Wywiad z Murrayem Rothbardem

Dr Murray Rothbard (1926-1995), najbardziej znany teoretyk i obrońca libertarianizmu jest wykładowcą akademickim i autorem o uznanej renomie. Bez wątpienia jest jest jednym z myślicieli najbardziej zasłużonych dla konkretyzacji idei anarchokapitalizmu.

Jego wysiłki początkowo dotyczyły sfery ekonomicznej, teraz jednak w swych pismach i działaniach podejmuje szerszy zakres spraw.

Dr Rothbard był studentem prof. Josepha Dorfmana na Uniwersytecie Columbia i dr Ludwiga von Misesa na Uniwersytecie Nowojorskim. Swe prace z zakresu ekonomii pisał na Uniwersytecie Columbia, wykładał na Miejskim College’u w Nowym Jorku, zaś obecnie uczy na Uniwersytecie Politechnicznym w Brooklynie.
Jako autor ma na swym koncie liczne prace, wielki traktat ekonomiczny „Man, Economy and State”, jego kontynuację „Power and Market”, analizę interwencji rządu w gospodarkę, „America’s Great Depression”, „The Panic of 1819″i „What Has Government Done to Our Money”?. Atrykuły dr. Rothbarda ukazały się w licznych książkach i periodykach, jak choćby „Quarterly Journal of Economics”, „New Individualist Review”, „Intellectual Digest”i „New York Times”.

Jego najbardziej zachwycającymi wynikami badań działania człowieka są jego rewolucyjna teoria monopoli, w której pokazuje on, że na wolnym rynku nie ma miejsca dla monopoli, jego oryginalna teoria patentów i praw autorskich i jego zaprzeczenie mnogim przesądom interwenistycznym. Głównie w klasycznym już „Człowieku, ekonomii i państwie” pokazuje, że „działanie dobrowolności i wolnego rynku prowadzi do wolności, dobrobytu, harmonii, oszczędności i porządku, podczas gdy interwencje rządowe prowadzą do hegemonii, konfliktu, wyzysku człowieka przez czlowieka, nieskuteczności, biedy i chaosu.

Prócz swej działalności akademickiej dr Rothbard silnie zaangażował sie w codzienną walkę o pryncypia ruchu libertariańskiego, jest także redaktorem miesięcznika „Libertarian Forum”.

Dr Rothbard 25 lutego 1972 roku udzielił wywiadu w swym domu w Nowym Jorku Michaelowi Oliverowi i Donaldowi C. Stone’owi z „New Banner”.

Nie mając nigdy wcześniej okazji spotkać Murraya Rothbarda, obawiałem się że jest on osobą zbyt „akademicką”. Nie miałem pojęcia z jakiego rodzaju osobą się zetknę. Donald Stone, redaktor libertariańskiego pisma „Pegasus” i przyjaciel „The New Banner, który towarzyszył mi i pomagał w przeprowadzeniu wywiadu tylko raz przelotnie spotkał Rothbarda rok wcześniej. Obydwaj byliśmy zauroczeni, tym że jego renoma naukowa nie wyklucza pogodnego usposobienia. Jesteśmy pewni, że ten wywiad pozwoli uzupełnić informacje o człowieku, który jest dziś najbardziej znanym libertarianinem.

-W jednym ze swoich listów Ayn Rand ostrzega czytelników, aby nie przyłączali się do tych „libertariańskich hipisów, którzy podporządkowują rozum kaprysom i zastępują anarchizm kapitalizmem”. Czy uważa pan, że ta uwaga była skierowana do pana i innych obrońców wolnorynkowych alternatyw instytucji rządowych i czy jest zgodna z randowskim imperatywem definiowania?

-Trudno powiedzieć, proszę zauważyć że niewiele jest konkretów w tej wypowiedzi. „Libertariańscy hipisi” – kim oni są, gdzie ich znaleźć? Ruch, z którym sympatyzuję, nie zastępuje rozumu kaprysami. Niektórzy tak robią, ale ja jestem temu przeciwny. Jesteśmy anarchokapitalistami. Innymi słowy wierzymy, że kapitalizm jest najpełniejszym uzewnętrznieniem anarchizmu. Nie tylko nie są one ze sobą sprzeczne, ale nie ma jednego bez drugiego. Prawdziwy kapitalizm to anarchizm, a prawdziwy anarchizm to kapitalizm. A co do definiowania, to nawet termin „anarchizm” nie jest tu zdefiniowany.

