Co podzieliło anarchistów-mutualistów i anarcho-komunistów w Ameryce, w drugiej połowie XIX wieku? Kwestia tego, czy do pożądanego stanu dojść można poprzez przemoc, czy też nie można. Owszem, inna sprawa, że anarchisci z Bostonu (czyli własnie anarcho-mutualiści) twierdzili, że anarchiści z Chicago (głównie o zwolennicy dobrowolnego komunizmu) nie sa wcale anarchistami – ale uważali oni tak dlatego właśnie, że anarcho-komuniści gotowi byli dokonać aktów przemocy w celu osiągnięcia swoich celów politycznych. Komuniści niezależnie od odcienia zazwyczaj należą do kolektywistów, bostońscy anarchiści byli indywidualistami zarażonymi mutualizmem. Dla jednych ważny był dobrobyt i brak wyzysku w warunkach wolności, dla drugich odwrotnie. Jedni uważali, że kapitalizm i państwo muszą być znoszone oddzielnie i siłą, bo zarówno jedno jak i drugie jest źródłem tyranii. Państwowy przumus był czymś strasznym, ale istniał zarówno dzięki przemocy urzędników państwowych jak i wyzyskowi kapitalistów (jako klientów państwa).
Anarchoindywidualiści pokroju Tuckera twierdzili coś innego – to przymus może być efektem niedoli, tylko przymus. Może on jednak mieć skutki bardziej lub mniej bezpośrednie. Najbardziej oczywistym przykładem sytuacji, gdy stosunki społeczne miałyby być (z czym każdy wolnościowiec bardziej „na prawo” się chyba zgodzi) kształtowane przez przymus jest pobieranie przymusowej płaty przez państwo, czyli podatku. Jako bardziej pośrednim efektem przymusu państwowego anarcho-indywidualisci tamtego miejsca i czasu podawali właśnie lichwę, czyli wszystkie zyski nie pochodzące z pracy, ponieważ według nich możliwe były one tylko dzięki monopolowi bankowemu (dlaczego? Odsyłam Czytelników do artykułu „Wolnorynkowy Socjalizm” dobrze znanego im autora, oraz do np. tekstów Tuckera lub strony Kevina Carsona www.mutualist.org). Jednak ich celem nie było walczenie ze skutkami choroby, ale jej przyczyną – przymusem (groźbą przemocy) lub samą przemocą. A przemoc była niesłuszna, bo zabierała człowiekowi wolność. Anarchokomunisci nie widzieli tego tak jasno – dla nich przymus był zły, przemoc też, jednak w zgodnie z doktryną a-komów nie tylko wyzysk był efektem przymusu, lecz także przymus napędzany był przez wyzysk, dlatego użycie przemocy wobec kapitalistów, jako sposobu walki z kapitalizmem, było dopuszczalne (a za takie użycie przemocy Benjamin Tucker osobiście gotów był „zmieść z powierzchni ziemi” każdego anarchistę). Jednak, czy anarchizmu (oraz pokrewnego mu libertarianizmu) nie dałoby się sprowadzić TYLKO do sprzeciwy wobec inicjacji przemocy, co uczyniłoby tezę anarchokomunistów całkowicie niesłuszną? Ja uważam, że tak. Ba, uważam, że tylko odrzucenie przemocy jako sposobu na cokolwiek innego niż obronę swojej nietykalności oraz uczciwe zdobytej własności (bo tak rozumiem pojęcie -no initial force) odróżnia mnie i wolnościowców od tych ludzi, którzy nie lubią ludzkiej swobody. Moje skromne zdanie jest takie, że tak naprawdę z całej ludzkiej ideologii liczy się tylko to, czy gotów ją wcielać za pomocą przemocy, czy nie. Wydaje się to oczywiste? Ale to ma określone konsekwencje! Nie jest mi wrogiem nikt, kto chce pokojowo żyć – komunista, anarchista, libertarianin, konserwatysta każdego koloru i wyznania. Nie może być, jeśli naprawdę droga jest mi swoboda wszystkich, a nie tylko moja. Słyszałem już randystów, libertarian, anarchistów mówiących/piszących „nie ma wolności, dla wrogów wolności!”