Zacznie się tak, jak już to słyszeliście. Indywidualizm jako metodologię rozumiem jako pogląd, zgodnie z którym społeczeństwo to pojedynczy ludzie, którzy co najwyżej mają jakieś wzajemne lub jednostronne nastawienia do siebie, którzy ze sobą się komunikują itd., przy czym i komunikowanie się, i stany emocjonalne, i cała reszta to nie są odrębne byty, tylko elementy opisu jednostek-bytów (jedynych bytów ludzkich, jakie uwzględniam w mojej metodzie).
Wyciągam z tak postawionego poglądu takie wnioski: jeśli jest tak, że tylko jednostki funkcjonują na poziomie społecznym, przynajmniej u ludzi, to każda teza dotycząca społeczeństwa, by nadawała się do rozpatrzenia, musi dotyczyć jednostek. A kryterium, zgodnie z którym pogląd może dotyczyć ludzkich jednostek jest to, że wskaże się te jednostki i wykaże się, że to właśnie ich dotyczy dana teza. Wskazanie może być pośrednie, ale najlepiej, by było bezpośrednie. I to w sposób intersubiektywny oraz zmysłowy. A metoda tego wskazania oczywiście powinna być powtarzalna praktycznie dla każdego.
Jeśli mówimy o jakimś procesie społecznym, to by rozmawiać o nim w „moim języku” konieczne jest, by była to mowa o jednostkach, które realizowałyby ten proces. Następnie należy wskazać sposób na dowiedzenie, że ten proces naprawdę dotyczy jakiś jednostek.
Ważnym słowem w tym przykładzie, jest zwrot „jakiś jednostek”. Nie mogę zadowolić się tym, że wszystko wskazuje na to, że ktoś, bliżej nieokreślony, wykazał się pewnym zachowaniem, bo istnieją ślady tego zachowania. Muszę wykazać też, że to zachowanie dotyczy kogoś.
Kimś dla mnie będzie zawsze ktoś umieszczony w czasie i przestrzeni, kto tylko raz się urodził (czy został spłodzony) i może umrzeć tylko raz.
Moją metodologię skłonny byłby zastosować do wielu dziedzin, na pewno zarówno do dziedzin normatywnych, jak i opisowych.
Moja metodologia nie jest sposobem na docieranie do niewątpliwych wniosków. Jestem indukcjonistą w mojej metodologii. Jeśli przewidywania danej teorii sprawdzają się, to przekonuje mnie do korzystania z tej teorii. Czym więcej takich testów przejdzie jakaś teoria, tym bardziej jestem przekonany do tego, by z niej korzystać, gdy chcę przewidzieć to, co się stanie. Przyjmuję taką pozycję, ponieważ założenie, że jakieś zdarzenia mogą się powtarzać przez dłuższy okres czas u i potem nagle przestać prowadzi mnie do obrazu świata bardzo, bardzo chaotycznego. A to podważa sens prób mających na celu w przewidywanie zdarzeń. Jednocześnie nie uważam uznania teorii za równoważne z uznaniem jej za prawdziwą, w takim znaczeniu tego słowa, w jakim używane jest ono, gdy wartościuje się logicznie. Zdania które są prawdziwe logicznie i zdania, które są prawdziwe czy „używalne” z punku widzenia mnie stosującego moją metodę, to dwa zbiory, które mogą się krzyżować, ale nie zawieraja sie w sobie. W moim mniemaniu istnieją zdania, które byłbym skłonny użyć, a których relacji do zjawisk w ogóle nie należy intepretować logicznie, ale co najwyżej np. probabilistycznie. Dopiero w wypadku zdań o zasadach probabilistyki zgodziłbym się, by poddawać je logicznemu wartościwoaniu.
