia podatków, wolność wyboru są jedynie elementem ucisku i wyzysku korporacyjnego kapitalizmu. Oto wielka nauka, jaką nas obdarza.
Dzięki za nic.
Jędrzej Kuskowski
>Prezydent, który rzuca cytatami z Misesa i Bastiata. Który >mówi o tym, jak to “rząd jest problemem.” Twierdzi, że >Hayek, Paine i Hazlitt należą do jego ulubionych myślicieli. >Marzenie każdego libertarianina…
Troszkę mi to przypomina Leszka Balcerowicza i jego cytaty z Rothbarda 🙂
Trochę się różnimy, bo ja na przykład nie kopię dobrych wróżek, nawet jeśli mówią to, czego nie chcę słuchać. Nie przeczę, że zabijanie posłańców, przynoszących złe wieści ma ogromną tradycję historyczną.
Prezydent w USA ma silniejszą pozycję niż np. kanclerz w Niemczech, ale jako władza wykonawcza jest oczywiście związany obowiązującym prawem i uchwałami Kongresu. Do tego działa w ramach istniejących polityków swojej partii. Niezależnie od poglądów (naprawdę nie wiem, jakie Reagan miał na ten temat) musiał prowadzić rozpoczętą od lat dwudziestych wojnę z narkotykami. Ta sama uwaga dotyczy wielu zobowiązań finansowych, jakie ciążą na federalnym budżecie oraz obietnic złożonych w łonie własnej partii.
Moim komentarzem do reaganomiki jest jedynie parafraza sentencji Turgieniewa: „nie jest usprawiedliwieniem dla nie robienia niczego to, że się nie da zrobić wszystkiego”. W skrócie – coś zrobił i jakoś wyszło. Powiązań między przemysłem (szeroko rozumianym) a gospodarką nie da się zerwać w kilka dni. Warto dodać, że cła (100%) wprowadzone przez Reagana były ograniczone w czasie i w tym sensie były elementem procesu zmniejszania tych powiązań.
Wolność (teoretycznie) powinna się przejawiać wzrostem różnorodności a więc należałoby się spodziewać zwiększania się nierówności społecznej mierzonej dowolnym współczynnikiem, co się w miarę zgadza.
Jako mieszkaniec Europy Wschodniej (rodowity amerykanin na pewno patrzyłby na to inaczej!) zasługi Reagana widzę na dwóch polach (powtarzam się, co jest oznaką starości):
1) Propagandy wolnościowej – wyprowadzenia libertarianizmu z uniwersytetów i rewolucyjnych jaczejek na forum zwyczajnej polityki.
2) Uderzenia w realny socjalizm – chyba skuteczne. Zdaję sobie sprawę, że libertarianizm w USA jest tradycyjnie bardzo izolacjonistyczny i te osiągnięcia mogą być widziane jako przeciwstawne.
Uwaga historyczna: Czerwoni Khmerzy stracili władzę w Kambodży przed elekcją Reagana i jego administracja popierała księcia Sihanouka, a nie Pol Pota. Antyradziecki sojusz Chin i USA został zawiązany jeszcze przez Nixona.
Pytanie historyczne: Dlaczego na Grenadę nie należało najeżdżać? Państwo ma obowiązki względem swoich obywateli!
= Prezydent w USA ma silniejszą pozycję niż np. kanclerz w Niemczech, ale jako władza wykonawcza jest oczywiście związany obowiązującym prawem i uchwałami Kongresu. Do tego działa w ramach istniejących polityków swojej partii. =
Pan Radosławie. Może więc pora sobie uświadomić, że w warunkach „demokracji” i – szerzej – sposobami politycznymi libertarianie nic nie wskórają? Ile razy ideał musi sięgnąć bruku, żeby przyszło otrzeźwienie? Struktury władzy, jak Pan zapewne dobrze wie, nie są zegarem, który wystarczy dobrze nakręcić żeby działał sprawnie i bez opóźnień.
To arena na której ścierają się różne siły i grupy interesów w celu zdobycia lub utrzymania określonych przywilejów. Od ich zadowolenia zależy „być lub nie być” polityków i tylko OSTATNI FRAJER będzie piłował gałąź, na której siedzi, gryzł rękę, która karmi.