– Czy widzi pan przyszłość przed libertariańskim „wycofaniem” czy raczej postrzega je pan jako cios wymierzony w skuteczny polityczny rozwój ruchu?

-Myślę, że niewiele osób posuwa się do takiego „wycofania”. Ilu ludzi może się „wycofać” na swoją własną wyspę czy nawet atol? Pewnie z pół tuzina i będzie to dla nich dobre. Życzę im szczęścia, ale ja bym tak nie zrobił. Nie zamierzam spadać na żadną cholerną wyspę. Heh, myślę że większośc libertarian i większość Amerykanów też nie. To może być dobre dla tych osób, ale nie jest to żadne rozwiązanie dla kraju. To nie jest dobra opcja dla mnie, ani dla nikogo z moich znajomych. Myslę, że ci ludzie są ciekawi, żeby o nich poczytać, ale są irrewelentni – by użyć uczonego terminu- do bieżących trosk moich czy innych ludzi. Nawet jeśli byłoby to wykonalne, nawet jeśli rząd by tego nie zlikwidował jako „zagrożenia dla ruchu” czy pod jakimkolwiek innym pretekstem, co niewątpliwie zrobiłby, nawet jeśli byliby w stanie się utrzymać – kto tam będzie? Niektórzy z propagatorów „wycofania” wyznają bardzo wątpliwą filozofię. Mogliście słyszeć o jednym z nich Marshallu – przywódcy nomadów. Według niego, aby być wolnym trzeba być nomadem. Innymi słowy, jakiekolwiek przywiązanie do miejsca ogranicza wolność. Myślę że jest to wielki błąd filozoficzny, podzielany przez zbyt wiele osób.

-Amerykanie wydają się biernie, jeśli nie aktywnie opierać Drugą Fazę. Konserwatyści bardziej troszczą się o ład i porządek niż o wolność ekonomiczną, liberałowie proszą o więcej, gdy ostatnio zasmakowaliśmy smaku kontroli. Reszta społeczeństwa sama zrezygnuje z wolności po tylu latach orwellowskiego dwójmyślenia. A gdzie będą libertarianie? Spędzą kolejne pokolenie w samotności?

-Niekoniecznie, ponieważ wydaje mi się, że skutkiem Pierwszej i Drugiej Fazy jest brak przywództwa. Innymi słowy, libertarianie byli jedynymi przeciwnikami Pierwszej i Drugiej Fazy od samego początku i z zasady. Niektórzy liderzy związków zawodowych byli przciw, ponieważ ich kawałek tortu nie był wystarczająco duży, oczywiście nie byli przeciwni z zasady. Libertarianie, w tym także ja sam, wiele czasu spędzili na ukazywaniu i atakowaniu tego zjawiska. Ale uważam, że Faza Druga upadnie. Już zaczyna się rozpadać. A gdy się rozpadnie, libertarianie będą jedynymi, którzy byli w opozycji wobec niej. Myślę, że możemy wypełnić próżnię. To może być bardzo dobre dla ruchu libertariańskiego. Gdy wszystko się zawali, ludzie zaproponują nam przywództwo. „To są ci kolesie, którzy byli prorokami. Gdy wszyscy płynęli z prądem, oni mówili że będzie źle”.

-Niektórzy libertarianie postulowali niegłosowanie w wyborach prezydenckich w roku 1972. Czy podoba się panu taka taktyka?