Jest więc tak, że abym uznał np. zasasdę krańcowej użyteczności, muszę poznać spory materiał empiryczny dotyczący jednostek, rozciągły zarówno na czas, jak i przestrzeń. Będę też zawsze naciskał, by zasada korzystania z jakiegoś zdania twierdzącego dotyczącego społeczeństwa umożliwiała zastosowanie do niej indywidualistycznych kryteriów testowania, które już podałem. Nie tylko będę żądał tego, by materiał empiryczny udowaniał, że o to ludzie, statystycznie rzecz biorąc, nudzą się dobrami, czym więcej ich mają, ale także będę żadał wskazania, którzy to ludzie tak mają i udowodnienie, że oni istnieją/istnieli. Każdy kontrprzykład w takim wypadku będzie oczywiście brany na niekorzyść teorii, w takim sensie, że będzie zawężał moc wyjaśniającą danego wytłuamczenia. Jeżeli ktoś nie nudzi się lodami, niezależnie od tego, ile ich zjadł, to jego nie ima się to prawo ekonomii. Tak samo, jeśli nie nudzi się w pewnym odcinku czasu, to oznacza, że w tym odcinku czasu na pewno nie poddaje się dana osoba takie zależności.
Moja metodologia jest taka, a nie inna, ponieważ uważam, że czym bogatszy materiał empiryczny dotyczący pojedycznych ludzi, tym większa szansa na sukces przewidzenia ich zachowania za pomocą różnych teorii. Na zasadzie sprzężenia zwrotnego teorie, poddane kryteriom mojej metodologii będą testowane ze względu na ich zdolność do przewidywania tego, co zrobią ludzie. Ostać się będą musiały więc tylko teorie najbardziej skuteczne, wraz ze wzrostem zanotowanych zachowań ludzkich. A poza tym, wydaje mi się taki pomysł wybitnie estetyczny.
I tyle o niej na razie, niezależnie od tego, jak bardzo to wydaje się być trywialne.
Jaś Skoczowski
26 sierpnia 2007 r.
***
Autor artykułu prowadzi bloga Król Jest Nagi
napisałem „jestem indukcjonistą”. chyba bardziej pasowałoby napisać, że jestem weryfikacjonistą.
jest „by była nadawała się do rozpatrzenia”, powinno być : by nadawała się do rozpatrzenia
hm, podejscie wybitnie indywidualistyczne, ale czy ma zastosowanie dla takich dziedzin jak ekonomia, socjologia? te nauki opieraja sie na dosyc szeroko zakrojonej generalizacji, a wiec zakladaja jakis model – ktory jest jakby dominanta zachowan jednostek – i na bazie tego modelu konstruowane sa teorie (badz nie).
jedno, co mozna by na pewno stwierdzic, z samej obserwacji, to to, ze nie ma zadnych prawidel, wzorcow zachowania obowiazujacych kazda jednostke, sa tylko pewne regularnosci zachowan, od ktorych jest pewno wyjatkow – ludzie sa inni i inaczej sie zachowuja.
za egzemplifikacje tego o czym pisze niech posluzy narzedzie, dzieki ktoremu przeczytalem ten artykul, i wlasnie pisze komentarz do niego, a wiec internet. mimo tego, ze najpopularniejdze w sieci sa strony o tematyce porno (jak mowia statystyki), to nie mozna przeciez powiedziec, ze kazdy buszujacy po cyberprzestrzeni jest konsumentem tychze stron. stad teoria, ze „internet sluzy do ogladania pornografii” jest nie weryfikowalna. mamy wiec pewna regularnosc, prawidlowosc (pornografia jest zjawiskiem wystepujacym en gros w srodowisku internautow) ale nie jest prawem absolutnym, obiektywnym, takim z jakimi mamy do czynienia w fizyce czy matematyce. wszystkie teorie opierajace sie na zachowaniu sie jednostek (preferencje; wybory, ktorych wykonuja) nie wytzrymuja takiego skrajnie niezaleznego, subiektywnego podejscia.
(taka jest moja opinia, a moge pisac glupoty, bo jest juz pozno, ktos moze miec inna – wiec o to wlasnie chodzi).
tyle, że prawo, które ma dotyczyć wszystkich, a dotyczy tylko niektórych i tak jest badziewne 🙂
„by była nadawała” ma być oczywiście: by nadawała się. przepraszam wszystkich.
jasiu kurwa to jest boskie
jasiu ale nie przeskoczysz. Statystyka na tym właśnie polega że dotyczy tylko niektórych.