Ronnie pakując się w objęcia Systemu musiał wiedzieć, na jakich zasadach przyjdzie mu grać. Że głoszone ideały prędzej czy później trzeba będzie rozmienić na drobne – zwłaszcza, że polityka nie była mu zupełnie obca. Dlatego nie kupuję bajeczki, że „chciał dobrze, ale mu nie wyszło”. Gdyby chciał dobrze, to zdawałby sobie sprawę, że wolność i polityka są niczym ogień i woda. W końcu nie on pierwszy napchał sobie gęby frazesami o wolności, przed nim było wielu takich polityków. Musiał mieć świadomość, czym grozi wejście między wrony….
Moim zdaniem (a wbrew Pańskiej tezie) wzierunku Ronniego nie ratuje nawet wprowadzenie libertarianizmu „na salony”. Powód jest prosty: nic nie jest bardziej zabójcze dla rewolucyjnej idei, niż stępienie ostrza którym wojuje. Libertarianizm był u zarania populistycznym, radykalnie antyestablishmentowym ruchem i to w dużej mierze zdecydowało o jego sukcesie. Zaprzęgnięcie tej idei w służbie polityki oznaczało nie tylko wyparcie się własnych korzeni, ale również wypięcie się na istniejących lub potencjalnych sprzymierzeńców o antysystemowych poglądach. Z perspektywy czasu widać, że złagodzenie oblyczajów niemal zabiło libertarianizm, jak to trafnie ujął p. Kuskowski.
Na dzień dziejszy jedyną szansę na odnowę ruchu libertariańskiego widzę w agoryźmie. Przejście na agorystyczne pozycje nie musi od razu oznaczać zradykalizowania poglądów. Wbrew opinii różnej maści fundamentalistów nie uważam, żeby było coś złego w tym, że ktoś jest „tylko” minarchistą lub ugrzązł w połowie drogi między minarchizmem, a anarchizmem. Chodzi o STRATEGIĘ, metody wdrażania zmian oraz perspektywy zawiązania współpracy z jednostkami i grupami o podobnych zapatrywaniach (awykonalne dopóki libertarianie będą się bić o stołki i ochłapy z pańskiego stołu). Coś podobnego napisał Rothbard (chyba nawet ktoś to umieścił na Liberalis) i sądzę, że warto się nad tą opcją zastanowić…
>Trochę się różnimy, bo ja na przykład nie kopię dobrych
>wróżek, nawet jeśli mówią to, czego nie chcę słuchać. Nie
>przeczę, że zabijanie posłańców, przynoszących złe >wieści ma ogromną tradycję historyczną.
Miała być humorystyczna przenośnia, a wyszło na to, że jestem zły i okrutny dla wróżek 🙁
>Niezależnie od poglądów (naprawdę nie wiem, jakie >Reagan miał na ten temat) musiał prowadzić rozpoczętą
>od lat dwudziestych wojnę z narkotykami.
Ja też nie wiem, jakie miał poglądy w tej sprawie Reagan (jego żona była głównym motorem za tym wszystkim, jak słyszałem), ale nie chodziło mi o _kontynuację_ wojny tylko o jej _eskalację_. Carter z tego, co wiem złagodził nieco politykę narkotykową, a Reagan przycisnął pedał gazu – czyli można było, a zrobiono na odwrót.
>W skrócie – coś zrobił i jakoś wyszło.
Chyba się trochę minęliśmy. Mój artykuł miał na celu nie pokazanie, że Reagan próbował zrobić to, co obiecał i nie do końca wyszło – tylko, na co moim zdaniem wskazują fakty – robił rzeczy dokładnie na odwrót niż zapowiadał i właśnie zupełnie nie wyszło. Już pal licho to, że Reagan kontynuował duże wydatki, wojnę z narkotykami etc. – biorąc pod uwagę trendy, byłoby nawet godne pochwały *jedynie* je kontynuować. Ale Reagan zrobił więcej: za jego sprawą te wszystkie problemy się jeszcze rozszerzyły. A tego już moim zdaniem nie bardzo można usprawiedliwić.