-Ciekawa sprawa. Nie ma wątpliwości, że to klasyczne podejście anarchistyczne – nie powinno się głosować, ponieważ głosując uczestniczy się w aparacie państwowym. Albo jeśli się już głosuje, to powinno się głosować na samego siebie. Nie miałbym nic przeciwko tej taktyce, jeżeli wykorzystałby ją jakiś ruch ogólnospołeczny – powiedzmy pięciomilionowy, myślę, że to byłoby bardzo pożyteczne. Ale nie uważam, żeby to głosowanie było problemem, jakimś niemoralnym czynem. Lysander Spooner, ikona indywidualistycnego anarchizmu w bardzo przekonujący sposób zaatakował ten pomysł. Otóż jeżeli uważa się, że za aktem głosowania idzie nasze uznanie dla państwa, wówczas akceptuje się punkt widzenia teoretyków demokracji, którzy głosili że państwo jest tak naprawdę dobrowolne, ponieważ lud akceptuje je, uczestnicząc w wyborach. Przeciwnicy głosowania tak naprawdę mówią to samo. Nie uważam, zeby to była pprawda, ponieważ jak zauważył Spooner, człowiek jest umiejscowiony w koercyjnym otoczeniu. Jest otoczony przez system koercyjny, przez państwo. Wybór jest ograniczony. Jeśli znajdujesz się w tej koercyjnej sytuacji, nie ma powodu, dla którego miałbyś rezygnować z wyboru, jeśli nie ma to wpływu na twoją wolnośc lub własność. Ale nie jest to obowiązek moralny, nie ma się w pełni wolnego wyboru. Jest się otoczonym przez całe państwo, którego nie da się „wygłosować”. Na przykład nie możemy „wygłosować” prezydenta, niestety bo to byłoby wspaniałe, ale czemu nie głosować, jeśli jest jakakolwiek różnica między dwoma kandydatami? A różnice są prawie nieuniknione, choćby w kwestiach prakseologii czy prawa naturalnego, zawsze dwie różne osoby czy dwie różne grupy będą się tochę różnić. Więc czemu by nie głosować? Myślę, że nie ma nic niemoralnego w uczestnictwie w wyborach, pod warunkiem że ma się oczy otwarte, że nie uważa się Nixona czy Muskiego za największego libertarianina od czasów Richarda Cobdena, co wiele osób sobie przed głosowaniem wmawia. Druga część mojej odpowiedzi dotyczy tego, dlaczego nie uważam głosowania za problem. Mało obchodzi mnie, czy ludzie głosują czy nie. Większe znaczenie ma to, kogo popierasz, na czyje zwycięstwo masz nadzieję. Możesz nie głosować i mówić, że nie chcesz uwiarygadniać państwa, ale też nie głosować, ale w wieczór wyborczy mieć nadzieję, że ci frajerzy, którzy głosowali, wybrali kogoś konkretnego. I to jest ważne, ponieważ to coś innego. Prezydentura ma niestety ogromne znaczenie. Rządzi lub kieruje naszym życiem przez cztery lata. Więc nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy bardziej popierać bądź potępiać jednego z kandydatów. W ogóle nie zgadzam się z ideą bojkotu wyborów, ponieważ niegłosujący nie tylko mów, że nie powinniśmy głosować. Mówi też, że nie powinniśmy nikogo popierać. Czy Robert LeFevre, jeden z rzeczników niegłosowania, będzie w głębi duszy miał jakiekolwiek preferencj w wieczór wyborczy? Czy lekko się ucieszy, czy bardziej zasmuci ktokolwiek wygra? Nie wiem, jak ktokolwiek może nie mieć preferencji.

-Jakie inne działania uważa pan za odpowiednie dla libertarian w czasie wyborów?

-Jak próbowałem wskazać – popieranie kandydatów. Myślę, że w tym roku będą dwie główne grupy wśród libertarian. Piewsza z nich to grupa niegłosujących. Druga to grupa „Zmieść Nixona”, której jestem wielkim orędownikiem. Moje stanowisko jest niemal takie – każdy, byle nie Nixon. Zmieść go! Ukarać go! Zmiażdżyć go! Naprawdę zasłużył na emeryturę. Niech się wynosi! Myślę, że jest mnóstwo powodów, dla których Nixon powinien odejść. Nie popieram Ashbrooka, ale myślę że to bardzo interesująca kandydatura, ponieważ jest szansa, że ekstremiści z obozu konserwatywnego mają nadzieję, że Ashbrook wystartuje jako piąty kandydat. Jeśli wystartuje w Ohio, Kaliforni itd. może odebrać Nixonowi 10% konserwatywnych głosów.

-„Libertarian Forum” współredagowane było przez Karla Hessa, który jednak odszedł. Jakie różnice ideologiczne do tego doprowadziły?