Prawo dotyczące niektórych nawet jeżeli tych niektórych jest 99% faktycznie jest badziewne. W ten sposób twój wpis rozumiem w ten sposób: bez sensu jest tworzenie jakiegokolwiek prawa dla wszystkich bo kogoś ono zawsze skrzywdzi. I w sumie zgoda. Z drugiej strony nie mogę pojąć co proponujesz w zamian; niby pozostają dobrowolne umowy które są podstawą systemu prawnego wolnościowców ale jakoś tak też wydaje mi się że i one nie za bardzo pasują do twojej teorii…
„jasiu ale nie przeskoczysz. Statystyka na tym właśnie polega że dotyczy tylko niektórych. Prawo dotyczące niektórych nawet jeżeli tych niektórych jest 99% faktycznie
jest badziewne.”
nie no, ja tak nie myślę. ja tylko myślę, zę jeśli formułujesz prawo, które dotyczy całości, a ono dotyczy tylko części, to jest badziewne. i myślę, że w tym może pomóc moja propozycja, że ułatwi nie formułowanie takich praw.
„W ten sposób twój wpis rozumiem w ten sposób: bez sensu jest tworzenie jakiegokolwiek prawa dla wszystkich bo kogoś ono zawsze skrzywdzi. I w sumie zgoda. Z drugiej strony nie mogę pojąć co proponujesz w zamian; niby pozostają dobrowolne umowy które są podstawą systemu prawnego wolnościowców ale jakoś tak też wydaje mi się że i one nie za bardzo pasują do twojej teorii…”
nie, absolutnie nie o to chodzi. chodzi tylko o to, że jeżeli np. postulujesz powszechny zakaz kradzieży lub zabijania albo powszechną prywatyzację wszystkiego, to ja się mogę spytać, korzystając z mojego postulatu, kto miałby taki zakaz realizować. i jak miałby to robić. i odpowiedzi powinny być tak sformułowane, by możliwy był test empiryczny dotyczący konkretnych ludzi. dlatego na przykład propozycje Davida Friedmana z Mechanizmów Wolności nie są tak sformułowane. to nie znaczy, że są do odrzucenia. znaczy to tylko tyle, że z mojego punktu widzenia nie da się ich ani odrzucić, ani przyjąć.
„które dotyczy całości, a ono dotyczy tylko części, to jest badziewne.” powinno być: które MA dotyczyć całości, a ono… itd.
Czy Ludwig von Mises przewidując nadejście Wielkiego Kryzysu korzystał z tej metody? Wydawalo mi się, że właśnie uogólniał na podstawie pewnych praw rządzących ludzką psychiką, a raczej społeczeństwem. Nie mówił: „a wtedy bank X (tu nazwa konkretnego banku) będzie pożyczał więcej pieniędzy niż jest w stanie oddać, a gdy klienci tego banku się zorientują, to będą je wypłacać. No, oprócz pana Zycia, który jest chory psychicznie i jego pewne naturalne prawidła nie dotyczą, więc nie będzie tych pieniędzy wypłacał i pana Dyzia, który (…)”. On właśnie uogólniał.
Poza tym… dotąd myślałem, że indywidualizm jest czymś zupełnie innym. Proponuję coś jak „indywidualistyczna metoda opisywania zjawisk”.
no Mises tak nie robił. dlatego min. nie lubię metody Misesa. to jest jeden z jego sposobów na to, by jego metoda wymykała się testowaniu, które mogłoby narazić jego teorie na odrzucenie.
ale Jasiu powiedz mi jak powinno to wyglądać, najlepiej na tym przykładzie który podał Fear. Że co mamy rozpatrywać przy analizie procesów ekonomicznych postępowanie każdej jednostki, czy jak? Nie kumam jak ty chcesz to zrobić. Rozwiń mi ten Fearowy przykład z bankiem tak abym zatrybił na czym to twoje testowanie polegać.
w wypadku, w którym podał Faer prawdopodobnie byłoby w ogóle trudno powiedzieć coś zgodnego z zasadami, które zaproponowałem. co z mojego punktu widzenia jest zaletą – ukazuje rozmiar problemu i to, że Mises go nie rozwiązał. przyczyna Wielkiego Kryzysu dalej nie pozostaje wyjaśniona, ani fałszywie, ani prawdziwie. co najwyżej praca Misesa byłaby inspiracją dla bardziej dokładnej teorii np. psychologii ekonomicznej.
