Liberałowie – a już szczególnie libertarianie – przeciwni są przymusowi. Co prawda liberałowie uznają pewne wyjątki, a libertarianie – nie, natomiast co do ogółu panuje między nimi (nami?) zgoda. Uważamy, że jeżeli gorliwy katolik prowadzi aptekę i nie chce w niej sprzedawać prezerwatyw – ma do tego pełne prawo. Tak jak prawem konsumenta jest kupować u innego aptekarza.
Nasza osobista wolność predestynuje nas do samodzielnego wyboru. I nie jest ważne, czy robimy to w ramach sprzeciwu, z wygody, czy z innych pobudek. Możemy nawet nie zwrócić uwagi na to, że mamy wybór i dalej zaopatrywać się u tego aptekarza.
Ale to też jest celowe działanie. Zaniechanie działania, gdy ma się taką możliwość – również jest działaniem. Indywidualne działanie pozwala nam na dokonywanie wyboru. Cóż jednak, gdy ten wybór zanika wraz z pojawieniem się monopolu?
Posłużmy się przykładem aptekarza. Apteka pana Katolika zyskała pozycję monopolisty i „wymiotła” z rynku wszystkich konkurentów. Pomińmy przy tym przyczyny. Nie wgłębiajmy się, dlaczego i w jaki sposób – wyjdzie to w dalszej części. Mamy natenczas sytuację, gdy pan Katolik został monopolistą. Wiąże się z tym – co pewnie każdy potwierdzi – możliwość „żonglowania” cenami w celu maksymalizacji zysków. Co w takiej sytuacji zrobi biedny pan Ateista? Może założyć swoją aptekę i zacząć rywalizować z panem Katolikiem. Może kupić leki za granicą, lub przez Internet. Może też zaopatrywać się bezpośrednio u producenta. Jak widać pan Ateista ma wiele możliwości, by ograniczyć monopolistyczną pozycję pana Katolika. Takie same możliwości ma pan Buddysta i pani Świadkowa-Jehowa. A jakie możliwości ma pan Katolik, by utrzymać swoją pozycję monopolisty?
Pan Katolik – wiedząc, że każdy jest jego potencjalnym konkurentem musi działać tak, by żaden z konkurentów się nie uaktywnił. By tak się stało – klienci muszą chcieć kupować u pana Katolika. Aptekarz musi więc dbać o klientów – by żadnemu nie przyszło do głowy z nim konkurować. Będzie więc się starał obniżać ceny, jak to tylko możliwe, a przy okazji zaspokajać potrzeby konsumentów. Miła obsługa, niskie ceny (paradoksalnie można je nazwać cenami konkurencyjnymi), łatwy dostęp do towarów – to wszystko pomoże panu Katolikowi utrzymać pozycję monopolistyczną. Jak więc widać – monopoliści wcale nie są tacy źli, czyż nie? Wszak każdy chce, by „klient miał zawsze rację”. Jak to więc jest – monopolista to złodziej, wyzyskiwacz i oszust, czy też miły pan, który troszczy się nie tylko o swoje zyski, ale i satysfakcję gwarantuje?1
Najnormalniejszą rzeczą na świecie jest – a przynajmniej być powinna – odpowiedź druga. A jednak wcale tak nie uważamy. Gdy obserwujemy, co robi Poczta Polska i jej podobne, wcale nie wydaje nam się, że wszystko jest tak, jak być powinno. Czy aby na pewno Poczta Polska została monopolistą, ponieważ gwarantuje najlepszą jakość swoich usług i najlepsze ceny? Chyba nie, skoro u prywatnego przewoźnika koszt przewozu paczki poniżej 50 g. wynosi 1,10 zł, a w państwowej Poczcie 1,35 zł. Albo, że czas dostarczenia przesyłki to prywatnie – 1 dzień, a na Poczcie – 3. Albo te kolejki na poczcie, gdzie jest 6 okienek, ale otwarte tylko jedno… Czy to jest ten naturalny monopol? Nie. Ten monopol jest nienaturalny. Warto zadać sobie pytanie „czemu?”. Czy nie dlatego, że jest firmą państwową, a o takie władza troszczy się najbardziej? Czy nie dlatego, że ma prawnie zagwarantowany monopol na paczki poniżej 50 g. (dlatego prywatne firmy doklejają te metalowe blaszki)? Czy nie dlatego, że mandaty można płacić tylko na Poczcie (ale czy to dziwne, że państwowa policja każe sobie płacić na państwowej poczcie?)? Czy nie dlatego, że by zostać jej konkurentem, trzeba wypełnić XX druczków, postać w parunastu urzędach i zmarnować na to ok. 35 dni? Czy nie dlatego, że wymagany jest lokal firmowy, a wielu ludzi po prostu na to nie stać? Czy nie dlatego, że wymagany jest ogromny kapitał początkowy, na który zwykły Kowalski nie może sobie pozwolić? Jednym słowem – czy nie dlatego, że pomaga jej w tym państwo? Każdy rozsądny człowiek musi w tym momencie odpowiedzieć twierdząco.Bzdurą jest twierdzenie, że monopol jest nieuchronną konsekwencją rynku. Monopol jest nieuchronną konsekwencją działania państwa na arenie, na której nie ma najmniejszego pojęcia – na wolnym rynku.
______
1W historii znany jest 1 (słownie: jeden!) przypadek naturalnego monopolu. Działo się to w Stanach Zjednoczonych w połowie XIX wieku. Niestety za Chiny nie mogę sobie przypomnieć, co to za firma. Pisał o tym Rothbard w „Złoto, banki, ludzie…” – jeżeli ktoś wie, o czym mówię – proszę o podpowiedź
***
Filip Paszko
12 grudzień 2007 r.
Tekst został wcześniej opublikowany na blogu Ostry, k…a, jak brzytwa
Autor artykułu prowadzi bloga Ostry, k…a, jak brzytwa
Wydaje mi się, że wspominano coś o firmie wydobywającej, czy przetwarzającej jakiś metal (stal?), ale nie jestem pewien.
Hmmm… a mi po głowie chodzi to, jak zbił majątek Standard Oil i Microsoft. Nie znam jakoś wspaniale mechanizmów ich działania, ale coś mi świta, że na państwie się nie opierali, a monopol stworzyli.
Branża ropy naftowej nie ma a\bsolutnie nic wspólnego z wolnym rynkiem i jest w całości kotnrolowana przez państwa, które obsadzają swoich potentatów przemyslowych gdzie trzeba, więc trudno mówić o tym, że firma powiązana z tą branżą może nie opierać się na państwie.
A co do Microsoftu – nie jest monopolem, jest jeszcze Mac i Linux. No i trochę opierał się na przemocy państwowej rejestrując absurdalne patenty i wytaczając idiotyczne procesy o lamanie praw autorskich.