-Po pierwsze, nie był redaktorem, tylko felietonistą. Nie miał nic wspólnego z polityką redakcyjną pisma. Rozejście się miało miejsce, gdy zaatakowałem Czarne Pantery. Uraziło go to. Uważał, że jest niedopuszczalne krytykować Czarne Pantery, a ponieważ niejako firmował to swoim nazwiskiem, Pantery mogły myśleć, że jest częścią atakującej ich grupy. Ja uważałem Czarne Pantery za bandę chuliganów i nie widziałem żadnej przyczyny, by ich popierać. Karl był całkiem odmiennego zdania. Ale ważniejsze jest to, że Karl z anarcho-kapitalisty stał się anarcho-komunistą czy anarcho-syndykalistą. Ja jako jeden z pierwszych postulowałem współpracę z Nową Lewicą, ale ja nie myślałem takimi kategoriami. Nie chciałem sojuszu, który miałby polegać na mieszkaniu razem z Czarnymi Panterami w komunach, myślalem razej o współpracy w działaniach antywojennych. Pragnąłem raczej sojuszu politycznego, a nie ideologicznego, a to dwie zupełnie różne rzeczy. Zawsze był taki problem z libertarianami. I w dawnych czasych, kiedy zawsze byli sprzymierzeni z prawicą i teraz, gdy wiążą się z lewicą. Sprzymierzasz się z grupą i bardzo szybko stajesz się częścią tej grupy. Zaczyna się od pomysłu współpracy, czy to z konserwatystami, czy to z radykałami w ściśle określonych celach, a kończy się jako konserwatysta lub radykał. Libertariański cel rozmywa się. To bardzo ciężki problem, ponieważ nie możemy być sekciarzami nie chcącymi ieć z nikim do czynienia. Tak nigdy nie odniesiemy sukcesu. Myślę że ważne jest, aby istniała grupa libertariańska na tyle silna, by umocnić libertarianizm swych członków.

-David Nolan tworzy Partię Libertariańską. Jej członkowie chcieliby pana widzieć jako kandydata na prezydenta. Co pan na to?

-Ha ha ha (długi śmiech) Nie sądzę, jakkolwiek „trzecie partie” są urocze, żeby partia libertariańska na tym stadium naszego rozwoju była czymś więcej niż głupstwem. Nie me jeszcze zbyt wielu libertarian. Nie ma funduszy, nie ma ludzi, nic nie ma. Może jednak będziemy mieli libertariańską partię polityczną.

-Jakie byłyby cele partii libertariańskiej?

-Myślę, że gdyby istniała partia libertariańska, a nie jest to obenie realistyczna perspektywa, jeśliby istniała silna partia libertariańska, mogłaby kilka rzeczy zrobić. Taktycznie mielibyśmy równowagę sił. Jeślibyśmy mieli swoich ludzi w Kongresie, stale agitujących za libertarianizmem, głosujących przeciw budżetowi, to byłoby to bardzo korzystne. Jest też proplem, nad którym nikt z nas się jeszcze nie zastanawiał – jak ustanowić społeczeństwo libertariańskie? Oczywiście idee są sprawą kluczową. Po pierwsze należałoby nakłonić duż grupę ludzi, aby stali się anarchistami – anarcho-kapitalistami. Ale co wtedy? Jaki byłby następny krok? Z pewnością nie trzeba będzie przekonywać większości opinii publicznej, ponieważ większość zawsze idzie z prądem. Ale z pewnością będzie też znacząca mniejszość. I co z tym zrobić. Nie będzie sytuacji, że Nixon przeczyta „Human Action”, „Atlas Shrugged” czy „Man, Economy and State ” i powie: „Boże, oni mieli rację, odchodzę”. Nie przeczę możliwości, że do czegoś takiego by doszło, ale jest to bardzo mało prawdopodobne. Jak zauważyli marksiści, nigdy jeszcze klasa rządząca dobrowolnie nie oddała swej władzy. Trzeba się raczej zastanowić, jak strząsnąc tych gości z naszych grzbietów. Są różne sposoby demontażu państwa – krwawa rewolucja, obywatelskie nieposłuszeństwo i działalność publiczna. Nie wiem, która z nich byłaby najbardziej skuteczna.

-Czy widzi pan sens sojuszu anarchokapitalistów z dzisiejszą Nową Lewicą?

-Dziś już nie ma Nowej Lewicy. Nowa Lewica jest skończona – nie ma takiego zwierzęcia w przyrodzie. Jeden z powodów dla których kiedyś, w latach sześćdziesiątych, lubiłem Nową Lewicę, był taki, że w ruchu tym było wiele elementów libertariańskich. Oni byli nie tylko przeciwko wojnie, ale także przeciw biurokracji, wielkiemu rządowi itd. Teraz tak naprawdę nic się nie dzieje w Nowej Lewicy.

-Czy zgadza się pan, że libertarianie powinni przymknąć oko na dzielące ich różnice filozoficzne w imię jedności ruchu?