>Wolność (teoretycznie) powinna się przejawiać wzrostem
>różnorodności a więc należałoby się spodziewać
>zwiększania się nierówności społecznej mierzonej
>dowolnym współczynnikiem, co się w miarę zgadza.
Przyzwyczaiłem się do tego, że mam na ten temat inną opinię niż większość ludzi, ale pozostawię to na tym
>1) Propagandy wolnościowej – wyprowadzenia
>libertarianizmu z uniwersytetów i rewolucyjnych jaczejek
>na forum zwyczajnej polityki.
i tutaj zdaje się trochę się minęliśmy – to jest właśnie główna teza mojego artykułu – że Ronnie rzeczywiście „rozpropagował” libertarianizm, ale w taki sposób, że stał się on MNIEJ popularny
>Uderzenia w realny socjalizm – chyba skuteczne. Zdaję
>sobie sprawę, że libertarianizm w USA jest tradycyjnie
>bardzo izolacjonistyczny i te osiągnięcia mogą być
>widziane jako przeciwstawne.
Kwestia sporna. Ja mam zwyczaj myśleć, że państwa zawsze przeceniają zewnętrzne zagrożenia, aby zyskać sobie zwolenników. Nie mogę powiedzieć, bym znał się jakoś szczególnie na historii ZSRR, więc zdam się tutaj na Pańską ekspertyzę – ale mam poważne wątpliwości, czy to było rzeczywiście konieczne, czy to było po prostu więcej starej dobrej polityki strachu, jaką prowadzą Stany Zjednoczone od co najmniej I Wojny Światowej (szczególnie że skorzystało na tym wiele dużych i wpływowych firm: SDI było jak pieniądze lecące z nieba).
>Uwaga historyczna: Czerwoni Khmerzy stracili władzę w
>Kambodży przed elekcją Reagana i jego administracja
>popierała księcia Sihanouka, a nie Pol Pota. Antyradziecki
>sojusz Chin i USA został zawiązany jeszcze przez Nixona.
Istotnie, Khmerzy stracili władzę przed Reaganem i nie wydaje mi się, by mój artykuł twierdził inaczej. Natomiast Pol Pot i jego bojówki nadal kręciły się po okolicy (a konkretniej na granicy z Tajlandią) – popierane zresztą przez rzeczonego księcia – i popierane zarazem przez Stany Zjednoczone.
>Pytanie historyczne: Dlaczego na Grenadę nie należało
>najeżdżać? Państwo ma obowiązki względem swoich
>obywateli!
Z tego, co wiem, studenci nie byli raczej w jakimkolwiek niebezpieczeństwie: więcej, Kanada ewakuowała swoich obywateli z Grenady jeszcze na dzień przed inwazją bez większych problemów; więcej: zarówno Kuba, jak i sama Grenada były gotowe zagwarantować bezpieczeństwo amerykańskich obywateli, Castro nawet wstępnie odmówił Grenadzie wsparcia wojskowego, mając nadzieję na to, że inwazji jednak nie będzie. Te komunikaty zostały całkowicie zignorowane.
A więc wygląda na to, że prawdziwą przyczyną były nie obowiązki wobec obywateli, tylko coś innego – prawdopodobnie chęć dostarczenia szybkiego i efektownego zwycięstwa, by wymazać przykre wspomnienia Wietnamu. I dlatego właśnie nie należało najeżdżać Grenady.
Dosyć dobra dyskusja zagadnienia Grenady jest na historycy.org. Nieco inaczej interpretuje zagadnienie „bezpieczeństwa studentów”.
Wracając do Czerwonych Khmerów, „rzeczony książę” wrócił do władzy a oni jedynie jako część koalicyjnego rządu.
Agoryzmu nie lubię, ale go popieram tzn. chyba coś muszę napisać więcej, bo brzmi śmiesznie.
Witam Drodzy Forumowicze!
