Rząd podjął kolejną ofensywę. Tym razem „społeczno-cywilizacyjną”.
A dokładniej to chyba prokreacyjną. Oczywiście nie chodzi o to, że ministrowie zaczną robić dzieci. Zaczną jedynie budować żłobki dla dzieci, żeby było je gdzie zostawiać, gdy ich rodzice i dziadkowie pod ekonomicznym przymusem wprowadzonym przez rząd, będą w pracy zarabiali na podatki na pensje dla ministrów.
Młody człowiek wchodzący właśnie w wiek produkcyjny i reprodukcyjny szuka pracy. I ją znajduje. Jego pracodawcę stać na zapłacenie za jego pracę 3.600 zł. miesięcznie. Ale brutto. Z tych 3.600 zł. (czyli wartości „podaży” jego pracy) młody człowiek otrzyma do kieszeni ok. 2.000 zł. Resztę (1.600 zł.) przejmie państwo w postaci zaliczki na PIT i „składek ubezpieczeniowych”. Z tymi 2.000 zł wyruszy on na zakupy. Zapłaci więc jeszcze VAT i akcyzę oraz częściowo proporcjonalną wartość wszystkich innych podatków, opłat, składek itp., które sprzedawcy udało się wrzucić w koszty swojej działalności.
W tej sytuacji żona/partnerka młodego człowieka musi iść do pracy. Oczywiście niektóre panie uwielbiają pracować: wstawać o 6.00, robić śniadanie, wieść dzieci do żłobka, żeby potem zdążyć dojechać do pracy na 8.00, do 16.00 użerać się z szefem, którego uważają często za idiotę, o 17.00 odbierać dziecko, potem robić kolację, a na koniec tak mile spędzonego dnia oddawać się jeszcze poprawianiu sytuacji demograficznej Polski. Po to, żeby zarobić „na rękę”… 1.600 zł. miesięcznie – z których, idąc na zakupy, zapłacą jeszcze VAT, akcyzę… itp. Bo przecież kobiety za taką samą pracę zarabiają statystycznie o 20% mniej niż mężczyźni. Czyli, że zarobią dokładnie tyle (1.600 zł), ile państwo zabrało ich mężom/partnerom (1.600 zł.) za to, że poszli do pracy, która została wyceniona na 3.600 zł.
Kiedyś dzieci można było zostawić dziadkom. Ale już nie długo nie będzie można. Żeby mieć emeryturę dziadkowie będą musieli pracować do wieku, w którym ich wnuki wyrosną już nie tylko ze żłobka, ale nawet i z przedszkola.
A na czym dokładnie ma polegać ofensywa rządu? Otóż rząd postanowił nie przejmować się w końcu bakteriami. Żłobki nie będą musiały mieć statusu zakładu opieki zdrowotnej. To akurat ma sens, gdyż jak się w domu wychowuje dzieci, to też nie według przepisów o zakładach opieki zdrowotnej. Ale zatrważająca jest argumentacja. Ustawa „ma spowodować aby kompromitujące (podkreślenie moje) dane, które mówią o tym, że w Polsce tylko 2% najmłodszych jest objętych opieką pozarodzicielską przestaną straszyć”.
Doszliśmy do stanu, w którym fakt, że małe dzieci objęte są opieką rodzicielską a nie pozarodzicielską jest kompromitujący! Już Platon utrzymywał, że rodzice nie powinni wychowywać, ani nawet znać, swoich dzieci. Ale przypomnę, że w idealnym państwie Platona zasady te dotyczyły tylko rządzących (filozofów i żołnierzy), a nie rządzonych. Na lud postulat „uspołecznienia” dzieci rozciągnęli dopiero komuniści…
Robert Gwiazdowski
22.09.2010
***
Tekst był wcześniej opublikowany na blogu autora
Przepraszam za spam, ale pod czyim artykułem, jak nie pod art. Gwiazdowskiego mam umieścić polewkę z jego śmiertelnego wroga, Jacka Żakowskiego podaną w rothbardiańskim sosie :)?
Jeśli ktoś ma http://zazajana.webnode.com/news/kwoka%20%C5%BCakowski%20i%20inni%20inteligenci/
More posts of this qutlaiy. Not the usual c***, please
Usual what? What „c***”? I mean – what is that word?