. W tym określonym przypadku mieli oni na myśli komunistów, ale taka uwaga zawsze będzie niesłuszna, jeśli będziemy na myśli mieli ludzi wrogich swobodzie tylko w słowach. Nie kradnących, zabijających lub oszukujacych komunistów. Po prostu komunistów. PISZĄCYCH i MÓWIĄCYCH, że czas na rewolucję, na odbieranie ludziom własności w naszych oczach słusznie zdobytej, czyli takiej, której przysługuje ochrona. Jakie są ich ofiary? Tysiące, miliony zmarnowanych arkuszy papieru, zaplamionych farbą drukarską. Czyżby wspomniani wolnościowcy-przeciwnicy komunizmu stali się radykalnymi „ekologami” i zaczęli nagle martwić się losem „zielonych płuc Ziemi”. A może tylko chcieliby uprzedzić nadchodzącą przemoc, po co czekać? Nie, nazwą tej gry nie jest libertarianizm. Nie można ograniczyć kogoś za coś, czego jeszcze nie zrobił. Jeśliby ktoś wprost napisał, że już czas i ktoś by zrozumiał to wprost zaczął wprowadzać w życie – to tak, należy się zastanowić, co zrobić z autorem słów. Człowiek odpowiada za swoje rozkazy. Oczywiście, możliwe, że wspomniani wolnościowcy mieli na myśli właśnie to. Albo chcieli tylko słownie wyrazić nienawiść. Każdemu wolno. Ważne jest jednak, by tępić fizycznie tylko inicjację przemocy, natomiast poglądy zostawić w spokoju. Może to jasne dla wszystkich. Jednak, ja pamiętam inną wypowiedż, też dotyczaca nieszczęsnych czerwonych braci – mieli zostać wszyscy wyrzucenie nad jakimś oceanem. Zgodnie z przedstawionym powyżej moim pogladem na sprawę, nie jest to ani trochę wolnościowe postępowanie. Morderców – owszem, można topić, jeśli byłby to najbardziej ekonomiczny sposób. Anarchiści z Bostonu doszukiwali się źródeł poparcia dla przemocy u anarchistów z Chicago w ideologii komunistycznej, jako w sposób naturalny autorytarnej i propaństwowej przez to. Moim zdaniem popełnili błąd – żadna koncepcja społeczna, nie zakładająca na początku inicjacji przemocy, w szkielecie, w samej swej pierwotnej strukturze, nie może być oskarżona o bycie autorytarną, agresywną z „natury”. Przykładowy komunizm to tylko koncepcja, według której wspólne posiadanie dóbr jest sprawiedliwsze i bardziej wydajne od systemu indywidualnej własności. Nie zakłada dojścia do takiego stanu poprzez jakiś brutalny przewrót społeczny. Nie zakłada nawet, w swej bardzo ograniczonej formie, konieczności stania się ogólnym. Dopiero mocne przekonanie, wiara w to, że przemoc użyta do realizacji innych celów niż samoobrona może przynieść dobre efekty, czyni jakiś pogląd antywolnościowym. I nawet wtedy, człowiek głoszący taki pogląd nie powinien ulegać sankcjom za samo głoszenie go. Dopiero, gdyby zaczął wprowadzać go w życie, lub oczywistym wydawałoby się, że ktoś pod wpływem głoszonych przez niego poglądów zaczął inicjować przemoc, można byłoby z czystym sumieniem (tak, tak, pisze to amoralista dziatki, nie przecierajcie oczu) dać mu w mordę, skuć go, zamknąć, zastrzelić, otruć itd. Inaczej nie będziemy niczym różnić się jakościowo tak naprawdę w tej kwestii od bolszewików, Świętej inkwizycji lub wiernych sług Adolfa S., znanego także jako Adolf Hitler – będziemy ludzi karcić za myśli, robić coś, czego nawet dosyć brutalni w sumie Rzymianie nie polecali.
Jaś Skoczowski
listopad 2004 r.
=========================
Autor artykułu prowadzi bloga Król Jest Nagi
Jasiu, ja Cie prosze – rozbijaj teksty na akapity, gdyz inaczej wszystko sie strasznie zlewa i czytac nie idzie…
W.
satan… te teksty były rozbijane… dawno temu. potem były wrzucane na liberatora… i potem to już różnie bywało.