Na wstępie dziękuję Jędrzejowi Kuskowskiemu za te wpisy i post. Dowiedziałem się dużo nowych rzeczy. Nie każdy ma czas, pieniądze i biegłą znajomośc angielskiego by dokopać się do materiałów, które nasze polskie media porażone serwilizmem i czołobitnością wobec USA najwyraźniej z premedytacją przemilczają. Nawet Longin Pastusiak choć krytykował Reagana ( nie dziwne! ) pominął w swojej książce pt „prezydenci” wiele ciekawych aspektów.
No i jak widać nie tylko ja zauważyłem, że czyny Ronalda Reagana często stoją w sprzeczności z liberalnymi czy libertariańskimi poglądami. Oraz to, że obniżanie podatków najbogatszym przy jednoczesnym ich podwyższeniu najuboższym i to podwyższanie ukryte za pomocą podstepnych prawniczo-legislacyjnych sztuczek faktycznie miało miejsce i nie jest to „bolszewckie kłamstwo”.
„”i tutaj zdaje się trochę się minęliśmy – to jest właśnie główna teza mojego artykułu – że Ronnie rzeczywiście “rozpropagował” libertarianizm, ale w taki sposób, że stał się on MNIEJ popularny””
Ciekawie napisane. Swoją drogą zarówno w Polsce jak i na świecie liberalizm ( zwłaszcza ten konserwatywny ) propagują ludzie o TAKICH osobowościach, że zastanawiałem się nieraz, czy przypadkiem to nie są „aktorzy” nasłani przez socjalistów, którzy mają za zadanie osmieszyć i obrzydzić ludziom ideały liberalizmu.
Na tym kończę i nie rozpisuję się zbytnio.
Pozdrawiam,
Timur
>Nieco inaczej interpretuje zagadnienie “bezpieczeństwa
Hm:
1) Kwestia jest sporna, ale sporo faktów wskazuje na to, że studencie nie byli w żadnym niebezpieczeństwie (np. według pewnych źródeł lotnisko NIE było zamknięte, nie pozwolono jedynie na lądowanie dużych Amerykańskich samolotów, natomiast przed inwazją wleciały na lotnisko cztery małe samoloty zabierając ze sobą kilku pasażerów – w tym Amerykanów; fakt, że lotnisko nie było zbyt aktywne – ale trzeba pamiętać, że okoliczne państwa Karaibskie nałożyły ścisłe embargo na Grenadę po morderstwie Bishopa i nie pozwalały na przylot ich samolotów; no i do tego, jak już wspominałem, Grenada i Kuba zadeklarowały, że zorganizują przelot dla ameykańskich obywateli – następnego dnia – kiedy ten przelot miał mieć miejsce – USA zaatakowały)
2) A nawet gdyby tak nie było, to i tak organizowanie całej inwazji, przewrotu, pomocy zagranicznej, Bóg wie czego jeszcze mimo wszystko wydaje się nieco przesadzone – i mocno przedwczesne
>Wracając do Czerwonych Khmerów, “rzeczony książę”
>wrócił do władzy a oni jedynie jako część koalicyjnego
>rządu.
Źle się wyraziłem. Stany Zjednoczone nie popierały Khmerów *poprzez* księcia, tylko bezpośrednio – i konkretnie. Widziałem liczby typu $85mln.
>Na wstępie dziękuję Jędrzejowi Kuskowskiemu za te
>wpisy i post.
Dzięki, choć pieniędzy mnie to akurat nie kosztowało 😉
>Swoją drogą zarówno w Polsce jak i na świecie liberalizm
>( zwłaszcza ten konserwatywny ) propagują ludzie o
>TAKICH osobowościach, że zastanawiałem się nieraz, czy
>przypadkiem to nie są “aktorzy” nasłani przez
>socjalistów, którzy mają za zadanie osmieszyć i obrzydzić
>ludziom ideały liberalizmu.
Ja mam chyba mniej optymistyczny pogląd na ten temat – tzn. z jakiegoś powodu liberalizm po prostu przyciąga takie osobowości. Bo nie tylko liderzy są tacy…
chyba odpowiedź Gwiazdowskiego sensowna, dodam tylko, że manipulacją są zdania następujące po sobie:
1) Według badania przeprowadzonego w tej sprawie, lata Reagana przyniosły 40 procentom podatników wzrost podatków lub brak zmian, a tylko dla 11% spadły one o więcej niż 10%.