Mises musiałby podać wyjaśnienie tego, dlaczego akurat ludzie są skłonni tak a nie inaczej zareagować na gwałtowny wzrost podaży pieniądza. może stwierdzić – „bo każdy by tak zrobił”. ale wtedy każda osoba nie robiąca tak jak mówi stawia jego wytłumaczenie pod znakiem zapytania, jeśli nie fałszuje wytłumaczenia. czyli to musiałoby być wyjaśnienie podlegające podanym kryteriom. „niepodważalne prawa ludzkiego działania” raczej ich nie spełniają, bo w samym zamiarze Misesa nie nadaja się do testowania empirycznego (z kolei z punktu widzenia Rothbarda to są pewne wnioski płynące z doświadczenia, ale on rozumiał doświadczenie w jakiś inny sposób niż ja chyba).
jest zabiegiem min. Szkoły Austriackiej powoływać się na jednorazowe udane przepowiednie. mnie się ten zabieg nie podoba, jednym z celów mojego artykułu jest stworzenie takiej metodologi, która ułatwia krytykę takiego uprawiania ekonomii.
ja dalej nie kumam o co ci chodzi. Jeszcze raz proszę wytłumacz mi to na jakimś przykładzie. Tak jak pięcioletniemu dziecku. Ja po prostu nie widzę, napisałeś o jakiejś metodologi i ni jak potrafie to przyłożyć do jakiegokolwiek konkretnego problemu.
to może być dobry znak, zę nie ma takiego zastosowania i pozostaje mi tylko sam estetyzm pomysłu na osłodę 🙂
jeśli wypowiadasz tezę dotyczącą ludzi, musi ona być sprawdzalna za pomocą obserwacji ludzi, najlepiej bezpośrednich. jeśli twierdzę, że każde dobro ekonomiczne staje się coraz mniej dobrem wraz z tym, jak jego podaż wzrasta, to muszę wskazać człowieka, który to muszę wskazać ludzi, którzy właśnie tak zachowują się względem dóbr. jeśli to mi się uda, tezę przyjmuję, choć ni uznam jej za niewątpliwie prawdziwą logicznie (to, że coś powtórzyło się x razy wcale nie znaczy, że powtórzy się x + 1 razy). jeśli natomiast ktoś potrafi nie nudzić (nie zaspokajać) się nigdy jakimś dobrem, to teza jest nieprawdziwa.
dlatego np. prakseologii Misesa nie da się ocenić jako prawdziwej lub fałszywej – bo Mises wykluczył zupełnie taką ocenę.
W ogóle obiecałem, że wyjaśnię różnicę między 2. Prawem Gossena a prawem malejącej użyteczności krańcowej. 2PG mówi o tym, że im więcej czegoś się konsumuje, tym mniej się chce tego więcej konsumować (i to jest raczej to, co krytykujesz tutaj).
Natomiast prawo malejącej użyteczności krańcowej mówi, że każde kolejne krańcowe dobro używa się do zaspokojenia coraz mniej wartościowych potrzeb.
I Austriacy mówią, że 2PG jest jedynie empiryczną obserwacją i nie musi być prawdziwe, a PMUK jest prakseologiczną obserwacją i jest zawsze prawdziwe.
Przy czym na moim Mikro I mnie uczyli PMUKu, jakby był tym samym, co 2PG – więc najwyraźniej to jest Austriackie rozróżnienie.
dzięki.
przy czym, o ile coś ma treść empiryczną (zdarzenia mogą skłonić kogoś do odrzucenia tego lub przyjęcia) to z mojego punktu, tu przedstawionego, widzenia właśnie może być „prawdziwe” lub „fałszywe”. choć wolałbym oczywiście te terminy zarezerwować dla logiki.