-Nie sądzę, żeby na to pytanie była dobra odpowiedź. Nie zgadzam się z sekciarskim poglądem, że najpierw musisz sie we wszystkim zgadzać, zanim zaczniesz cokolwiek robić. Innymi słowy musisz mieć taki sam pogląd na wolną wolę, sztukę nowoczesną czy cokolwiek inego. Dla mnie to bzdura, w dodatku mało realistyczna. Z drugiej strony mówienie o jedności, kiedy zgadzamy się jedynie co do tego żeby zmieść państwo i jeszcze co do kilku innych komunałów też jest niebezpieczne. To zależy od celów danego działania. Oczywiście w ruchu libertariańskim mamy do czynienia z całym spektrum poglądów, które -według mnie na szczęście – się zawęża. Myślę, że zbliżamy się do sytuacji, gdy skrajna lewica i skrajna prawica, tak zwane, zbliżą się do centrum, co da nam większe podstawy do współpracy. Myślę, że teraz w ruchu panuje większa zgoda niż choćby rok temu.

-David Friedman oskarżył pana, o to że nie czytał pan pism jego ojca Miltona, a jeśli już to że zniekształcił pan pewne myśli lub wyjął je z kontekstu, a także o to, że jest pan zazdrosny o uwagę poświęcaną Miltonowi. Co pan na to?

-Ha ha ha! Co do niezrozumienia, owszem, nigdy nie można w pełni odczytać dzieła drugiego człowieka. Nie myślę żeby Milton wiedział cokolwiek o szkole austriackiej, chociaż jeśli chodzi o jego własne pisma to jest z pewnością większym ekspertem niż ktokolwiek inny. A co do zazdrości o uwagę, to tak samo można powiedzieć, że jestem zazdrosny o Keynesa czy Galbraitha. Myślę że Galbraithowi poświęcane jest trochę więcej uwagi, niż on faktycznie zasługuje i to samo dotyczy Miltona. Ale myślę, że nie trzeba być wielkim ekspertem w sprawie pism Friedmana, żeby zauważyć że Milton opowiada się za całkowitą kotrolą emisji pieniądza przez państwo, zwiększenia tejże emisji o 3-4% rocznie, że jest zwolennikiem podatku negatywnego, który jest corocznym, gwarantowanym przez państwo wynagrodzeniem i że popiera pomysł bonów edukacyjnych, które pozostawiają państwu silną kontrolę nad systemem edukacyjnym. Takie pomysły są cokolwiek szalone. Myślę, że doskonale widać iż Friedman jest etatystą. Oczywiście Friedmanowie są przeciw np. kontroli cen, i bardzo dobrze, ale nie zmienia to faktu że w ich wizji to państwo wciąż kieruje ekonomią. To jest jeden z problemów sympatyków Friedmana – nie mają politycznej teorii natury państwa. Myslą o państwie jak o kolejnym instrumencie społecznym. Innymi słowy, tu jest rynek, a tutaj państwo, które jest kolejną sympatyczną organizacją sąsiedzką. Decydujesz co powinno być prywatne, a co państwowe lub poddane wpływom państwa – to takie myślenie na sposób utylitarystyczny. Oni mówią – „Państwo to zrobi, państwo będzie zarządzać systemem edukacyjnym albo czymkolwiek innym”. Myślą, że można wprowadzić friedmanizm przez -powiedzmy wyedukowanie Nixona. Taka właśnie jest friedmanowska teoria zmiany społecznej. Widzisz się przez chwilę z prezydentem, rozmawiasz z nim i przekonujsz go, że nie powinno być kontroli cen, ICC powinno zostać zniesione itd., a on wciela to w życie. Ale to nie działa w ten sposób. Friedmaniści nie rozumieją, że rząd to banda złodziei i łupieżców. Zawarty jest w tym cały problem z władzą, z którym to problemem friedmaniści nie chcą się liczyć. Oni nie rozumieją, że państwo to nie instrument społeczny, tylko szkodliwa i wroga społeczeństwu struktura. Myślą że to coś jak warzywniak, w którym kupujesz albo i nie.

-Szef Rezerwy Federalnej Arthur Burns powiedział niedawno, że zwiększy podaż pieniądza do pozimou, który zapewni „żwawą” ekspansję amerykańskiej gospodarki. W tym samym czasie Komisja Cen będzie dopuszczać tylko ograniczone podwyżki. Jakie mogą być rezultaty takiej polityki?