2) Patrząc na charakter cięć i podwyżek można wnioskować, że najbardziej skorzystali na nich bogaci, a najbardziej ucierpieli biedni
Zdanie pierwszy wskazuje na liczby. Zdanie drugie sugeruje, że charakter cięć sprawił, że biedni płacili na państwo więcej (po zmianach wprowadzonych przez Reagana niż przed zmianami). Charakter niby tak, ale fakty i liczby już nie – a te są przytoczone w zdaniu pierwszym. Zdanie drugie uprawdopodobnia zdanie pierwsze. A jakoś mam przeczucie, że AUTOR WIE, że:
– po zmianach wprowadzonych przez Reagana biedni utrzymywali państwo w mniejszym procencie, niż przez zmianami, a bogaci w zdecydowanie większym. Podatki i biedni płacili kwotowo większe i bogaci, ale kwotowo, a także w % do udziału w ogólnych kwotach podatków to bogaci (czy weźmiemy próg 1%, czy 5% czy 10% najbogatszych) dołożyli się do budżetu bardziej.
Manipulując robisz autorze krzywdę idei libertarianizmu.
Ps. – dla mnie Reagan, pomimo zwiększenia budżetu – dobrze wydał pieniądze – wygrał zimną wojnę, dzięki czemu WOLNOŚĆ MOJA i ponad 100 mln ludzi w Europie środkowej znacznie się zwiększyła.
„Manipulując robisz autorze krzywdę idei libertarianizmu.”
Jak? Gwiazdowski nawet nie jest libertarianinem.
@tia
Jeśli manipuluję, to nie mniej niż Ty – bogaci rzeczywiście zwiększyli swój udział w finansowaniu budżetu, bo stali się względnie bogatsi (vide zmiany we wsp. Giniego), co raczej wzmacnia, a nie osłabia mój wniosek
A wpływ Reagana na wynik zimnej wojny jest dyskusyjny, nie czuję się kompetenty, by się w tej sprawie wypowiadać, więc nie będę. Ale myślałem, że oficjalna linia libertariańska w tej sprawie brzmiała „komunizm upadł, bo komunizm”
świetny post Panie Jędrzeju….odkryłem go dzięki …promocji Roberta Gwiazdowskiego. Chwała więc obu Panom, choć Pana wizja czasów Reagana jest zdecydowanie mi bliższa.
Ma Pan rację co do Granady…choć trzeba dodać ,ze tłem była kubańska ekspansja.
I choć łobuzowi trzeba było dowalić…to fajniej jest ,jak to ledwo przedszkolak. Ryzyko żadne a chwała w walce z Imperium Zła pozostaje.
Mam taką teoryjkę,iż narkotyki stały się za czasów Reagana kolejną walutą światową a walka z nimi pod płaszczykiem moralności ustabilizować ich wartość na długi czas. Trudno ocenić świadomy udział Reagana w tym procesie ale ktoś rozegrał to po mistrzowsku. Aż dziw, prawda, że kraj który miał takie przygody z prohibicją, popełniłby przypadkowo taki błąd po raz wtóry. No i mamy białe złoto,którego bankierami są li tylko ci….którzy dysponują władzą i wiernymi służbami specjalnymi.
Co do obalenia komunizmu to z Reaganem jak z Wałęsą. Ktoś musi personifikować taka zmianę.Tak nauczają nas historii.Tylko wielcy wodzowie. Plechanow jako marksista też przeginał, choć w drugą stronę.Ale myślę sobie ,że rola Reagana była duża,głównie w sferze psychologicznej.A wsparcie finansowo-militarne z gwiezdnymi wojnami doprowadziło komunistów do wewnętrznej kapitulacji. lepiej przecież wyjść z honorem, że daliśmy światu pokój i rozbrojenie /iluzoryczne przecież/ niźli w razie czego mieć świadomość ,że nie mamy szans. Kapitalne w tym wszystkim jest to ,że wcale nie było to na rękę lobby militarno-przemysłowemu. No ale dziś znaleźli sobie pastuchów w górach i ….boom jak nigdy w historii.