-Rezultatem będzie dalsza inflacja, czarny rynek i ludzkie nieszczęscie. Ci którzy nie mają wpływów politycznych na Komisję Cen, nie dostaną podwyżek, które ci wpływowi dostaną. Będzie mniej czekolady w czekoladzie Wystąpią wszelkie rodzaje potwornych sytuacji, na przykład pogorszenie jakości.Będzie mniej czekolady w czekoladzie. No i inflacja. Niestety wielu konserwatystów, a nawet libertarian to fani A.F. Burnsa. Nie rozumiem tego. Zawsze był on inflacjonistą, etatystą i pragmatykiem.

-Prawdopodobnie Nixon wprowadzi wkrótce podatek VAT. Jakie mogą być tego skutki?

-Chodrow powiedział, czym kieruje się rząd przy opodatkowaniu: zgarnąć ich tam, gdzie są, jeśli coś się rusza – opodatkować! Jeśli znajdziesz coś, co nie zostało jeszcze opodatkowane – opodatkuj! Podatek dochodowy osiągnął właśnie punkt krytyczny. Trudno im teraz będzie go podnieść. Podatku od własności szczęśliwie nie będzie. I kwestia edukacji – potrzebują nowych podatków, by to sfinansować. To podatek płacony przy sprzedaży, więc w większym stopniu dotknie biednych niż zamożnych. To także ukryty podatek, więc ludzie go nie zauważą. To podatek od wartości dodanej, płacony przez każdego wytwórcę.

-W lutym 1971 roku senator Mark Hatfield pochwalił panską książkę „Power and Market”. Czy kontaktował się pan z senatorem w sprawie okazywanej przez iego sympatii dla libertarianizmu?

-Tylko raz spotkałem senatora, latem 1969 roku. Był wtedy bardzo przyjazny względem naszych idei i powiedział, że przekonał się do sprawy libertarianizmu. Potem utrzymywalem z nimkontakt korespondencyjny. Ale oczywiście jeśli chodzi o konkretne głosowania, to nie jest on taki libertariański. Jest dobry jeśli chodzi o politykę zagraniczną, ale w innych sprawach niezbyt. Jaka jest tego przyczyna – nie wiem. Ale to dobrze, że lubi libertarianizm.

-Napisał pan dwa dzieła, które nie zostały jeszcze wydane: ” Ethics of Liberty ” i „The Betrayal of the American Right”.

-„The Betrayal of the American Right” to nie jest jakieś wielkie dzieło. Książka jest króciutka. To swego rodzaju historia prawicy od Menckena i Nocka w latach dwudziestych. poprzez okres drugiej wojny światowej aż do chwili obecnej. Na razie się nie ukaże, gdyż nie spodobała się wydawnictwu Rampart Press, które było nią pierwotnie zainteresowane. Jeśli chodzi o książkę o etyce, to na razie gotowa jest tylko jej częsć. Teraz pracuję nad książką o libertarianizmie dla oficyny MacMillan. Planowany tytuł to „For a New Liberty”. Jest to książka raczej trudna do napisania. Najpierw opisałem spory w ruchu, odnośnie tego, kto do niego należy, a następnie zająłem się filozofią ruchu, takim rdzeniem filozofii libertariańskiej. Właśnie skończyłem rozdział o edukacji, następny będzie o opiece społecznej. Kiedy tylko skończę, zajmę się książką o etyce, która tak naprawdę jest moją ulubioną. Próbuję wywieść etykę, tak jak zrobiłem to z ekonomią, z sytuacji Robinsona Crusoe i Piętaszka – taka filozofia polityczna Robinsona. Pokażę, co dzieje się, gdy Robinson i Piętaszek angażują się w wolny handel i wymianę. Zamierzam też napisać historię Stanów Zjednoczonych. Doszedłem do Konstytucji. To będzie historia USA z libertariańskiego punktu widzenia. Bardzo trudno coś takiego napisać, gdyż nie znamy wielu faktów.

-Panie doktorze, w imieniu czytelników i naszej redakcji dziękujemy za wywiad.

-Proszę bardzo.
_______________________
Tłumaczenie: Michał Gadziński
na podstawie: „Exclusive Interview With Murray Rothbard”
http://www.lewrockwell.com/rothbard/rothbard103.html

3 thoughts on “Wywiad z Murrayem Rothbardem

  1. w 1973 napisał The Machinery of Freedom, więc rok wcześniej musiał mieć choć mgliste pojęcie ;]

    co do wywiadu, to bardzo elo, jak wszystko Rothbarda.

    tłumaczenie jest natomiast tragiczne. nie wspominając już o tych zapożyczonych neologizmach jak np. 'koercyjny’ czy masie literówek, chodzi głównie o pomijanie niektórych pytań i wypaczanie znaczenia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *